Autor: Witold Orłowski

dyr. Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej

Gospodarka rozkręca się, choć bardzo powoli

W marcu inflacja liczona r/r wyniosła 2,6 proc. – podał GUS. Była o ok. 0,3 pkt. proc. niższa od oczekiwań ekonomistów. Myślę, że w ciągu najbliższych kilku miesięcy będziemy mieli do czynienia jeszcze z niewielkim spadkiem dynamiki wzrostu cen. Będzie to rezultat wciąż słabej konsumpcji, wynikającej z malejącego tempa wzrostu wynagrodzeń i jeszcze niewielkiego wzrostu bezrobocia.
Gospodarka rozkręca się, choć bardzo powoli

Copyright by PAP

W marcu licząc r/r inflacja była o 0,3 pkt. proc. niższa niż w lutym. Eksperci spodziewali się, że wzrost cen utrzyma się na tym samym poziomie co miesiąc wcześniej. Z czego wynika ten spadek?

W marcu odnotowaliśmy spadek dynamiki wzrostu cen żywności i napojów bezalkoholowych. Ceny łączności oraz obuwia i odzieży spadły w porównaniu z ubiegłym rokiem. Nadal najwyższy wpływ na wzrost inflacji mają koszty transportu, a przede wszystkim paliw do prywatnych środków transportu, oraz rosnące opłaty za użytkowanie mieszkań.

W sumie jednak presja inflacyjna spada. Nie mamy silnych czynników kosztowych, które pchałyby ją w górę – płace rosną minimalnie, co wpływa na osłabienie popytu. Dlatego sądzę, że inflacja będzie spadała jeszcze przynajmniej do połowy roku.

To korzystna informacja z punktu widzenia polityki pieniężnej. Nie ma powodu do jej zaostrzania, podnoszenia stóp procentowych. Tym bardziej że inflacja zmierza w kierunku celu RPP, czyli poziomu 2,5 proc. W dodatku uważam, że niedługo zobaczymy jej spadek poniżej tego celu.

W piątek 16 kwietnia GUS poda informacje o wynagrodzeniu i zatrudnieniu w sektorze przedsiębiorstw. Czy patrząc na spadającą presję inflacyjną, możemy prognozować, że dynamika wzrostu płac także będzie bardzo niska, za to znów zobaczymy spadek zatrudnienia?

Miesięczne dane o płacach potrafią być zakłócane przez różne czynniki, ale uważam, że dynamika wzrostu płac będzie niska, trudno wykluczyć, że poniżej inflacji.

Nadal będziemy obserwowali wzrost bezrobocia, ale coraz słabszy. Gospodarka powoli zaczyna się rozpędzać, a to powinno się przełożyć na ograniczenie tempa spadku zatrudnienia. Myślę, że bezrobocie liczone moim zdaniem bardziej precyzyjną metodą BAEL, zwiększy się z obecnych ok. 9 proc. jeszcze maksymalnie o 0,5 pkt. proc.

Wiele wskaźników już pokazuje pewną poprawę kondycji polskich firm. Z danych NBP wynika, że w lutym zarówno eksport, jak i import wzrósł po ok. 1 mld euro – odpowiednio do 9,1 i 9,4 mld euro.

To znaczy, że kończy się recesja w zachodniej Europie. Z tego, niestety, nie należy wyciągać wniosków, że nastąpi jakieś dynamiczne odbicie. Ale wszelkie dane zarówno o naszym eksporcie, jak i  o produkcji w krajach starej UE świadczą o tym, że wychodzimy z dołka. Natomiast wzrost importu wskazuje na to, że polska gospodarka także przyspiesza.

Być może przełoży się to na wzrost inwestycji finansowanych kredytami.  Do tej pory firmy nie zgłaszały większego zapotrzebowania na kredyty; ich wartość liczona r/r w marcu spadła o 10 proc.

Nie ma wątpliwości, że przedsiębiorstwa nadal bardzo ostrożnie podchodzą do finansowania nowych inwestycji kredytami. Ta ostrożność pomogła im przetrwać najtrudniejsze czasy.

To oczywiście ma też negatywną stronę – jest nią wzrost bezrobocia i spadek dynamiki wzrostu płac. Dlatego nie oczekuję szybkiego odbicia wzrostu gospodarczego, a raczej mozolnego i powolnego wychodzenia ze spowolnienia.

Na ile odbiciu gospodarki, które w dużym stopniu zależy od eksportu, może zaszkodzić aprecjacja złotego?

