Autor: Tomasz Świderek

Dziennikarz specjalizujący się w tematach szeroko rozumianej branży telekomunikacyjnej i nowych technologii.

Miękki odwrót od regulacji w telekomunikacji

Regulacyjne wahadło, które przez kilka lat coraz bardziej dociskało największych operatorów telekomunikacyjnych, ruszyło w drugą stronę. Ustępująca Komisja Europejska zliberalizowała rynek telefonii stacjonarnej, a kandydaci na odpowiedzialnych za branżę w nowej Komisji już podczas przesłuchań głosili opinie miłe dla uszu wielkich telekomów.
Miękki odwrót od regulacji w telekomunikacji

(CC By NC Nicolas Nova)

Komisja Europejska przez ostatnie lata powtarzała, że na kontynencie ma działać jednolity rynek telekomunikacyjny i korzystna dla konsumentów konkurencja. Jednocześnie KE uznawała, że choć duża liczba podmiotów operujących na tym samym rynku powinna gwarantować spadek cen i poprawę jakości usług, to w praktyce są tacy, którym silna pozycja rynkowa pozwala na utrzymywanie cen i ograniczanie konkurencji. By osiągnąć cel w postaci konkurencyjnego rynku telekomunikacyjnego, KE wspierała rozwój konkurencji działaniami regulacyjnymi (narzucanie maksymalnych cen ustalanych na podstawie rzeczywiście poniesionych kosztów, obowiązek udostępniania infrastruktury, oferowania operatorom alternatywnym usług hurtowych), które miały osłabić pozycję największych graczy i wesprzeć mniejszych operatorów.

Najwięksi operatorzy oczywiście byli przeciwni. I dawni monopoliści, których teraz nazywa się operatorami zasiedziałymi, i silni paneuropejscy operatorzy komórkowi. Od lat obiecują, że gdy presja regulacyjna zelżeje, to z ich strony ruszą inwestycje, które zbliżą europejską telekomunikację do globalnej czołówki. Na tych inwestycjach Brukseli zależy, bo tylko dzięki nim uda się zrealizować postawione KE w Europejskiej Agendzie Cyfrowej cele na 2020 rok. Jednym z głównych jest zapewnienie obywatelom powszechnego dostępu do superszybkiego Internetu, co zmniejszyłoby dystans do najbardziej rozwiniętych krajów Ameryki Północnej i Azji.

Poluzowanie w końcówce

Regulacyjne dociskanie największych operatorów rozpoczęło się 10 lat temu, gdy w fotelu komisarza odpowiedzialnego za telekomunikację zasiadła Viviane Reding. Jej następczyni Neelie Kroes przez pierwsze lata swej kadencji kontynuowała to, co komisarz Reding zaczęła. Pod koniec kadencji ustępującej Komisji dawało się już jednak zauważyć wyraźne ukłony w stronę operatorów.

Bruksela godziła się – tak jak w przypadku 76 gmin w Polsce, w których według regulatora panuje wysoka konkurencja – na deregulację rynku internetu. W październiku 2014 roku Bruksela uznała, że skoro na rynku usług głosowych konkurencja jest wysoka (bo klient ma do wyboru klasyczny telefon, telefon komórkowy i komunikatory internetowe), to nie musi już tak mocno regulować usług telefonii stacjonarnej i zliberalizowała na poziomie unijnym m.in. hurtowy rynek dostępu do linii telefonicznych, pozostawiając deregulację na poziomie krajowym w rękach lokalnego nadzoru.

Październikową deregulację mogą szczególnie odczuć operatorzy alternatywni i ich klienci w krajach Europy Środkowej i Wschodniej, a także w m.in. Austrii i Portugalii. Tam bowiem udział rynkowy hurtowych usług dostępu do linii telefonicznej jest największy.

Ten gest KE spodobał się największym operatorom stacjonarnym, bo stwarza im szansę na podniesienie cen hurtowych i sygnalizuje, że możliwy jest także odwrót od regulacji na innych rynkach telekomunikacyjnych. Zmartwił wszystkich tych graczy, którzy świadczą stacjonarne usługi głosowe, wykorzystując tzw. dostęp regulowany, bo może się okazać, że z czasem zostaną wypchnięci z rynku.

– Niepokoi nas przedwczesna naszym zdaniem eliminacja rynków usług głosowych w sieciach stacjonarnych. Mamy jednak nadzieję, że lokalne władze regulacyjne skorzystają ze swobody, jaką daje im rekomendacja, do utrzymania regulacji na tych rynkach, dopóki nie staną się naprawdę konkurencyjne – mówił Tom Ruhan, przewodniczący European Competitive Telecommunication Association (ECTA), organizacji zrzeszającej operatorów alternatywnych.

