Prof. Gomułka o operacji „Transformacja”

Na początku lutego nakładem Wydawnictwa Scholar do księgarń trafi książka pt. „Transformacja polska 1985-89”. Pierwszy tom czteroczęściowej monografii prof. Stanisława Gomułki, byłego doradcy strategicznego Leszka Balcerowicza. Znajdziemy tu zebrane przez Profesora dokumenty z lat 80. - wiele nieznanych, oraz rozmowy, które przeprowadził z nim prof. Tadeusz Kowalik.

Tysiącstronicowy tom to przede wszystkim zbiór niezwykle ciekawych dokumentów, dotyczących zarówno przełomu lat 70. i 80., jak i 1989 roku. Wiele z nich nigdy dotąd niepublikowanych. Nie ma tu typowych analiz ekonomicznych czy komentarzy Profesora, znajdziemy je w czterech obszernych rozmowach dwóch naukowców: Stanisława Gomułki i profesora Tadeusza Kowalika – ekonomisty i historyka myśli ekonomicznej, eksperta Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 80. – Celowo wybrałem formę wywiadów. Wręcz oczekiwałem krytycznych pytań dotyczących reform – mówi nam prof. Gomułka i zapowiada, że w kolejnych tomach, zamiast wątków biograficznych i rozmów, bedzie więcej analitycznych komentarzy i wyjaśnień.

W pierwszym tomie skupia się Gomułka na kilku zaledwie miesiącach działania rządu Mazowieckiego, uznał więc, że najważniejsze jest przedstawienie często nieznanych dotąd dokumentów z tego okresu.

Tom drugi, w przygotowaniu, obejmie lata 1990–1991. To w nim znajdą się m.in. relacje na temat reakcji państwowych przedsiębiorstw, niekiedy bardzo ostrych i dramatycznych, na reformę Balcerowicza.

Kolejny, trzeci tom będzie zawierać materiały z lat 1992–1997. 

I wreszcie czwarta, ostatnia część historii polskiej transformacji obejmie lata 1997–2009, a więc przeszłość znacznie mniej odległą. Właśnie dlatego prof. Gomułka, jak sam przyznaje, tak długo zwlekał z wydaniem swojej książki. Dokumenty, komentarze, czasem wyraźnie krytyczne, i relacje w niej zawarte dotyczą ludzi, którzy nadal pełnią publiczne funkcje.

Doradca strategiczny

Kiedy ponad 20 lat temu upadał komunizm, Polacy liczyli m.in. na to, że wreszcie zapełnią się sklepowe półki i skończą kolejki. Ekonomiści, którzy mieli doprowadzić do cudownej przemiany centralnie sterowanej gospodarki wiecznych niedoborów, bylejakości i biedy, do wolnorynkowego systemu dobrobytu, wiedzieli, że na początek potrzebują szybkiego sukcesu. Pełne półki miały przekonać Polaków, że warto będzie znosić wysokie koszty transformacji, które już wkrótce miały się pojawić – obniżenie realnych płac i poziomu życia, wzrost bezrobocia (1,1 miliona w pierwszym roku reform, 2 mln w drugim). Patent na taki sukces miał wtedy m.in. Stanisław Gomułka, polski emigrant, ekonomista, wykładowca London School of Economics, a wcześniej konsultant Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Był przekonany, wbrew modnej wówczas teorii niedoborów Jánosa Kornaia, że do szybkiej likwidacji tzw. braków wystarczy liberalizacja cen.

Dziś już niewielu pamięta o jego udziale w przygotowaniu planu transformacji polskiej gospodarki z przełomu lat 89/90. To prof. Leszkowi Balcerowiczowi, ministrowi finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, przypisuje się do dziś zarówno zasługi za sukcesy przeprowadzonych reform, jaki i obwinia za popełnione błędy. Tymczasem pozostający trochę w cieniu Balcerowicza, jeden z jego głównych doradców prof. Stanisław Gomułka odegrał w tamtych czasach nie mniejszą rolę.

