Autor: Anna Wielopolska

Korespondentka Obserwatora Finansowego w USA.

Orły i anioły znów rozpościerają skrzydła

Inwestycje w nowe przedsięwzięcia w USA były w ostatnich latach niskie. Powoli jednak aktywność się zwiększa, a rynek wzbogaca się o nowe formy przedsięwzięć inwestycyjnych. W oczekiwaniu na iskrę podobną do rozwoju sieci internetowej pomysłów potrzebujących kapitału nie brakuje.
Orły i anioły znów rozpościerają skrzydła

(CC By-NC-SA-My-Tudut1)

Venture capital (VC), indywidualni inwestorzy, czyli angels investors i fundusze private equity wciąż są w USA podstawowym źródłem kapitału dla nowych przedsięwzięć. Crowdfunding utknął w martwym punkcie w oczekiwaniu, aż Komisja Papierów Wartościowych skończy kiedyś opracowywanie nowych regulacji dla tego rynku. Pojawiły się natomiast growth capital i public venture capital. W Ameryce powraca gorączka poszukiwania nowych genialnych pomysłów, w które warto zainwestować.

Orły rynku

To venture capital zasługuje na miano orła sektora inwestycyjnego. To dzięki niemu na rynek trafiły absolutne hity, takie jak Atari, Cisco, Intel, Electronic Arts, Linear Technology, Microchip, Microsoft, Apple, Google, PayPal, Facebook, Genentech, by wymienić tylko kilka flagowych firm z długiej i prominentnej listy.

Rok 2000 był dla VC w Stanach Zjednoczonych czasem gorączki złota. Odkrycie, że można przestawić biznes na zupełnie nowe – internetowe – tory, przyciągnęło wielu chętnych na zyski z pomysłowości innych. Liczba firm VC sięgnęła wówczas 1050. Po pęknięciu technobańki spadła i liczba firm, i wielkość angażowanego kapitału. W latach 2002 i 2003 było to odpowiednio 20,8 i 18,6 mld dol.

Powrót do normalności to lata 2007 i 2008, kiedy VC rocznie inwestował ponad 30 mld dol. w ponad 4 tys. nowych przedsięwzięć. Wielkości obniżyły się ponownie, kiedy zaczęła się nowa wielka recesja. Odbicie zanotowano dopiero w 2012 r.

Obecnie w sektorze jest około 550 firm, które zainwestowały przynajmniej 5 mln dol. Przeciętny fundusz venture capital ma dziś mniej menadżerów-partnerów w (6,7 w porównaniu do 8,7 w 2007) i poniżej 6 tys. menadżerów (o 1/3 mniej niż w 2007 r.). Fundusze są więc mniejsze, ale rosną.

W 2013 r. firmy VC zainwestowały 29,5 mld dol. w 3382 firmy. To niewiele jak na 0,5 mln zakładanych średnio rocznie startupów.

Dzięki inwestycji w przejęcie przez Facebook platformy WhatsApp (19 mld dol.) fundusz Sequoia wyprzedził wiodący wcześniej Accel Partners. Zwiększyła także liczbę partnerów z sześciu do dziewięciu.

Mimo że skłonność do inwestycji rośnie, o kapitał z VC trzeba się nadal bić i nawet geniuszom niełatwo przekonać partnerów funduszy.

Coraz więcej aniołów

Od czterech lat rośnie za to grupa aniołów biznesu. Bardziej cierpliwi i nie tak drapieżni jak VC, są ogniwem pomiędzy wsparciem potencjalnego geniusza przez rodzinę i przyjaciół a venture capital. Najczęściej inwestują w naprawdę wczesne stadium firmy. W 2013 r. roku poczynili ponad 50 tys. inwestycji w początki firm (45 proc. całego zainwestowanego kapitału), podczas gdy VC miały na koncie niespełna 600 tego rodzaju inwestycji (wśród VC wczesne stadium najczęściej finansuje Andreessen Horowitz).

