Zagranica lgnie na warszawski parkiet

W połowie października minie osiem lat, gdy na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie zadebiutowała pierwsza spółka zagraniczna. Od tamtej pory GPW przeszła imponującą drogę rozwoju, który byłby nieosiągalny bez udziału emitentów z regionu Europy Środkowej i Wschodniej.  Rok 2011 będzie najlepszym w ośmioletniej historii debiutów spółek spoza Polski na GPW.
Rynki finansowe
Pulpit
Analizy
Zagranica lgnie na warszawski parkiet
W połowie października minie osiem lat, gdy na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie zadebiutowała pierwsza spółka zagraniczna. Od tamtej pory GPW przeszła imponującą drogę rozwoju, który byłby nieosiągalny bez udziału emitentów z regionu Europy Środkowo-Wschodniej.  Rok 2011 będzie najlepszym w ośmioletniej historii debiutów spółek spoza Polski na GPW.
Wejście do notowań na GPW akcji Banku Austria Creditanstalt było krokiem milowym w budowie nad Wisłą silnego regionalnego rynku kapitałowego, co wcześniej przez wiele lat pozostawało w sferze marzeń szefostwa GPW. Przetartym przez BACA szlakiem ruszyły kolejne firmy – węgierscy giganci rynku chemicznego MOL i Borsodchem, czeska grupa energetyczna CEZ, czy austriacki deweloper Immoeast.
Najistotniejszym argumentem za wejściem na giełdę, z punktu widzenia emitenta, jest możliwość pozyskania kapitału na rozwój poprzez sprzedaż akcji. Jednak pierwsi zagraniczni goście na GPW debiutowali bez przeprowadzania publicznej oferty walorów (za wyjątkiem Borsodchemu). Oferty pierwotne akcji przeprowadzili na rodzimych giełdach w Wiedniu, Budapeszcie i Pradze.
Ważny cel wizerunkowy
Po co więc pojawili się na stołecznym parkiecie? Dla szeroko rozumianej reklamy. Ponieważ byli zainteresowani akwizycjami w Polsce, zależało im na transparentności prowadzonego biznesu, a tę nabywali wypełniając obligatoryjne dla każdej spółki giełdowej obowiązki informacyjne. Buduje to wiarygodność firmy w oczach potencjalnych partnerów biznesowych, w tym także Ministerstwa Skarbu Państwa odpowiedzialnego za prywatyzację.
Nie bez powodu spekulowano, że wejście MOL na GPW miało zwiększyć szansę na połączenie z PKN Orlen, jednak polski rząd postawił ostatecznie na samodzielny rozwój płockiej rafinerii. Bank Austria posiadający strategiczny pakiet akcji BPH PBK, decyzję o wejściu na GPW motywował chęcią odzwierciedlenia zaangażowania w Polsce, pozyskania 500 tys. klientów w ciągu dwóch lat oraz przejęć kilku mniejszych banków. Natomiast notowanemu w Pradze i Warszawie CEZ-owi udało się nabyć akcje elektrowni Skawina i Elcho w Chorzowie, ubiegał się też o zakup pakietu walorów Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin.
Konkurenci daleko w tyle
Korzyści płynące z podwójnych notowań (tzw. dual listing) w Warszawie nie uszły uwadze innych dużych zagranicznych firm „duszących” się na rodzimych giełdach. Oprócz uwiarygodnienia się na polskim rynku będącym celem strategicznej ekspansji, podwójne notowania sprzyjają zwiększeniu płynności obrotu akcjami i zwiększają ekspozycję na zagranicznych inwestorów. A ci śledzą zmiany na danym rynku tym uważniej, im szybciej się on rozwija i rośnie w siłę.
W 2007 r. skalę sukcesu w budowie regionalnego centrum kapitałowego odzwierciedlała kapitalizacja 23 spółek zagranicznych na poziomie 570 mld zł, która przewyższała wartość papierów 351 rodzimych emitentów (510 mld zł). Dopiero późniejsza bessa oraz szereg debiutów krajowych podmiotów (w tym takich gigantów jak PZU czy Tauron) sprawiły, że na koniec 2010 r. wartość rynkowa 36 podmiotów zagranicznych spadła do połowy wartości kapitalizacji 420 firm rdzennie polskich.
Obecnie pozycja GPW jako numeru 1 w regionie Europy Środkowo-Wschodniej jest niekwestionowana – z kapitalizacją na poziomie 142 mld euro polska giełda aż o 48 mld euro dystansuje drugi w tym względzie rynek wiedeński. A jeszcze na koniec 2003 r. Warszawę wyprzedzały giełdy w Wiedniu, Dublinie, Oslo, Atenach i Kopenhadze.
Ukraińcy szturmują Warszawę
Rosnąca pozycja warszawskiej giełdy w regionie Europy Środkowej sprawia, że coraz więcej firm spoza Polski dostrzega w niej nie tylko miejsce do uwiarygodnienia się, czy zwiększenia płynności obrotu swoimi papierami, ale przede wszystkim jako miejsce do pozyskania kapitału na rozwój. Od kilku lat to główna motywacja dla zagranicznych przedsiębiorstw do notowania swoich akcji w Warszawie.
