Autor: Małgorzata Grzegorczyk

Dziennikarka dziennika Puls Biznesu, specjalizuje się w obszarze inwestycji zagranicznych w Polsce i na świecie.

Strefy ekonomiczne nie stymulowały rozwoju

Krytyczne spojrzenie na strefy ekonomiczne tym razem nie z Ministerstwa Finansów, lecz ze strony badaczy z uczelni wyższych. Warto je poznać, by lepiej wspierać inwestorów zwolnieniami podatkowymi, bo SSE będą działać jeszcze przez co najmniej 11 lat.
Strefy ekonomiczne nie stymulowały rozwoju

(Opr. DG)

O specjalne strefy ekonomiczne (SSE) co kilka lat toczą się boje, najczęściej między ministerstwem gospodarki a ministerstwem finansów. To ostatnie zwolnienia z CIT postrzega wyłącznie jako utracone wpływy do budżetu – łącznie to już ponad 12 mld zł. Resort gospodarki na drugiej szali kładzie m.in. miejsca pracy i wpływy z PIT płacone przez zatrudnionych w strefach pracowników. Na koniec ubiegłego roku w 14 strefach firmy korzystały z 2056 zezwoleń. Zrealizowane inwestycje wyniosły 101,9 mld zł, przedsiębiorcy stworzyli 213,9 tys. nowych miejsc pracy, a utrzymali 81,6 tys. W 2012 r. toczyła się walka o wydłużenie funkcjonowania SSE z 2020 do 2026 r. zakończona zwycięstwem zwolenników stref.

To nie znaczy, że ich przeciwnicy stracili wszystkie argumenty. Krytycznych głosów jest coraz więcej.

Dobre dla średniaków

Adam Ambroziak z SGH przeanalizował wpływ SSE na rozwój powiatów. Okazało się, że średnio rozwinięte regiony osiągnęły największe korzyści z SSE. Dla bogatych i biednych zyski są niewielkie.

Zbadał wzrost wartości brutto majątku w firmach, wzrost liczby podmiotów gospodarczych i spadek bezrobocia. Podzielił powiaty na 18 kategorii. Najpierw posegregował województwa na trzy grupy: z PKB wysokości poniżej 45 proc. średniej unijnej, 45-60 proc. i 60-75 proc. W każdym z województw zbadane zostały powiaty w trzech grupach, w takich samych przedziałach PKB. W ten sposób badacz wyodrębnił 9 grup powiatów, z których każda została podzielona na powiaty ze strefami i bez stref.

Za wpływ SSE na rozwój powiatów autor uznał zmiany w grupie kontrolnej (bez stref) w porównaniu ze zmianami zaobserwowanymi w grupie eksperymentalnej w latach 2005-13. W grupie eksperymentalnej okazało się, że w trzech podgrupach całkowita wartość brutto majątku firm była wyższa o nie więcej niż 5 proc., w kolejnych trzech była o 5-20 proc. wyższa, a tylko w trzech była o ponad 20 proc. wyższa.

 

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

 

Skórka niewarta wyprawki

Katarzyna Kopczewska z Wydziału Nauk Ekonomicznych UW uważa, że SEE nie przyczyniły się do wyraźnego polepszenia sytuacji finansowej samorządów. Autorka zbadała, czy w latach 1995-2012 zyskały one na strefach. Ocenia, że inwestycje rządu i samorządów w infrastrukturę wyniosły do końca 2012 r. prawie 3 mld zł, a zwolnienia podatkowe – prawie 10 mld zł.

Całkowite korzyści utworzenia SSE to około 13,5 mld zł, czyli 17 proc. inwestycji zrealizowanych przez firmy. Autorka postanowiła sprawdzić, czy pozytywy płynące ze stref dotykają także sąsiadujących gmin i czy samorządom faktycznie opłaca się najpierw dołożyć i zainwestować w infrastrukturę, zagwarantować zwolnienia podatkowe, a w przyszłości zapewnić sobie wyższe wpływy z PIT i CIT.

