Autor: Hugh Edwards

niezależny ekonomista brytyjski

Grecja powinna dokonać wewnętrznej dewaluacji

Na najbliższym szczycie Unii Europejskiej najprawdopodobniej zapadnie decyzja o udzieleniu Grecji pomocy finansowej. Taka pożyczka nie przyniesie jednak pozytywnych skutków, jeśli nie będzie obwarowana ostrymi warunkami.

W tym tygodniu dochodowość greckich obligacji wzrosła do najwyższego poziomu od 10 lat. To wynik spekulacji, jak twierdzi premier Papandreou. Czy rzeczywiście rośnie ryzyko bankructwa Grecji?

Zanim odpowiem na to pytanie, chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz. Hiszpania, gdzie mieszkam, boryka się także z poważnymi problemami budżetowymi. Ostatnio premier Zapatero pojechał do Davos i powiedział: Hiszpania jest poważnym krajem i podejmie odpowiednie kroki, aby rozwiązać swoje problemy gospodarcze. Następnego dnia hiszpański minister gospodarki oświadczył, że Hiszpania podniesie wiek emerytalny z 65 do do 67 lat. Chociaż ta decyzja spowoduje wielkie niezadowolenie wśród wyborców partii socjalistycznej, jej podjęcie zajęło dwa dni. W Grecji ogromny deficyt budżetowy wyszedł na jaw w połowie października ubiegłego roku. Mamy koniec stycznia, a w Grecji nikt nie zgłosił propozycji podniesienia wieku emerytalnego, chociaż wszyscy wiedzą, że poważna reforma emerytalna jest nieodzowna. Widzi Pan różnicę podejścia?

Stąd brak zaufania do Grecji.

Jest zdecydowanie najmniej wiarygodnym krajem w Unii Europejskiej. To ciągnie się od czasu wejścia do strefy euro i pierwszego przekroczenia dopuszczalnego poziomu deficytu. Wtedy Grecja dostarczyła mnóstwo nie do końca precyzyjnych informacji o swojej gospodarce i zamiast zmniejszyć deficyt budżetowy, jeszcze go podniosła. Dzisiaj inwestorzy wyprzedają greckie obligacje, bo spodziewają się, że ich cena jeszcze spadnie. Myślę, że Grecja musi sobie odpowiedzieć na pytanie, jak doszło do absurdalnej sytuacji, że na rynkach finansowych warto obstawiać przeciwko niej.

Dlaczego do tego doszło, Pana zdaniem?

Grecja wysyła bardzo niejednoznaczne sygnały. W minionym tygodniu „Financial Times” doniósł, że greckie ministerstwo finansów kontaktowało się z Goldman Sachsem, który miał poszukiwać nabywców na greckie obligacje w Chinach. Minister Papaconstantinou oczywiście zaprzeczył. Należy jednak zwrócić uwagę na fakt, że nie zaprzeczył, że takich kontaktów nie było, tylko że nie doszło do transakcji z Chinami. Istotne jest nie to, że Grecy nie znaleźli nabywców na swoje obligacje w Chinach, tylko to, że próbowali ich tam znaleźć.

Dlaczego nie szukają ich bliżej, skoro w Europie Grecja mogłaby się sfinansować taniej?

No właśnie. Według mnie jedyny powód, żeby szukać pieniędzy w Chinach, to taki, że Grecja nie myśli zgodzić się na reformy gospodarcze, jakich zażąda Unia Europejska w zamian za pożyczkę. Nie wiemy, czy tak jest na pewno, ale takie właśnie wrażenie sprawiają Grecy.

Jean Claude Trichet mówi, że chce pomóc Grecji. To jest jasne, nikt nie chce, żeby Grecja ogłosiła niewypłacalność. Ale EBC nie będzie mógł pomóc Grecji, dopóki Grecja nie będzie chciała pomóc EBC. To jest proces dwukierunkowy. Grecja musi jasno oświadczyć, że zaakceptuje program naprawczy, o którym rozmawia z Brukselą. A Grecja tego nie zrobiła. Grecy powiedzieli tylko, że zaakceptują rozwiązania zmniejszające deficyt budżetowy.

Ale przecież chyba właśnie o to chodzi?