Już co czwarta spółka zagraniczna wywodzi się z Ukrainy. W sierpniu zadebiutowała już 11. firma znad Dniepru – Coal Energy. To efekt wymiernych zabiegów GPW, dla której Ukraina jest – biorąc pod uwagę wielkość i potencjał gospodarczy tego kraju – kluczowym kierunkiem aktywności. Nie dość, że w Kijowie funkcjonuje przedstawicielstwo GPW, to dodatkową zachętą dla pozyskania kapitału poprzez warszawski rynek jest utworzenie na początku maja indeksu narodowego WIG-Ukraine. Według giełdy, dzięki temu tamtejsze spółki mają jeszcze większą ekspozycję na międzynarodowych inwestorów.
Drugim kierunkiem napływu spółek nad Wisłę jest Republika Czeska, skąd wywodzi się 7 emitentów. Oprócz dwóch spółek (BGS Energy Plus i Icom Vision) notowanych na alternatywnym rynku New Connect, pozostałe pięć gości na rynku regulowanym GPW na zasadzie podwójnego notowania papierów. Z danych na koniec 2010 r. wynika, że relacja obrotów na GPW realizowanych względem macierzystej giełdy w Pradze waha się w granicach od 7 proc. (CEZ i Pegas Nonwovens) do 31 proc. w przypadku spółki wybobywczej New World Resources.
Trzecią grupę pod względem liczebności stanowią cztery spółkio izra elskich korzeniach. W przypadku dwóch – Atlas Estates i Plaza Centers – których akcje znajdują się w obrocie również na innych giełdach, handel walorami skupia się w Warszawie. Obroty realizowane na GPW stanowią odpowiednio 245 i 325 proc. handlu na macierzystych rynkach.
Budowlańcy i rolnicy
Zanim na GPW ruszyły ławą spółki zza Bugu, najliczniej reprezentowaną branżą wśród zagranicznych podmiotów była deweloperka. Spółki z Austrii, Izraela, Luksemburgu i Szwecji wpłynęły na warszawski rynek na fali budowlanego boomu, nie tylko pozyskując potężny kapitał, jak Immoeast przeprowadzający w 2007 r. w pięciu krajach jednocześnie gigantyczną emisję wartości 10,7 mld zł, ale także prestiż.
Dziś liczebnie nad deweloperami (sześć spółek) przeważają duże przedsiębiorstwa rolnicze z Ukrainy, których jest już dziewięć. Ponieważ działają na bardzo rozdrobnionym rynku lokalnym, szansą na szybki rozwój jest przejmowanie licznych mniejszych konkurentów. Dlatego po niezbędne na ten cel fundusze Ukraińcy walą na GPW drzwiami i oknami.
Poza byciem spichlerzem Europy, Ukraina posiada rozbudowany przemysł wydobywczy ze szczególnym uwzględnieniem górnictwa węgla kamiennego. Nie dziwi więc, że na GPW mamy już dwóch jego przedstawicieli – Sadovaya Group i Coal Energy. Grupę spółek wydobywczych uzupełnia czeski NWR. Po trzech przedstawicieli mają też branże eko-energii, lotnicza i komputerowa.
Kłody pod nogi
Wydawać by się mogło, że skoro z roku na rok powiększa się grono zagranicznych gości w Warszawie, to droga na GPW jest wręcz usłana różami. Nic bardziej mylnego. Emitenci nierzadko muszą przezwyciężyć szereg trudności, by sięgnąć do kieszeni inwestorów handlujących papierami wartościowymi w stolicy Polski. Spośród łącznie 22 firm ukraińskich, czeskich i izraelskich tylko jedna – CEZ – ma prawną siedzibę w swoim kraju. Pozostałe są formalnie zarejestrowane w krajach takich jak Holandia, Cypr czy Luksemburg.
Czeskie firmy rejestrują holdingi za granicą, by w ten sposób ominąć wymóg przeprowadzania oferty publicznej jako emisji akcji z prawem poboru dla dotychczasowych akcjonariuszy. Ukraińskie prawo zabrania debiutu rodzimej firmie na obcej giełdzie, jeśli najpierw nie pojawi się na giełdzie w Kijowie. Toteż nic dziwnego, że prawne siedziby dużych ukraińskich przedsiębiorstw, którymi akcjami handluje się na GPW, znajdują się w Amsterdamie, Nikozji i Luksemburgu.
Podobnie jest w przypadku spółek o izraelskim rodowodzie. Na razie bowiem w Unii Europejskiej nie ma możliwości wykorzystania prospektów sporządzonych według izraelskiego prawa. Trwają nad tym prace w Komitecie Europejskich Regulatorów Rynku, ale póki co firma z Izraela mająca w planach debiut na GPW musi przedstawić prospekt zgodny z dyrektywami unijnymi. Z kolei przedsiębiorstwom z Rumunii czy Bułgarii debiut nad Wisłą utrudnia brak operacyjnego połączenia między polskim Krajowym Depozytem Papierów Wartościowych a tamtejszymi odpowiednikami.
Jest dobrze, a będzie lepiej
