Autor: Ignacy Morawski

Ekonomista, założyciel serwisu SpotData.

Rynek pracy potrzebuje zmian, ale nie rewolucji

Włoski rząd pracuje nad największą od lat reformą rynku pracy. Przyglądając się zmaganiom przedsiębiorców i rządu ze związkami zawodowymi można zadać wiele pytań na temat relacji między firmami i pracownikami, które dotyczą nie tylko Włoch. Na ile Europa może sobie pozwolić na ochronę pracowników? Czy zmierza ku liberalnemu modelowi anglosaskiemu? Jest o czym myśleć.
Rynek pracy potrzebuje zmian, ale nie rewolucji

Rodzinne włoskie restauracje bardzo często dawały zatrudnienie wielu członkom rodziny, ale dziś to nie wystarcza. (By-NC-ND Akane 86)

Jest coś obiecującego w fakcie, że niemal same kobiety odgrywają czołowe role w negocjacjach w sprawie reformy włoskiego rynku pracy: dystyngowana i elegancka prezydent związku pracodawców Emma Marcegaglia, zadziorna i nieprzejednana szefowa największego związku zawodowego Susanna Camusso oraz bardzo wrażliwa minister pracy Elsa Fornero, która zasłynęła z płaczu podczas jednej z konferencji prasowych.

Włochy są akurat krajem, gdzie udział kobiet w rynku pracy jest na dramatycznie niskim poziomie. Reformy mają to zmienić, mają też odmienić ogólne oblicze rynku pracy – uczynić go bardziej elastycznym, trudniejszym dla pracowników, ale przez to przynoszącym więcej korzyści całemu społeczeństwu.

Włoskie reformy wpisują się w ogólnoeuropejski trend reform rynku pracy. Wiadomo, że Europejczycy muszą więcej pracować, zrezygnować z wielu przywilejów socjalnych, zgodzić się na większe ryzyko pracowników. Ma to pozwolić na zwiększenie zatrudnienia m.in. wśród młodych i kobiet. To nie przypadek, że sygnał o tej dokładnie treści wysłał do całej Europy Mario Draghi, Włoch, prezes Europejskiego Banku Centralnego.

– Europejski model socjalny to przeszłość i już nie wróci – powiedział w ostatnim wywiadzie dla „Wall Street Journal“. Dobrze opisał to portugalski socjolog Antonio Barreto, w wypowiedzi dla „The Economist“: – Zmieniamy się ze społeczeństwa stabilnego w społeczeństwo oparte na niepewności.

Zmiany będą dotyczyć wielu dziedzin: systemów emerytalnych, świadczeń socjalnych, podatków, ale przede wszystkim – ochrony pracowników. Czy Europa będzie zatem zmierzała ku liberalnemu modelowi niskiej ochrony pracowników? Raczej nie. Wyzwanie będzie polegało na tym, żeby zaaplikować rynkowi pracy odpowiednią dawkę liberalizmu, przy jednoczesnym utrzymaniu pewnych wartości ważnych dla poszczególnych społeczeństw.

Artykuł 18, czyli włoska robota

Rząd Mario Montiego projekt reform chce złożyć w parlamencie jeszcze w tym miesiącu. Negocjacje, jakie na razie toczą się między rządem, pracodawcami i pracownikami, dotyczą bardzo wielu problemów.

Po pierwsze, włoscy eksperci twierdzą, że należy znieść lub ograniczyć tzw. fundusze integracyjne (po włosku: cassa integrazione). Opłacają one wynagrodzenia osobom, które w okresie kryzysu nie pracują w danej firmie, ale pozostają z nią formalnie związani. W ten sposób ograniczają bezrobocie, ale jednocześnie drastycznie zmniejszają mobilność rynku pracy. Monti słusznie twierdzi, że pieniądze przeznaczone na te fundusze lepiej przekierować na zasiłki dla bezrobotnych, gdyż to nie pogorszy znacząco finansowej sytuacji zwalnianych pracowników, a zmusi ich do aktywnego szukania pracy. Ten przykład pokazuje, że w reformach nie chodzi o pieniądze, ale o bodźce.

