Autor: Paweł Kowalewski

Ekonomista, pracuje w NBP, specjalizuje się w zagadnieniach polityki pieniężnej i rynków walutowych

Zapatero dał podstawy, Rajoy ma mandat do reform

Hiszpańska Partia Ludowa wygrała wybory i zyskała po raz pierwszy w swojej historii większość bezwzględną w Kortezach. W Grecji i we Włoszech władzę objęły rządy technokratyczne. W Hiszpanii władzę obejmuje rząd, który uzyskał mandat do dalszych reform, które podjęte zostały już przez odchodzących socjalistów.

W tygodniu poprzedzającym wybory w Hiszpanii byliśmy świadkami wyłonienia się nowych rządów zarówno w Grecji, jak i Włoszech. Doszli do rządu technokraci, którzy zastąpili albo wypalonych (Papandreu), albo skompromitowanych polityków (Berlusconi). W Hiszpanii mieliśmy do czynienia również z przedwczesnymi wyborami. W normalnych warunkach kadencja odchodzącego Zapatero powinna potrwać jeszcze kilka miesięcy (do wiosny przyszłego roku). Kryzys wymusił wcześniejsze wybory, ale zmiana władzy w Hiszpanii odbyła się na zupełnie innych zasadach niż w Grecji i Włoszech.

Hiszpania, co źle jest tam przyjmowane, zaliczana jest do jednego koszyka krajów PIGS. Kraje te różnią się bowiem pod wieloma względami, a Hiszpanię na plus wyróżniają nie tylko podjęte już reformy, ale także postawa dotychczasowego premiera. Jose Luis Zapatero przegrał wybory, ale można powiedzieć, że poświęcił własną karierę polityczną dla dobra koniecznych reform.

Zdecydowanie jeszcze za wcześnie na ocenę rządów Zapatero. Na pewno nie obyło się bez poważnych błędów w polityce gospodarczej. Tym bardziej, że Zapatero dość długo nie chciał pogodzić się z nadejściem kryzysu. W pewnym momencie zachowywał się tak jakby tego kryzysu nie dostrzegał. Ale kiedy już dostrzegł okazał się politykiem, którego stać było na posunięcia zasługujące na szacunek.

Zapatero doszedł do władzy 14 marca 2004. O jego sukcesie zadecydował tragiczny zamach na stacji kolejowej Atocha w Madrycie, na skutek którego zginęło ponad 190 osób. Przed wybuchem mogło wydawać się, że zwycięzcą będzie dzisiejszy wygrany, Mariano Rajoy. Stało się inaczej, głównie z powodu – jak się okazało – bezpodstawnego uporu ówczesnego premiera Jose Maria Nazara w oskarżaniu za zamach 11 marca baskijskiej ETA, w sytuacji gdy już dla wszystkich jasne było, że za wybuchem stoi Al.-Kaida. Na znak protestu Hiszpanie oddali głos na Jose Luis’a Zapatero i jego partię socjalistyczną Partido Socialista Obroro Espanol.

Zapatero dał się poznać przede wszystkim jako orędownik wielkich zmian społecznych. Dążył do legalizacji związków tej samej płci i daleko idącego równouprawnienia. Nie będzie przesadą twierdzić, że hiszpańskie kobiety poczuły się dzięki niemu bezpieczniej. Na skutek szeroko zakrojonej kampanii dzisiaj każda Hiszpanka wie jak się ma zachować na wypadek przemocy ze strony swojego partnera. Jest to ogromna zmiana w społeczeństwie, w którym status mężczyzny (niekoniecznie należy go mylić z samym macho) był utrwalany od pokoleń.

Sprawy gospodarcze nie były jednak Zapatero tak bliskie. Na początku kryzysu odchodzący obecnie premier zaspał. Nie potrafił podjąć działań na skalę wyzwania z jakim mu przyszło się zmierzyć. Gdy jednak zrozumiał swój błąd podjął ważne działania na rzecz ratowaniu swojego kraju. Jeżeli Hiszpanii nawet nie uda się obronić przed bail–outem, nie będzie to wina ślamazarności polityków, ale bardziej skutek reakcji łańcuchowej wywołanej kryzysem zadłużeniowym.

Pierwsze reformy zaczęto wprowadzać w Hiszpanii już w czerwcu 2010 r. Zdecydowano się m.in. na 5 procentowe obniżenie wynagrodzeń pracownikom sfery budżetowej. Socjalista Zapatero zdecydował się na liberalizację rynku pracy, którego skostniała struktura sięga jeszcze epoki generała Franco. Podjęta została także konsolidacja systemu bankowości hiszpańskiej, rozdrobnionej na wiele słabych kas oszczędnościowych.

Godząc się na przeprowadzenia tak bolesnych reform, Zapatero rozumiał, że tym samym żegna się z perspektywą trzeciej kadencji. Wybrał drogę byłego kanclerza Niemiec Gerharda Shrodera, który też zgodził się na trudne reformy gospodarcze poświęcając swoją dalszą karierę polityczną. Zwycięzcy wyborów Mariano Rajoy powinno być łatwiej wprowadzać dalsze reformy.

Na szacunek zasługuje nie tylko postawa Zapatero, ale umiejętność przywódców obu największych partii (a więc odchodzącego oraz nadchodzącego premiera) do wzniesienia się ponad podziały ideologiczne i przeprowadzenia błyskawicznych zmian, które umożliwiły wprowadzenie nowych zapisów do konstytucji dotyczących ograniczeń w prowadzeniu fiskalnych. Za sprawą tego skoordynowanego działania, Angela Merkel publicznie przyznała, że Hiszpania zasługuje na szacunek i uznanie. W krytycznym momencie Hiszpanii przyszedł w sukurs Europejski Bank Centralny dokonując zakupu hiszpańskich obligacji. Działania EBC miały jednak charakter doraźny. Gdyby nie wspólne działania podjęte zarówno przez Zapatero jak i Rajoy, pozycja Hiszpanii (czytaj wyceny hiszpańskich obligacji) mogłaby dziś wyglądać znacznie gorzej.

Nie wiadomo jak dalej potoczą się losy Hiszpanii. Być może Mariano Rajoy będzie w stanie uspokoić rynki na skutek czego oprocentowanie hiszpańskich obligacji spadnie. Potrzebować będzie do tego dużej dawki szczęścia, gdyż bardzo wiele będzie zależeć od otoczenia międzynarodowego. Rajoy, inaczej niż w przypadku rządów technokratów w Grecji i we Włoszech, ma jednak mandat wyborczy do prowadzenia reform. Tak jak zauważył na łamach Financial Times, prof. Michael Ignatieff najważniejsze wydaje się być zaszczepienie wyborcom przekonania, że reformy dokonuje się z myślą o nich. A nie z myślą o instytucjach z siedzibą we Frankfurcie czy Brukseli, nie wspominając już o rynku obligacji. Przywódcom, którzy zostali wyłonicie w wyborach powszechnych będzie znacznie łatwiej przemówić do społeczeństwa aniżeli technokratom zatwierdzonym przez parlament pod silną presją rynków finansowych.

Autor jest dyrektorem Biura Integracji ze Strefą Euro Instytutu Ekonomicznego NBP

Otwarta licencja


Tagi