Autor: Sebastian Stodolak

Dziennikarz, filozof, muzyk, pracuje w Dzienniku Gazecie Prawnej.

„Krew kapitalizmu wyschnie”?

Jaka będzie przyszłość ekonomii? W książce „Społeczeństwo zerowych kosztów krańcowych” amerykański politolog i ekonomista Jeremy Rifkin dochodzi do śmiałych wniosków. Może nawet zbyt śmiałych, bo częściowo opartych na nieprawdziwych danych.
„Krew kapitalizmu wyschnie”?

(Wyd. Studio Emka)

Klimatolodzy twierdzą, że potrafią przewidywać daleką przyszłość. Czy da się przewidzieć zjawiska gospodarcze, które nie są wynikiem działania sił natury, lecz ludzi? Dokładnie 7 mld ludzi o różnych gustach, sposobach życia, kodeksach wartości; ludzi podejmujących różne wybory, podatnych na wpływy ze strony innych, emocje i działanie przypadku? Wobec powyższego w gospodarce takie prognozowanie, jak w naukach przyrodniczych, jest niemożliwe.

Słynny ekonomista John Kenneth Galbraight mawiał, że „prognozowanie ekonomiczne sprawia, że nawet astrologia wygląda na godną szacunku”. Większość przytaknie, choć telewizyjne gadające głowy wciąż wróżą z fusów przyszłoroczne PKB, inflację – ale czy równie sceptyczni jak wobec nich jesteśmy, gdy mamy do czyniania z tzw. wizjonerami? Oni nie przewidują, tylko roztaczaja wizje. Wyławiają z rzeczywistości tysiące faktów, wiążą je w jedną całość, w oparciu o nią budują teorię rozwoju wypadków i voilá! Wizja przyszłości gotowa. Takim wizjom dajemy się często uwodzić.

U progu rewolucji

Właśnie z tego względu mam problem z książką, którą właśnie wydało Studio Emka, tj. ze „Społeczeństwem zerowych kosztów krańcowych” Jeremy’ego Rifikna. Z jednej strony okładkowych rekomendacji udzielili mu m.in. Yochai Benkler, wybitny prawnik z Harvard Law School, czy uznany spec od społecznego oddziaływania nowych technologii Kevin Werbach z Wharton School. Niestety, nie wystarczy odwołanie się do autorytetu, by obronić tezy stawiane przez Rifkina.

A te są niezwykłe, pociągające, prowokacyjne i śmiałe. Oto zdaniem autora żyjemy u progu trzeciej rewolucji przemysłowej. W XVIII w. miała miejsce pierwsza, czyli przejście od rolnictwa i manufaktur do produkcji fabrycznej. Jej symbolem jest maszyna parowa. Druga datowana jest na przełom XIX i XX w. i kojarzona jest z ultraszybkim rozwojem nauki i takimi wynalazkami, jak żarówka, telefon, czy radio. Trzecia to cały kompleks zjawisk, które prowadzą do zmierzchu kapitalizmu i przejścia z epoki ograniczonych zasobów, własności prywatnej, konkurencji i walki o zyski do epoki współpracy i obfitości oraz powszechnego dostępu do kapitału. Brzmi utopijnie? Rifkin przedstawia argumenty.

Internet zdominował nasze życie, ale zwykłe strony www to jeszcze nie rewolucja. Będzie nią internet rzeczy (Internet of Things, IoT), czyli sieciowe powiązanie różnego rodzaju urządzeń, których używamy na co dzień. Wkrótce nawet nasze pralki i tostery będą podłączone do sieci. Informacja płynącą z urządzeń i zapisywana w „chmurze” może być nie tylko szybko przetwarzana – dzięki IoT możliwa jest automatyczna na nią reakcja. Zdaniem Rifkina to sposób na zoptymalizowanie wykorzystania nadwyżek albo nieużywanych zasobów.