O potrzebnych Polsce reformach myślał już w latach 80. Świadczy o tym choćby opublikowany w I tomie, zupełnie nowy dla polskiej opinii publicznej, raport Gomułki dla MFW z 1985 roku. Polska poprosiła wówczas, a był to okres stanu wojennego i delegalizacji „Solidarności”, o przyjęcie do MFW. Pod koniec 1984 roku odbyło się w tej sprawie spotkanie w Waszyngtonie, zresztą w Pentagonie. Gomułka brał w nim udział. Wspomina, że zadano wtedy uczestnikom spotkania jedno pytanie: co powinien zrobić rząd amerykański.

– Argumenty nasze, ekspertów, były podobne, a odpowiedź praktycznie ta sama: USA nie powinny blokować powrotu Polski do instytucji Bretton Woods. Sam uważałem, że prośba Polski jest wyrazem pewnego dystansowania się rządu Jaruzelskiego od Kremla. Z drugiej strony, mówiłem, USA nie powinny głosować za wnioskiem, bo to mogłoby być interpretowane w Polsce przez „Solidarność” jako forma pomocy dla reżimu generała Jaruzelskiego. Ponieważ oczekiwaliśmy poparcia wniosku Polski przez państwa europejskie, więc wstrzymanie się od głosu przez Amerykanów oznaczałoby decyzję pozytywną – wspomina w jednej z zamieszczonych w książce rozmów Gomułka.

Wśród setek dokumentów, w które zaopatrzono pierwszy tom „Transformacji polskiej”, można też znaleźć ślady mało dotychczas
znanego epizodu zaangażowania Gomułki w doradztwo rządowi Mieczysława Rakowskiego. Robił to na zaproszenie milionera George’a Sorosa, wspólnie z Jeffreyem Sachsem i Davidem Liptonem, którzy w połowie czerwca 1989 roku kilkakrotnie przyjeżdżali w tej sprawie do Polski.

 Prasa pisała wówczas, że prof. Jeffrey Sachs, ekonomista, wykładowca uniwersytetu Harvarda, jest autorem planu stabilizacyjnego dla Boliwii, dzięki któremu w ciągu lat 1985–1987 inflacja zmniejszyła się tam z kilkudziesięciu tysięcy do kilkunastu procent. Był też konsultantem prezydenta Argentyny Carlosa Menema. Gomułka podkreśla jednak, że jego poglądy różniły się od o wiele mniej radykalnych pomysłów Sachsa. Przypomina przy tym, że Sachs i Lipton napisali w czerwcu 1989 r. bardzo ostrożny „Program stabilizacji dla Polski”, w którym odradzali np. urynkowienie cen żywności. Później ich poglądy nieco się zradykalizowały i znalazły swój wyraz w Memorandum z 5 sierpnia. Gomułka wystąpił zresztą z Sachsem w Sali Kolumnowej Sejmu, zaraz po desygnowaniu Tadeusza Mazowieckiego na premiera, na zorganizowanej przez Bronisława Geremka debacie ekonomicznej.

– To było pierwsze poważne spotkanie z przedstawicielami „Solidarności” w parlamencie, którzy chcieli wiedzieć, co dalej, jeszcze zanim Balcerowicz został wicepremierem. Uważano wtedy, że program solidarnościowy z 1980 roku nie nadawał się już do przeprowadzenia reform – tłumaczy dziś Gomułka. Jednak zastrzega, że współpraca z tzw. grupą Sorosa nie wpłynęła na decyzję Balcerowicza, który niedługo później zatrudnił ekonomistę LSE jako swojego doradcę. Z Balcerowiczem znali się bowiem już od kilku lat.

