Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Chiny, USA, juan – wojna czy kolejna potyczka

W Chinach początek października tradycyjnie upływa pod znakiem święta narodowego z okazji rocznicy utworzenia ChRL. Większość Chińczyków ma prawie tydzień wolnego więc miliony ruszają w podróż albo na zakupy. W tym roku życie polityczne odżyło ze zdwojoną siłą już drugiego tygodnia miesiąca – pobudziła je sprawa amerykańskich zarzutów o zaniżanie wartości chińskiej waluty.
Chiny, USA, juan – wojna czy kolejna potyczka

(Opr. DG)

Amerykański kongres uznał, że sztuczne zaniżanie wartości juana negatywnie odbija się na gospodarce USA pogłębiając jej deficyt handlowy. Te zarzuty pod adresem Chin padają już od wielu lat i niezmiennie są przedmiotem wzajemnych sporów między obydwoma krajami. Gdy śledzimy relację wartości juana do dolara zauważamy prawidłowość polegającą na tym, że gdy rośnie wartość dolara prawie o tyle samo rośnie wartość juana. Gdy dolar słabnie, prawie proporcjonalnie, słabnie również juan.

> Waluta prawie światowa

Jednak to „prawie” robi różnicę i ma istotne znaczenia dla Chin w ich propagandowej rozgrywce na tym polu. Chiny argumentują, że na przestrzeni ostatnich kilku lat juan w stosunku do dolara i innych walut znacznie się umocnił – co jest prawdą – jednak umocnił się nie na tyle aby usatysfakcjonować Amerykanów jak i innych partnerów handlowych Chin z którymi kraj ten ma dodatni bilans handlowy. Tylko od stycznia tego roku chińska waluta wzmocniła się wobec dolara o 3, 68 proc., a gdy weźmiemy pod uwagę ostatnich 6 lat,  uwzględniając przeprowadzoną ponad 2 – proc. rewaluację, to juan wobec amerykańskiej waluty umocnił się aż o 30,2 proc.

Amerykanie argumentują jednak, że chcą od stosowania podobnych praktyk odstraszyć również inne kraje, które zachęcone gospodarczym sukcesem Chin także manipulują, czytaj: zaniżają kurs swej waluty. Chodzi o kraje Azji: Japonię, Koreę Południową, Tajwan i Ameryki Łacińskiej, a konkretnie o  Brazylię.

Wprawdzie chiński rząd od dawna podkreślał wolę kontynuowania reformy sposobu ustalania kursu juana, to jednak kończyło się to na samych ogólnikach, za którymi nie szły konkretne działania. Bo co można zrozumieć z tak ogólnikowej deklaracji złożonej przez przewodniczącego państwa Hu Jintao, iż „Chiny będą stopniowo kontynuować reformę mechanizmu ustalania kursu RMB [juana – przyp. red.], na zasadzie podejmowania decyzji, kontroli i stopniowych postępów”.

Amerykański Senat przyjął więc ustawę wprowadzającą celne bariery na towary z krajów subsydiujących eksport poprzez sztuczne zaniżanie kursu rodzimej waluty. Wprawdzie decyzję tę musi jeszcze zatwierdzić Izba Reprezentantów Kongresu, a potem ustawę podpisać prezydent. Droga do wejścia prawa w życie jeszcze więc daleka, ale chińscy politycy i większość tutejszych ekspertów ekonomicznych, już nie kryje oburzenia. Propagandowy „ostrzał” jest chyba jeszcze silniejszy od tego, który towarzyszył niedawnemu obniżeniu przez Standard & Poor’s ratingu kredytowego Stanów Zjednoczonych. Tamta decyzja wzmogła w Chinach obawy o bezpieczeństwo ich rezerw walutowych, w których zdecydowaną większość stanowią dolary.

