Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Obudź się, Unio

Unia Europejska znajduje się w krytycznym momencie – twierdzi Guenther Verheugen, były komisarz ds. rozszerzenia, dziś profesor na Europejskim Uniwersytecie Viadrina. W raporcie, któremu patronuje, podpowiada, jak wykorzystać nowe otwarcie (czyli nowe władze) w UE.  
Obudź się, Unio

Guenther Verheugen (CC By Piotr Drabik)

– W związku z głębokim kryzysem finansowym i gospodarczym oraz powolnym tempem wzrostu i tworzenia nowych miejsc pracy utrzymuje się poważne ryzyko, że będziemy mieli straconą dekadę – uważa Verheugen. Ze względu na poprzednią funkcję nie jest jednak aż tak krytyczny wobec obecnego stanu spraw wewnątrz UE, jak znany badacz Jan Zielonka w wydanym niedawno eseju „Koniec Unii Europejskiej?”, ale i tak nie kryje poważnych obaw co do najbliższej przyszłości naszego kontynentu. U ekspertów z różnych stron i o różnych światopoglądach narasta przekonanie, chwilami nawet trwoga, że bez kolejnego poważnego impulsu reformatorskiego i modernizacyjnego UE może utkwić w marazmie, a więc przegrać albo nawet się rozpaść, bo i takiej ewentualności niektórzy już nie wykluczają.

Nowe rozdanie, nowe reformy

Były komisarz UE stoi za właśnie wydanym, niejako na otwarcie nowych unijnych władz, raportem kilku think-tanków: niemieckiego, szwajcarskiego i – co ciekawe – tureckiego oraz polskiej grupy biznesowej Lewiatan. Tytuł publikacji mówi sam za siebie: „Przyszłość europejskiej integracji: apel o reformy”. Sześcioro autorów zastanawia się, jak wzmocnić mocno ostatnio podważoną europejską solidarność, zasady subsydiarności (czyli podejmowania decyzji na różnych szczeblach), a także zwiększyć konkurencyjność UE i jej znaczenie w zglobalizowanym świecie. Moment publikacji wybrano świetnie, bowiem oczekiwania względem tak Jean-Claude’a Junckera i Donalda Tuska są ogromne, podobnie jak wyzwania stojące przed nimi. Tymczasem nasz były premier w polityce europejskiej jest jak carte blanche, a nowy szef Komisji zbudował ją na innych niż dotychczasowe zasadach – z byłych wysokiej rangi polityków, a nie technokratów. Poradzi sobie z nimi, jeśli wcześniej sami rządzili i zarządzali, a nie byli sterowani?

Omawiany tutaj raport nie pozostawia żadnych wątpliwości, że jedynym rozwiązaniem trudnej sytuacji Europy jest nie pasywne reagowanie na różne przejawy kryzysu (eurozony, państw śródziemnomorskich, w postaci nowej fali nacjonalizmów, starzejących się społeczeństw czy wciąż wysokiego bezrobocia), jak było dotąd, ile próba ucieczki do przodu, czyli śmiałe stawianie czoła wyzwaniom, jak też wyznaczanie nowych celów. Nie będzie ich bez odważnego przywództwa, z silną wolą dokonywania zmian i wyobraźnią. Musi ono mieć odwagę, by np. doprowadzić do końca negocjacje umowy o wolnym handlu i inwestycjach z USA (TTIP), bo to – mimo istniejących, a nawet narastających oporów – leży w najlepiej rozumianym interesie całej Unii, jeśli chce być nadal poważnym i liczącym się graczem na scenie globalnej. Czas najwyższy zająć się też na poważnie kwestią tzw. rynków wschodzących, które po 2008 r. nabrały ogromnego wigoru i dziś decydują o globalnym wzroście, a my ciągle nie doceniamy ich nowej roli i wartości.

Nowe Maatsricht?

Unia musi równocześnie starannie wyważyć racje, siły i interesy, mierząc się z kluczowym dylematem integracji na dzisiejszym etapie: ile uniwersalizmu (lub ponadnarodowości) zachować w obliczu narastającej fali nacjonalizmów i partykularyzmów, będących prostą odpowiedzią na zjawiska kryzysowe, z jakimi mamy do czynienia?

W mijającym 2014 roku do całej palety problemów wewnętrznych doszły jeszcze dwa natury zewnętrznej: na Ukrainie i na Bliskim Wschodzie (Państwo Islamskie). Niosą one ze sobą dalsze wyzwania i problemy czy to dla polityki migracyjnej, czy bezpieczeństwa, także socjalnego, a bez żadnej wątpliwości również dla naszych nadwerężonych budżetów.

Nic dziwnego, że cały raport koncentruje się wokół przyszłości unii monetarnej (EMU), czemu obszerne studium poświęciło trzech specjalistów – Alois Bischofberger, Samuel Rutz i Rudolf Walser z Avenir Suiss z Zurychu. Jest to niewątpliwie dobre podejście, bowiem pozwala na spojrzenie na tę kwestię z zewnątrz UE. Sugerują oni, że przyszłość UE i EMU będzie się wiązać się z wprowadzaniem w życie filozofii zmiennej geometrii, a więc należy liczyć się z tym, że będziemy mieli twarde jądro Unii i nieco odmienne polityki i kręgi ich oddziaływania w poszczególnych dziedzinach. Jest bowiem pewne, że nie wszyscy chcą lub mogą wejść i być w strefie euro.

Przyjęte dotychczas rozwiązania, takie jak Pakt Stabilności i Wzrostu, Pakt Fiskalny z 2 marca 2012 r. czy proponowana, ale rodząca się w bólach Unia Bankowa, muszą prowadzić do umocnienia unii walutowej osadzonej w nowych zapisach traktatowych, nawet rangi Maastricht 2.0. Tym samym powinna ona mieć głębsze niż dotychczas podstawy prawno-traktatowe.

