Autor: Anna Wielopolska

Korespondentka Obserwatora Finansowego w USA.

Powolny marsz do wolnego handlu na Pacyfiku

Niby każdy kraj z zaangażowany w Partnerstwo Transpacyficzne chce je podpisać jak najszybciej, ale od pięciu lat porozumienie pozostaje „w przededniu” sfinalizowania. Klucz trzymają Stany Zjednoczone. A może raczej Chiny?
Powolny marsz do wolnego handlu na Pacyfiku

Niech nikogo nie zwiedzie łagodny uśmiech Xi Jinpinga, prezydenta Chin. (CC By NC ND Prachatai)

Podpisanie Partnerstwa Transpacyficznego (Trans-Pacific Partnership, TPP) ma utworzyć blok wolnego handlu rozciągający się od Wietnamu do Chile i Japonię, objąć12 krajów, 800 mln ludzi i 40 proc. światowej gospodarki. Idea jest rozwinięciem porozumienia negocjowanego pomiędzy Singapurem, Chile, Nową Zelandią i Brunei, do którego w 2009 roku przystąpiły USA.

Negocjacje przedłużają się z dwóch powodów. Oficjalnie przeszkodą jest to, że Japonia upiera się przy koncesjach. Nieoficjalnie: poza porozumieniem pozostają Chiny.

Od lat powtarzana jest ta sama mantra: wolny handel wpływa na dobrobyt mieszkańców objętych nim stref. Potwierdza to doroczny indeks wolności ekonomicznej przygotowywany przez Fundację Heritage i „Wall Street Journal”. Kraje, które prowadzą wolny handel zagraniczny, cieszą się dużo lepszą sytuacją ekonomiczną, mają wyższy dochód na głowę mieszkańca, lepszą ochronę środowiska niż te, które bronią się barierami celnymi. Wartość globalnego handlu rośnie i to najszybciej spośród wszystkich sektorów gospodarki. Od czasu utworzenia 20 lat temu World Trade Organization, której zadaniem jest liberalizacja handlu, eksport na świecie wzrósł o 364 proc., prawie 2,5-krotnie więcej niż światowy PKB, a według przewidywań Światowej Organizacji Handlu (WTO) w 2015 roku wzrośnie o dalsze 4 proc. Znaczący udział w tym wzroście ma handel prowadzony przez Stany Zjednoczone (w 2013 r. wartość ich eksportu i importu osiągnęła historyczny rekord, przekraczając 5 bln dol.). USA są kluczowym partnerem w najważniejszych negocjowanych obecnie wielkich regionalnych porozumieniach handlowych.

Regionalne zamiast globalnych

Utworzenie WTO było sukcesem, ale minione 20 lat to czas zastoju w kolejnych negocjacjach tzw. Rundy z Dohy, których ambicją było pójście dalej z liberalizacją handlu niż w Rundzie Urugwajskiej. Odsuwanie się globalnej liberalizacji rekompensują jednak jednostronne akcje oraz porozumienia dwustronne i regionalne (od momentu rozpoczęcia Rundy z Dohy podpisano ich ponad 200, a wiele krajów jednostronnie zmniejszyło bariery handlowe). Wśród obecnie negocjowanych porozumień największymi są regionalne Trade Facilitation Agreement, Trade in Services Agreement, Continental Free Trade Area for Africa, Transatlantic Trade and Investment Partnership i Trans-Pacific Partnership.

Trade Facilitation Agreement (Porozumienie o Ułatwieniu Handlu), którego negocjowanie zakończono w grudniu 2013 r., ma wprowadzić pomiędzy sygnatariuszami jednolite standardy i współpracę celną, możliwość opłat elektronicznych, obowiązek publikacji procedur handlowych i „jedno okienko” dla dokumentów handlowych (w miejsce niezliczonej liczby stron internetowych obecnie). Negocjacje Trade in Service Agreement (Porozumienie o Handlu w Usługach) rozpoczęły się w 2013 r. Usługi (transportu, komunikacji, budowlane, ubezpieczenia, bankowość i komputerowe) stanowią 20 proc. całej globalnej wymiany handlowej, a pomiędzy USA a Unią Europejską aż 75 proc. Do negocjacji Continental Free Trade Area dla Afryki, które mają się rozpocząć w 2015 r., akces zgłosiły bez mała wszystkie państwa kontynentu. Amerykańsko-europejskie Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji ma szanse zostać sfinalizowane w 2015 r.

