Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Państwa Południa radzą sobie dobrze, warto z tego skorzystać

Południe kojarzy się Europie źle, bo albo z PIIGS (Portugal, Ireland, Greece, Spain), albo z kłopotami w regionie śródziemnomorskim. Światu – przeciwnie. UNDP, jeden z najciekawszych think-tanków zajmujących się w ONZ procesami globalnymi, opublikował niedawno raport, który mówi wprost, by uwagę kierować na Południe.
Państwa Południa radzą sobie dobrze, warto z tego skorzystać

Tata Motors z Indii, ikona rozwoju na rynkach wschodzących (CC BY Balaji.B)

Ten obszerny dokument, zatytułowany The Rise of the South (Wzrost Południa), podkreśla już na wstępie, iż w ostatnich dwóch dekadach aż 40 państw świata, z obszaru potocznie dotychczas zwanego Południem lub Trzecim Światem, a więc z definicji kojarzonym z biedą i zacofaniem, „radziło sobie lepiej, niż ktokolwiek oczekiwał”. Znajdują się wśród nich oczywiście te państwa, o których ostatnio najgłośniej i którym najlepiej idzie, jak Chiny, Indie, Indonezja, Meksyk, Brazylia czy Turcja, ale są też kraje, o których mówi się mniej, a one też dynamicznie się rozwijają, jak przykładowo Chile, Tunezja, Ghana czy Bangladesz.

Reset naszego myślenia

Co więcej, dzisiaj państwa Południa, począwszy od najbardziej dynamicznego regionu, jakim jest Azja Wschodnia i Południowo-Wschodnia, dają już światu niemal połowę jego produkcji, w 1990 r. zapewniały zaledwie jedną trzecią. Przyspieszenie jest przy tym ogromne. Kiedyś, podczas rewolucji przemysłowej, Stany Zjednoczone Ameryki potrzebowały 150 lat na podwojenie swego PKB. Teraz Chiny i Indie, dwa najludniejsze państwa świata, osiągnęły to w niespełna 20 lat.

Wbrew powszechnym przekonaniom, twierdzą następnie autorzy raportu (łącznie kilkadziesiąt osób – ekspertów z całego świata) Południe wcale nie uzależnia się coraz bardziej od Północy (i Zachodu). W większym stopniu handluje pomiędzy sobą, a na dodatek na niektórych obszarach, począwszy od Ameryki Łacińskiej, rozwarstwienie społeczne nie tylko się nie pogłębia lecz ostatnio zmniejsza.

Co więcej, szybki postęp na tych obszarach, tamtejsze zróżnicowanie, ale też nowe pomysły „podważają zasady, które kierowały decydentami oraz najważniejszymi instytucjami po II wojnie światowej”. To w wyniku eksplozji wzrostu w wydaniu „wschodzących rynków” wiele zasad, dotychczas uznawanych za niepodważalne, zachwiało się, a wiele innych musi być rozpatrzone na nowo. Mówiąc językiem raportu – muszą ulec „rekalibracji, jeśli nie resetowi”.

Ostatni raport UNDP jest ważniejszy od wielu poprzednich, bowiem procesy w nim analizowane gwałtownie zmieniają światową scenę gospodarczą. To zaś pociągnie też za sobą konsekwencje polityczne. Chodzi tu szczególnie o okres po wybuchu kryzysu 2008 r., który dotknął głównie zachodnie rynki. Jak wykazują przedstawione w The Rise of the South zestawienia i dane statystyczne, innych obszarów ten kryzys nie objął. W efekcie, dynamika gospodarcza i wzrost przeniosły się właśnie tam.

Jeśli ta wysoka dynamika zostanie utrzymana, to – jak prognozują autorzy – do 2020 r. PKB trzech najważniejszych „wschodzących rynków”, Chin, Indii i Brazylii, będzie większy od PKB sześciu dotychczas najważniejszych (obok Japonii) gospodarek Zachodu, czyli USA, Kanady, Francji, Niemiec, Włoch i Wielkiej Brytanii. Gdyby do tego rzeczywiście doszło, to mielibyśmy do czynienia z geostrategiczną zmianą, o trudnych jeszcze do oceny konsekwencjach.