W tym nowym traktacie powinna zostać zmieniona dotychczasowa filozofia, zgodnie z którą pieczę nad polityką fiskalną sprawują państwa członkowskie. Musi nastąpić jej przeniesienie na szczebel ponadnarodowy, a w nowych ramach ma obowiązywać żelazna zasada: bez wykupu długów (no bail-out).

A co zrobić z tymi, którzy na takie rozwiązanie się nie zgodzą? Wobec państw peryferyjnych, jak je znacząco nazywają szwajcarscy autorzy, należy zastosować tymczasowe rozwiązanie w postaci utrzymania w nich „równoległych do euro walut”, ale i tak tylko po to, by umiejętnie dostosowały się do wymogów Maastricht 2.0.

Osobno szwajcarscy eksperci zajmują się sektorem bankowym. Twierdzą, że to właśnie napięcia między nim a sektorem publicznym doprowadziły do kryzysu w strefie euro. Jako „nieuniknione rozwiązanie” proponują nie tylko silną Unię Bankową, lecz także ujednolicony, ogólnoeuropejski nadzór bankowy (Single Banking Supervision). Mają pełną świadomość, jak kontrowersyjna i sporna jest to kwestia, więc „w dalszym terminie” postulują utworzenie takiego mechanizmu czy organizmu, który byłby całkowicie niezależny od Europejskiego Banku Centralnego.

Innowacyjność w cenie

Małgorzata Bonikowska z polskiego think-tanku zdecydowanie opowiada się za wzmocnieniem europejskiej konkurencyjności, szczególnie poprzez wzrost nakładów na badania i rozwój oraz nacisk na wzrost innowacyjności. Podkreśla też znaczenie większej konwergencji w polityce energetycznej oraz – szybko nabierającej znaczenia – klimatycznej. Tak przekonujący z polskiej perspektywy argument, by dać jeszcze więcej możliwości rozwojowi małych i średnich przedsiębiorstw jako ostoi przedsiębiorczości i (często) innowacyjności, też nie wzbudza kontrowersji. Są to postulaty słuszne i nawet trudne do podważenia. Tyle tylko, że sam ojciec projektu Guenther Verheugen we wstępie do raportu podkreśla, że „brak konkretów, jak to wszystko zagwarantować”. Wiele bowiem wskazuje na to, że nawet obecnie stawiany cel, czyli 3 proc. PKB w całej UE na badania i rozwój do roku 2020, raczej nie zostanie wypełniony.

Pozostawmy na boku rozważania eksperta z Turcji na temat poszerzenia i polityki sąsiedztwa UE, bo w dużej mierze wychodzą poza zakres naszych tutaj zainteresowań, choć też są istotne i interesujące. Warto natomiast zagłębić się w jeszcze jeden, końcowy esej tego raportu, przygotowany przez Corneliusa Adebara, który próbuje uporządkować kluczową kwestię instytucjonalną w UE, jaką są relację pomiędzy Radą, Komisją i Parlamentem. Formalnie są to zagadnienia ustrojowo-prawne, faktycznie jednak mają i będą miały zasadnicze znaczenie dla dalszych losów projektu integracji europejskiej.

Chodzi bowiem o przywództwo i proces decyzyjny, a z obydwoma mamy teraz w UE potężny problem. Przywódcom brak odwagi i wizji, a decyzje jakże często są rozmyte i podejmowane zbyt wolno, a i do ich przejrzystości można zgłosić wiele zastrzeżeń.

Wszystkie europejskie instytucje powinny zostać zdefiniowane na nowo, a to w nadrzędnym celu zwiększenia skuteczności. Bez niej nie będzie zwiększonej wydajności, a więc także przełamania obecnych, nakładających się na siebie i różnorodnych kryzysów, głównie gospodarczych z natury, prowadzących jednak do napięć społecznych i politycznych.

Postulaty na konkrety

Ten postulat też trudno podważyć. Jest słuszny. Podobnie jak w przypadku sugestii ze strony polskiej autorki, problem w tym, kto i jak ma to konkretnie zrobić. Autorzy raportu zdają się uważać, że kluczowe znaczenie pod tym względem powinna mieć nowa Komisja Europejska, jako że stworzą ją politycy, a nie tylko technokraci. Co na to szefowie rządów i państw, począwszy od kluczowych w każdym wymiarze Niemiec? Czy Donald Tusk poradzi sobie z coraz bardziej asertywnymi i poddanymi presji przez wewnętrzne siły nacjonalistyczne szefami rządów i państw? Czy będzie grał w tandemie z Junckerem, czy też widoczne nawet gołym okiem, płynące z ich odmiennych ról sprzeczności wcześniej czy później rozsadzą ich dobre relacje osobiste?

Na te i im podobne kluczowe pytania omawiany raport nie odpowiada, ale i tak należy z kilku względów uznać go za bardzo ważny. Po pierwsze trafia w idealny moment, gdy na scenę unijną właśnie weszli nowi gracze. Po drugie podpowiada im wiele słusznych, choć nierzadko dyskusyjnych rozwiązań. Po trzecie cały utrzymany jest w duchu pro-europejskim, który ostatnio zatraciła osłabł pod naporem sił podważających integrację. Wreszcie mamy pozytywny sygnał, a nie tylko rwanie włosów z głowy i utyskiwanie na zło płynące z Brukseli. Ten głos brzmi mniej więcej tak: Unio Europejska, przestań marudzić i przysypiać, bierz się dom roboty! Autorzy raportu mają rację: albo się obudzimy, albo będziemy wspominać lepsze czasy, które już były.

Guenther Verheugen (CC By Piotr Drabik)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane