Autor: Mohamed El-Erian

Główny doradca ekonomiczny Allianz, publicysta Project Syndicate.

Rewolucja techniczna zmieniła media, teraz zmieni finanse

Wydaje się, że nie ma granic podniecających możliwości, jakie daje połączenie innowacji technicznych, Internetu oraz mediów społecznościowych. Zjawisko to zmieniło dziennikarstwo i rozrywkę. Pomaga przezwyciężać problemy z porozumiewaniem się, ma więc także konsekwencje polityczne. A wszystko to oznacza podlegającą ciągłym zmianom paletę okazji i zagrożeń.
Rewolucja techniczna zmieniła media, teraz zmieni finanse

Mniej zauważa się, że podobny fenomen, poprzez proces demokratyzacji, zaczyna zachodzić w finansach. Może on stopniowo doprowadzić do nowego skonfigurowania znacznej części krajobrazu instytucjonalnego, zwłaszcza w finansach konsumpcyjnych. Do tego wyzwania musiałby dostosować się także nadzór.

Najbardziej widocznym – aczkolwiek niezbyt dobrym – przykładem pojawiających się nowych zjawisk jest bitcoin, kryptowaluta, która przyciąga uwagę specjalistów, nadzorów oraz – powoli, ale na pewno – także zwykłych ludzi. Nie jest to bynajmniej przykład jedyny ani też mający największe konsekwencje. Zarówno obecne jak i potencjalne skutki pojawienia się bitcoin są stosunkowo ograniczone, zwłaszcza w zestawieniu z trwającymi próbami rozszerzenia i demokratyzacji operacji pożyczkowych, inwestowania oraz płatności i rozliczeń.

Podstawowa sekwencja wywoływanych przez technikę zakłóceń jest dobrze znana. Śmiała innowacja powoduje nagłe obniżenie barier wejścia do jakiejś działalności. Pojawiają się mechanizmy, które umożliwiają większej części ludności uczestnictwo w czymś, co uważa się za pożądane, ale do czego dostęp był do niedawna trudny. W miarę jak te wprowadzające zakłócenia siły zyskują popularność, w dotychczasowych modelach biznesowych pojawiają się kłopoty z przyswajaniem nowych problemów, a organy nadzorcze zaczynają zostawać w tyle za zmianami. Często naturalna ludzka tendencja do nadmiernej produkcji i nadmiernego spożycia ograniczonych poprzednio towarów i usług powoduje dodatkowe natężenie tej sytuacji.

Zjawisko to oczywiście od paru już lat zachodzi w mediach. Jego efektem jest rozprzestrzenienie się platform do produkcji, grupowania, rozpowszechniania i korzystania z treści. Obniżanie się barier wejścia oraz niższe koszty dostępu znacznie zdemokratyzowały uczestnictwo, zarówno pod względem produkcji, jak i konsumpcji. A dla wielu tradycyjnych mediów sprostanie tej konkurencji staje się coraz trudniejsze, nawet jeśli starają się ze wszystkich sił – zwłaszcza gdy nie są one w stanie dostarczyć wyróżniających się treści.

Teraz coś podobnego zaczyna dziać się także w finansach, choć w mniej szaleńczym tempie i – przynajmniej na razie – w sposób nie aż tak destrukcyjny. Podobnie jak w przypadku mediów, najważniejsze innowacje inicjują ci, którzy znajdują się poza tradycyjnym kręgiem instytucjonalnym. Co najbardziej znaczące, wyłaniająca się grupa techników-przedsiębiorców rozumie, że innowacyjne media społecznościowe dysponują siłą zdolną zniszczyć elementy składowe tradycyjnych finansów. Podejmują oni działania prowadzące do przeciwstawienia się temu, uczestniczą w nich behawioryści oraz eksperci od finansów.

Warto przypomnieć, że start bitcoina nastąpił w 2009 roku i że była to próba stworzenie „lepszej” waluty. Przewodzili jej ludzie, którzy nie mają zaufania do tego, jak banki centralne zarządzają pieniądzem fiducjarnym [opartym nie na złocie, lecz na umowie społecznej – przyp. tłum.]. Do tej grupki przyłączało się coraz więcej spekulantów finansowych, których przyciągały duże wahania cen tej waluty. Sukces bitcoina – nadal wysoce niepewny – zależy od tego, czy osiągnie on stabilność wystarczającą do pełnienia funkcji typowej waluty (inaczej pozostanie jedynie towarem, na którym się spekuluje), czyli stosunkowo przewidywalnego środka wymiany.

