Autor: Daniel Gros

Dyrektor brukselskiego think tanku Ośrodek Badań Polityki Europejskiej, publicysta Project Syndicate.

Rząd, na który Europa zasługuje?

Wraz z podziałem tek w Komisji Europejskiej w Unii Europejskiej zakończył się proces zmiany warty. Zaczął się on od wyborów do Parlamentu Europejskiego, a jego efekt końcowy opierał się na całej serii kompromisów. W obejmującej 28 drażliwych państw UE tego właśnie można się było spodziewać.
Rząd, na który Europa zasługuje?

Odpowiednie funkcjonowanie instytucji UE wymaga, by żadna istotna grupa wyborców (lewicowa czy prawicowa, ze Wschodu czy z Zachodu – i tak dalej) nie czuła się pominięta. Nowa Komisja Europejska sprawia zresztą wrażenie raczej mocnej, jako że na 28 jej członków ponad 20 osób sprawowało wcześniej funkcję premiera, wicepremiera lub ministra. Ludzie, którzy w kraju zajmowali wysokie stanowiska polityczne, uznają, że warto pojechać do Brukseli.

Najwięcej uwagi skupia się jednak na trzech najwyższych stanowiskach w UE: przewodniczącego Komisji Europejskiej, przewodniczącego Rady Europejskiej oraz Wysokiego Przedstawiciela Unii do Spraw Zagranicznych.

Nowy przewodniczący Komisji, Jean-Claude Juncker, jest pierwszą w historii osobą wybraną na to stanowisko na podstawie dobrych wyników jego frakcji politycznej w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ten wytrawny znawca Brukseli nie jest kimś porywającym tłumy. Czasami może to jednak stanowić zaletę. Wytrawny znawca układów wewnętrznych najlepiej wie, jak pogodzić ze sobą sprzeczne interesy i jak tę instytucjonalną machinę ponownie wprawić w ruch – co zresztą Juncker zademonstrował, przeprowadzając sprawnie podział zadań między poszczególnych członków Komisji.

Wytypowanie przewodniczącego Rady Europejskiej wymagało znacznego czasu oraz targów, w których ostateczny wybór padł na polskiego premiera Donalda Tuska. Choć jednak Tusk obejmuje stanowisko o dumnie brzmiącej nazwie, to przewodniczący Rady Europejskiej o niczym nie decyduje. Przeważnie przewodniczy on spotkaniom krajowych przywódców UE, a wpływy osoby sprawującej ten urząd zależą od jej umiejętności układania planu spotkań oraz ułatwiania kompromisów.

W przypadku pełniącego poprzednio tę funkcję byłego premiera Belgii, Hermana van Rompuya, doświadczenie zyskane w jego własnym kraju przy organizacji kruchych koalicji okazało się bardzo użyteczne, gdy podczas kryzysu euro musiał on przywódców narodowych przekonywać do podejmowania decyzji. Tusk będzie musiał osiągnąć podobną umiejętność, zwłaszcza że Europa stoi dziś w obliczu nowych wyzwań, obejmujących rosyjską agresję na Ukrainie, nasilenie terroryzmu na Bliskim Wschodzie oraz stagnację własnej gospodarki.

Jeśli chodzi o najpilniejsze dla UE wyzwanie, jakie stwarza Rosja, to przy podejmowaniu decyzji Tusk będzie musiał pośredniczyć między przywódcami z krajów, które czują się bezpośrednio zagrożone (jak jego własny) oraz z tych, dla których więzi gospodarcze przeważają nad wszelkimi zagrożeniami bezpieczeństwa europejskiego, uważanymi przez nie za odległe. Co do gospodarki, to musi godzić priorytety Niemiec, gdzie jest pełne zatrudnienie, z priorytetami Grecji i Włoch, które nadal tkwią w szponach recesji i mają niebotyczne bezrobocie. Największym bezpośrednim wyzwaniem może być jednak – co natychmiast przyznał sam Tusk – zdolność do prowadzenia bezpośrednich i głównie po angielsku rozmów z członkami Rady.

Mianowanie włoskiej minister spraw zagranicznych, Federiki Mogherini, Wysokim Przedstawicielem Unii do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa, jest szeroko kwestionowane z uwagi na jej ograniczone doświadczenie w polityce zagranicznej. Po faktycznej inwazji Rosji na Ukrainę pod koniec sierpnia jej rząd zmienił jednak stanowisko wobec Rosji, zaś ona sama stara się przekonać wielu krytyków, że dobrze zna problemy, przed jakimi stoi Europa (na przykład jej praca magisterska dotyczyła politycznej strony Islamu).

Czy jednak jest ona w stanie kierować służbą zagraniczną Europy? Europejska Służba Działań Zewnętrznych (European External Action Service, EEAS) to wielka machina biurokratyczna; jeśli ma sprawnie działać, musi być dobrze zarządzana. A choć kierującego EEAS nazywa się „szefem polityki zagranicznej UE”, to Mogherini powinno się traktować raczej jako prezesa firmy, gdyż kluczowe decyzje podejmowane są przez przywódców państw członkowskich podczas ich spotkań na forum Rady Europejskiej. Kluczową słabość Mogherini stanowi jej brak doświadczenia w zarządzaniu, będzie zatem musiała znaleźć silny zespół, który ją wesprze.

Z mianowaniem Mogherini wiąże się jednak pewien zachęcający, choć ukryty sygnał: to, że Włochem jest także prezes Europejskiego Banku Centralnego, Mario Draghi, nie stanowiło przeszkody w jej powołaniu. Sugeruje to, że prezesura EBC nie jest zaliczana do urzędów, rozdzielanych według kwot narodowych i że nie uważa się, by narodowość Draghiego w jakikolwiek sposób wpływała na jego decyzje.

Jeśli kierujący instytucjami UE chcą zostawić po sobie jakiś ślad w historii, muszą być politycznymi przedsiębiorcami. Ich uprawnienia do podejmowania decyzji są ograniczone. Często mogą jednak kształtować ramy, w jakich dokonuje się wyboru oraz negocjować koalicje w celu przesunięcia dalej obecnych granic integracji europejskiej. Nikt z trojga najważniejszych nowych osobistości UE (Juncker, Tusk, Mogherini) nie ma pod tym względem osiągnięć. Najwidoczniej bossom na szczeblu krajowym to się podoba.

Z procesu obsadzania stanowisk wypływa także inny, otrzeźwiający wniosek – taki, że przywódcy państw członkowskich nie ścierpią nikogo, kto mógłby rozrabiać i pchnąć integrację do przodu. Będzie mało ruchów w kierunku nakreślonej w Traktacie Rzymskim „coraz ściślejszej unii”. Wniosek ten może przynieść ulgę tym, którzy  – w Wielkiej Brytanii i gdzie indziej – boją się dominacji Brukseli. Zmartwi natomiast tych, którzy mają nadzieję, że Europa – mimo zastoju w gospodarce i kurczenia się ludności – może stać się istotnym graczem globalnym.

© Project Syndicate, 2014

www.project-syndicate.org

 


Tagi


Artykuły powiązane