Po drugie, należy zmniejszyć dualizm rynku pracy, czyli podział na ostro chronione umowy o pracę i nie posiadające żadnej ochrony umowy tymczasowe. Taki podział utrudnia bowiem wejście na rynek pracy m.in. kobietom, absolwentom, czy imigrantom.

Po trzecie, należałoby zwiększyć elastyczność firm w określaniu warunków pracy w firmach i – co najbardziej kontrowersyjne – zwalnianiu pracowników.

Wiele kontrowersji można sprowadzić do jednego pytania: na ile pracownik ma być chroniony przez prawo przed zwolnieniem? Chodzi o różne formy ochrony: łatwość wypowiedzenia umowy, wymagania proceduralne, wysokość odprawy, możliwość odwoływania się do sądu itd.

Symboliczny dla tego pytania jest artykuł 18 włoskiego kodeksu pracy, który stanowi, że pracownik zwolniony „niesprawiedliwie“ powinien być przywrócony do pracy (chodzi o firmy zatrudniające powyżej 15 osób). Praktyka włoskich sądów wskazuje, że słowo „niesprawiedliwie“ jest interpretowane bardzo szeroko. Co gorsza, sprawy sądowe toczą się miesiącami. Jak pokazał ekonomista Andrea Ichino, w Rzymie niektóre sprawy potrafią trwać do dwóch lat. Włoska robota, można zażartować.

Nie jest zatem łatwo zwolnić pracownika. Z punktu widzenia przedsiębiorców, może być to intepretowane jako socjalne kuriozum: jakim prawem osoba prywatna ma mieć ograniczoną możliwość regulowania siły roboczej w swojej firmie? Z punktu widzenia związków zawodowych, artykuł ten jest interpretowany jako fundament włoskich wartości: praca, dając wyżywienie rodzinom, musi być jak najbardziej chroniona.

Ekonomista Fabiano Schivardi przyznaje:

– Sama efektywność nie jest najważniejszą kwestią [dla kraju, gospodarki]. Jeżeli jakieś wartości uznaje się za ważne, to można za nie płacić. Ważne, żeby dobrze określić tę cenę: ile i za co płacimy. (źródło: lavoce.info).

I to ogólne równanie musi przeprowadzić każdy rząd w Europie, który będzie w najbliższym czasie przeprowadzał reformy. Po jednej stronie równania znajdują się ważne wartości społeczne, takie jak przywiązanie do bezpieczeństwa, po drugiej wymagania gospodarki, czyli efektywność. Doskonale wiadomo, że w Europie zbyt duży nacisk jest położony na bezpieczeństwo, a zbyt mały na efektywność. Wielu pracodawców i liberalnych ekonomistów uważa, że należy po prostu jak najbardziej zmniejszyć ochronę pracowników, na wzór anglosaski. Ale niekoniecznie musi być to optymalne rozwiązanie w każdych okolicznościach.

Ochrona pracy ma pewną wartość. Tylko jaką?

Ochrona pracowników przed zwolnieniem szkodzi gospodarce i wszystkim obywatelom na wiele sposobów. Ale posiada też pewne zalety. Znalezienie optymalnego rozwiązania nie jest łatwe, z dwóch powodów:

Po pierwsze, trudno jest skwantyfikować – czyli przedstawić liczbowo – korzyści i koszty wynikające z ochrony miejsc pracy.

Po drugie, ustawy powstają jako efekt negocjacji zbiorowych między różnymi siłami społecznymi, często w warunkach strajków, presji wyborczej i lobbingu. W takich warunkach wyliczenia eksperckie nie przebijają się.

Dość oczywisty jest fakt, że ochrona miejsc pracy zmniejsza przepływ ludzi między grupą bezrobotnych a grupą pracujących. Mniej osób jest zwalnianych, ale jednocześnie mniej osób jest średnio zatrudnianych, ponieważ firmy boją się, że będą musiały ponosić wysokie koszty zatrudnienia nieefektywnych pracowników.

