Pecunia non olet

Od dłuższego czasu nachodzi mnie pewna, nie dająca spokoju, myśl – po co nam gotówka?

Pieniądz w ciągu wieków swojej historii zmieniał swoją postać fizyczną. Pecunia – łacińska nazwa pieniądza pochodzi od pecus, czyli bydła, które stanowiło „twardą” walutę w czasach, gdy posiadana trzoda stanowiła o bogactwie, a złoto było używane do wytwarzania ozdób. Z biegiem czasu metal okazał się jednak wygodniejszy w użyciu. Łatwiej go było podzielić, przechować, przewieść. Stopniowo wyparł więc z użycia krowy i zboże w roli pieniądza. Kawałki srebra, miedzi i złota stopniowo przerodziły się w monety – nie trzeba ich było za każdym razem ważyć, poza tym łatwiej władcy mogli utrzymać kontrolę nad pieniądzem i zyskami, które wynikają z jego emisji. Metal jest jednak cięższy od papieru, mniej poręczny i trudniejszy w przewozie. Wraz z rozwojem banków pojawiły się więc banknoty (noty bankowe), a złoto i srebro zaczęło zalegać głęboko w sejfach. Przez jakiś czas próbowano jeszcze udawać, że pieniądz papierowy ma pokrycie w kruszcu zgromadzonym w skarbcach bankowych, ale wkrótce okazało się, że to nie ma żadnego praktycznego znaczenia. Znaczenia nabrał natomiast fakt, że pieniądz papierowy nadawał się idealnie do stosowania polityki pieniężnej przez władze państwowe. Można było sterować jego ilością w dowolny sposób, a nie być zależnym od kopalń metali szlachetnych, nad którymi sprawuje się kontrolę.

Nadszedł wiek XX i człowiek wymyślił komputer, który doprowadził do następnej rewolucyjnej zmiany w historii pieniądza – powstał pieniądz elektroniczny. Aby wykorzystać pieniądz jako środek wymiany nie musimy już posługiwać się banknotem, wystarczy zapis na koncie i narzędzie, które pozwoli sprawnie przeksięgować odpowiednią sumę z jednego konta na drugie. Jeszcze kilkanaście lat temu karty płatnicze były nowością, a systemy rozliczeniowe były na tyle kosztowne, że do drobnych transakcji lepiej było używać starszych form pieniądza. Obecnie nadchodzi era narzędzi dotykowych, które jeszcze bardziej uproszczą i przyśpieszą zawieranie transakcji, a gotówka tylko niepotrzebnie zacznie obciążać nasze kieszenie i torebki.

Obrót gotówkowy kosztuje gospodarkę wiele milionów złotych – druk pieniądza, transport, ochrona – w nadchodzących latach zupełne marnotrawstwo. Należy więc już mentalnie odzwyczajać się od brzęku monet i szelestu banknotów. Mimo wszystko nie będzie to łatwe. Będziemy musieli posługiwać się czymś, czego nie widzimy a jedynie uznajemy, że istnieje. Już pieniądz gotówkowy był pewnego rodzaju abstrakcją i powszechną „halucynacja” gdy traktowaliśmy kawałek zadrukowanego papieru jako rzecz wartościową godną wymiany na wiele użytkowych przedmiotów. Teraz musimy się zmierzyć z myślą, że gdzieś za naszymi plecami są instytucje, które gwarantują, że nasz podpis, kod lub odcisk palca wystarczy aby sprzedawca wydał nam towar. Jedynym dowodem, że posiadamy pieniądze będzie obraz stanu naszego konta, wyświetlony na ekranie komputera lub telefonu komórkowego.

Zmiana taka, to nie tylko problem przestawienia mentalnego ludzi, to także zmiana zasad prowadzenia polityki monetarnej przez banki centralne. Zniknie tzw. baza monetarna, przy wykorzystaniu której banki centralne kształtują podaż pieniądza. Zasilenie banków komercyjnych w pieniądz będzie mogło następować tylko w formie pieniądza elektronicznego. Jakże znacząco obniży to koszty całego procesu i jak łatwo będzie emitować nowy pieniądz. Przecież wystarczy dopisać odpowiednia kwotę na rachunku banku centralnego…

500 lat temu władca państwa, aby wyemitować nowe pieniądze musiał odkryć nowe pokłady srebra w kraju lub podbić ziemię, gdzie się go wydobywa. 100 lat temu należało zatrudnić drukarzy i wyprodukować dobrej jakości papier. Obecnie wystarczy komputer i klawiatura…

Paradoksalnie, to jednak teraz można lepiej sprawować kontrolę nad ilością pieniądza w obrocie. Raz wprowadzony tam pieniądz w formie elektronicznej nie niszczeje, nie jest odkładany w „materacu”, łatwo śledzić jego przepływ i tempo obiegu.

Żal tylko tego brzęku, szelestu i zapachu. Ale przecież pecunia non olet…


Tagi