Musimy pamiętać o tym, że złoty może być jeszcze silniejszy.  Ale w mojej ocenie nie jest zbyt silny. Ciągle jest znacznie słabszy niż półtora roku temu. Nie stanowi jeszcze problemu. Jeśli coś może niepokoić, to oczekiwania znacznej aprecjacji naszej waluty.

Zanim kryzys się zaczął, euro kosztowało 3,5 zł. Teraz jego kurs waha się w widełkach 3,8–3,9 zł. Jeśli się osłabi do 3,7 zł, to nie powinno to stanowić dużego zagrożenia dla polskiej gospodarki. Jeśli jednak znów pójdzie poniżej bariery 3,5 zł, to konsekwencje dla realnej gospodarki – spadek konkurencyjności naszych przedsiębiorstw – mogą się pojawić.

Czy w sytuacji nadmiernej aprecjacji złotego znów powinien interweniować NBP? Część ekonomistów skrytykowała ostatnią interwencję banku centralnego na rynku walutowym.

W Polsce mamy ekonomistów podzielonych na dwa obozy. Jeden, który mówi, że interwencje nigdy nie mają sensu, bo jeśli rynek dąży w jakimś kierunku, to nie da się go powstrzymać. Drugi, który uważa, że pewne spekulacyjne nastroje daje się interwencjami przyhamować, i czasem warto spróbować.

Jeśli są fundamentalne powody osłabienia lub wzmocnienia waluty, to interwencje nie pomogą. Jeśli zaś mamy do czynienia ze spekulacyjną zmianą kursu, to czasami interwencjami banku centralnego czy rządu uda się je powstrzymać.

Pragnę przypomnieć, że nieco ponad rok temu, gdy złoty się osłabił ponad miarę – euro kosztowało prawie 5 zł – wielu ekonomistów twierdziło, że żadne interwencje nie pomogą i niedługo kurs sięgnie 6 zł za euro. Tymczasem nieduża, głównie werbalna interwencja rządu wystarczyła do tego, by deprecjację zatrzymać. Udało się, ponieważ nie było żadnych fundamentalnych powodów do kontynuacji spadków wartości naszej waluty.

I choć myślę, że złoty będzie się umacniał pomimo interwencji banku centralnego, to od czasu do czasu NBP powinien wykazywać się gotowością do interwencji, choćby dlatego, by uczestnicy rynku nie przesadzili z windowaniem jego kursu do poziomu niekorzystnego dla gospodarki. W końcu interwencje są standardowym narzędziem walki banków centralnych z grą spekulacyjną.

Czy należy także dać rządowi dostęp do kapitału, który może być wykorzystywany m.in. na interwencje? Mam tu na myśli przedłużenie umowy o elastyczną linię kredytową z MFW.

Linia kredytowa z MFW stała się ofiarą pewnych napięć na linii bank centralny–rząd, które nawarstwiały się od kilku miesięcy. Tymczasem nie powinna wzbudzać żadnych kontrowersji. Uważam, że dla bezpieczeństwa lepiej byłoby dostęp do tej linii zachować, mimo że to kosztuje. Mogłaby nam dawać poduszkę bezpieczeństwa przynajmniej do czasu, kiedy nie wyjaśni się sytuacja z zadłużeniem kilku krajów europejskich. Ale nie sądzę także, by stała się wielka katastrofa, gdyby Polska z niej zrezygnowała. Cały problem uważam za zbyt mocno rozdmuchany.

Rozmawiała Beata Tomaszkiewicz

Copyright by PAP

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

W kierunku cyfrowego dolara kanadyjskiego: Czy zostanie wprowadzony? W jaki sposób? Kiedy?

Kategoria: Trendy gospodarcze
W roku 1935 rząd federalny powierzył Bankowi Kanady scentralizowanie produkcji banknotów. Jednym z pierwszych zadań nowo utworzonego banku centralnego Kanady była emisja jednej waluty dla całego kraju oraz ostatecznie stopniowe wycofanie niezliczonych denominowanych w dolarach banknotów emitowanych przez różne banki i organy władzy różnego szczebla.
W kierunku cyfrowego dolara kanadyjskiego: Czy zostanie wprowadzony? W jaki sposób? Kiedy?

Turystyka rozkręca gospodarki i inflację

Kategoria: Oko na gospodarkę
Aż 4,5 biliona dolarów i 62 miliony miejsc pracy utracił w świecie w 2020 r. sektor podróży i turystyki. W 2021 r. straty były mniejsze. Tworząca aż 10 proc. globalnego PKB branża zaczyna już ponownie zarabiać. Świat po pandemii na nowo chce podróżować.
Turystyka rozkręca gospodarki i inflację