Problemy Grecji są znacznie poważniejsze niż deficyt budżetowy. Potrzebne są głębokie reformy strukturalne i reformy, które skorygują zaburzenia konkurencyjności w gospodarce. W Grecji szybko postępuje proces starzenia się społeczeństwa, co stawia pod znakiem zapytania zdolność państwa do pokrycia przyszłych zobowiązań emerytalnych i związanych z opieką zdrowotną. Według raportu Unii Europejskiej, który w tym tygodniu wyciekł do „Der Spiegla”, realny kurs walutowy w Grecji jest zawyżony o ok. 10 proc. Oznacza to, że Grecja musi obniżyć ceny lub podnieść produktywność o 10 proc., by stać się konkurencyjna. W przypadku Grecji trzeba skończyć dyskusję, ograniczającą się do polityki fiskalnej, i zacząć mówić o gospodarce jako całości. Nikt nie wątpi w to, że Grecja może na rok lub dwa zmniejszyć deficyt budżetowy poprzez jednorazowe rozwiązania – np. sprzedaż pewnych elementów majątku państwowego. Unia Europejska nie zadowoli się już jednak jednorazowymi rozwiązaniami. Potrzebne są reformy, które zwiększą konkurencyjność gospodarki.

W jaki sposób można osiągnąć ten cel?

Będąc w strefie euro, Grecja nie może zdewaluować swojej waluty. Może za to dokonać wewnętrznej dewaluacji – czyli obniżyć ceny i płace w gospodarce.

Dla greckiego społeczeństwa będą to bardzo bolesne ruchy.

Owszem, ale nieodzowne. Kiedy rozmawiam z hiszpańskimi politykami, którzy stoją przed wyzwania podobnymi jak w Grecji, przyznają mi, że mam rację. Gdyby jednak powiedzieli to wyborcom, nigdy nie zostaliby wybrani. W Grecji PASOK – obecnie rządząca partia, do władzy doszła, obiecując rozdawanie pieniędzy z budżetu. Teraz rząd Papandreou stoi przed koniecznością całkowitej zmiany programu i mocnego zaciśnięcia pasa. Musi przekonać do tego społeczeństwo. Dlatego uważam, że Bruksela powinna teraz odesłać Grecję do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który udziela pożyczek tylko pod warunkiem wprowadzenia drastycznych reform. Ktoś musi odegrać rolę złego policjanta, żeby Grecję zdyscyplinować. W takiej sytuacji Papandreou będzie mógł powiedzieć wyborcom: nie mam wyjścia i muszę zaakceptować żądania Brukseli, która jest mniej wymagająca niż MFW.

Czy zatem Unia Europejska udzieli pomocy finansowej Grecji?

Myślę, że tak. Jestem przekonany, że w Brukseli dyskutuje się teraz o preferencyjnej pożyczce dla Grecji.

Ale przywódcy głównych państw europejskich mówią: nie.

Nie należy się dziwić ich zaprzeczeniom. Decyzja w sprawie pożyczki zapadnie zapewne na szczycie UE w lutym. Jaki sens miałoby to spotkanie, gdyby jakieś deklaracje padły przed dyskusją, jaka tam się odbędzie?

Jaki wpływ na przyszłość Unii Europejskiej będzie miała decyzja o udzieleniu Grecji pożyczki? Czy nie zwiększy to ryzyka hazardu moralnego ze strony państw, które nie radzą sobie ze spełnieniem wymagań wynikających z traktatu z Maastricht?

Ryzyko hazardu moralnego wzrośnie jedynie wtedy, jeśli pożyczka zostanie udzielona Grecji bez odpowiednich warunków. Jeśli wymogi będą tak ostre, że greccy politycy będą musieli przeprowadzić konieczne reformy, moralny hazard nam nie grozi. Mówiąc zaś bardziej ogólnie o wpływie sytuacji w Grecji na rozwój Unii Europejskiej, myślę, że UE będzie podążała w kierunku budowania wspólnej struktury politycznej i coraz ściślejszego koordynowania polityki podatkowej.

Faktycznie mówi pan o stworzeniu jednego państwa?

Oczywiście. Przynajmniej w przypadku krajów strefy euro. W tej chwili mamy wspólną politykę pieniężną bez wspólnej polityki fiskalnej. Takim systemem nie da się zarządzać. Według mnie z każdym miesiącem i każdym rokiem idziemy i dalej będziemy szli w kierunku coraz ściślejszego uzgadniania i koordynowania polityki fiskalnej. Z całą pewnością kryzys zdecydowanie popchnął UE w kierunku państwa federacyjnego.

Rozmawiał Krzysztof Nędzyński

Hugh Edwards, Brytyjczyk, absolwent London School of Economics, w przeszłości związany z Uniwersytetem Barcelońskim, niezależny ekonomista i autor Greece Economy Watch – bloga poświęconego gospodarce Grecji.


Tagi