Wzorzec z Azji

Kraje, które obecnie uczestniczą w negocjacjach TPP, to najwięksi partnerzy handlowi USA. Wymiana z nimi rośnie najszybciej – w 2012 roku handel z nimi miał dla Stanów Zjednoczonych wartość1,5 bln dol., a wymiana usług 242 mld dol. W najbliższych latach wartość wymiany z krajami TPP obejmie 40 proc. handlu zagranicznego USA. To oznacza, że w wartościowo TPP ma podobną rangę jak Partnerstwo Transatlantyckie. Partnerstwo Transpacyficzne ma jednak przynieść także jednolite i uproszczone rozwiązania dla takich problemów jak łańcuch dostaw, techniczne bariery handlu, inwestycje czy własność intelektualna. Cztery koszyki taryf byłyby znoszone stopniowo (pierwszy z nich byłby natychmiast zredukowany do zera). Innymi słowy ma być to faktyczna liberalizacja handlu, a nie kolejny handlowy reżim.

Najważniejsze, jeśli brać pod uwagę przełożenie na skalę obrotów, są produkty i półprodukty łańcuchów dostawczych — według World Economic Forum zniesienie taryf celnych w tym sektorze podniosłoby wartość globalnego handlu sześć razy bardziej niż eliminacja wszystkich innych. Kluczowe dla systemu celnego pojęcie „kraj pochodzenia” zmieniło w ostatnich latach znaczenie z uwagi na wielostronność, wielonarodowość producentów i dostawców.

Tradycyjne statystyki są mylące. Przykładem jest import iPhone’ów do Stanów Zjednoczonych, w całości traktowany jako import z Chin, gdzie są produkowane. Badanie z 2011 r. wykazało, że sprzedaż każdego iPada albo iPhone’a w USA dodała 200 dol. do deficytu handlowego USA z Chinami, z czego tylko 10 dol. reprezentowało koszt płac dla chińskich robotników. Podobne przykłady można znaleźć w wymianie handlowej Ameryki z innymi krajami, również tymi z projektowanego TPP.

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Przeciwwagą w Chiny

Jak dotąd sfinalizowanie porozumienia opóźnia spór pomiędzy dwoma najbogatszymi krajami tego porozumienia. Stany Zjednoczone naciskają, aby Japonia otworzyła szerzej drzwi dla towarów rolniczych, czego Japonia odmawia. Powodem opóźnień wydaje się jednak przede wszystkim to, że TPP nie obejmuje Chin.

Czy TPP ma być przeciwwagą dla ekonomicznej ekspansji Chin? Tak. Niektóre założenia Porozumienia wykluczają a priori Chiny, np. wymóg, aby przędza do produkcji odzieży pochodziła z kraju sygnatariusza porozumienia. Chińczycy nie stoją bezczynnie i sponsorują konkurencyjne porozumienie – wewnątrzazjatyckie Regional Comprehensive Economic Partnership z krajami Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) oraz Chinami, Japonią, Koreą, Indiami, Australią i Nową Zelandią. Negocjacje rozpoczęły się w 2013 r. Podstawowa różnica z TPP jest taka, iż zamknięta lista członków nie obejmuje Stanów Zjednoczonych, a także iż włącza automatycznie wszystkie, nawet biedniejsze kraje ASEAN jak Laos, Kambodża i Myanmar (ASEAN negocjuje porozumienia łącznie, podczas gdy do TPP mają przystąpić poszczególne – bogate – państwa stowarzyszenia).