Żadne badania nie udowodniły, że wysoki stopień ochrony miejsc pracy jest związany ze średnio wyższym bezrobociem. Nie oznacza to jednak, że nie ma negatywnego wpływu na gospodarkę. Zwiększa się bowiem bezrobocie długoterminowe, czyli liczba osób pozostających bez pracy przez rok lub kilka lat, które niszczy produktywność pracowników i prowadzi do patologii społecznych. Co więcej – wyższe jest bezrobocie wśród młodzieży, kobiet i osób starszych, czyli grup, które mają najmniejsze szanse na zatrudnienie. Większość badań wskazuje, że to te właśnie grupy płacą za ochronę miejsc pracy innych grup. A mogą pojawić się również patologiczne skutki – głównie lenistwo.

Bezpieczeństwo zatrudnienia też ma jednak pewne zalety. Może być ono uwarunkowane kulturowo, na przykład ze względu na silne więzi rodzinne i niską mobilność pracowników. Zmiana mentalności pracowników nie może przybierać formy walki z kulturą – to bardziej by przypominało bolszewizm niż liberalizm. Kluczowe jest jednak, że stabilność zatrudnienia zwiększa skłonność firm do inwestowania w pracowników, m.in. poprzez dokształcanie ich. A sami pracownicy również wkładają więcej wysiłku w pracę. Dzięki tym czynnikom ich produktywność szybciej rośnie.

Niektórzy ekonomiści uważają również, że stabilność zatrudnienia może stabilizować popyt w okresie recesji i dzięki temu łagodzić skutki kryzysów gospodarczych. Choć tu zapewne pojawiłby się słuszny kontrargument, że niektóre kryzysy dobrze służą gospodarce, gdyż zmuszają do przemieszczania kapitału w bardziej produktywne branże.

Jan van Ours, ekonomista holenderski twierdzi, że wpływ ochrony pracy na produktywność pracowników nie jest jednoznaczny. Często (choć zależy to od branży) ma raczej kształt odwróconej litery U – przy bardzo niskich poziomach ochrony jej małe zwiększenie może mieć pozytywny wpływ na produktywność, przy wysokich – negatywny. Trzeba przyznać, że ta argumentacja jest bardzo przekonująca i ma pewne empiryczne potwierdzenie.

(Opr. DG)

(Opr. DG)

Rozwiązanie problemu na pół gwizdka

Wiele europejskich rządów już ponad dekadę temu doszło do przekonania, że nadmierna ochrona miejsc pracy nie jest dobra dla gospodarki – daje szanse jednym, ale odbiera innym. Dlatego powszechne było wprowadzanie zmian, które umożliwiały zatrudnianie pracowników na kontrakty tymczasowe. Te miejsca pracy były mniej chronione i dzięki temu miały dać szanse młodzieży, kobietom i imigrantom. Ogólny poziom protekcji zatrudnienia w Europie w ostatnich latach wyraźnie zmalał, co widać na wykresie.

Działo się to jednak dzięki wprowadzeniu dualnego rynku pracy – rynku pracowników ściśle chronionych i rynku pracowników bez ochrony. Było to rozwiązanie problemu na pół gwizdka, a model dualnego rynku właśnie się załamuje jak słaba prowizorka. Z jednej strony, istnieją grupy pracowników mocno chronionych przez prawo, których nie można zwolnić, z drugiej strony istnieją rzesze pracowników, których firmy pozbywają się przy pierwszej lepszej okazji. Przez to ta druga grupa to ludzie, w których firmy nie inwestują, którzy pracują w warunkach ogromnej niepewności, najczęściej za małe pieniądze, z bardzo niskimi szansami na promocję. Elastyczność rynku pracy jest więc tylko pozorna – fakt, że część rynku pracy jest sztywna, a część – superelastyczna, nie znaczy, że cały rynek jest elastyczny.

Rozwiązaniem tego problemu powinno być ujednolicenie kontraktów o pracę – obniżenie ochrony w przypadku tradycyjnych umów i wzmocnienie jej w przypadku umów tymczasowych. Takie zmiany postuluje m.in. znany włoski ekonomista Tito Boeri. Jego zdaniem poziom ochrony miejsca pracy powinien wzrastać wraz ze stażem pracy – dzięki temu firmy będą miały bodźce, żeby zatrudniać mniej doświadczonych ludzi, a jednocześnie nie będą wystawione na negatywne bodźce zniechęcające do inwestowania w ich kwalifikacje i tym samym podnoszenie produktywności.