Z jej badania wynika, że strefy nie stymulowały rozwoju. W większości przypadków gminy, w których powstały strefy, były średnie (nie najsłabsze), a po kilku latach znajdowały się na podobnej pozycji, co wcześniej. Gminy, które zostały włączone do stref pod koniec badanego okresu były średnio lepsze od innych i nie miały problemów rozwojowych. Ponadto w długofalowej perspektywie strefy nie poprawiają znacząco sytuacji ekonomicznej gmin. Zdaniem Katarzyny Kopczewskiej, gminy zyskują więcej inwestując w infrastrukturę, która przyciąga inwestorów niż pozbawiając się przychodów ze zwolnień podatkowych w SSE.

Tu trzeba zwrócić uwagę, że wpływy z CIT w większości trafiają do budżetu państwa. Gminy mają 6,71 proc. z tytułu wpływów z CIT, a powiaty jeszcze mniej, bo 1,4 proc. Tymczasem z PIT, który akurat strefowi inwestorzy płacą, trafia do gmin w 39,34 proc., a do powiatów – w 10,25 proc. Gminy mogą zwolnić inwestorów z podatku od nieruchomości, co często – na określony czas – czynią, ale nie jest to reguła. Nie do końca można się więc zgodzić z zarzutami badaczki.

Politycy załatwili

Z kolei Andrzej Cieślik z Katedry Makroekonomii i Teorii Handlu Zagranicznego na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego wykazał, że specjalne strefy ekonomiczne powstawały nie tam, gdzie były najbardziej potrzebne, ale tam, skąd w okresie ich zakładania w latach 1995-97 pochodziło najwięcej polityków rządzącej wówczas partii – SLD.

Nie zawsze było to zgodne z wymogami UE czy WTO, do której Polska weszła parę miesięcy przed otwarciem pierwszej strefy. Światowa Organizacja Handlu dopuszcza tworzenie stref ekonomicznych w regionach niewystarczająco rozwiniętych. Zgodnie z artykułem 8 (2)(b) musi je charakteryzować przynajmniej jedno z dwóch kryteriów: PKB na głowę nie przekracza 85 proc. średniej krajowej i/lub stopa bezrobocia wynosi co najmniej 110 proc. średniej krajowej. Andrzej Cieślik wyliczył, że d.województwa: katowickie, rzeszowskie, gdańskie, krakowskie i warszawskie nie spełniały żadnego z kryteriów zezwalających na tworzenie stref.

 

(infografika DG)

(infografika DG)

Autor badania obliczył, jak duża była reprezentacja polityczna dla każdego z regionów na podstawie liczby polityków znajdującego się u władzy SLD, którzy zostali wybrani w wyborach parlamentarnych we wrześniu 1993 r. – było to 460 posłów, w tym 391 wybranych w 52 okręgach wyborczych i 69 z 15 list ogólnopolskich. Te 52 okręgi zostały przypisane do istniejących wówczas 49 województw. Np. w przypadku Warszawy politycy SLD wybrani w okręgach Warszawa 1 i Warszawa 2 zostali zsumowani.

W przypadku Katowic autor badania dodał posłów z Sosnowca i Gliwic. 26 polityków SLD wybranych z list ogólnokrajowych również zostało podporządkowanych konkretnym regionom. Okazuje się, że reprezentacja polityczna była ważnym kryterium lokalizacji stref w Polsce. Choć strefy faktycznie powstawały w regionach o wysokiej stopie bezrobocia, to notowały szybki wzrost zatrudnienia już przed utworzeniem stref. PKB na głowę nie był statystycznie ważnym czynnikiem. SSE stały się instrumentem restrukturyzacji gospodarczej w regionach dotkniętych wysokim bezrobociem na początku transformacji. Nie stały się natomiast elementem polityki regionalnej skierowanej na stworzenie podstaw dla długoterminowego rozwoju słabiej rozwiniętych gospodarczo regionów – uznał autor.

