Autor: Katarzyna Kozłowska

Publicystka, wydawca książek ekonomicznych, koordynator projektów medialnych.

Niemiecka gospodarka ma się dobrze dzięki Agendzie 2010

Unia walutowa potrzebuje znacznie większej niż dziś integracji gospodarczej i elastyczności, by radzić sobie z szokami i długiem. Traktat fiskalny nie zostanie jednak raczej w ogóle ratyfikowany niż ratyfikowany w planowanym terminie. Wszystkie kraje będą się ociągać, nawet Niemcy – mówi dr Hanno Beck, niemiecki ekonomista.
Niemiecka gospodarka ma się dobrze dzięki Agendzie 2010

(CC By-NC Mr Ducke)

Obserwator Finansowy: Tabele Eurostatu pokazują, że wobec III kw. 2010 roku dług publiczny Niemiec wzrósł w III kwartale 2011 r. o 6,1 proc. Inne dane mówią o 12,6 proc. Informacje o dobrej kondycji największej europejskiej gospodarki są przesadzone?

Hanno Beck: Według niemieckiego ministerstwa finansów, dług publiczny wzrósł o 1,3 proc., a nie o 12,6 proc. Dzięki dobrej koniunkturze, niektórym przeprowadzonym reformom strukturalnym systemu opieki społecznej oraz niskim stopom procentowym Niemcy były w stanie zredukować deficyt budżetowy z 4,3 proc. do 1,3 proc. PKB. Ale mimo to, nawet przy dobrej gospodarce, Niemcy nie były w stanie zredukować długu publicznego. To rzeczywiście pokazuje problemy gospodarki w zastoju.

Jakie reformy ma pan na myśli?

Przede wszystkim te, wynikające z Agendy 2010 [pakiet reform wprowadzonych na początku lat 2000 przez socjaldemokratycznego kanclerza Gerharda Schroedera, który dotyczył polityki makroekonomicznej i budżetowej; Schroeder obciął wydatki, uelastycznił rynek pracy i obciął podatki – przyp. autorki].

A czy Niemcy powinny dalej ciąć? Na to wskazuje negocjowany z inicjatywy Niemiec pakt fiskalny.

Tak. Ale jeśli ktoś chce poważnie ciąć wydatki, żeby zmniejszać dług, musi zacząć od największej bryły: w Niemczech chodzi oczywiście o wydatki na system opieki społecznej (stanowią aż 41 proc. budżetu). Jeśli w tym miejscu się nie powiedzie, nie da się obciąć wydatków publicznych wcale. Cięcia wydatków w obrębie systemu opieki społecznej nie muszą oznaczać zwiększenia społecznej nierówności. Chodzi po prostu o zmianę struktury społecznych wydatków, ichinną organizację i większą efektywność, między innymi o cięcia bez krzywdzenia ludzi o najniższym poziomie dochodów.

Z tego, co pan mówi wynika, że największymi problemami Niemiec obecnie są system opieki społecznej i długi strefy euro…

Niemcy powinny poprawić efektywność wydatków publicznych oraz wciąż pracować nad rynkiem pracy…

Jak? W wyniku reform wynikających z Agendy 2010, koszty zatrudnienia w Niemczech spadły o ponad 1 proc.

Trzeba pracować nad dalszym uelastycznieniem rynku. Czy jest rynek pracy, który nie potrzebuje reform? Bezrobocie w Niemczech ostatnio spadło o 2 miliony. To dobry punkt wyjścia. Stało się to dzięki wzrostowi gospodarczemu, ale też dzięki Agendzie 2010. Wynika z tego, że w długim okresie polityka podażowa jest dużo lepsza, niż opinia o jej stosowaniu. To pokazuje, że warto pracować nad rynkiem, udoskonalać go.

Co jeszcze?

Niemcy powinny reformować system emerytalny oraz system zdrowotny. Ale rzeczywiście, ważniejszy jest problem całej Unii – mianowicie Europejska Unia Monetarna z jej „nie-optymalnym obszarem walutowym”.

Nawiązuje pan do koncepcji „optymalnego obszaru walutowego” autorstwa kanadyjskiego ekonomisty Roberta Mundella [Nobel z ekonomii w 1999 roku – autor]? Chodzi o największy możliwy obszar o wspólnej walucie, o zmaksymalizowanej efektywności ekonomicznej.

Tak. Unia walutowa potrzebuje znacznie większej niż obecnie integracji gospodarczej, a także elastyczności, żeby radzić sobie z szokami, przepływami fiskalnymi i wspólnotowym długiem. Europejska unia walutowa nie spełnia żadnego z tych warunków.

Stąd próba większej integracji, na razie fiskalnej?Artykuł 14 pkt. 2 paktu fiskalnego, czyli Traktatu o stabilności, koordynacji i zarządzaniu w unii gospodarczej i walutowejmówi, że aby wszedł w życiemusi go podpisać 12 z 17 krajów eurozony. Czy wierzy pan, że stanie się to przed 1 stycznia 2013?

Bardzo trudno jest to przewidzieć, ponieważ jest to kwestia czysto polityczna. Z tego powodu dużo bardziej prawdopodobne jest, że ten traktat nie zostanie w ogóle ratyfikowany. A w każdym razie nie w obecnej wersji.