Średnia wielkość zaangażowanego przez angels kapitału wyniosła w 2013 r. ponad 350 tys. dol. (wzrost o 2,6 proc. w ciągu roku), w przedsięwzięcia warte 25 tys. – 2 mln dol., uzyskując w zamian aktywa wartości średnio 12,5 proc. udziałów firmy. W sumie ich pomoc w 2013 roku otrzymało 70730 przedsięwzięć (wzrost o 5,5 proc. w porównaniu do 2012 r.). Zaangażowanie na 24,8 mld dol. daje wzrost o 8,3 proc. r./r. i jest bliskie rekordowej liczby 26 mld dol., jakie anioły zainwestowały w 2007 r. (dane Center for Venture Research, University of New Hampshire). W 2013 r. było 298800 aniołów, o 11,4 proc. więcej rok wcześniej.

Jest szansa, że inwestycje aniołów będą rosły jeszcze szybciej. Kongres jest pod silną presją, aby przyjąć nareszcie federalny Angel Tax Credit Act, który dawałby 25-proc. upust podatkowy za inwestycję minimum 25 tys. dol. w start-up.  Coraz aktywniejsze są także firmy growth capital, których celem jest dokapitalizowanie startupów w późniejszych stadiach w zamian za mniejszościowe udziały.

Nudny plan emerytalny

Im wszystkim po piętach depczą czasem niespodziewani inwestorzy. Najefektywniejsze z nich okazują się fundusze emerytalne. I to publiczne, czyli prowadzone przez stany. Swoje oszczędności emerytalne ma w takich funduszach prawie 20 mln Amerykanów.

Inwestują poprzez firmy private equity. W 2013 roku ich inwestycje stanowiły jedną czwartą venture investmensts; w tym roku jak dotąd tylko 20 proc. Nie są duże w porównaniu z aktywami, jakie posiadają. Publiczny System Emerytalny z Indiany, rekordzista w wysokości inwestycji, ulokował w 2013 w przedsiębiorstwa venture 363 mln dol., czyli 1,6 proc. swoich aktywów. Dużo?

Największy amerykański fundusz stanowy – Calpers (Kalifornijski System Emerytalny Publicznych Pracowników) lokuje procentowo mniej, średnio 0,5–1 proc. wartości swoich aktywów. W 2013 roku dało to 1,8 mld dol., ale niebawem może być więcej. Rynkowa wartość funduszu sięgnęła w lipcu 300 mld dol., czyniąc z niego trzecią największą firmą Dow Jones Industrial Average, posiadającą dwa razy więcej pieniędzy niż stan Kalifornia w swoim budżecie. Same opłaty dla 24 funduszy hedgingowych, w których Calpers ma ulokowane 4 mld dol., wyniosły w 2013 r. 135 mln dol., co stało się zresztą przyczyną wymówienia tym funduszom współpracy. W 2015 r. Calpers będzie miał wolne 4 mld dol. To duże pieniądze, ale jest szansa, że jeszcze większe będzie można pozyskać poprzez tłumne inwestycje, czyli crowdfunding.

Tłum czeka na odblokowanie

Crowdfunding na razie funkcjonuje w USA jako narzędzie, a nie model finansowania. Tego typu strony internetowe to powielenie modelu towarzyskich platform – miejsce spotkań, w którym aniołowie biznesu zaczęli się skupiać już w latach 90. XX w. Nie jest to więc nic nowego, ale crowdfunding ma być w USA czymś znacznie więcej.

