Autor: Małgorzata Grzegorczyk

Dziennikarka dziennika Puls Biznesu, specjalizuje się w obszarze inwestycji zagranicznych w Polsce i na świecie.

Lepiej nie kupować zagranicznych inwestorów

Sławomir Majman, prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych, nawet porażkę przy ściąganiu projektu nazywanego inwestycją dekady przekuwa w sukces. I dalej ciągnie wózek, do którego oprócz zagranicznych inwestycji, wpadły w ostatnich latach m.in. projekty promocji Polski w Chinach i Afryce, Expo w Mediolanie czy wspieranie polskich firm w kraju i za granicą.
Lepiej nie kupować zagranicznych inwestorów

Sławomir Majman, prezes PAIiIZ (Fot. PAP)

ObserwatorFinansowy.pl: Czy stracona inwestycja Jaguara obnażyła słabość polskiego systemu wsparcia? Specjalne strefy ekonomiczne, które są jego podstawą, pozwalają na pomoc publiczną w postaci zwolnień podatkowych. Granty stanowią tylko niewielką część pomocy oferowanej inwestorom przez polski rząd. Jaguar przy projekcie za 1,7 mld euro mógł dostać około 1,2 mld zł pomocy publicznej. Polski rząd zaproponował 350 mln zł grantu, a resztę głównie w zwolnieniach podatkowych. Słowacy dali kilkukrotnie większy grant gotówkowy. Może lepiej mieć system, który na to pozwala?

Sławomir Majman: Naszym biznesem nie jest kupowanie inwestycji. Naszym biznesem jest rozsądne rzeźbienie mapy gospodarczej Polski. Wolę, żeby w siedmiu województwach powstało po 300 miejsc pracy, niż żebyśmy w jednym – za najwyższy grant gotówkowy – mieli jedno olbrzymie przedsięwzięcie.

Ale może jednak specjalne strefy ekonomiczne to nie jest dobre rozwiązanie w dzisiejszych czasach?

Niech pani to powie tym 30 tys. ludzi, którzy co roku znajdują w strefach pracę. Dopiero teraz Jean-Claude Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej, mówi o uprzemysłowieniu Europy. My przy pomocy stref od kilkunastu lat rzeźbimy krajobraz gospodarczy Polski i stworzyliśmy nowe przemysły tam, gdzie ludzie snuli się całymi dniami bez roboty: w Łodzi – AGD, w Wałbrzychu – samochodowy.

>>więcej

Czyli nasz system jest idealny?

Żaden system nie jest bezbłędny, natomiast nasz się sprawdza. Zmieściliśmy się w pierwszej piątce w Europie na opublikowanej przez UNCTAD liście krajów, do których trafia najwięcej bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Po raz pierwszy jesteśmy notowani tak wysoko. To znaczy, że firmy korzystają z naszego systemu. Nie jest dobrym pomysłem wyrzucanie gotówki z naszych podatków – przepraszam, brzmi to demagogicznie, ale taka jest prawda – po to, żeby za wszelką cenę dla celów propagandowych powiedzieć, że mamy jedną wielką cudowną fabrykę.

Ale przecież tak naprawdę byliśmy gotowi dać taką samą pomoc publiczną jak Słowacy, tylko w większości w zwolnieniach podatkowych.

To nie jest to samo, bo zwolnienia podatkowe do nas wracają. Od 2011 r. z grantami o łącznej wysokości 350 mln zł byliśmy w stanie stworzyć 17 tys. miejsc pracy, a nie 4 czy 5 tys. Oczywiście miło mieć wielką fabrykę Jaguara, ale nie za wszelką cenę.

Mówi się, że dla inwestora ważną kwestią było też wejście na działkę już we wrześniu. Było to niemożliwe w przypadku Dolnośląskiej Strefy Aktywności Gospodarczej tworzonej dopiero w Jaworze, w której mieszka kilkanaście rodzin. Czy nie mogliśmy zrobić specustawy pozwalającej na przyspieszenie procedur, tak, jak Słowacy, który znowelizowali swoje przepisy w lipcu?