Na przykład coraz większa część z nas będzie się zamieniać z konsumentów w prosumentów energii. Co to znaczny? Że upowszechni się samowystarczalność energetyczna gospodarstw domowych oparta na zielonej energię pozyskiwanej na własną rękę. Ilość tej energii będzie często większa niż potrzeby gospodarstwa – będzie można ją więc udostępnić albo sprzedać. To już się dzieje.

Weźmy teraz całe to mobilne szaleństwo związane z aplikacjami pokroju Ubera, które eliminują pośredników w różnych branżach. Zwróćmy uwagę na tę ostrą konkurencję cenową, którą wywołał internet, ograniczając koszty składowania, marketingu, a nawet produkcji. To zmienia sposób patrzenia na własność.

>>więcej: Każda branża doczeka się swojego Ubera

Ludzie już teraz udostępniają swoje auta, domy, twórczość i umiętności innym. W przyszłości ten trend zacznie dominować. Ludzie będą raczej udostępniać sobie zasoby niż je posiadać na wyłączną własność. Instynkt dzielenia się przeważy nad instynktem gromadzenia. „Być” w końcu zastąpi „mieć”.

Oczywiście są i zagrożenia – zwłaszcza ze strony tych, którym ten proces jest nie na rękę, np. monopolistów rynkowych. Na nich jednak przyjdzie kryska w związku z rozpowszechnieniem się druku trójwymiarowego, który pozwoli ludziom pozyskiwać właściwie wszystko – od ubrań po pożywienie – i da im kolejną sferę niezależności. Drukarki zaś same będą się replikować. Zniknie podział na kapitał i pracę. Kapitalistyczne rynki staną się niszowe.

Tak to sobie Rifkin wyobraża, a swoje wyobrażenia uzasadnia masą różnego typu danych – od regularnych danych statystycznych potwierdzających istnienie trendów, o których pisze, po anegdotyczne przykłady jakichś kiełkująch pomysłów i technologii z Doliny Krzemowej. To wszystko czyta się z wypiekami na twarzy. Ani się obejrzysz, a wchłoniesz te 350 stron i dasz się przekonać, że nadchodzi zmierzch kapitalizmu.

A Amazon wciąż zatrudnia…

Tyle że zmierzch kapitalizmu głoszono już nieraz. Gdy słyszymy to sformułowanie, powinna się nam zaświecić lampka alarmowa. O co chodzi Rifkinowi? Jak definiuje kapitalizm?

Rifkin – jak Marks – widzi w systemie kapitalistycznym wewnętrzną sprzeczność. Kapitalizm to konkurencja. Ostatecznym rezultatem konkurencji jest sytuacja, w której doprowadza się „produktywność do punktu, w którym każdy dodatkowy produkt zbliża się do niemal zerowych kosztów krańcowych”. Spadające koszty krańcowe oznaczają, że w pewnym momencie produkcja będzie równała się kosztowi materiałów i pracy, znikną marże, a więc i zysk. „Krew kapitalizmu wyschnie” – pisze Rifkin.

Trudno nie usłyszeć tutaj echa marksowskiej teorii nadprodukcji, zgodnie z którą przemysł będzie produkował coraz więcej i więcej, aż nie będzie już mógł czerpać z tego zysków (bo nie będzie komu kupować) i się załamie. Oczywiście Rifkin idzie w innym niż Marks kierunku, bo nie przewiduje rewolucji socjalistycznej, tylko relatywnie płynne przejście od kapitalizmu do gospodarki obfitości. Jego zdaniem jest to „sprzeczne z potocznym myśleniem, ale to właśnie się dzieje”.

Żeby udowodnić nadchodzące załamanie kapitalizmu, musi jednak poszukać lepszych dowodów niż te, które zaprezentował – mnogość statystyk i anegdot wcale nie przekłada się u niego na jakość. W luźnym, iście publicystycznym stylu podchodzi do swojej, zdawałoby się, naukowej argumentacji. Przykład: zdaniem Rifkina na naszych oczach wali się dogmat, że większa produktywność i innowacyjność tworzy nowe miejsca pracy i w efekcie netto mamy ich więcej. Rifkin mówi: zobaczcie, po kryzysie 2008 r., gdy przemysł nauczył się ciąć koszty i z pomocą robotów (a mniejszą siłą ludzką) osiągać te same albo i lepsze wyniki, zatrudnienie w wielu branżach spadło. To według niego dowód, że praca najemna przejdzie do historii.