Mimo tych wszystkich przeciwności, rok 2011 będzie najlepszym w ośmioletniej historii debiutów spółek spoza Polski na GPW. Tylko do sierpnia pojawiło się 12 nowych podmiotów, czyli o jeden więcej niż w najlepszym dotąd 2007 r. A według zapowiedzi przedstawicieli giełdy, nie zabraknie ofert publicznych w czwartym kwartale – na giełdzie mają się pojawić kolejni emitenci znad Dniestru, a także z Chorwacji i Gruzji.
Jednym z nich będzie kolejny ukraiński przedstawiciel branży spożywczej – Agropolis, bezpośredni konkurent notowanego już na GPW Milkilandu. Spółka zarejestrowała już holding w Holandii, co poprzedza wejście na warszawski parkiet. Z kolei Ovostarowi Union prawdopodobnie przybędzie lokalny konkurent z rynku przemysłowej produkcji jaj – spółka Avangard. Wśród innych przedsiębiorstw rolno-spożywczych zainteresowanych pozyskaniem kapitału nad Wisłą wymienia się m.in. Sintal Agriculture i Dakor Agro Holding.
Emisję akcji wartą 120 mln zł szykuje zajmująca się wynajmem samolotów AviaAM Leasing z Wilna. Giełdowy debiut planowany jest na przełom listopada i grudnia. Z kolei na przełomie 2011 i 2012 roku w Warszawie chce zadomowić się czeska spółka Invia.cz sprzedająca usługi turystyczne przez internet. Czwartą spółką zza południowej granicy notowaną na alternatywnym rynku New Connect (po Photon Energy, BGS Energy oraz iCom Vision) chce być Molitan, największy czeski wytwórca pianki poliuretanowej.
Niewykluczone też, że niedawny debiut dystrybutora win Teliani Valley Polska, poprzedzi wejście na warszawski rynek gruzińskiego producenta alkoholi o tej samej nazwie. Natomiast z Bałkanów najbliżej debiutu na GPW wydaje się chorwacka spółka budowlana Dalekovod oraz firma geodezyjno-informatyczna z Zagrzebia – Geofoto.
Chcą, ale się boją
Szybki napływ spółek spoza Polski nie oznacza, że inwestorzy kupują akcje wszystkich spółek na pniu. Jak na razie bez powodzenia do giełdowego debiutu przymierzała się ukraińska spółka paliwowa Geo Alliance. W obliczu kryzysu greckiego odwołała pod koniec 2010 r. ofertę emisji akcji. Zdaniem analityków spółka chciała sprzedać swoje akcje po zbyt wygórowanej cenie. Nic nie wyszło też z debiutu izraelskiego dewelopera AFI Europe, któremu nie sprzyja zastój w branży budowlanej.
Pod koniec 2010 r. głośno było o możliwym debiucie na GPW największego banku Węgier – OTP i drugiego co do wielkości banku w Czechach – Ceskoslovenska Obchodni Banka, należącego do grupy KBC. Jak na razie jednak nie doszło do wykrystalizowania żadnych konkretów. Być może zmobilizuje je niedawny debiut słoweńskiego Nova Kreditna banka Maribor, który sprzedał akcje za 104,3 mln euro.
Od dwóch lat co jakiś czas powraca temat debiutu Sopharmy, lecz tej bułgarskiej spółce farmaceutycznej co rusz nie odpowiada giełdowa koniunktura. W połowie lipca ofertę akcji odłożył Valinor potentat rolniczy z Rosji, który z polskiego rynku chciał pozyskać prawie miliard złotych oraz ukraiński producent oleju słonecznikowego ViOil. Obie firmy czekają na lepsze warunki rynkowe do przeprowadzenia oferty.
Kwity w odstawce
Rosnąca pozycja GPW sprawia, że polskie spółki nie myślą o debiutach na zachodnich giełdach.
Po pierwsze dlatego, że nawet nasze rodowe srebra są niewielkimi podmiotami w porównaniu z zachodnioeuropejskimi czy amerykańskimi potentatami branż, więc byłoby im trudno zainteresować inwestorów na Wall Street czy w Londynie.
Po drugie zaś, pozyskanie kapitału poza warszawskim parkietem byłoby nieporównanie kosztowniejsze. Cała operacja byłaby więc obarczona dużym ryzykiem ostatecznego niepowodzenia tak wizerunkowego, jak i kapitałowego.
Do lamusa odeszły w zasadzie popularne jeszcze dekadę temu GDR-y (Global Depository Receipt) polskich spółek notowane na London Stock Exchange. Zainteresowanie Globalnymi Kwitami Depozytowymi ze strony zagranicznych inwestorów malało proporcjonalnie do wzrostu ich udziału w handlu akcjami na GPW. Na koniec 2010 r. międzynarodowi gracze wygenerowali 47 proc. obrotów akcjami, podczas gdy pięć lat wcześniej ich udział wynosił 31 proc. To kolejny czynnik, który z jednej strony utrzymuje polskie spółki na rodzimym rynku, a z drugiej – przyciąga firmy z naszego regionu Europy Środkowo-Wschodniej szukające kapitału, płynności obrotu i wiarygodności płynącej z faktu bycia spółką giełdową. I nic nie wskazuje na to, by w kolejnych latach korzystne tendencje miały ulec gwałtownej zmianie.
Artur Szymański
Autor jest analitykiem w firmie Notoria SA

