Powszechny eurosceptycyzm

Niedawno, podczas odbywającego się w Polsce Europejskiego Kongresu Gospodarczego, brałem udział w panelu „Euro w Europie, euro w Polsce”. Część wypowiedzi z tego panelu została szeroko opisana w prasie. Pod jego koniec, na zapytanie moderatora Romana Młodkowskiego, ile osób uważa, że w Polsce będzie euro za pięć lat, ani jedna osoba z sali nie podniosła ręki.

Ja ze swej strony w podsumowaniu panelu ostrzegłem uczestników przed powtórzeniem się sytuacji z kryzysu strefy euro w innej dziedzinie. Nawiązując do ostatnio nagłośnionych wypowiedzi Romano Prodiego, który stwierdził, że spodziewał się kryzysu strefy euro wcześniej i że o grożącym kryzysie wiedzieli „wszyscy”, zaapelowałem o wprowadzenie polityki prorodzinnej obecnie, kiedy pokolenie wyżu „solidarnościowego” z racji wieku może mieć jeszcze dzieci.

Stwierdziłem, że obecnie nie jestem już „eurosceptykiem”, gdyż zagrożenia, przed którymi ostrzegałem, się już zmaterializowały, ale „demografosceptykiem”, ostrzegającym przed finansowymi konsekwencjami załamania demograficznego. I dlatego obecnie głośno apeluję o wprowadzenie polityki prorodzinnej, na której implementację jest to ostatni moment. Po to, aby już za parę lat, kiedy wyż „solidarnościowy” już się zestarzeje i nie będzie mógł mieć dzieci, nie okazało się, że o tym problemie wiedzieli wszyscy komentatorzy i że wyrażą oni zdziwienie, że konsekwencje finansowe braku wystarczającej bazy podatkowej nadeszły z tak dużym opóźnieniem, bo spodziewali się ich znacznie wcześniej.

Gdy patrzymy na sytuację strefy euro, jej coraz głębsze problemy, w tych dniach tak silnie dotykające Hiszpanię, ciekawa wydaje się przywołana opinia Romano Prodiego, byłego premiera Włoch, komisarza KE w latach 1999-2004, zawarta w niedawno udzielonym wywiadzie i artykule zamieszczonym w „Financial Timesie”. Mianowicie twierdzi on, że kryzys euro nie był dla niego zaskoczeniem i myślał, że wystąpi znacznie wcześniej, oraz twierdzi, że wszyscy to wiedzieli. Jest to o tyle o tyle zastanawiające, że takie informacje nie docierały do opinii publicznej.

Rodzi się więc pytanie, co do obiektywizmu informacji przekazywanych wyborcom, sposobu ich przepływu oraz czy ich brak nie powoduje znaczących zakłóceń na rynku kapitałowym, spowodowanych niedocieraniem informacji do tych, którzy zarządzają pieniędzmi. Ponadto w wywiadzie zawarte były wyjaśnienia na temat tego, jak Prodi przekonał kanclerza Kohla do włączenia Włoch do strefy euro. Mianowicie: jeśli Włochy będą w strefie euro, to będą kupować niemieckie mleko. Niemcy zaakceptowali tego typu przekaz i za korzyści związane z rozszerzeniem rynków zbytu na produkowane towary włączyli do strefy cały region południa Europy.

W tych informacjach tak naprawdę zawarta jest diagnoza problemów, które przeżywa strefa euro, ponieważ niemiecki eksport mógł być jedynie sfinansowany za pieniądze inwestorów, często z kraju nadwyżkowego, tworząc opisywaną nierównowagę bilansową. Podczas gdy krajom peryferyjnym mogło się wydawać, że oto następuje oczekiwany proces konwergencji dochodowej i cenowej. Na tym tle widać też wyraźnie rozbieżność interesów, które się ostatnio ujawniły między Francją a Niemcami, a mającymi źródła w tym że „za wypite niemieckie mleko zapłacili Francuzi” – z 1,4 bln euro zadłużenia Włoch, inwestorzy francuscy sfinansowali aż 511 mld euro.