Nawet, gdyby tak było, przypomnę, że stworzenie specustawy, która umożliwiała budowę autostrad i dróg szybkiego ruchu, zajęła nam 11 lat. Wysiedlanie ludzi, żeby zbudować fabrykę, raczej nie spotkałoby się z uznaniem opinii publicznej. Gdybym był posłem, ręka by mi zadrżała przy głosowaniu. Proces legislacyjny na pewno nie byłby tak ekspresowy, jak w zdesperowanej Słowacji.

>>czytaj więcej: Wsparcie dla inwestorów: co, gdzie, komu, ile i za co 

Dlaczego my nie potrafimy tego tak szybko zrobić? Może dlatego, że tam jest nowy premier?

Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych zakończyła w ubiegłym roku 54 projekty, dzięki którym firmy zainwestują 1,8 mld euro i powstanie 8,8 tys. miejsc pracy. SARIO, nasz słowacki odpowiednik może się pochwalić 25 projektami za 170 mln euro i 4,6 tys. etatów. Słowacki boom inwestycyjny, sprzed 7-8 lat, był związany tylko z jedną dziedziną: przemysłem samochodowym i zamroził inwestycje w innych sektorach. My mamy sześć czy siedem kart w talii, czyli sześć czy siedem sektorów, które mniej więcej równomiernie przynoszą nam miejsca pracy.

Może na Słowacji sytuacja polityczna była bardziej sprzyjająca? Nowy premier, który chce się popisać sukcesem versus polski rząd trzy miesiące przed wyborami?

Polski rząd mógłby sobie teraz szukać popisowego numeru, ale wszyscy zachowali się przytomnie. Postanowili nie popisywać się przed wyborcami za wszelką cenę.

A może nie udało się nam przez tarcia na linii PAIIZ – Ministerstwo Gospodarki? Od kwietnia trwa wybór zarządu w PAIiIZ. Konkurs na wiceprezesów, potem jednego wiceprezesa, był przerywany, przedłużany, teraz nie ma żadnego. Pozostał pan jedynym członkiem zarządu.

Bardzo się cieszę z zaufania, jakim mnie obdarzyła rada nadzorcza. Zarząd się zmniejszył, bo zakończyliśmy po pięciu latach realizację programu promocji Polski Wschodniej. Agencja obsługuje dziś 179 projektów, o 20 proc. więcej niż miała przed rokiem.

Czyli nie było tak, że coś w polskim systemie nie zadziałało?

Nie. Głównym negocjatorem było Ministerstwo Gospodarki, PAIiIZ był współnegocjatorem i dostawcą fachowych materiałów. Świetnie w czasie negocjacji spisała się strefa ekonomiczna w Legnicy, samorządy wszystkich szczebli. Tylko powtarzam: my nie kupujemy inwestycji. Mamy na tyle dobrą sytuację makroekonomiczną, argumenty dotyczące zasobów rynku pracy, infrastrukturę, za którą nas kiedyś krytykowano, a teraz jest to jeden z czynników przemawiających za wyborem Polski. My nie musimy wyrzucać pieniędzy przez okno.

(infografika D. Gąszczyk)

(infografika D. Gąszczyk)

Zostawmy Jaguara. Proszę powiedzieć, co tam na Expo w Mediolanie, panie komisarzu generalny?

Z dużymi obawami myślałem o tej wystawie. Po pierwsze, w Szanghaju odnieśliśmy niebywały sukces, mieliśmy 8,5 mln zwiedzających, więcej niż np. Niemcy. Tam mieliśmy 3,5 roku na przygotowania, tu – rok. Mediolan okazał się jednak – nie tak oczekiwanym jak w Szanghaju – sukcesem promocyjnym Polski. Kilka dni temu odnotowaliśmy rekord frekwencji: pawilon odwiedziło 13 tys. osób, podczas gdy Amerykanie mają dziennie 11 tys. zwiedzających.

Czy to przez ten pośpiech kontrakty na organizację Expo i wydarzeń dodatkowych za łącznie prawie 27 mln zł wygrały firmy EasyLog i Berm związane z człowiekiem, który ma zarzuty prokuratury za ustawianie przetargów? Kulisy24 cytują anonimowego pracownika Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, organizatora jednego z przetargów, który przyznaje, że czas był obok ceny kluczową kwestią przy wyborze.