Wejście do notowań na GPW akcji Banku Austria Creditanstalt było krokiem milowym w budowie nad Wisłą silnego regionalnego rynku kapitałowego, co wcześniej przez wiele lat pozostawało w sferze marzeń szefostwa GPW. Przetartym przez BACA szlakiem ruszyły kolejne firmy – węgierscy giganci rynku chemicznego MOL i Borsodchem, czeska grupa energetyczna CEZ, czy austriacki deweloper Immoeast.

Najistotniejszym argumentem za wejściem na giełdę, z punktu widzenia emitenta, jest możliwość pozyskania kapitału na rozwój poprzez sprzedaż akcji. Jednak pierwsi zagraniczni goście na GPW debiutowali bez przeprowadzania publicznej oferty walorów (za wyjątkiem Borsodchemu). Oferty pierwotne akcji przeprowadzili na rodzimych giełdach w Wiedniu, Budapeszcie i Pradze.

Ważny cel wizerunkowy

Po co więc pojawili się na stołecznym parkiecie? Dla szeroko rozumianej reklamy. Ponieważ byli zainteresowani akwizycjami w Polsce, zależało im na transparentności prowadzonego biznesu, a tę nabywali wypełniając obligatoryjne dla każdej spółki giełdowej obowiązki informacyjne. Buduje to wiarygodność firmy w oczach potencjalnych partnerów biznesowych, w tym także Ministerstwa Skarbu Państwa odpowiedzialnego za prywatyzację.