Efektywne, ale niepotrzebne

Radosław Pastusiak z Wydziału Ekonomiczno-Socjologicznego Uniwersytetu Łódzkiego uważa, że nie wszystkie kraje odniosły korzyści z SSE, a w niektórych konsekwencje były wręcz negatywne. Obliczył wartość zysku netto dla stref w 2013 r. – zsumował roczne koszty wynagrodzeń, wartość eksportu, importu, CIT, sprzedaż krajową do stref, pomoc publiczną, wydatki na infrastrukturę i wydatki administracyjne – wyszło 116,5 mln zł na plusie.

Takie same obliczenia wykonane w 1982 r. dla strefy na Filipinach wykazały 225 mln dol. straty, dla strefy w Malezji 143 mln dol. zysku, dla strefy w Korei Południowej 15 mln dol. zysku, a dla strefy w Indonezji – 26 mln dol. zysku. Oznacza to niebywałą efektywność polskich stref, ale Radosław Pastusiak stwierdził, że 9 na 10 inwestorów i tak by zainwestowało.

Nowe otwarcie

Nie zgadza się z nim Paweł Tynel, ekspert EY. Jego zdaniem Polska nie może sobie pozwolić na brak SSE, bo wszystkie kraje, z którymi konkurujemy o inwestorów oferują zwolnienia podatkowe. W Czechach, na przykład, w ogóle nie ma „obejmowania” strefą – każda inwestycja od pewnego pułapu otrzymuje zwolnienia podatkowe. Cezary Tkaczyk, prezes zarządu Specjalnej Strefy Ekonomicznej „Starachowice”, powiedział, że dzięki powołaniu strefy bezrobocie w Starachowicach spadło z 28,6 proc. do 14,9 proc.

Dziś strefy próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości, gdy wszystkie – poza leżącymi w Polsce Wschodniej – mogą zaoferować przedsiębiorcom nieco gorsze warunki, np. niższą niż dotychczas pomoc publiczną. Strefy zaangażowały się we współpracę z przedsiębiorcami i szkołami w walce o przywrócenie szkolnictwa zawodowego. Zaczynają też przygotowywać duże tereny inwestycyjne przy już istniejących lub budowanych drogach szybkiego ruchu.

Zajmują się również inicjacją klastrów. Strefy to już nie tylko spółki, za pośrednictwem których można uzyskać zwolnienia podatkowe, ale partnerzy biznesowi, którzy przeprowadzają przedsiębiorców od początku inwestycji i dbają o niego, gdy już fabryka stoi. Mimo wątpliwości, to jeden z najbardziej sprawdzonych instrumentów wsparcia, na dodatek jeden z niewielu, które pozostały dużym przedsiębiorcom.

Wbrew powszechnej opinii, to nie enklawa zagranicznych koncernów. Na koniec 2013 r. najwięcej, 19,9 proc. kapitału zainwestowanego w strefach pochodziło z Polski. Są przedsiębiorcy, którym wydaje się, że bariera wejścia do strefy jest zbyt wielka, a tymczasem już inwestycja za 100 tys. euro może otrzymać zwolnienia podatkowe. Może więc słuszne są postulaty, by działalność stref wydłużyć bezterminowo, a tylko zezwolenia wydawać na 10-15 lat? A zarzuty naukowców warto wykorzystać, by strefy były jeszcze bardziej efektywne.

Wyniki przywoływanych w tekście badań zostały zaprezentowane na konferencji zorganizowanej przez Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych (CASE), która miała odpowiedzieć na pytanie, czy Polska może sobie pozwolić na brak Specjalnych Stref Ekonomicznych.

(Opr. DG)
(infografika Dariusz Gąszczyk)
(infografika DG)

Otwarta licencja


Tagi