Byłoby wielką niesprawiedliwością i wypaczeniem, gdyby dotychczasowy sukces polskiego udziału w Expo i prace kilkudziesięciu osób i firm przysłoniły perypetie z prawem jednego faceta. Pośpiech nie ma tu nic do rzeczy. Przyczyną tej sprawy są przepisy o zamówieniach publicznych. Z tego, co wiem, nawet gdyby organizatorzy przetargów, czyli PARP i POT, chcieli odrzucić te oferty, to by nie mogli.

Czyli Expo to sukces?

Tematem tegorocznego Expo jest wyżywienie planety. O ile do niektórych pawilonów wchodzi się jak do kościoła, np. w pawilonie Wielkiej Brytanii przez pół godziny ogląda się, jak się produkuje miód, a w izraelskim studiuje zagadnienia irygacji, do polskiego ludzie przychodzą i zostają w nim przerażająco długo. Udało nam się stworzyć pawilon, który ma imperialny charakter. Chcemy pokazać, że jesteśmy imperium w produkcji żywności: mamy pierwsze w Europie miejsce w drobiu, drugie w produkcji wołowiny, czwarte w serach i mleczarstwie, jesteśmy gigantem w jabłkach. Ale tego nie można tak łopatologicznie powiedzieć. Dlatego przed pawilonem co chwilę coś nowego się dzieje, ludzie degustują polski cydr, soki, oglądają występy. W środku ekspozycja zmienia się co tydzień, bo pokazujemy po kolei wszystkie polskie regiony. Tydzień temu, na półmetku, odwiedził nas półmilionowy gość. Okazuje się, że nawet, jeśli nie mamy pieniędzy i przygotowanych struktur, potrafimy w błyskawicznym tempie zrobić coś żywego. Prawie co trzy dni pisze o nas Corriera de la Serra i to z tak przesadnymi zachwytami, że nie będę tego cytował.

Co wyróżnia polski pawilon?

On kipi młodością: architekci, którzy go zaprojektowali mają nieco ponad 30 lat, występujący artyści – około 25 lat, przedstawiciele regionów – około 30. Nie licząc komisarza generalnego, mamy zdecydowanie najmłodszy pawilon. Jednym z naszych zadań jest namówić świat, żeby Expo w 2022 r. odbyło się w Łodzi.

Są na to szanse?

Jeśli Łódź się zaweźmie, to ma szansę, bo – jak dotychczas – konkuruje z Minnesotą i Turkmenistanem. Tematem tej tzw. małej wystawy będzie rewitalizacja miast. Jeśli się uda wygrać, Expo odbywałoby się w centrum miasta, a nie, jak w przypadku Mediolanu – godzinę jazdy od niego.

Czym jeszcze zajmuje się teraz PAIiIZ?

Programem GoChina. Mieliśmy niezwykle intensywny okres. W Chinach byli w ostatnich miesiącach minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna, minister obrony narodowej Tomasz Siemioniak, minister finansów Mateusz Szczurek. W tym roku centrum chińskie w PAIIZ przyjęło 45 delegacji. Zajmujemy się trzema głównymi tematami. Pierwszy to przygotowanie się do wejścia Polski do Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych – podczas organizowanej z Ministerstwem Finansów 27 sierpnia konferencji zapytamy polskie firmy, czym są zainteresowane w związku z członkowstwem Polski. Po drugie, chcemy wykorzystać wizję nowego chińskiego kierownictwa, które stawia na budowę jedwabnego szlaku. Podpisujemy z funduszem jedwabnego szlaku porozumienie. Chcemy też wspomóc Central and Eastern European Fund, który jest dość niemrawy i zrealizował dopiero dwa projekty. Musimy też zbudować sekretariat ds. inwestycji grupy 16+1.

Co z GoAfrica?

Kontynuujemy ten program. Do końca roku odbędą się jeszcze trzy misje. To wielki sukces. Powodzenie GoAfrica zawdzięcza temu, że jako lodołamaczy używaliśmy polskich polityków, za którymi mógł iść biznes. W Afryce parasol polityczny jest niezbędny. Dziś jesteśmy na małej przełęczy, trudno nam namówić polityków, żeby ruszyli z przedsiębiorcami. Ale na pewno udało nam się odczarować obawę przed poparciem przedsiębiorców. Np. ostatnio, gdy w jednym z krajów w Azji Środkowej premier Janusz Piechociński usłyszał, że budowane jest metro, powiedział „Przywiozłem wam dwie firmy, które się tym zajmują, tu są prezesi”.