USA jako najsilniejsze w TPP mogłyby popchnąć sygnatariuszy do podpisania porozumienia. Czy nie robią tego, bo obawiają się, że TPP pogorszy relacje z Chinami? Odpowiedź znajdziemy w dwóch okolicznościach: polityka handlowa USA, specjalnie azjatycka, jest ściśle związana z polityką bezpieczeństwa, a po drugie amerykańskie grupy interesu naciskają na rozwiązania sprzeczne z istotą wolnego handlu.

Handel, bezpieczeństwo i zyski

Politykę USA wobec Azji określa w dużym skrócie zdanie James’a Bakera, sekretarza stanu w administracji prezydenta George’a W. Busha, iż USA nie zgodzi się na linię dzielącą Pacyfik, z nimi po jednej stronie, a Azją po drugiej. Polityka handlowa jest tu specjalnym instrumentem i warto pamiętać, że Barack Obama przesunął ośrodek decyzji w sprawie handlu z Azją z biura reprezentanta ds. handlu (US Trade Representative) do Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Dlaczego?

Obama przespał pierwszy rok swojej prezydentury, jeśli chodzi o handel zagraniczny. Dopiero recesja popchnęła jego administrację w kierunku rozwijania handlu, w tym z krajami Azji. Zbiegło się to z wyzwaniem dla całej polityki zagranicznej USA, jakie zaczęła tworzyć polityka Chin wobec granic w regionie. W ciągu kilku miesięcy USA podpisały Traktat o Przyjaźni i Handlu ze Stowarzyszeniem Narodów Azji Południowo-Wschodniej z 600 mln mieszkańców (blisko 9 proc. ludności świata) i łącznym PKB ponad 2,3 bln dol., co plasowałoby je się na szóstym miejscu na świecie, gdyby był to jednolity organizm gospodarczy). To doprowadziło następnie do udziału USA we wschodnioazjatyckim szczycie. Stany Zjednoczone stały się aktywniejsze ku zadowoleniu obawiających się coraz bardziej Chin krajów tego regionu. Prezydent Obama wymienił TPP jako jeden z głównych celów swojej drugiej kadencji. Musi jednak zwalczyć opory Japończyków i wewnętrznych grup interesów.

Dla krajowych graczy najdrażliwsze są ochrona własności intelektualnej i regulacje prawa pracy. Najważniejsze różnice dotyczą patentów i nacisk tzw. Wielkiej Farmacji na zagwarantowanie ich ścisłej ochrony wbrew wolnemu handlowi. Niektóre założenia TPP opierają się także na prawach gwarantowanych przez Międzynarodową Organizację Pracy (ILO), których amerykańscy pracodawcy nie chcą przyjąć w całości już od kilkudziesięciu lat. Grupy te mają naturalnie poparcie wśród ustawodawców. Demokraci są w sprawie handlu głęboko podzieleni z wymienionych już powodów, lecz również z uwagi na potencjalne skutki porozumienia dla relacji z Chinami (raczej negatywne niż budujące). Republikanie deklarują poparcie dla porozumienia TPP, zważywszy jednak, że jego osiągnięcie byłoby uznane sukces prezydenta Obamy, bardziej prawdopodobne jest, że poczekają z faktycznym udzieleniem poparcia. Dlatego ponad 20 sesji plenarnych i niezliczone spotkania robocze przez pięć lat nie doprowadziło do finału. Specjaliści porównują już TPP do Rundy z Dohy. Tam również negocjacjom również nie widać końca.

Niech nikogo nie zwiedzie łagodny uśmiech Xi Jinpinga, prezydenta Chin. (CC By NC ND Prachatai)
(infografika Dariusz Gąszczyk)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Wielka integracyjna gra na Pacyfiku

Kategoria: Trendy gospodarcze
Opowieść ta miała swój początek w grudniu 2001 r. To właśnie wtedy Amerykanie ruszyli ze swą misją (ISAF) do Afganistanu. Chińczycy natomiast, za zgodą USA i Zachodu, zostali przyjęci do Światowej Organizacji Handlu (WTO).
Wielka integracyjna gra na Pacyfiku