Rifkin w ogólnie nie wnika w strukturalne, ale niezwiązane z robotyzacją powody pokryzysowego bezrobocia. Interesuje go tylko radykalna teza i zasypanie czytelnika przykładami.

Znikające na rzecz automatów miejsca pracy ilustruje przykładem robotyzacji magazynów Amazona. Światowy lider handlu internetowego ma rzekomo eliminować „mniej wydajną pracę rąk ludzkich w każdym ogniwie logistycznego łańcucha wartości”. Jak wygląda rzeczywistość? Zatrudnienie w Amazonie regularnie rośnie. Np. w III kwartale 2015 r. o 39 tys. osób na świecie. Rośnie także w centrach logistyki Amazona w Polsce. Jak tłumaczą przedstawiciele firmy, dzieje się tak właśnie dlatego, że robotyzują swoje magazyny.

– Wprowadzenie technologii Amazon Robotics do jednego z naszych centrów logistyki e-commerce znajdującego się w Bielanach Wrocławskich zwiększyło zatrudnienie o 170 osób, w tym także utworzyliśmy wiele wysoce wykwalifikowanych stanowisk technicznych i inżynieryjnych. Wprowadzenie nowych technologii służy ułatwieniu pracy pracownikom, a nie ich zastępowaniu – tłumaczy mi Marzena Więckowska, rzecznik prasowy polskiego Amazona.

>>czytaj też: Nowa rewolucja zwiększy liczbę miejsc pracy

Kapitalizm nigdzie się nie wybiera

Nietrafione bywają nie tylko niektóre przykłady, lecz także szczegółowe prognozy, które składają się na argumentację Rifkina. Nie docenia on np. rewolucji łupkowej, uważając, że nie przełoży się ona na długotrwałe spadki cen gazu i ropy. Zdaniem Rifkina wydobycie ropy już wkrótce stanie się nieopłacalne, a jej ceny niebotycznie wzrosną. „Piaski roponośne nie są jeszcze wykorzystywane komercyjnie, ceny ropy oscylują wokół 80 dol. za baryłkę, a przypomnijmy sobie, że jeszcze kilka lat temu taka cena zostałaby uznana za prohibicyjnie wysoką” – argumentował Amerykanin (książka ukazała się w oryginale w 2014 r., dwa lata później ceny ropy spadły do niecałych 40 dol. za baryłkę). Rifkin wieszczy zmiany, a nie docenia zmienności.

To nie jest zła książka. O nie! Jest warta uważnej lektury, gdyż wiele rzeczy opisuje w sposób trafny i ciekawy (np. rozwój druku 3D). Można by ją jednak z powodzeniem skrócić o połowę, wyrzucując nierzetelne bądź wątpliwe dane i przykłady. Nie zaszkodziłoby jej także złagodzanie antykapitalistycznej wymowy. Prognozy, że kapitalizm zostanie zastąpiony gospodarką współpracy, obfitości i dostępu są absurdalne, gdyż gospodarką współpracy, obfitości i dostępu jest… sam kapitalizm.

Gdyby nie współpraca, umiejętne gospodarowanie i produktywne wykorzystawnie zasobów (budowanie na ich bazie obfitości) oraz udostępnianie własnego talentu innym, nie miałby racji bytu. Wbrew analizie Rifkina gospodarczy tort rośnie, a nie maleje. Jest tak także dlatego, że na świecie codziennie pojawiają się nowe talenty, które to, co już mamy, potrafią wykorzystać na sposób, o którym się nam nie śniło. Czasami jednak nowe idee są tak przełomowe, że wiążemy z nimi przesadne nadzieje. I to jest według mnie przypadek Rifkina.

(Wyd. Studio Emka)

Otwarta licencja


Tagi