Należy zauważyć, że analogie związane z powstawaniem nierównowagi bilansowej mogą dotyczyć również Polski, która sprzedaje za granicę prywatyzowany majątek państwowy. Po zakupie przez zagranicznych inwestorów, my, mając olbrzymie, nie pokryte aktywami zobowiązania emerytalne, bilansujemy deficyt handlowy inwestycjami zagranicznymi, tworząc miejsca pracy za granicą, a nie w kraju. Dzięki tym środkom jesteśmy w stanie chwilowo więcej konsumować, jednak kiedy ten proces wygaśnie z powodu braku aktywów, a możliwości kredytowania zagranicznego też ulegną wyczerpaniu, znajdziemy się w podobnej sytuacji jak kraje peryferyjne strefy euro, które zderzyły się z problemem w momencie, kiedy pożyczone pieniądze należy zacząć zwracać. Występuje u nich  problem z eksportem, gdy przy jednorodnej walucie należy znacząco ograniczyć koszty sprzedaży, nie można jednak zdewaluować waluty w celu zbilansowania sytuacji.

Na tym tle widać różnicę, jeśli chodzi o niemieckie podejście do problemu po I wojnie światowej i obecnie. Niemcy są przeciwnikami zwiększenia popytu na rynku wewnętrznym, po to, żeby ułatwić spłatę i wyjście z problemów krajom peryferyjnym, natomiast w tamtym okresie to właśnie Niemcy nie były w stanie spłacić zobowiązań Wersalu, bo miały ograniczony dostęp do rynków eksportowych i były w bardzo podobnym położeniu do dzisiejszej Grecji. Można więc powiedzieć, że nasz zachodni sąsiad już zapomniał o sytuacji, w jakiej sam się kiedyś znajdował, i mimo tego liczy, że uda się odzyskać środki zainwestowane w krajach peryferyjnych.

Strefa euro znajduje się obecnie w rozbieżnej sytuacji, ponieważ z jednej strony zachodzące procesy grożą jej dezintegracją i cały czas trwa debata nad tym, że kraje peryferyjne mogą opuścić Unię,  z drugiej jednak strony może się okazać, że przy tak znaczącej krytyce wszystkich projektów wspólnotowych to właśnie Niemcy staną się krajem, który sam wystąpi ze strefy.

Zalecana forma, jeśli chodzi o optymalizację obszarów walutowych, polega na politycznej integracji strefy, zwłaszcza w aspekcie polityki fiskalnej. Jednak proces ten cały czas nadzoruje niemiecki Trybunał Konstytucyjny i zależy on od decyzji Bundestagu. Oczywiście wcale nie jest powiedziane, że dalszy proces centralizacji UE i jej instytucji się uda. Pamiętajmy o tym, że jeśli wziąć pod uwagę skalę redystrybucji w UE, to jest ona na poziomie 1 proc., podczas gdy państwa narodowe strefy mają przeciętnie 47-proc. udział w PKB. Nawet jeśli patrzymy na obecne procesy związane z kryzysem finansów publicznych stanu Kalifornia, to można zauważyć, że z jednej strony jest to kraj zadłużony na parę proc. PKB, wytwarzanego na jego terenie, z drugiej, że jest to deficyt rzędu 1 proc. Dla porównania Grecja jest zadłużona na 120 proc. i ma deficyt na poziomie 10 proc. PKB.

Wszelkiego typu dążenia do zacieśnienia integracji fiskalnej musiałyby oznaczać zwiększenie czynnika redystrybucyjnego, co jest bardzo trudne, zwłaszcza przy założeniu, że nastąpi redukcja długu do takiego poziomu, jaki mają stany, landy czy polskie województwa. Ponadto tego typu działanie musi mieć bardzo silny wpływ na procesy deflacyjne – będzie rodziło kilkunastoletni proces stagnacji. Jeśli dojdą do tego stopy procentowe bliskie zeru, to będzie to oznaczało niebezpieczeństwo powstawania spekulacji na rynku aktywów.

