Wzloty i upadki polskich oligarchów

Przez ostatnie tygodnie był na ustach wszystkich. Nawet bulwarówki, które zazwyczaj stronią od pisania o miliarderach, też nie pominęły transakcji życia, jaką był dla Zygmunta Solorza—Żak zakup sieci komórkowej Plus. Dzięki niej założyciel telewizji Polsat wchodzi do grona stu najbogatszych ludzi na świecie magazynu „Forbes”. Nie wszyscy polscy miliarderzy mieli w ostatnim dwudziestoleciu tyle szczęścia i biznesowego zmysłu.

55— letni Solorz-Żak, który biznesową karierę zaczynał od przewożenia paczek z RFN do Polski, a potem handlu samochodami, wart jest dzisiaj 26 mld zł. A dokładnie — tyle warte są wszystkie posiadane przez niego aktywa, na które oprócz Plusa (transakcja czeka formalnie na zgodę UOKiK), wchodzą też największa platforma satelitarna na rynku Cyfrowy Polsat, telewizja Polsat, Invest Bank, towarzystwo ubezpieczeniowe Polisa Życie czy PTU Polsat, o udziałach elektrowni Pątnów—Adamów—Konin nie wspominając. W wyścigu o polską sieć komórkową Solorz wyprzedzić takich światowych gigantów, jak szwedzki operator Telia Sonera czy amerykański fundusz inwestycyjny Apax.

Przejęcie przez właściciela Polsatu posiadającego 14 mln klientów Polkomtela kończy symbolicznie pewien etap na polskim rynku medialnym, a zaczyna nowy, którego centrum będzie pierwsza na skalę europejską grupa medialno – telekomunikacyjna. Plus posłużyć ma miliarderowi do budowy ogólnopolskiej sieci bezprzewodowego internetu w technologii LTE – to prawdziwa internetowa autostrada, po której do domów klientów dosyłać można jednocześnie 4 filmy w jakości HD z prędkością 120 Mb/s. Na świecie działa takich sieci zaledwie kilka. W ten sposób, zdaniem ekspertów imperium Solorza będzie na tyle silne, by realnie zagrozić dominacji Telekomunikacji Polskiej.

Rozwijający w ten sposób swoje imperium Solorz, to jeden z wielu przykładów najbardziej znanych polskich miliarderów, którzy w ostatnim dziesięcioleciu budowali, z różnym skutkiem, swoje imperia. Solorza-Żaka nie od razu było tak ogromne. Zaczynał od telewizji, którą tworzył od 1992 roku, jako pierwszą komercyjną stację na rynku, która konkurowała o widzów z TVP.   Dziennikarze od początku podkreślali jego biznesowy zmysł, ale także nosa do tego, skąd wieje polityczny wiatr. Bez tego trudno byłoby o koncesję na początku lat 90., które rozdawali politycy. Znawcy rynku medialnego przypominają też, że dzięki dobrym koneksjom miliarder raczej zawsze przechodził zmiany rządów suchą nogą. Jednak dodają dziś, że biznesmen od dawna stara się stronić od polityki i polityków, by nie dawać konkurentom paliwa do spekulacji czy szkodzących wizerunkowi oskarżeń o nadużywanie wpływów. W ten sposób ze wszystkich polskich miliarderów, zwanych często oligarchami, Solorz-Żak zbudował przez ostatnie dwie dekady największe biznesowe imperium.

Na swoim macierzystym rynku, czyli w mediach, pokonał już głównych konkurentów w postaci TVN i ITI. Ich założyciele i właściciele stoją dziś na rozdrożu. Ogłoszona niedawno informacja, że założyciele ITI, czyli przede wszystkim rodzina Walterów i Wejchertów (główny udziałowiec Jan Wejchert zmarł nagle pod koniec 2009 roku), mogą sprzedać swoje udziały w największej telewizji komercyjnej w Polsce, odbiła się szerokim echem w mediach i wywołała falę komentarzy na temat przyszłości TVN. Właściciele podkreślają, że żadne decyzje co do sprzedaży akcji TVN jeszcze nie zapadły. Rynek spekuluje natomiast, że przejąć TVN mogą zagraniczni giganci tacy, jak Time Warner, właściciel m.in. telewizji CNN, niemiecki Bertelsmann, francuski koncern Vivendi czy inny amerykański gigant – Discovery. Najmniej szans daje się już Rupertowi Murdochowi i jego News Corp. osłabionej trwającą aferą podsłuchową; do niedawna Murdoch był typowany na zwycięzcę tego wyścigu.

Analitycy przypominają, że gdy żył Jan Wejchert nie było mowy o sprzedaży TVN. Ale dodają, że od tego czasu spółka popadła w długi (sam TVN ma do oddania poprzez obligacje około 2,5 mld zł, a drugie tyle z okładem obciąża konta ITI), dla których jedynym wyjściem może być sprzedaż udziałów.

Solorz-Żak pokazał, że by zbudować naprawdę duże imperium trzeba wyjść poza jeden sektor. Dopiero dzięki transakcji zakupu Plusa przeskoczył na liście najbogatszych Polaków Jana Kulczyka. Wywodzący się z Poznania biznesmen też próbował stworzyć imperium , tyle że energetyczne, do której przyczynkiem miało być przejęcie Enei – ale, w przeciwieństwie do Solorza, próba ta się nie powiodła. Rząd nie sprzedał koncernu polskiemu biznesmenowi. Mimo to jego stale rozwijająca się  grupa wyceniane jest dziś na 8,5 mld zł, na co składa się 3,8 proc. udziałów w globalnym koncernie piwowarskim SAB Miller, za które zapłacił akcjami Kompanii Piwowarskiej, robiąc jeden z interesów życia. Do składowych majątku Kulczyka zalicza się też Autostrada Wielkopolska, budująca odcinek autostrady A2 z Nowego Tomyśla do Świecka, czy firmy zajmujące się poszukiwaniem ropy w Afryce, w którym to projekcie partnerem biznesowym Kulczyka jest m.in. Lakshmi Mittal.