Już teraz trzeba się jednak zgodzić z oceną raportu, że tendencje dziś notowane „oznaczają dramatyczne przebalansowanie globalnej potęgi gospodarczej”. A to dlatego, że w 1950 r. Brazylia, Chiny i Indie wnosiły 10 proc. do światowego PKB, podczas gdy sześć ww. największych gospodarek kapitalistycznego świata dawało grubo ponad połowę (same USA ok. 40 proc.). Tymczasem dziś PKB obu tych grup państw zbliża się do siebie, a projekcja na podstawie ostatnio notowanych zjawisk i procesów jest taka, że w 2040 r. to trójka z Południa będzie dawała światu 40 proc., podczas gdy szóstka z Zachodu o wiele mniej, może nawet połowę tej wartości.

Aktywne państwo warunkiem sukcesu

Naturalnie, trudno jeszcze przesądzać, czy te wizje i prognozy się sprawdzą. Na razie mamy wyrazistą tendencję, którą eksperci z UNDP mocno eksponują. Szczęśliwie, chwilę po tych „zabawach statystycznych” – alarmistycznych z punktu widzenia dominującego dotąd na światowych rynkach Zachodu – przechodzą oni do zagadnień niewątpliwie najistotniejszych, a mianowicie do rozważań nad jakością rządzenia i przyjętych rozwiązań oraz modeli gospodarczych.

Tutaj mocna krytyka spada, co nie jest zaskoczeniem, na neoliberalne rozwiązania spod znaku „konsensusu z Waszyngtonu”, ale nie tylko. Zdaniem z fachowców z UNDP „wschodzące gospodarki”, począwszy od kluczowych w tych wszystkich rozważaniach Chin, nie tylko nie poddały się dyktatowi rynku, ale też – co również trzeba podkreślić – z pełną premedytacją odrzuciły centralne planowanie i rozwiązania kolektywistyczne.

Zdaniem autorów raportu, Południe będzie nadal święciło sukcesy, o ile pozostanie na obranej ścieżce, a nawet bardziej rozszerzy przyjmowane rozwiązania. W efekcie powstanie swego rodzaju model, opisywany tak: „Silne, aktywne i odpowiedzialne państwo będzie pomagać zarówno sektorowi publicznemu, jak prywatnemu tworzyć politykę, opartą na długoterminowej wizji i światłym przywództwie, a równocześnie przyjmować takie normy i wartości, tworzyć regulacje i instytucje, które będą zwiększały wzajemne społeczne zaufanie i kohezję”. Gra toczy się o to, by mieć „pro-aktywne państwo rozwojowe”.

Oczywiście, co też jest wyeksponowane w raporcie, poszczególne państwa idą własną drogą, przyjmują nieco inne rozwiązania, ale sformułowane powyżej zasady, swego rodzaju „model”, są zalecane jako optymalne – i powinny dawać dużo do myślenia także nam, na Zachodzie, w UE czy w Polsce. Bowiem już na pierwszy rzut oka widać, że zalecane – a na Południu stosowane – rozwiązania raczej nie przystają do naszej rzeczywistości.

Kolejna kwestia związana z rosnącym wyzwaniem ze strony „wschodzących rynków”, to zagadnienie innowacyjności, szczególnie istotne w dobie globalizacji spod znaku rewolucji informatycznej i – używając pojęcia Manuela Castellsa – „społeczeństwa sieciowego”. Tu Południe też otrzymuje pozytywne oceny, przede wszystkim za duże na ogół nakłady na badania i rozwój, jak też wielkie środki przeznaczane na rozwój infrastruktury, od autostrad i kolei poczynając, na portach lotniczych i morskich kończąc.

Koniec demograficznej dywidendy

UNDP, znane z opracowania jednego z najlepszych znanych mierników jakości życia na globie i w poszczególnych państwach, jakim jest Human Development Index – HDI i zawsze prowadzące rozważania pod tym kątem, duży nacisk w raporcie kładzie właśnie na jakość życia. I apeluje o wyższe niż dotąd nakłady na podstawową opiekę zdrowotną, wykształcenie, rozwój sieci świadczeń i zabezpieczeń socjalnych.

Wskazuje, że w wielu przypadkach, też od Chin poczynając, zbyt duży nacisk i koncentracja na wzroście przyniosły ze sobą gwałtowne rozwarstwienie i zachwiały – konieczną dla zapowiadanego sukcesu – tkanką społecznego zaufania i wzajemnej życzliwości.