(Opr. DG)

(Opr. DG)

Polsce też potrzebne są zmiany

W naszym kraju także ukształtował się w ostatnich latach dualny rynek pracy – umowy o prace są ściśle chronione, natomiast tzw. umowy śmieciowe (czyli o zlecenie, dzieło, kontrakty z jednoosobowymi firmami) – już nie. Dane OECD pokazują, że rozpiętość między ochroną różnych rodzajów miejsc pracy jest w naszym kraju również dość duża.

Wywołuje to różne reakcje. Z jednej strony, słychać głosy oburzenia, że setki tysięcy młodych ludzi nie posiadają dostępu do odpowiednich ubezpieczeń, oszczędności, a przede wszystkim – stabilności i perspektyw rozwoju. Z drugiej strony, słychać głosy tych, którzy twierdzą, że umowy śmieciowe to ratunek dla gospodarki dławionej przez sztywny rynek pracy, a sama nazwa „śmieciowe“ odbiera godność tym, którzy pracują na ich podstawie.

Prawda leży – jak to się często zdarza – po środku. Krytycy umów śmieciowych nie doceniają, że bez nich bezrobocie w obecnych warunkach prawnych byłoby po prostu wyższe. Ich zwolennicy zapominają, że produktywność pracowników na takich umowach może rosnąć znacznie wolniej. Są to często osoby, które – bez zmian prawnych – będą skazane na długoletnią dyskryminację na rynku pracy. Lekceważenie tego problemu jest niebezpieczne, bowiem problemy rynku pracy ujawniają się powoli, niezauważalnie, aż po wielu latach ich efekty widać ze zdwojoną siłą.

Polsce zatem, podobnie jak innym krajom, również przydałaby się reforma rynku pracy. Należy skończyć z absurdem polegającym na tym, że jedna sekretarka pracuje na umowę o pracę, trudno jest ją zwolnić i trzeba ponosić duże koszty jej utrzymywania na stanowisku, a druga pracuje na umowę zlecenia i można ją z dnia na dzień wyrzucić bez zapewnienia środków do życia na czas szukania nowej pracy. Należy ujednolicić różne umowy, dostosować je do potrzeb pracodawców, przy jednoczesnym utrzymaniu pewnych instytucji chroniących stabilność zatrudnienia.

Na razie cała energia polityków skupia się na reformie systemu emerytalnego. To dobrze, bo to bardzo ważna reforma dla kraju, w sytuacji gdy rzesze zdolnych do pracy ludzi za wcześnie odchodzą z rynku pracy. Szkoda jednak, że wysiłek reformatorski nie jest zakrojony szerzej.

Autor jest ekonomistą Polskiego Banku Przedsiębiorczości, publicystą

Rodzinne włoskie restauracje bardzo często dawały zatrudnienie wielu członkom rodziny, ale dziś to nie wystarcza. (By-NC-ND Akane 86)
(Opr. DG)
Relacja-między-poziomem-ochrony-pracy
(Opr. DG)
Indeks-ochrony-pracowników,-liczony-przez-OECD

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Uchodźcy na rynku pracy: bilans na plus i liczne wyzwania

Kategoria: Analizy
Napływ obywateli Ukrainy do Polski może się okazać zastrzykiem kapitału ludzkiego dla niektórych branż, borykających się z brakami kadrowymi. Jednak kobiety i dzieci nie wypełnią wakatów w budownictwie i przemyśle.
Uchodźcy na rynku pracy: bilans na plus i liczne wyzwania

Polski rynek pracy w obliczu fali uchodźczej z Ukrainy

Kategoria: Analizy
Fala uchodźcza wywołana atakiem Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 r. przybrała rozmiary niespotykane w Europie od czasu II wojny światowej, a jej główny impet zaabsorbowany został przez Polskę.
Polski rynek pracy w obliczu fali uchodźczej z Ukrainy