Żaden ze znanych polskich biznesmenów nie wykorzystał kryzysu, by wykonać tak spektakularny krok, jak przejęcie dużego podmiotu w swojej branży lub poszerzenie znacząco pól działania o nowe obszary, jak uczynił Solorz-Żaka z Plusem. Poszerzając pole działania o telekomunikację Solorz przeskoczył i bankiera Leszka Czarneckiego i producenta leków Jerzego Staraka i potentata w ciężkiej branży metalurgicznej Romana Karkosika. W przypadku właściciela Polsatu wymagało to wielu poważnych decyzji, jak sprzedaż części udziałów w Cyfrowym Polsacie dla pozyskania kapitału, a przede wszystkim niezwykle ryzykowne zadłużenie się na 14,3 mld zł.

W cień odszedł bardzo niegdyś znany Ryszard Krauze. Niejasny udział w aferze związanej z przeciekami o planowanej akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa, która miała pogrążyć Andrzeja Leppera w 2006 roku, rzucił się głębokim cieniem na wizerunku założyciela Prokomu. Biznesmen musiał wycofać się z pierwszej linii biznesowego życia i salonów, i do dziś nie odbudował nadszarpniętego wizerunku. Może jeszcze mieć swoje pięć minut, bo w biznesie wciąż jest aktywny i nabiera rozpędu. Działa na rynku surowcowym – jego spółka Petrolinvest szuka złóż ropy m.in. w Kazachstanie. Krauze ma też udziały w Biotonie, fabryce insulin i antybiotyków, rozwija działalność spółki developerskiej Polnord, która przynosi mu pokaźne zyski.

Właściciel Polsatu po przejęciu Plusa wyraźnie przegonił już wszystkich największych polskich miliarderów i na razie nie widać na horyzoncie nikogo, kto mógłby mu zagrozić. Niemal natychmiast pojawiło się tez pytanie: jak długo potrwa taki stan rzeczy. Wszyscy zastanawiają się, jaki pomysł na połączenie mediów i telekomunikacji ma w praktyce Solorz. I jaki wyjdzie z tego biznes. Analitycy spodziewają się po tej transakcji na pewno prostych zabiegów w postaci współpracy między Plusem i Cyfrowym Polsatem. Sieć komórkowa może zaoferować klientom ofertę Cyfrowego Polsatu, a platforma – usługi dostępu do mobilnego internetu w LTE. Ale co poza tym? Czy biznesmen znajdzie rzeczywiście skuteczny sposób na to, by sprzedać klientom Plusa treści telewizyjne i zarobić na tym pieniądze – nie wiadomo. Nikt na świecie jeszcze tego nie dokonał.

Solorzowi nie brakuje determinacji. Przejęcie Plusa wymagało od niego, jak twierdzą niektórzy, postawienia na szali dorobku całego życia. Biznesmen złamał bowiem dotychczasową żelazną zasadę, by nie rozwijać biznesu kredytami. Zdaniem analityków i obserwatorów 14, 3 mld zł długu może być jednym z największych zagrożeń dla przyszłości jego biznesów. Analitycy zwracają uwagę, że w sytuacji pogorszenia się koniunktury na rynku Solorz może znaleźć się w tarapatach. Obserwatorzy ostrzegają, że przyszłość wcale nie wygląda różowo, bo rozwój Plusa mocno utrudni biznesowy sojusz dwóch jego największych konkurentów – niemieckiego T-Mobile, który zastąpił właśnie Erę, z francuskim Orange. Obaj operatorzy założyli spółkę joint venture do zarządzania siecią, która pozwoli im na oszczędności, a tym samym wzmocni ich w walce o rynek.

Jeśli jednak wizja właściciela Polsatu się sprawdzi, to zdominuje on polski rynek telekomunikacyjno-medialny na długie lata. Będzie wówczas graczem na tyle silnym, że przejęcia kolejnych podmiotów nie będą już wchodzić w grę nie dlatego, że nie pozwoli na to urząd antymonopolowy.

Większość biznesowych imperiów (choć nie wszystkie) najbogatszych Polaków w ciągu ostatniej dekady oprócz zwiększenia wartości przeszła też ewolucję mentalną i kulturową. Z firm zarządzanych twardą ręką przez jedną osobę, coraz więcej z nich przekształciło się w korporacje działające już nie tylko w oparciu o ojców założycieli – zatrudniają profesjonalnych i doświadczonych menedżerów i stosują zasady ładu korporacyjnego. Bliżej im, na szczęście, do korporacji zachodnich, niż sposobu prowadzenia biznesów choćby rosyjskich oligarchów. Przez lata w Polsce biznesmenów także nazywano „oligarchami”, co odnosiło się do wykorzystywania przez nich politycznych koneksji w biznesie.

Po aferze Rywina i sprawie Orlenu biznes zaczął stronić od polityki, a polityka od biznesu. Teraz czas na znalezienie balansu pomiędzy tymi światami, bo potrzebują się nawzajem do rozwijania gospodarki. Trzeba tylko jasno określić zasady i wyznaczyć granice działania.


Tagi