– Balcerowicz pracował kilka miesięcy w Brighton, w Instytucie Daniela Singera ds. rozwoju gospodarczego na świecie, głównie rozwoju w krajach słabo rozwiniętych. Byli tam wcześniej też Jerzy Osiatyński i inni polscy ekonomiści. Stamtąd przyjechał do mnie do Londynu. Pokazałem mu m.in. swoje opracowanie o reformach w Polsce, przygotowane w 1985 roku na zamówienie MFW. Właśnie wtedy się z tym opracowaniem zapoznał. I to zapewne był rok 1986. Może rok później czy w tym samym roku przyjechałem do Polski. Wtedy na jego zaproszenie odbyłem spotkanie z grupą pracowników SGH, miałem wystąpienie seminaryjne dla tej grupy. Na dwa lata przed 1989 grupa ekonomistów skupionych wokół Leszka Balcerowicza miała już zarys potrzebnych Polsce reform – wspomina ten okres Gomułka w rozmowie z Kowalikiem z I tomu „Transformacji polskiej”.

Dziś prof. Gomułka przyznaje, że nawiązał wtedy „ideowy kontakt” z Balcerowiczem. Poglądy późniejszego ministra finansów w rządzie Mazowieckiego zmieniały się w stosunku do tych, które głosił jeszcze jako doradca „Solidarności” w 1981 roku. Według Gomułki ewoluowały w kierunku mocno liberalnym.

W 1989 roku, jeszcze przed powołaniem rządu Tadeusza Mazowieckiego, prof. Stanisław Gomułka był już w Polsce częstym gościem. Jak tłumaczył wówczas dziennikarzom, przyjeżdżał tu, bo uważał, że od powodzenia reform w Polsce bardzo wiele zależy także w Europie i na świecie. Miał też w rządzie wielu kolegów z czasów opozycji z lat 60.

Porównywał wówczas stan polskiej gospodarki do sytuacji chorego w trakcie operacji. Choć z początku wydaje się, że jego stan się pogarsza, pojawia się nadzieja na wyzdrowienie. Wiedział już, że nie mogło być mowy o zmianach kosmetycznych, półśrodkach na wzór węgierski, które strona rządowa proponowała jeszcze na początku lat 80., kiedy powstała „Solidarność”.

Gomułka był przekonany, że nowy polski rząd powinien narzucić sobie ambitny cel: liberalizacja cen, eliminacja większości subsydiów (stanowiły wtedy około 20 proc. PKB), liberalizacja handlu zagranicznego oraz zmniejszenie inflacji z około 20-30 proc. miesięcznie jesienią 1989 r. do mniej więcej 1-5 proc. miesięcznie pod koniec roku 1990 (akurat inflację udało się zdławić do poziomu poniżej 1 proc. dopiero po 10 latach).

Dlatego zanim został strategicznym doradcą Leszka Balcerowicza, Gomułka opublikował w sierpniu 1989 roku w lewicowym dzienniku „Guardian” artykuł, w którym przekonywał, że polska gospodarka potrzebuje wstrząsu. Tłumaczył, że aby Polska mogła spłacać zagraniczne długi (dług wynosił wówczas 37 mld USD, z czego około 8–9 mld USD Polska była winna prywatnym bankom), musi być konkurencyjna, trzeba więc zrezygnować z kontroli cen i subsydiów. Potrzebne jest opanowanie inflacji wywołane naciskiem na wzrost płac. Pisał, że polska gospodarka wymaga chirurgicznej operacji, która usunie przestarzałe i niewydajne gałęzie produkcji, na wzór tej, na którą zdecydowała się wcześniej premier Margaret Thatcher. Obawiał się tylko, czy rząd stworzony przez ludzi „Solidarności” będzie potrafił taki program przedstawić, bo jednym z jego efektów stanie się wysokie bezrobocie.

Niesłusznie. To właśnie ten artykuł z „Guardiana” uznano za początek jego pracy dla polskiego rządu. Na wniosek autora artykuł ten spolszczono i rozdano senatorom i posłom z Obywatelskiego Komitetu Parlamentarnego. A z dwóch terapii przygotowanych dla „polskiego pacjenta” wybrano tę szybszą i bardziej radykalną, za którą opowiadał się prof. Gomułka, ale i znacznie trudniejszą.