Które krajebędą najdłużej przeciągać proces ratyfikacji? Włochy? Portugalia?

Ten traktat ma powstrzymywać polityków przed ich ulubionymi wydatkami. Dla mnie oznacza to, że wszystkie kraje będą ociągać się z ratyfikowaniem traktatu. Nawet Niemcy.

Czyli to nie jest krok do rozwiązania kryzysu długu publicznego w Europie?

Pakt może oczywiście pomóc zredukować dług publiczny. Ale według mnie nie jest to żadne lekarstwo na rzeczywisty problem Unii, o którym wspomniałem, czyli na zmianę sytuacji, w której tkwimy w nieoptymalnym obszarze walutowym. Po prostu wątpię, żeby poszczególne kraje Europy dążyły do większego poziomu gospodarczego zespolenia. A jest towarunek uczynienia unii walutowej projektem udanym. Żaden pakt fiskalny niezmieni obecnego stanu rzeczy; nie zmieni politycznej woli liderów.

Nawet w obliczu groźby długotrwałego kryzysu?

Będzie niezwykle trudno implementować zapisy tego traktatu w warunkach ekonomicznego kryzysu. Mamy już przecież podobny dokument: Pakt Stabilności i Wzrostu z 1997 roku. Politycy nie mieli w zwyczaju stosować się do jego zarządzeń w dobrych czasach. Dlaczego mamy wierzyć, że będzie inaczej w czasach kryzysu?

Traktat mówi, że kraj, który nie będzie respektować kryteriów dyscypliny fiskalnej może zostać postawiony przed Trybunałem Sprawiedliwości (artykuł 8, pkt 2). Za nieprzestrzeganie kryteriów, np. z Maastricht, nigdy nie były stosowane sankcje. Czy wierzy pan, że ten zapis będzie funkcjonował?

A wyobraża pani sobie Niemcy, które prowadzą Francję przed sąd? W szczególności w sytuacji, gdy Niemcy mogą przewidywać, że za chwilę sami mogą byćpozwanymi? Spodziewam się, że ten zapis będzie martwy. Politycy raczej świadczą sobie tylko uprzejmości.

Widzi pan w pakcie jakieś zagrożenia?

Zagrożeniem jest to, że pakt tworzy ułudę sytuacji, która w rzeczywistości nie istnieje. Sprawia wrażenie integracji gospodarczej, która w istocie nie ma miejsca.

Jak wielki pana zdaniem powinien być fundusz Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego, nowego funduszu gwarancyjnego dla krajów w kryzysie? Angela Merkel uważa,że 500 mld euro. Politycy Południa – że nawet 1 bln euro.

Moim zdaniem – zero euro. Wszelkie tego rodzaju gwarancje, fundusze itp. powoływane są w Europie po to, by ponosić konsekwencje złej polityki. Ale to nie dotyka w żadnym stopniu przyczyn problemów, o których mówiłem wcześniej. Zamiast dawaćpieniądze nieudolnym politykom i krajom, powinniśmy raczej przeprowadzić serię bankructw krajów. Przecież jeśli kogoś nie staćna to, żeby spłacać swoje długi, nie powinien pożyczać dalej od przyjaciół. W ten sposób można jedynie opóźniać coś, co jest nieodwracalne. Nie wolno wymieniać dobrych pieniędzy na złe.

Europejski Bank Centralny zgodził wykupić toksyczne obligacje Grecji. Właśnie to ma pan na myśli?

Tak. Przecież EBC nie jest kołem ratunkowym dla krajów z problemami fiskalnymi. Nie powinien być odpowiedzialny za ich kryzysy fiskalne Potrzebujemy tu wyraźnej decyzji politycznej: mocnego cięcia.

Jeśli chodzi o Grecję, mówi pan o mocnym cięciu. Jak ten proces powinien przebiegać?

Grecja musi odbudować konkurencyjność poprzez obniżenie kosztów pracy lub zwiększenie produktywności. To drugie wymaga więcej czasu. Koszty pracy można obniżyć albo przez obniżkę płac, co prowadzi do niepokojów społecznych i niezadowolenia, lub przez podniesienie inflacji, co spowoduje niezadowolenie w północnych krajach unii. Wybór iście tragiczny. Innym pomysłem mogłoby byćmarkowanie dewaluacji poprzez podniesienie VAT-u na towary importowane (czyli taka fiskalna dewaluacja). Ale tego nie lubi rynek.

Jeśli żadna z tych koncepcji nie wyjdzie, pozostaje jeszcze wyjście ze strefy euro. To będzie kosztowne, przyznaję, ale jednocześnie nie jest to niemożliwe i może okazać się najlepszym rozwiązaniem. Najgorsze, jeśli Grecja będzie kontynuować swoją politykę zwlekania i wciąż marnować pieniądze Europy. Według mnie lepsza jest najgorsza prawda niż białe kłamstwo.

(Opr. DG)

(Opr. DG)

Rozmawiała Katarzyna Kozłowska

Dr Hanno Beck jest makroekonomistą, profesorem niemieckiej Hichschule Pforzheim.

(CC By-NC Mr Ducke)
(Opr. DG)
do wywiadu z niemcem dlug-publiczny-niemiec

Otwarta licencja


Tagi