Lata 2008–2011 były trudne dla pozyskania kapitału. To moment, kiedy wszyscy skutki recesji. Nadzieje zamrożonych startupów wzbudziła przyjęta przez Kongres w kwietniu 2012 r. ustawa JOBS Act, która przewidywała możliwości pozyskiwania kapitału z emisji akcji nowo powstających firm. Miały one być dostępne dla nieakredytowanych inwestorów poprzez crowdfunding bez konieczności posiadania przynajmniej 1 mln dol. w aktywach czy zarabiania 200 tys. dol. rocznie. Jest to model public venture capital. Taka dystrybucja akcji znakomicie skróciłaby cykl finansowania startupów, a więc przyspieszyłaby wyjście z zyskami. Normalnie zanim start-up trafi do obrotu publicznego, musi po pierwsze okazać się sukcesem, a po drugie przejść kilka rund dokapitalizowania. Całość od trzech do siedmiu lat. Według nowych zasad byłaby tylko jedna mała runda finansowania i po 6–18 miesiącach firma trafiłaby na giełdę.

2,5 roku po przyjęciu ustawy Komisja Papierów Wartościowych nadal zwleka z regulacjami nowego mechanizmu. Ustawa jest największą od ponad 80 lat zmianą w prawie emisji akcji i regulator opracował jak dotąd dopiero pierwsze 585 stron nowego prawa. Do czasu zakończenia tego procesu większość stron crowdfundingowych operuje na bazie regulacji dopuszczających jedynie akredytowanych inwestorów, ale operują i inwestują.

Na przykład założona w 2010 r. platforma MicroVenture ma zarejestrowanych 22 tys. indywidualnych inwestorów. Dzięki niej wystartowały takie firmy jak Twitter, Yelp, LaunchRock, Loom czy Kayak. Jak ogłosiła, w 2014 r. roku zebrała dla firm ponad 50 mln dol.

Inwestycje w ciało

Malkontenci narzekają, że nie mają w co inwestować. Internet jest ograny, więc czekają na nową iskrę. Ci, którzy pozostali w sektorze po odsiewie, kiedy pękały bańki (nowych technologii i nieruchomości), czyli profesjonalni inwestorzy, także czekają, tyle że inwestując. W co?

Niemal 850 mln dol. trafiło do startupów pracujących nad leczeniem i prewencją chorób oczu. Drugi najbardziej atrakcyjny organ ludzkiego ciała to uszy (76,2 mln dol. w roku 2013 roku i 114,4 mln dol. w I połowie 2014 r.). Kapitał wycofuje się z wiodących dotąd chorób serca i ortopedii.

Biotechnologia była w 2013 r. drugim sektorem dla inwestycji. Dostała 15,4 proc. całego zainwestowanego kapitału. Najwięcej pieniędzy przyciągnęło oprogramowanie komputerowe – firmy z tej dziedziny otrzymały 37,3 proc., media i rozrywka (w tej kategorii mieszczą się np. społeczne sieci) otrzymało 9,9 proc., a urządzenia i wyposażenie medyczne 7,2 proc.

W oprogramowaniu komputerowym wciąż utrzymuje się zapotrzebowanie na produkty podnoszące bezpieczeństwo w cyberprzestrzeni. Firma Lookout np. nie miała problemów z zebraniem 150 mln dol. venture capital, albowiem tylko w I półroczu 2014 r. mobile security wygrało 900 mln dol. Najwięcej startupów wspomaganych przez amerykański kapitał w tej dziedzinie to firmy pochodzenia izraelskiego (przez kraj pochodzenia przedsiębiorców).

Nieco na uboczu pozostaje energia, ale i tu jest ruch: Elon Musk zmienił przemysł paneli słonecznych, popularyzując model sprzedaży nie samych paneli, tylko energii elektrycznej – klienci dostają panele bezpłatnie w zamian za opłaty za elektryczność, które trafiają do firmy oddającej panel w leasing. Wartość SolarCity, firmy Muska, która zadebiutowała na giełdzie w grudniu 2012 r., wzrosła ponad ośmiokrotnie, a według Mercom Capital Group LLC w 2014 r. roku inwestycje w ten sektor sięgną 5 mld dol. z 3,3 mld dol. w roku 2013.

 

(CC By-NC-SA-My-Tudut1)

Otwarta licencja


Tagi