Nie bez powodu spekulowano, że wejście MOL na GPW miało zwiększyć szansę na połączenie z PKN Orlen, jednak polski rząd postawił ostatecznie na samodzielny rozwój płockiej rafinerii. Bank Austria posiadający strategiczny pakiet akcji BPH PBK, decyzję o wejściu na GPW motywował chęcią odzwierciedlenia zaangażowania w Polsce, pozyskania 500 tys. klientów w ciągu dwóch lat oraz przejęć kilku mniejszych banków. Natomiast notowanemu w Pradze i Warszawie CEZ-owi udało się nabyć akcje elektrowni Skawina i Elcho w Chorzowie, ubiegał się też o zakup pakietu walorów Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin.

Konkurenci daleko w tyle

Korzyści płynące z podwójnych notowań (tzw. dual listing) w Warszawie nie uszły uwadze innych dużych zagranicznych firm „duszących” się na rodzimych giełdach. Oprócz uwiarygodnienia się na polskim rynku będącym celem strategicznej ekspansji, podwójne notowania sprzyjają zwiększeniu płynności obrotu akcjami i zwiększają ekspozycję na zagranicznych inwestorów. A ci śledzą zmiany na danym rynku tym uważniej, im szybciej się on rozwija i rośnie w siłę.

W 2007 r. skalę sukcesu w budowie regionalnego centrum kapitałowego odzwierciedlała kapitalizacja 23 spółek zagranicznych na poziomie 570 mld zł, która przewyższała wartość papierów 351 rodzimych emitentów (510 mld zł). Dopiero późniejsza bessa oraz szereg debiutów krajowych podmiotów (w tym takich gigantów jak PZU czy Tauron) sprawiły, że na koniec 2010 r. wartość rynkowa 36 podmiotów zagranicznych spadła do połowy wartości kapitalizacji 420 firm rdzennie polskich.

Obecnie pozycja GPW jako numeru 1 w regionie Europy Środkowo-Wschodniej jest niekwestionowana – z kapitalizacją na poziomie 142 mld euro polska giełda aż o 48 mld euro dystansuje drugi w tym względzie rynek wiedeński. A jeszcze na koniec 2003 r. Warszawę wyprzedzały giełdy w Wiedniu, Dublinie, Oslo, Atenach i Kopenhadze.

Ukraińcy szturmują Warszawę

Rosnąca pozycja warszawskiej giełdy w regionie Europy Środkowej sprawia, że coraz więcej firm spoza Polski dostrzega w niej nie tylko miejsce do uwiarygodnienia się, czy zwiększenia płynności obrotu swoimi papierami, ale przede wszystkim jako miejsce do pozyskania kapitału na rozwój. Od kilku lat to główna motywacja dla zagranicznych przedsiębiorstw do notowania swoich akcji w Warszawie.

Już co czwarta spółka zagraniczna wywodzi się z Ukrainy. W sierpniu zadebiutowała już 11. firma znad Dniepru – Coal Energy. To efekt wymiernych zabiegów GPW, dla której Ukraina jest – biorąc pod uwagę wielkość i potencjał gospodarczy tego kraju – kluczowym kierunkiem aktywności. Nie dość, że w Kijowie funkcjonuje przedstawicielstwo GPW, to dodatkową zachętą dla pozyskania kapitału poprzez warszawski rynek jest utworzenie na początku maja indeksu narodowego WIG-Ukraine. Według giełdy, dzięki temu tamtejsze spółki mają jeszcze większą ekspozycję na międzynarodowych inwestorów.

Drugim kierunkiem napływu spółek nad Wisłę jest Republika Czeska, skąd wywodzi się 7 emitentów. Oprócz dwóch spółek (BGS Energy Plus i Icom Vision) notowanych na alternatywnym rynku New Connect, pozostałe pięć gości na rynku regulowanym GPW na zasadzie podwójnego notowania papierów. Z danych na koniec 2010 r. wynika, że relacja obrotów na GPW realizowanych względem macierzystej giełdy w Pradze waha się w granicach od 7 proc. (CEZ i Pegas Nonwovens) do 31 proc. w przypadku spółki wybobywczej New World Resources.

Trzecią grupę pod względem liczebności stanowią cztery spółkio izra elskich korzeniach. W przypadku dwóch – Atlas Estates i Plaza Centers – których akcje znajdują się w obrocie również na innych giełdach, handel walorami skupia się w Warszawie. Obroty realizowane na GPW stanowią odpowiednio 245 i 325 proc. handlu na macierzystych rynkach.