Znamienne jest, że obydwie strony używają tych samych argumentów. Amerykanie słusznie twierdzą, że polityka zaniżania kursu waluty wykańcza ich producentów, którzy upadają nie będąc w stanie sprostać nieuczciwej, głównie chińskiej konkurencji tanich towarów. Chińczycy mówią to samo, czyli, że ewentualne przyjęcie tej, w ich opinii, „protekcjonistycznej” ustawy uderzy bezpośrednio w ich gospodarkę. Spadnie eksport na amerykański rynek, część chińskich przedsiębiorstw splajtuje,  ludzie stracą pracę, i w efekcie zakłóci to społeczną „harmonię”, na której władzom Państwa Środka tak bardzo zależy.

Chiński premier Wen Jiabao już wcześniej ostrzegał profilaktycznie światowych przywódców, że wzmocnienie juana o kolejne 20 – 40 procent, na co wielu liczy, skończy się zamknięciem w kraju wielu fabryk i społecznym chaosem. W Chinach, poczynając od ministerstwa spraw zagranicznych, które reaguje zawsze pierwsze, już wszyscy najważniejsi politycy wyrazili swój „zdecydowany sprzeciw” wobec amerykańskich planów. Pekin zauważa, czego zresztą obawia się sam amerykański prezydent Barack Obama, że przyjęcie nowego prawa stanowiłoby pogwałcenie reguł Światowej Organizacji Handlu. Przywódca Stanów Zjednoczonych już bowiem oświadczył, co niektórzy zinterpretowali jako zapowiedź ewentualnej odmowy podpisania nowej ustawy, że wszystkie uchwalane przez Kongres akty prawne muszą być zgodne z międzynarodowym prawem i amerykańskimi zobowiązaniami. Oznacza to w praktyce tyle, że pozostawia sobie furtkę przed podjęciem ostatecznej decyzji.

Dlatego zapewne znów ruszą do Pekinu w większej ilości jawne i tajne amerykańskie misje złożone z przedstawicieli wyższego i niższego szczebla świata polityki, biznesu i finansów, by bez rozgłosu negocjować z Chińczykami rozwiązanie problemu.

> Chiny są skazane na słabą gospodarkę USA

Handlowa wojna, którą wieszczą światowe media, nie wybuchnie, bowiem mogłaby się okazać katastrofalna w skutkach dla obydwu stron. Jeszcze do niedawna uważano, iż więcej do stracenia mają Chiny. Jednak kryzys w strefie euro jak i problemy z którymi boryka się ciągle amerykańska gospodarka sprawiają, że wszyscy wyszliby z niej mocno poturbowani. Nie ulega jednak wątpliwości, że Chiny będą musiały pójść tym razem na jakieś ekonomiczne ustępstwa, choć się do tego oficjalnie nie przyznają. Warto więc w najbliższych miesiącach bacznie śledzić kurs chińskiej waluty. Skłaniam się ku opiniom, iż wyraźnie się ona umocni w porównaniu do poprzedniego okresu. Pytanie, ile to będzie kraj kosztowało? Pewnie sporo. Trzeba zapewne poddać weryfikacji część ambitnych prorozwojowych zamierzeń zawartych w przyjętym na początku tego roku „Planie 5-letnim”. Być może część pieniędzy z góry rezerw (3,2 bln dol.) zamiast na szybkie pociągi czy „zieloną energię”  trzeba będzie przeznaczać na wsparcie dla upadających zakładów, których produkcja i eksport po nałożeniu dopłat celnych mogą okazać się już nie tak konkurencyjne i tanie jak dotąd.

Chociaż Amerykanom zależy na wzmocnieniu gospodarki, to w gruncie rzeczy taki rozwój zdarzeń wcale nie leży w ich interesie. Dlatego obecny spór i zdecydowane kroki, które chcą podjąć Amerykanie traktować należy raczej jako kolejną odsłonę konfliktu, a nie początek wojny.

(Opr. DG)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Cyfrowy juan już blisko, dolar nie tak prędko

Kategoria: Analizy
Stany Zjednoczone nie należą do liderów wdrażania cyfrowych walut na świecie. To może mieć wpływ na rolę dolara w międzynarodowym handlu i finansach, choćby dlatego, że znacznie bardziej zaawansowane są Chiny, a rośnie też znaczenie kryptowalut.
Cyfrowy juan już blisko, dolar nie tak prędko