Czy to będzie szczyt wielkiego wstrząsu?

Dziś 25 marca 27 szefów państw  na zaproszenie prezydenta Unii Hermana von Rompuya weźmie udział w nieformalnym szczycie w Brukseli. Van Rompuy w zaproszeniu przedstawił długą listę tematów rozmów, która starczyłaby pewnie na cały tydzień. Zielone technologie, bezrobocie, a nawet agenda czerwcowego szczytu G20 w Toronto. Jednak to nie Rompuy będzie gospodarzem spotkania, ale Merkel i Sarkozy, będący w stanie rozwiązać najważniejszy problem Unii: osłabienie euro wskutek kryzysu greckiego.

Szczyt miał być rutynowy. W ten sposób do środy 24 marca mówił o nim prezydent Unii Europejskiej Herman van Rompuy. Ale o godz. 13, kiedy agencja Fitch obniżyła rating Portugalii z AA do AA-, nawet w Brukseli zapanowało głuche milczenie. Kłopoty rządu lizbońskiego nie tylko spowodowały 2-procentowe tąpniecie na tamtejszej giełdzie, ale dalej pociągnęły euro w dół. Bo kiedy dwa dni temu okazało się, że plan stworzenia europejskiego funduszu oddłużeniowego nie istnieje, inwestorzy zaczęli wyzbywać się europejskiej waluty. I niewiele wskazuje na to, by trend mógł się odwrócić.

Jak dotąd Niemcy nie zmieniły zdania co do udzielenia pomocy Grecji. W środę 24 marca wieczorem minister gospodarki Niemiec Rainer Bruederele w wywiadzie dla bawarskiego dziennika dał do zrozumienia, że udzielenie pomocy przez jego rząd „byłoby złym sygnałem”. I już otwarcie mówił, że nie chce, by jakikolwiek inny rząd liczył na to, że Niemcy zapewnią mu miękkie lądowanie. Wszyscy słuchacze wiedzieli, że mówi o Portugalii i Hiszpanii. „Nie możemy tworzyć precedensu, który wykorzystałby jakikolwiek inny kraj strefy euro” – dodał.

Minister Bruederele nie powiedział ani słowa o utworzeniu Europejskiego Funduszu Walutowego, mimo że tydzień wcześniej mówił o tym prominentny polityk koalicji rządzącej minister finansów Wolfgang Schauble. I wczoraj 24 marca w komentarzu redakcyjnym dziennik „Financial Times” powtórzył zapowiedź Schauble’a, dodając, że kanclerz Merkel może zgodzić się na powołanie do życia EFW pod dwoma warunkami. I wymienił: zaostrzenie dyscypliny fiskalnej w strefie euro, nawet jeśli oznaczałoby to renegocjację Traktatu lizbońskiego, i wciągnięcie do gry MFW. Ale minister finansów Niemiec znów nie wspomniał o zaangażowaniu Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

To gest Niemiec wobec Francji, która będzie im potrzebna w czasie szczytu do storpedowania wszelkich programów pomocowych. A przy tym niemiecka kanclerz Merkel będzie się upierać. Z prostej przyczyny – jej potencjalni zwolennicy w wyborach 9 maja do Landtagu w Północnej Westfalii i Nadrenii nie życzą sobie, by Niemcy wykupywały długi Greków.

Wiele wskazuje na to, że Merkel może znaleźć wsparcie w Sarkozym. Jak napisał „Le Monde”, prezydent Francji boi się aktywności MFW w Europie jak ognia. Na czele Funduszu stoi bowiem jego rywal polityczny Dominique Strauss-Kahn, który udzielając hojnego kredytu Grecji, wykreowałby się na zbawcę Unii. Za lojalność Niemiec Sarkozy może się odwdzięczyć poparciem dla byłego szefa Bundesbanku Maxa Webera na szefa Europejskiego Banku Centralnego w październiku 2011 r.

Z udzieleniem zewnętrznej pomocy Grecji wiąże się jeszcze jedno niebezpieczeństwo. Zarówno Niemcy, jak i Francja doskonale zdają sobie sprawę, że wejście do gry MFW byłoby złym sygnałem dla inwestorów: Unia jest słaba i nie potrafi sobie poradzić z tak drobnym problemem jak Grecja, która stanowi zaledwie 2 proc. jej PKB.

Inwestorzy oczekiwaliby usunięcia Grecji ze strefy euro. Wczoraj 24 marca w wywiadzie dla telewizji Bloomberg mówił o tym wprost właściciel funduszy inwestycyjnych, autor analizy rynków nieruchomości, w której przewidział kryzys, Mark Faber. – Unia powinna zostawić Grecję, by zbankrutowała, w ten sposób udowodniłaby, że jest wiarygodna – komentował. –  Albo to będzie szczyt wielkiego wstrząsu, albo go w ogóle nie będzie – dodal.

Ale największy serwis inwestorów Forex napisał w środę w analizie na temat rynku europejskiego, że Unia nie zrobi nic poza wydaniem dwuznacznego oświadczenia. „Przez cały weekend będą trwać na jego temat spekulacje, ale w poniedziałek zasłona dymna opadnie i okaże się, że Unia nie wypracowała żadnego rozwiązania”. I inwestorzy dalej będą pozbywać się euro.

Niebawem przekonamy się, jaki scenariusz się zrealizuje. Obrady toczyć się będą w aurze tajemniczości i przy użyciu nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa. Budynek Justus Lipsius, jedna z największych siedzib brukselskiej biurokracji o powierzchni 215 tys. m kw. i 27 km korytarzy, otoczony zostanie podwójnym kordonem policji. Najwyżsi politycy Unii zasiądą na piątym piętrze w tak zwanej Sali Roboczej. A gdy zechcą, to zejdą na parter lub do podziemi, by porozmawiać z dziennikarzami. Izolowanie mediów staje się już niechlubnaą tradycją brukselskich spotkań, na których podejmowane są najważniejsze decyzje Unii. Dokładnie tak było 11 lutego tego roku, gdy w odciętej od świata brukselskiej bibliotece szefowie państw Unii i ministrowie finansów ustalali pierwszą część strategii Unii wobec Grecji pogrążonej w kryzysie.

współpraca Joanna Berendt

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane