Autor: Ignacy Morawski

Ekonomista, założyciel serwisu SpotData.

Europa Środkowa będzie doganiać szybciej niż Azja

Spowolnienie gospodarcze na rynkach wschodzących stawia pytanie, jaka jest przyszłość tych krajów. Czy mimo obecnego spowolnienia, będą one wciąż nadganiały kraje rozwinięte, tak jak w ostatnich 20-30 latach? Czy też wrócimy do sytuacji charakterystycznej dla lat 1870-1970, kiedy to kraje uboższe utrzymywały stały dystans lub nawet traciły do krajów zamożniejszych?
Europa Środkowa będzie doganiać szybciej niż Azja

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Inaczej mówiąc, czy wielka konwergencja to proces trwały czy tylko chwilowy kaprys historii?

Tą wielką konwergencję widać chociażby w zróżnicowaniu poziomu dochodu na świecie – od rewolucji przemysłowej do lat 70. XX wieku, zróżnicowanie rosło, ponieważ bogaci uciekali biednym. Od lat 70., zróżnicowanie bardzo szybko maleje, ponieważ biedniejsi zaczęli doganiać bogatych.

Dominujące spojrzenie w międzynarodowych instytucjach finansowych jest takie, że wielka konwergencja będzie trwała. Dobrze oddają to prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Wskazują one, że średni wzrost rynków wschodzących w najbliższych pięciu latach wyniesie 5 proc., czyli 0,4 pkt proc. szybciej niż średnia w latach 1980-2015. Aż dwie trzecie tego wzrostu będzie generowane w Azji, szczególnie w tak dużych gospodarkach jak Chiny, Indie czy Indonezja. Wschodząca Azja ma rozwijać się w tempie 6,2 proc., czyli zaledwie 1 punkt procentowy wolniej od średniej z lat 1980-2015, która była kosmicznie wysoka.

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

 

Wzrost-gospodarczy

Wielu ekonomistów kwestionuje jednak ten optymizm. Ostatnio Robert Barro, który zasłynął badaniami nad wzrostem gospodarczym, opublikował badanie, w którym ostrzega, że Chiny mogą długookresowo rozwijać się w tempie 4 proc. lub niżej (3,5 proc. per capita, ale do tego trzeba dodać wzrost ludności, który przez najbliższą dekadę powinien być dodatni) – wobec ponad 6 proc., jakie przewiduje MFW i 6,5 proc. zakładanych przez rząd w Pekinie. Niedawno podobne badanie opublikowali Lawrence Summers (ten od hipotezy sekularnej stagnacji) i Terry Pritchett. Twierdzą oni, że generalnie prognozy dotyczące dużych krajów azjatyckich są zbyt optymistyczne.

Oba modele są do siebie dość podobne, w takim sensie, że starają się oszacować możliwe do osiągnięcia tempo wzrostu jako funkcję poziomu rozwoju (konwergencja – kraje uboższe rozwijają się nieco szybciej) oraz niewielkiej liczby dodatkowych czynników strukturalnych. Idą w ślady literatury, która kwitła szczególnie w latach 90. U Barro te czynniki to m.in. stopa inwestycji, jakość rządów prawa, czy otwartość handlowa. Summers i Pritchett mają jeszcze prostsze podejście. Ich zdaniem próba znalezienia dokładnych determinantów wzrostu jest bezcelowa, ponieważ nie ma takiej grupy czynników, co do których istniałby jakikolwiek konsensus. Argumentują, że statystycznie najlepszą prognozą jest jakaś średnia ważona między długookresowym globalnym tempem wzrostu, średnią historyczną dla danego kraju oraz efektem konwergencji.

Oba modele mają też jeden wspólny wniosek: bardzo szybkie tempo wzrostu rynków wschodzących z ostatnich 20-30 lat nie jest absolutnie żadną gwarancją, że podobnie szybkie tempo zostanie osiągnięte w kolejnych latach. Wręcz przeciwnie, lepiej prognozować, że nadzwyczajne wyniki jakiegoś kraju nie będą kontynuowane. To nie oznacza, że konwergencja zostanie całkowicie wstrzymana, ale że jej tempo może być rozczarowujące, szczególnie na tle ostatnich dekad. Barro przekonuje, że największym wyzwaniem dla Chin może być uniesienie politycznych konsekwencji spowolnienia gospodarki. Argument ten można przenieść na inne kraje. Marzenie o szybkim dogonieniu krajów rozwiniętych może być nie do zrealizowania, a polityczne udźwignięcie marzeń rodzącej się klasy średniej może być ogromnie trudne.

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Czy ostrzeżenie, że wzrost rynków wschodzących może być niższy od oczekiwań, dotyczy też innych regionów, poza Azją? Do modeli Barro i Summersa „włożyłem” dane z innych krajów, by zobaczyć, jak widać ich przyszłość w tym zwierciadle. Okazuje się, że wnioski mogą być czasem odwrotne. W niektórych przypadkach modele te pokazują lepsze wyniki niż prognozy MFW – dzieje się tak na przykład w przypadku Rosji, Brazylii, Czech czy Węgier. Szczególnie te dwa pierwsze kraje są ciekawe, ponieważ wokół nich narosła w ostatnich latach atmosfera głębokiego pesymizmu. Możliwe, że ten pesymizm nadmiernie przesiąkł do prognoz średniookresowych, które nie doceniają strukturalnego potencjału rozwoju tych rynków. Ten potencjał jest oczywiście niski, ale nie musi oznaczać stagnacji.

Polska natomiast stanowi przypadek szczególnie ciekawy. Modele Barro i Summersa pokazują właściwie ten sam wzrost, co prognozy MFW – 3,5 proc. Ta zgodność jest wyjątkowa na tyle innych krajów, co dobrze widać na załączonym wykresie. Można by pokusić się o stwierdzenie, że z którejkolwiek strony nie patrzeć na polską gospodarkę, rozwija się ona zgodnie ze swoim potencjałem. W 2014 r. średni wzrost PKB wyniósł 3,6 proc.

To ani dużo ani mało. Dużo, bo pozwala systematycznie podnosić jakość życia. Mało, bo oczekiwania są znacznie większe. W dyskursie publicznym bardzo często ujawnia się pragnienie, by Polska szybko dogoniła Zachód pod względem dochodu i standardów życia. Przy 3,5-procentowym tempie wzrostu PKB per capita będzie to proces wyjątkowo mozolny, którego końca nie dożyje prawdopodobnie większość żyjących dziś obywateli. Przyjmując, że Niemcy będą zwiększały PKB per capita w tempie 1,5 proc. rocznie, nasz 3,5-procentowy wzrost pozwoliłby dogonić zachodnich sąsiadów za ok. 40 lat. Gdybyśmy zwiększyli wzrost do 4,5 proc., dogonilibyśmy Niemcy w ciągu niecałych 25 lat. Ale już obniżenie wzrostu Polski do 2-3 proc. praktycznie uniemożliwia osiągnięcie celu.

W Polsce bardzo aktualna jest zatem uwaga Roberta Barro, że zaakceptowanie umiarkowanego tempa wzrostu może być dużym wyzwaniem politycznym. Decydenci będą musieli uważać, by nie przekroczyć cienkiej linii między stawianiem celów ambitnych, a stawianiem celów niemożliwych. Te pierwsze mogą mobilizować społeczeństwo, te drugie – wywoływać narastającą frustrację opóźnieniem rozwojowym.

(infografika Dariusz Gąszczyk)
(infografika Dariusz Gąszczyk)
Wzrost-gospodarczy
(infografika Dariusz Gąszczyk)

Otwarta licencja


Tagi