Dużo musiałoby się zdarzyć, żeby waluta ta mogła spełniać tę funkcję. Musiałaby -jako minimum – zyskać solidniejsze podstawy instytucjonalne. Uzyskanie przez nią szerokiej akceptacji wymagałoby z kolei większej jasności co do rządzących nią regulacji i co do nadzoru.

Bardziej obiecujące, choć może mniej znane przykłady zmian można znaleźć w powstających w Internecie klubach pożyczkowych albo, mówiąc bardziej ogólnie, w bezpośrednich inicjatywach partnerskich w zakresie konsumenckich usług finansowych. Takie systemy, dążące do maksymalnego ograniczenia oprocentowania netto – w tym przez niższe wydatki, bardziej skuteczną ocenę i gromadzenie danych oraz przez kierowanie się udoskonalonym podejściem do konsumentów – mogłyby przyczynić się do obniżki kosztów pośrednictwa finansowego. Mogłyby jednocześnie prowadzić do bardziej uczciwego podejścia do ryzyka grupowego i do lepszego gwarantowania kredytu. Na razie na tak zwane cyfrowe portmonetki oraz mobilne przekazy pieniężne [za pomocą telefonu komórkowego – przyp. tłum.] zwraca się znacznie mniej uwagi, niż na ich instytucjonalne odpowiedniki, choć są one przejawem dążeń do poprawy stanu płatności i rozliczeń w detalicznym sektorze finansowym.

Perspektywy każdego z tych demokratyzujących finanse przedsięwzięć bardzo się różnią, podobnie jak prawdopodobnie różnią się ich zestawienia kosztów i korzyści. Mnóstwo zależeć będzie od tego, czy technologie, na jakich one bazują, są stabilne i pewne, czy przedsięwzięcia te zdobędą zaufanie, czy będą przejrzyste w stopniu przekonującym, czy będą stosować skuteczną ochronę konsumenta, czy nowej zawartości będą towarzyszyć mocne kanały dystrybucji i – wreszcie – czy szeroko rozumiane sprawdzanie i weryfikacja instytucjonalna doprowadzą do zwiększenia ich wiarygodności.

Patrząc w przyszłość, powinniśmy spodziewać się, że utrzyma się siła zasadniczych czynników innowacyjnych. Niektóre z istniejących firm obronią się przed zagrożeniami z ich strony, między innymi za pomocą przejęć. Inne się do nich dostosują (Walmart na przykład ogłosił ostatnio, że bardzo rozszerza ofertę usług finansowych). Będzie jednak wiele firm, które okażą się za mało sprawne. Reakcja nadzoru na te nowe struktury i działania też będzie zapewne na początku opóźniona.

Wyzwania, jakie stwarza poprawne przeprowadzenie tego procesu w finansach są o wiele trudniejsze, niż w mediach. Również ich konsekwencje będą znacznie głębsze, a to z uwagi na zasadnicze znacznie finansów dla całej gospodarki realnej. Jeśli ktoś miałby co do tego wątpliwości, to niech sobie przypomni, jak boom a potem załamanie sekurytyzacji (to zresztą kolejny przykład zgubnej innowacji finansowej, której wyprodukowano i zużyto za dużo) przyczynił się do kryzysu kredytowego i płynnościowego. Te zaś z kolei popchnęły gospodarkę globalną na skraj Wielkiego Kryzysu II.

Jared Cohen i Eric Schmidt z Google w swojej najnowszej książce błyskotliwie przypominają nam o szansach i zagrożeniach, jakie zarówno w świecie realnym jak i wirtualnym stwarza rozwój o wielu prędkościach. Doprowadziło to już do przedefiniowania mediów, a teraz podobny proces zaczyna się powoli rozgrywać w finansach. Wprawdzie na razie sprowadza się on do odosobnionych raczej przypadków, ale całkiem możliwe, że wkrótce zacznie przeobrażać sposób gromadzenia i dystrybucji kapitału w celu wspierania wzrostu gospodarczego i zatrudnienia. Osoby prywatne, firmy i rządy postąpiłyby więc rozsądnie, gdyby poświęciły więcej czasu i innych środków na dogłębne zrozumienie tego ważnego zjawiska o charakterze transformacyjnym.

© Project Syndicate, 2014.

www.project-syndicate.org

 


Tagi


Artykuły powiązane

Social media pod dyktando

Kategoria: Analizy
Totalitarne państwa nie mają oporów przed inwigilacją obywateli i decydowaniem, co mogą wiedzieć, a od jakich informacji należy ich odciąć.
Social media pod dyktando