Po 1985 r., po wprowadzeniu porozumienia w hotelu La Plaza, powstał olbrzymi bąbel spekulacyjny na rynku japońskim, a proces aprecjacji jena doprowadził do spadku z 250 jenów za dolara do 90 obecnie, co spowodowało utrzymującą się stagnację w Japonii. Tego typu spekulacja na aktywach, spowodowana stopami procentowymi, wystąpiła również w Stanach Zjednoczonych na początku tego wieku i miała finał w obecnym kryzysie, który jest o tyle przedłużeniem poprzednich problemów, że także generuje ryzyko kolejnych „bąbli” opartych na aktualnie zerowych stopach procentowych.

Można powiedzieć, że obecny kryzys strefy euro jest spowodowany tym, że przy integracji monetarnej, kraje peryferyjne pożyczały i wydawały znacząco więcej, wpadając w problem związany z utratą konkurencyjności swoich produktów, której obecnie nie mogą odzyskać poprzez osłabienie swojej własnej waluty. Propozycja, żeby utworzyć w Europie Stany Zjednoczone Europy z polityczną reprezentacją wydaje się niemożliwa przy obecnym układzie politycznym, w którym kraje nie są gotowe oddać swojej niezależności. Jednocześnie widać, że niezależność polityki fiskalnej powoduje niestabilność unii monetarnej.

W przypadku rozpadu strefy euro – a trzeba pamiętać o znaczącej niechęci Niemiec  do pomocy solidarnościowej dla innych – i tak może się okazać, że mimo procesu restrukturyzacji i oparcia swojego eksportu na rynkach wschodzących Chin i Indii, konkurencyjność niemiecka byłaby zachwiana spadkiem wartości walut krajów peryferyjnych, które wyszłyby ze strefy. Rozwój Niemiec byłby wyhamowany, bo nadwyżka handlowa mogłaby zostać znacząco zredukowana. Charakterystyczne są stwierdzenia obecnego ministra finansów Wolfganga Schäublego, który twierdzi, że podczas wprowadzania euro w latach 90. Niemcy chcieli unii politycznej, natomiast Francja nie. To jest właśnie powodem istnienia jedynie unii ekonomicznej, bez politycznej, co prowadzi do powstania znaczących nierównowag.

Należy też pamiętać, że we wszystkich krajach kryzysowych następuje znacząca erozja wiedzy po stronie pracowników, co jest związane z długoterminowym bezrobociem. Wolfgang Schäuble twierdzi, że Niemcy muszą zwiększyć poziom zatrudnienia i powinny zintegrować imigrantów z niemiecką gospodarką, oraz że z tego powodu nie powinny redukować wydatków na edukację; konieczne jest też zwiększenie zatrudnienia wśród ich starzejącej i zmniejszającej się populacji.

Często to, co jest prezentowane jako rekomendacja dla Ameryki przez Martina Feldsteina z Harvardu, to konieczność cięć długoterminowych wydatków publicznych przez podniesienie wieku emerytalnego. Polska powinna również, jak Niemcy, dążyć do realizacji własnych słusznych interesów, wśród których na czoło wysuwa się dążenie do przenoszenia produkcji do Polski, a nie wspieranie eksportu emigrantów. Jeśli chodzi o zrównoważenie finansów publicznych, z jednej strony powinno nastąpić zwiększenie efektywności wydatków w tych dziedzinach, które w przyszłości przyniosą wzrost dochodów podatkowych, a z drugiej strony redukowanie narastania zobowiązań długoterminowych, emerytalnych poprzez wspieranie polityki prorodzinnej.


Artykuły powiązane

Powszechny dobrobyt musi poczekać

Kategoria: Analizy
Chiny mają najwięcej na świecie miliarderów i poziom nierówności bliski amerykańskiemu. Dziś nierówności są tłumaczone ogromną i niekontrolowaną ekspansją kapitału, a lekiem na to ma być strategia „powszechnego dobrobytu”, którą na razie trzeba będzie odłożyć na lepsze czasy.
Powszechny dobrobyt musi poczekać