Skalę problemu trudno jednoznacznie określić, a – jak twierdzi Anna Streżyńska, była prezes polskiego Urzędu Komunikacji Elektronicznej – decyzje regulatorów krajowych powinny być poprzedzone bardzo szczegółowymi analizami. Choćby dlatego, że zupełnie inaczej wygląda konkurencja w miastach i na wsi, a np. w Polsce w wielu miejscach klient ma do dyspozycji tylko usługi świadczone z wykorzystaniem infrastruktury Orange Polska przez tę spółkę lub przez jej konkurentów korzystających z dostępu regulowanego. Na około 6,8 mln działających w Polsce łączy telefonicznych 4,1 mln dociera do klientów Orange, a kolejne 1,2 mln to łącza tej spółki wykorzystywane przez konkurencję.

Niewydane, czyli niezarobione

Dzięki zainicjowanym przez Reding regulacjom w kieszeniach europejskich konsumentów pozostały grube miliardy euro, które zaoszczędzili, płacąc mniej za rozmowy telefoniczne. Roczne oszczędności konsumentów na roamingu w obrębie Unii Komisja Europejska szacuje na 15 mld euro w porównaniu z cenami sprzed 2007 roku. Dziś statystyczny Europejczyk za miesięczny abonament za komórkę płaci o połowę mniej niż statystyczny Amerykanin.

To, co jest dobre dla konsumentów, nie podoba się operatorom. Ich przychody z usług telefonii stacjonarnej spadają od wielu lat. Zaczęły się też kurczyć przychody z usług głosowych telefonii komórkowej i SMS. I w telefonii komórkowej i w telefonii stacjonarnej operatorzy odnotowują jedynie wzrosty przychodów z transmisji danych, ale i one – ze względu na dużą konkurencję, która wywiera presję na ceny – nie rosną tak, jak chcieliby dostawcy usług.

W biznes telekomów uderzali nie tylko bezpośredni konkurenci. Także firmy, które wykorzystując infrastrukturę telekomunikacyjną i nowoczesne technologie, zaczęły dostarczać nowe – alternatywne dla klasycznych operatorów – usługi. Internetowe komunikatory tekstowe i głosowe (np. Skype czy WhatsApp) zaczęły zabierać telekomom przychody z rozmów i bardzo lukratywnych krótkich wiadomości tekstowych.

Jak wylicza agencja ratingowa Fitch, tylko z powodu wzrostu popularności komunikatorów w ostatnich latach przychody operatorów komórkowych z rozmów i SMS spadły w zależności od kraju od kilku do nawet 30 proc. Najbardziej tam, gdzie operatorzy zbyt późno zdecydowali się na obronę przez wprowadzenie taryf i pakietów pozwalających na nielimitowane korzystanie z usług. Firma badawcza Informa Telecom & Media ocenia, że w latach 2013–2018 europejski rynek SMS skurczy się o prawie 10 mld dol., do ponad 25 mld dol. rocznie. W 2013 roku zastępowanie SMS przez wiadomości wysyłane z komunikatorów odebrało sieciom komórkowym na świecie około 34 mld dol.

Odmrażanie uszu na złość babci

Najwięksi operatorzy na działania regulacyjne KE i konkurencję ze strony firm technologicznych zareagowali ograniczeniem inwestycji. Podobno nie stać ich na nie, gdy przychody i zyski idą w dół. Jednocześnie przez wiele lat utrzymywali na wysokim poziomie zwroty dla akcjonariuszy, czy to w formie dywidendy, czy to przez wykup akcji, choć i to się zmieniło, gdy na kilku rynkach nowi, agresywni gracze rozpętali wojnę cenową.

Polityka inwestycyjna największych operatorów obróciła się przeciwko nim. W przypadku operatorów stacjonarnych ograniczanie inwestycji w praktyce oznaczało odpływ klientów do tych operatorów, którzy oferowali szybszy internet. A byli nimi głównie dostawcy usług telewizji kablowej, którzy w miastach zbudowali bardzo silną pozycję. W sieciach komórkowych efektem ograniczania inwestycji było zapychanie się sieci i w konsekwencji utrata części potencjalnych przychodów z transmisji danych.

