Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Chiny ponoszą straty w Afryce

Kraje afrykańskie od co najmniej 10 lat są przedmiotem gospodarczego zainteresowania Chin i chińskich firm. Firmy z Państwa Środka spotkać można m.in. w Angoli, Sudanie, Mozambiku, Tanzanii i Nigerii. Arabska wiosna spowodowała jednak ich straty w Egipcie i w Libii. Chińskie firmy mają jednak i inne kłopoty w Afryce.
Chiny ponoszą straty w Afryce

Liu Guijin, ambasador Chin i Robert Z. Lawrence, ekonomista z Uniwersytetu Harvarda podczas sesji Chiny - Afryka w Cape Town, RPA, maj 2011 r. (CC By-SA WEF)

Znaczne straty poniósł niedawno chiński biznes w Libii. Chińskie media donoszą o spowodowanych chaosem masowych kradzieżach na chińskich budowach i ranieniu wielu robotników. Sprawa wycofania z Egiptu i Libii liczonych w tysiącach specjalistów i robotników, była w Pekinie medialnym tematem numer jeden. Chiny jednak muszą ryzykować, bowiem swą strategię zaplanowały długofalowo. Za ekspansją dyplomatyczną ruszają do Afryki chińskie firmy, które jak dotąd, radzą tam sobie zdecydowanie lepiej aniżeli budująca, a raczej próbująca wybudować, w Polsce kawałek autostrady firma Covec. Firma ta obecna jest głownie właśnie w Afryce, gdzie realizuje 70 proc. swych inwestycji.

czytaj też Afryka lokomotywą gospodarki światowej

Firmy z Państwa Środka spotkać można m.in. w Angoli, Sudanie, Mozambiku, Tanzanii i Nigerii. Chińczycy poza sprzedażą swych tanich i prostych produktów, koncentrują się w Afryce na inwestycjach infrastrukturalnych i poszukiwaniach ropy naftowej i gazu, metali ziem rzadkich, rud: miedzi, aluminium i niklu, słowem tego wszystkiego czego tak bardzo potrzebuje ich gospodarka. Kupują więc prawa do stref poszukiwań tych surowców i paliw, wspomagani przez rodzime instytucje finansowe lub bezpośrednio przez państwo.

Również chińskie banki o wiele łatwiej udzielają rządom państw afrykańskich pożyczek i kredytów, aniżeli czynią to banki zachodnie, zwłaszcza że z niektórymi dyktatorskimi rządami afrykańskich państw kraje zachodnie zamroziły stosunki lub wprowadziły embargo. Ekonomiczny sukces Chin dla licznych afrykańskich krajów, stał się także modelem wartym naśladowania, stąd przychylność władz wielu z nich i pokusa dojścia do gospodarczej prosperity „chińską drogą”.

W Polsce i nie tylko, panuje jednak przekonanie, że ekspansja Państwa Środka na kontynencie afrykańskim, odbywa się bez większych problemów i turbulencji. Jest to pogląd fałszywy. Odżyły bowiem też stare kolonialne lęki. Władze Zambii obawiają się np. utraty kontroli nad swymi bogactwami i rynkiem pracy. Działacze związkowi w innych afrykańskich krajach z niechęcią patrzą na napływ, wraz z chińskimi inwestycjami, robotników z Państwa Środka. Domagają się od chińskich inwestorów tworzenia miejsc pracy, szkolenia miejscowej siły roboczej i transferu technologii.

Również małe afrykańskie firmy i przedsiębiorcy narzekają, że chińskie tanie towary są przyczyną upadku dopiero co okrzepłego lokalnego przemysłu i drobnej wytwórczości. Przedsiębiorstwom chińskim zarzuca się, iż wspierane przez swój rząd, ściągają na miejsce z kraju dosłownie wszystko co jest im potrzebne, łącznie z kucharzami, lekarzami i fryzjerami, nie dając szansy zatrudnienia miejscowej ludności.

Na problem ten i związane z nim zagrożenia zwracał niedawno uwagę na łamach „Global Times” chiński ekonomista, szef Szendżeńskiego Międzynarodowego Centrum Badań i Rozwoju Jiang An. Twierdzi on, iż dotychczasowy sposób i styl prowadzenia przez Chiny inwestycji, zwłaszcza w krajach afrykańskich, napotyka na opór. Sprowadzanie wszystkiego z Chin do Afryki, zdaniem Jianga powoduje, że lokalni mieszkańcy nie dostrzegają na krótszą metę pożytku z chińskiego zaangażowania i traktują je jako zagrożenia dla swej ekonomicznej egzystencji. Twierdzi on, że wkład chińskich inwestorów w lokalną gospodarkę powinien być większy. Postuluje także, aby do finansowania przedsięwzięć chińskich w Afryce wciągnąć lokalne banki a nie opierać wszystkiego, wyłącznie na sile własnego kapitału. Zdaniem ekonomisty, takie działania poprawią wizerunek chińskich firm za granicą.

Ciekawe, że ostrzeżenia te brzmią bardzo aktualnie, również w kontekście porażki chińskiej firmy przy budowie jednego z odcinków naszej autostrady. Jednak na dokładne „zgłębienie” przyczyn tego co wydarzyło się podczas chińskiej inwestycji na A2 przyjdzie jeszcze czas. Do wspomnianych problemów dochodzą także różnice kulturowe i obyczajowe sprawiające, że nie wszędzie w Afryce chiński biznes przyjmowany jest z otwartymi rękoma. Na nic zdaje się postrzeganie ChRL jako przywódcy państw Trzeciego Świata.

Mimo kłopotów, o których donoszą  chińskie media, nikt nie neguje celowości i kierunku gospodarczej ekspansji, traktując ją jako inwestycję w przyszłość. Nie jest bowiem powiedziane, że wiele, dotąd ubogich afrykańskich państw, a z czasem Afryka jako kontynent mogą w ciągu pokolenia wyjść z biedy i zacofania, o czym najlepiej świadczy choćby przykład samych Chin.

Liu Guijin, ambasador Chin i Robert Z. Lawrence, ekonomista z Uniwersytetu Harvarda podczas sesji Chiny - Afryka w Cape Town, RPA, maj 2011 r. (CC By-SA WEF)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Chiny nie zastąpią Rosji handlu z Zachodem

Kategoria: Analizy
Mimo wzrostu wzajemnych obrotów handlowych, podpisywania umów na nowe projekty energetyczne i prób ograniczenia roli dolara w handlu zagranicznym Chiny jeszcze długo nie zajmą miejsca zachodnich państw w gospodarce Rosji.
Chiny nie zastąpią Rosji handlu z Zachodem