Budowlańcy i rolnicy

Zanim na GPW ruszyły ławą spółki zza Bugu, najliczniej reprezentowaną branżą wśród zagranicznych podmiotów była deweloperka. Spółki z Austrii, Izraela, Luksemburgu i Szwecji wpłynęły na warszawski rynek na fali budowlanego boomu, nie tylko pozyskując potężny kapitał, jak Immoeast przeprowadzający w 2007 r. w pięciu krajach jednocześnie gigantyczną emisję wartości 10,7 mld zł, ale także prestiż.

Dziś liczebnie nad deweloperami (sześć spółek) przeważają duże przedsiębiorstwa rolnicze z Ukrainy, których jest już dziewięć. Ponieważ działają na bardzo rozdrobnionym rynku lokalnym, szansą na szybki rozwój jest przejmowanie licznych mniejszych konkurentów. Dlatego po niezbędne na ten cel fundusze Ukraińcy walą na GPW drzwiami i oknami.

Poza byciem spichlerzem Europy, Ukraina posiada rozbudowany przemysł wydobywczy ze szczególnym uwzględnieniem górnictwa węgla kamiennego. Nie dziwi więc, że na GPW mamy już dwóch jego przedstawicieli – Sadovaya Group i Coal Energy. Grupę spółek wydobywczych uzupełnia czeski NWR. Po trzech przedstawicieli mają też branże eko-energii, lotnicza i komputerowa.

Kłody pod nogi

Wydawać by się mogło, że skoro z roku na rok powiększa się grono zagranicznych gości w Warszawie, to droga na GPW jest wręcz usłana różami. Nic bardziej mylnego. Emitenci nierzadko muszą przezwyciężyć szereg trudności, by sięgnąć do kieszeni inwestorów handlujących papierami wartościowymi w stolicy Polski. Spośród łącznie 22 firm ukraińskich, czeskich i izraelskich tylko jedna – CEZ – ma prawną siedzibę w swoim kraju. Pozostałe są formalnie zarejestrowane w krajach takich jak Holandia, Cypr czy Luksemburg.

Czeskie firmy rejestrują holdingi za granicą, by w ten sposób ominąć wymóg przeprowadzania oferty publicznej jako emisji akcji z prawem poboru dla dotychczasowych akcjonariuszy. Ukraińskie prawo zabrania debiutu rodzimej firmie na obcej giełdzie, jeśli najpierw nie pojawi się na giełdzie w Kijowie. Toteż nic dziwnego, że prawne siedziby dużych ukraińskich przedsiębiorstw, którymi akcjami handluje się na GPW, znajdują się w Amsterdamie, Nikozji i Luksemburgu.

Podobnie jest w przypadku spółek o izraelskim rodowodzie. Na razie bowiem w Unii Europejskiej nie ma możliwości wykorzystania prospektów sporządzonych według izraelskiego prawa. Trwają nad tym prace w Komitecie Europejskich Regulatorów Rynku, ale póki co firma z Izraela mająca w planach debiut na GPW musi przedstawić prospekt zgodny z dyrektywami unijnymi. Z kolei przedsiębiorstwom z Rumunii czy Bułgarii debiut nad Wisłą utrudnia brak operacyjnego połączenia między polskim Krajowym Depozytem Papierów Wartościowych a tamtejszymi odpowiednikami.

Jest dobrze, a będzie lepiej

Mimo tych wszystkich przeciwności, rok 2011 będzie najlepszym w ośmioletniej historii debiutów spółek spoza Polski na GPW. Tylko do sierpnia pojawiło się 12 nowych podmiotów, czyli o jeden więcej niż w najlepszym dotąd 2007 r. A według zapowiedzi przedstawicieli giełdy, nie zabraknie ofert publicznych w czwartym kwartale – na giełdzie mają się pojawić kolejni emitenci znad Dniestru, a także z Chorwacji i Gruzji.

Jednym z nich będzie kolejny ukraiński przedstawiciel branży spożywczej – Agropolis, bezpośredni konkurent notowanego już na GPW Milkilandu. Spółka zarejestrowała już holding w Holandii, co poprzedza wejście na warszawski parkiet. Z kolei Ovostarowi Union prawdopodobnie przybędzie lokalny konkurent z rynku przemysłowej produkcji jaj – spółka Avangard. Wśród innych przedsiębiorstw rolno-spożywczych zainteresowanych pozyskaniem kapitału nad Wisłą wymienia się m.in. Sintal Agriculture i Dakor Agro Holding.