Na regulacje, które miały ułatwić działanie konkurentom, najwięksi operatorzy reagowali także utrudnianiem życia alternatywnym konkurentom. Doskonale wiedzieli, że mogą zostać ukarani, jednak z ich kalkulacji wynikało, że korzyści z opóźniania działania konkurentów lub czynienia go nieopłacalnym – tak m.in. postępował w latach 2005–2010 kontrolowany przez Deutsche Telekom Slovak Telekom, za co KE ukarała obie firmy niemal 70 mln euro grzywny, oraz np. Orange Polska, którą w połowie 2011 roku ukarano grzywną na 127 mln euro – są większe niż potencjalne kary.

Lepsza Komisja

Listopadowa zmiana składu Komisji Europejskiej zaktywizowała działania lobbingowe największych europejskich operatorów telekomunikacyjnych. Wyraźnie liczą, że podzielenie kompetencji dotyczących telekomunikacji i gospodarki cyfrowej między odpowiadającego za cyfrową gospodarkę Niemca Günthera Oettinger i Estończyka Andrusa Ansipa, który ma się zajmować jednolitym rynkiem cyfrowym, przyniesie dalsze zmiany w podejściu Brukseli.

W ostatnich latach KE ostrożnie podchodziła także do sprawy konsolidacji w branży, czyli zmniejszania liczby operatorów działających w poszczególnych krajach. Najwięksi europejscy gracze powołują się na przykład USA i Chin, twierdząc, że na Starym Kontynencie jest zbyt dużo telekomów i konieczne są fuzje i przejęcia. Nie dodają jednak, że amerykańskie władze od kilku lat robią wszystko, by zablokować próby przejęcia amerykańskiego T-Mobile, które mogłoby spowodować spadek liczby ogólnokrajowych operatorów mobilnych w USA z czterech do trzech. Nie mówią też, że w wielu stanach działają lokalni operatorzy stacjonarni i mobilni.

Ukłony KE w stronę operatorów, takie jak zgoda na zmniejszenie liczby sieci komórkowych w Austrii z pięciu najpierw do czterech, a potem do trzech, zostały uznane za błąd. Przyznał to odpowiadający w ustępującej Komisji za konkurencję Joaquín Almunia. Stwierdził, że wydając zgodę na wzrost koncentracji w Austrii, KE za słabo zadbała o utrzymanie konkurencji, co operatorzy wykorzystali do podwyżek cen. Przy dwóch kolejnych zgodach na komórkowe fuzje – w Irlandii i Niemczech – do decyzji Komisji wpisano warunek wpuszczenia na rynek operatorów wirtualnych, co podobno ma zapobiec wpadce podobnej do austriackiej.

Odchodząca ze stanowiska Neelie Kroes na ostatnim spotkaniu z operatorami żartowała, że zapewne nie mogą się już doczekać momentu, gdy nie będą musieli już jej dłużej znosić. Operatorzy, zwłaszcza najwięksi, rzeczywiście przebierają nogami w oczekiwaniu na nową Komisję. I wydaje się, że po kilku latach chudych rzeczywiście mogą liczyć na przychylność nowych komisarzy.

Podczas wysłuchania przez przed komisją Parlamentu Europejskiego kandydujący do nowej KE Günther Oettinger wypowiedział słowa, które mogą być miodem na ich serce. Stwierdził, że w Europie powinno być tylko dwóch, trzech znaczących graczy, tak by byli w stanie odgrywać znaczącą rolę na arenie międzynarodowej. Powiedział też, że operatorzy europejscy nie powinny być przejmowani przez tych spoza Europy.

Podobne słowa padły z ust Andrusa Ansipa. Porównując podczas przesłuchań zasięg superszybkiego mobilnego internetu w technologii LTE w Europie (25 proc. mieszkańców w zasięgu) i USA (90 proc.), stwierdził, że „musimy stworzyć mniej pofragmentowany rynek, by zwiększyć popyt i zachęcić prywatne firmy do zwiększenia inwestycji”.

Takiej wizji europejskiej telekomunikacji boi się ECTA. Twierdzi, że ewentualny powrót monopoli i oligopoli będzie zagrożeniem dla europejskiego rynku telekomunikacyjnego. Organizacja zwraca uwagę, że najwięksi operatorzy zaczynają zmonopolizować rynek internetu wysokich prędkości (od 30 Mb/s) i przypomina, że w okresach wielkiej transformacji technologicznej – a z taką mamy teraz do czynienia – wiele podmiotów stara się wykorzystać swą siłę rynkową do zdobycia monopolu. Powinniśmy więc pamiętać lekcje z historii i zapobiec poprzez regulacje nadużywaniu siły rynkowej, która uderza wprost w konsumenta.

OF

(CC By NC Nicolas Nova)

Otwarta licencja


Tagi