Autor: Kenneth Rogoff

Profesor ekonomii i polityki publicznej na Uniwersytecie Harvarda, publicysta Project Syndicate

Wielka ucieczka z Chin

Od początku roku nad rynkami, jak miecz Damoklesa wisi perspektywa zasadniczej dewaluacji renminbi. Żadne inne źródło niepewności nie jest równie destabilizujące. W przyszłej dekadzie Chiny będą musiały zezwolić na swobodny kurs waluty, mało kto już w to wątpi. Pytanie, ile do tego czasu zdarzy się dramatów wynikających z kolizji imperatywów politycznych i ekonomicznych.
Wielka ucieczka z Chin

Dziwne może się wydawać, że kraj, który w 2015 roku miał 600 mld dol. nadwyżki handlowej, powinien się obawiać słabości swojej waluty. Wystąpiła jednak pewna kombinacja czynników – obejmująca wolniejsze tempo wzrostu gospodarczego oraz rozluźnienie restrykcji dotyczących inwestowania za granicą – która uruchomiła silny strumień odpływu kapitału.

Prywatnym obywatelom wolno teraz wywieźć z kraju 50 tys. dol. rocznie. Gdyby z tej możliwości skorzystał tylko co dwudziesty obywatel Chin, zmiotłoby to rezerwy walutowe kraju. Równocześnie bowiem obfitujące w gotówkę chińskie firmy wynajdują wszelkie możliwe sztuczki, żeby tylko wyprowadzić pieniądze z kraju. Sposób całkowicie legalny są pożyczki udzielane w renminbi i spłacane w walutach obcych.

Sposobem już nie tak legalnym jest wystawianie fałszywych lub zawyżonych faktur w handlu – co w zasadzie stanowi formę prania pieniędzy. Chiński eksporter może na przykład na fakturze dla amerykańskiego importera wykazać cenę niższą od rzeczywistej, a różnica – w dolarach – zostanie potajemnie zdeponowana na jego rachunku w banku w USA (te zaś pieniądze można z kolei przeznaczyć na kupno jakiegoś Picassa).

Chińskie firmy nakupiły tyle przedsiębiorstw w USA i w Europie, że takie pranie pieniędzy mogą przeprowadzić wewnątrz własnych jednostek. To nie Chińczycy wpadli zresztą na ten pomysł. Gdy po II wojnie światowej Europę dusił system kontroli kursów walut, ich nielegalny odpływ z kontynentu sięgał często średnio 10 proc. – albo i więcej – wartości obrotów handlowych. W przypadku Chin – jednego z największych uczestników światowego handlu – utrzymanie w ryzach odpływu kapitałów jest całkowicie niemożliwe, zwłaszcza gdy przemawiające za odpływem zachęty stają się odpowiednio mocne.

I rzeczywiście: mimo gigantycznej nadwyżki handlowej Ludowy Bank Chin zmuszony był do znacznych interwencji w celu podtrzymania kursu – na tyle znacznych, że rezerwy walutowe spadły w 2015 roku o 500 mld dol. Przy tak przepuszczalnej kontroli przepływu kapitałów sięgające nawet 3 bln dol. chińskie „środki obronne” mogą nie wystarczyć na podtrzymywanie kursu w nieskończoność. Takie z kolei obawy stanowią ważny czynnik, który ciągnie w dół chińską giełdę.

Na rynku dużo się spekuluje o tym, że Chiny dokonają jednej znacznej dewaluacji – powiedzmy, o 10 proc. – która tak osłabi renminbi, że zmaleje presja zniżkowa na jego kurs. W przypadku rządu, któremu rynki finansowe tak naprawdę nie wierzą, taki wybór strategii byłby jednak bardzo niebezpieczny. Pomijając nawet fakt, że stanowiłby on pożywkę dla osobników takich jak Donald Trump, który wierzy, że Chiny to nieuczciwy gracz. Główne ryzyko polega na tym, iż dużą dewaluację interpretowano by jako wskazówkę, że spowolnienie gospodarcze w Chinach jest znacznie poważniejsze, niż się sądzi – no a w takim przypadku pieniądze odpływałyby nadal.

Dopóki Chiny nie nauczą się, jak uzyskiwać wiarygodne dane ekonomiczne, dopóty nie znajdzie się łatwy sposób poprawy komunikacji z rynkami. Kiedy podano, że w 2015 roku tempo wzrostu wyniosło 6,9 proc., czyli trochę mniej od celu oficjalnego (7 proc.), wiadomość ta trafiła na czołówki. Taką różnicę powinno się uważać za nieistotną, rynki jednak potraktowały ją z najwyższą uwagą, gdyż inwestorzy wierzą, że skoro rząd nie zdołał upiększyć tych liczb tak, żeby pasowały do celu, to musi być naprawdę źle.

Dla władz dobrym punktem startu byłoby powołanie komisji ekonomistów w celu ustalenia bardziej realistycznego i wiarygodnego zestawu danych historycznych o PKB, co utorowałoby drogę do większej wiarygodności przyszłych danych o PKB. Zamiast tego rząd wpadł na pomysł, żeby związać renminbi z koszykiem 13 walut – a nie po prostu z dolarem – co miałoby natychmiast doprowadzić do osłabienia presji na jego kurs. W teorii to dobry pomysł: w praktyce jednak takie powiązania cechują chroniczne problemy z przejrzystością.

Ponadto powiązanie kursu z koszykiem walut obarczone jest większością tych samych problemów, co przy zwyczajnym powiązaniu z dolarem. To prawda, że w ostatnich paru latach euro i jen osłabły wobec dolara. Jeśli jednak w 2016 roku obsunie się dolar, powiązanie renminbi z koszykiem walut sprawi, iż się ono wobec niego [dolara] umocni, a to może nie być korzystne. Rząd sygnalizuje także zamiar bardziej zdecydowanego wstrzymywania nielegalnych przepływów kapitałowych. Wtłoczenie tego dżina z powrotem do butelki nie będzie jednak łatwe.

Gdyby wcześniej, gdy w gospodarce szło dobrze, Chiny wprowadziły większy zakres elastyczności kursu – co niektórzy z nas zlecali już ponad temu – to dziś wszystko byłoby dziś łatwiejsze. Być może w 2016 roku władze będą w stanie podtrzymywać kurs renminbi. Bardziej jednak prawdopodobne, że kurs ten będzie nadal gwałtownie spadał – i pociągnie za sobą rynki globalne.

© Project Syndicate, 2016

www.project-syndicate.org

 

 


Tagi


Artykuły powiązane

Wielka ucieczka Rosji

Kategoria: Trendy gospodarcze
Rosyjski rząd robi wszystko, co w jego mocy, aby ominąć zachodnie sankcje gospodarcze i przynajmniej część obserwatorów jest pod wrażeniem jego sukcesów w tym zakresie.
Wielka ucieczka Rosji