>>Polskie firmy za granicą

A program GoArctic?

W październiku odbędzie się gala inauguracyjna, a w listopadzie – pierwsza misja, do Finlandii lub Grenlandii. Arktyka może się wydawać egzotycznym kierunkiem, ale tam są złoża 90 mld baryłek ropy i 44 mld baryłek gazu ziemnego. KGHM i PCC Rokita już tam działają. KGHM wydobywa molibden, PCC Rokita produkuje żelazokrzem. Zaczniemy od imprezy edukacyjnej dla polskich firm. Teraz Arktyka wydaje się bardziej egzotycznym kierunkiem niż Afryka, ale to dobry kierunek biznesowy.

A dlaczego PAIiIZ nie prowadzi programu GoIran?

Ministerstwo Gospodarki przyznało dotację na to działanie Krajowej Izbie Gospodarczej.

Agencja wspiera polskie firmy?

Tak, te, które inwestują w Polsce i te, które inwestują za granicą. Tych pierwszych obsługujemy w tym momencie osiem i Polska znalazła się na 7. miejscu wśród aktywnych projektów PAIiIZ. Okazuje się, że nasz system jest równie dobry dla zagranicznych, co i polskich inwestorów. To są głównie firmy z branży spożywczej, przetwórstwa drewna czy przemysłu okołostoczniowego.

>>zobacz: Gwiazdowski: pomagając firmom szkodzimy rynkowi

To ten przemysł jeszcze w Polsce istnieje?

Nic mnie bardziej nie denerwuje niż narzekania na przemysł stoczniowy. Polski sektor stoczniowy ma dziś drugi w Europie portfel zamówień. Pracuje w nim 30 tys. osób. Obserwujemy olbrzymią falę inwestycyjną. Zamiast trzech deficytowych stoczni mamy 45 średnich zakładów przemysłu stoczniowego. Proszę przyjechać na Baltexpo 7 września, to się pani sama przekona.

A jak ze wsparciem inwestycji polskich firm za granicą?

W tym roku PAIIZ zamknęła dwa projekty: inwestycje spółek IT w Wielkiej Brytanii i Niemczech.

To już chyba wszystko, co robi PAIiIZ?

Do końca roku opublikujemy jeszcze cztery raporty, w tym jeden porównujący warunki inwestycyjne 10 lat po przystąpieniu do UE. Poza tym wspieramy procesy wolnorynkowe w krajach, które do tego dopiero zmierzają. W tym roku będziemy szkolić przedstawicieli Azerbejdżanu, Białorusi, Kirgistanu, Turkmenistanu i Mołdowy. Przez rok koledzy z Botswany będą się uczyć, jak przyciągać inwestycje i tworzyć specjalne strefy ekonomiczne. To nasz mały program prometejski.

A jaki jest budżet PAIiIZ?

Cały budżet, na inwestycje, promocję za granicą, Expo, GoAfrica, GoChina, GoArctic to 11,7 mln zł. W tym roku został zmniejszony.

Mało. Czech Invest ma kilkukrotnie więcej.

Ale Czech Invest zajmuje się także udzielaniem unijnych dotacji. Spójrzmy na to pozytywnie: okazuje się, że w środku Europy można pozyskiwać inwestycje bez gigantycznych struktur kadrowych i pieniędzy.

Rozmawiała Małgorzata Grzegorczyk

Sławomir Majman, prezes PAIiIZ (Fot. PAP)
(infografika D. Gąszczyk)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Uchodźcy na rynku pracy: bilans na plus i liczne wyzwania

Kategoria: Analizy
Napływ obywateli Ukrainy do Polski może się okazać zastrzykiem kapitału ludzkiego dla niektórych branż, borykających się z brakami kadrowymi. Jednak kobiety i dzieci nie wypełnią wakatów w budownictwie i przemyśle.
Uchodźcy na rynku pracy: bilans na plus i liczne wyzwania