Raport przypomina, że w okresie 1970-2011 ludzkość wzrosła z 3,6 do 7 mld, głównie za sprawą Południa. Jeśli obecne tendencje zostaną utrzymane, to w 2050 r. może być już nas nawet 9 mld.

Nadchodzące dekady zakończą jednak „demograficzna dywidendę”, z jakiej dotychczas szeroko korzystały „wschodzące rynki”. Nawet tamtejsze społeczeństwa zaczną się starzeć, co w naturalny sposób pociągnie za sobą dodatkowe zobowiązania i obciążenia budżetowe. Innymi słowy, nie będzie łatwiej, lecz ciężej.

Pod jednym, kluczowym względem wzrost Południa przyniósł wielce pozytywną zmianę: liczba osób żyjących w skrajnej biedzie zmniejszyła się z 43,1 proc. w 1990 r. do 22,4 proc. w 2008 r., a „same Chiny wyciągnęły z biedy 500 mln osób”. W efekcie wskaźnik HDI też się mocno podwyższył (ze 132 państw z pełnymi danymi tylko dwa miały niższy HDI niż w 1990 r.). To skłania do optymizmu, ale warunkowego. Bo w ślad za rugowaną biedą idą kolejne wyzwania, jak chociażby konieczność wyedukowania coraz większych mas ludzkich, czy zapewnienia im podstawowej opieki zdrowotnej lub socjalnej. Szybko rośnie też klasa średnia, co jest zjawiskiem nowym na Południu (do 2030 r. będzie stanowić aż 80 proc. tej na całym globie). Ma ona równie szybko rosnące aspiracje, a czasem nawet możliwości. Średnia zamożność wypiera biedę, ale nowe problemy zastępują stare.

Tylko wspieranie społecznej równości, co brzmi nieco idealistycznie, a nawet utopijnie, będzie – zadaniem autorów raportu – gwarancją dalszych sukcesów krajów Południa. Innymi słowy, „wschodzące rynki” są już poważnym wyzwaniem, ale muszą jeszcze wiele zrobić, uporządkować niemało na własnych podwórkach, by prognozy raportu rzeczywiście się sprawdziły.

Na razie notujemy tylko – i powinniśmy do tego przykładać coraz więcej uwagi, bo kwestia jest poważna – dwie nakładające się, jak dotąd, tendencje: relatywny spadek znaczenia Zachodu i dotychczasowych potęg oraz szybki, a po 2008 r. spektakularny wręcz, wzrost znaczenia Południa („wschodzących rynków”). Trzeba z tego szybko wyciągać należyte wnioski.

Albowiem kluczowe, jak się wydaje, stwierdzenia raportu brzmią następująco: „Wzrost Południa tworzy zarówno nowe możliwości, jak też wyzwania w kontekście niebywałych problemów coraz bardziej współzależnego świata. Wyzwania tego rodzaju, jak zmiany klimatyczne, korzystanie z powszechnych zasobów, regulacje w handlu, finansach czy migracjach mają transgraniczne konsekwencje. Niektóre z globalnych dóbr publicznych mogą być dostarczane na szczeblu regionalnym, ale ich efektywna dystrybucja zazwyczaj wymaga znacznej międzynarodowej współpracy i koordynacji”.

Ani Północ, ani szybko rosnące co do znaczenia Południe nie mogą spocząć na laurach, ale intensywnie szukać rozwiązań tak regionalnych, jak też globalnych wyzwań. Innymi słowy, w świetle zupełnie nowej sytuacji, a być może nawet nowo-wyłaniającego się ładu gospodarczego, z jakimi mamy do czynienia, potrzebna jest nam współpraca, a nie rywalizacja tych dwóch obszarów. Jak ją jednak zagwarantować? Na to kluczowe zagadnienie próżno, niestety, szukać odpowiedzi w tym ciekawym i niewątpliwie inspirującym, obszernym raporcie. Może przyjdzie w kolejnym?

OF

Tata Motors z Indii, ikona rozwoju na rynkach wschodzących (CC BY Balaji.B)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Długi marsz Chin na pozycję numer 1

Kategoria: Trendy gospodarcze
Profesor Bogdan Góralczyk, jeden z najwnikliwszych znawców Chin w Polsce, podejmuje kolejny raz temat Państwa Środka. W tomie „Nowy Długi Marsz” autor opisuje, jak chińskie władze dążą do odzyskania pozycji największego mocarstwa na świecie.
Długi marsz Chin na pozycję numer 1