Emisję akcji wartą 120 mln zł szykuje zajmująca się wynajmem samolotów AviaAM Leasing z Wilna. Giełdowy debiut planowany jest na przełom listopada i grudnia. Z kolei na przełomie 2011 i 2012 roku w Warszawie chce zadomowić się czeska spółka Invia.cz sprzedająca usługi turystyczne przez internet. Czwartą spółką zza południowej granicy notowaną na alternatywnym rynku New Connect (po Photon Energy, BGS Energy oraz iCom Vision) chce być Molitan, największy czeski wytwórca pianki poliuretanowej.

Niewykluczone też, że niedawny debiut dystrybutora win Teliani Valley Polska, poprzedzi wejście na warszawski rynek gruzińskiego producenta alkoholi o tej samej nazwie. Natomiast z Bałkanów najbliżej debiutu na GPW wydaje się chorwacka spółka budowlana Dalekovod oraz firma geodezyjno-informatyczna z Zagrzebia – Geofoto.

Chcą, ale się boją

Szybki napływ spółek spoza Polski nie oznacza, że inwestorzy kupują akcje wszystkich spółek na pniu. Jak na razie bez powodzenia do giełdowego debiutu przymierzała się ukraińska spółka paliwowa Geo Alliance. W obliczu kryzysu greckiego odwołała pod koniec 2010 r. ofertę emisji akcji. Zdaniem analityków spółka chciała sprzedać swoje akcje po zbyt wygórowanej cenie. Nic nie wyszło też z debiutu izraelskiego dewelopera AFI Europe, któremu nie sprzyja zastój w branży budowlanej.

Pod koniec 2010 r. głośno było o możliwym debiucie na GPW największego banku Węgier – OTP i drugiego co do wielkości banku w Czechach – Ceskoslovenska Obchodni Banka, należącego do grupy KBC. Jak na razie jednak nie doszło do wykrystalizowania żadnych konkretów. Być może zmobilizuje je niedawny debiut słoweńskiego Nova Kreditna banka Maribor, który sprzedał akcje za 104,3 mln euro.

Od dwóch lat co jakiś czas powraca temat debiutu Sopharmy, lecz tej bułgarskiej spółce farmaceutycznej co rusz nie odpowiada giełdowa koniunktura. W połowie lipca ofertę akcji odłożył Valinor potentat rolniczy z Rosji, który z polskiego rynku chciał pozyskać prawie miliard złotych oraz ukraiński producent oleju słonecznikowego ViOil. Obie firmy czekają na lepsze warunki rynkowe do przeprowadzenia oferty.

Kwity w odstawce

Rosnąca pozycja GPW sprawia, że polskie spółki nie myślą o debiutach na zachodnich giełdach.

Po pierwsze dlatego, że nawet nasze rodowe srebra są niewielkimi podmiotami w porównaniu z zachodnioeuropejskimi czy amerykańskimi potentatami branż, więc byłoby im trudno zainteresować inwestorów na Wall Street czy w Londynie.

Po drugie zaś, pozyskanie kapitału poza warszawskim parkietem byłoby nieporównanie kosztowniejsze. Cała operacja byłaby więc obarczona dużym ryzykiem ostatecznego niepowodzenia tak wizerunkowego, jak i kapitałowego.

Do lamusa odeszły w zasadzie popularne jeszcze dekadę temu GDR-y (Global Depository Receipt) polskich spółek notowane na London Stock Exchange. Zainteresowanie Globalnymi Kwitami Depozytowymi ze strony zagranicznych inwestorów malało proporcjonalnie do wzrostu ich udziału w handlu akcjami na GPW. Na koniec 2010 r. międzynarodowi gracze wygenerowali 47 proc. obrotów akcjami, podczas gdy pięć lat wcześniej ich udział wynosił 31 proc. To kolejny czynnik, który z jednej strony utrzymuje polskie spółki na rodzimym rynku, a z drugiej – przyciąga firmy z naszego regionu Europy Środkowo-Wschodniej szukające kapitału, płynności obrotu i wiarygodności płynącej z faktu bycia spółką giełdową. I nic nie wskazuje na to, by w kolejnych latach korzystne tendencje miały ulec gwałtownej zmianie.

Autor jest analitykiem w firmie Notoria SA

Otwarta licencja


Tagi