Reformy na służbie polityki

Polaryzacja poglądów dotycząca sposobu przejścia z systemu komunistycznego do socjalistycznego była po stronie solidarnościowej bardzo duża, i to zarówno wśród polityków jak i ekonomistów. Właśnie prześledzeniu tych różnic poświęcona jest najciekawsza część I tomu. Gomułka odnosi się m.in. do sporów, jakie toczyli ze sobą doradcy Balcerowicza na temat kosztów transformacji. – Na przykład Jeffrey Sachs był dużo bardziej optymistyczny niż ja w ich ocenie. Prognozował bezrobocie na poziomie zaledwie 16o tys. osób. Nie chciałem go wtedy krytykować, bo uznałem, że jego przesadny optymizm ma zachęcić do przeprowadzenia reform przywódców „S”. Zresztą Balcerowicz miał do niego podobny stosunek, większą wagę przywiązywał do ocen Liptona – wspomina Gomułka.

Pisze też o swoich wątpliwościach dotyczących decyzji ministra pracy Jacka Kuronia o gwałtownej indeksacji rent i emerytur, który przekonywał, że rząd nie może walczyć ze wszystkimi, w sytuacji kiedy tak szybko rośnie bezrobocie. Gomułka miał jednak rację. Skutkiem podjętych wówczas politycznych decyzji było powstanie niezwykle kosztownej armii emerytów i rencistów, liczącej obecnie 10 milionów osób, czyli dwa razy więcej niż w latach 80., z którą kolejne rządy borykają się do dziś.

Gomułka dzieli się również zastrzeżeniami co do niektórych politycznych posunięć rządu Mazowieckiego. Choć w pomieszczonym w książce liście do George’a Sorosa z lipca 1989 roku dopuszcza np. akceptację gen. Czesława Kiszczaka na prezydenta, by nie doszło do wybuchu ze strony aparatu komunistycznego, w późniejszych komentarzach już nie kryje, że po rozpadzie PZPR trzeba było jej przedstawicieli z rządu usuwać.

Wspomina także o swoich największych obawach z tamtego okresu. NBP miał pod koniec 1989 r. niewielkie rezerwy, około 1,6 mld USD, a gospodarstwa domowe na swoich kontach zgromadziły około 5 mld USD. Rząd bał się więc, że Polacy zażądają wypłaty swoich oszczędności. Sytuacja była dramatyczna. Między innymi dlatego, jak wspomina Gomułka, konieczne było utrzymanie wysokich stóp procentowych od walorów złotowych zachęcających gospodarstwa domowe do oszczędzania w złotych i niewymieniania ich na dolary. – Oczywiście liczyłem na to, że będą wymieniać dolary na złotówki, ale tak nie robili. Trzymali dolary i stracili. Pod koniec 1990 roku siła nabywcza 9,5 tysiąca zł za jednego dolara wynosiła jedną trzecią tego co na początku – wspomina Gomułka.

Były też niezwykle miłe niespodzianki. Bo nikt nie spodziewał się takiej skali polskiej przedsiębiorczości. – W 1989 r. nie było wcale jasne, kiedy pojawi się w Polsce nowy sektor prywatny. Spieraliśmy się na ten temat z Sachsem. Pojawienie się ok. 2 mln nowych firm przeszło nasze najśmielsze oczekiwania – mówi nam prof. Gomułka.

Z zawartych w książce listów i artykułów wynika, że profesorowi zdarzało się też skutecznie prorokować. Oto co w 1989 roku mówił w „Kurierze Polskim” o prywatyzacji: „Jestem za prywatyzacją, ale sensowną. W szczególności nie jestem zwolennikiem rozdawania majątku narodowego, czy też jego wyprzedaży po zaniżonej cenie. Jestem również przeciwny prywatyzacji nienaturalnej, sztucznej, jak np. przejmowanie zakładów przez grupy nomenklaturowe i spekulanckie, nawet jeśli w niektórych przypadkach prowadzi to do wzrostu efektywności. Uważam, że prywatyzacja na dużą skalę nie jest możliwa w ciągu najbliższych 2–3 lat. W moim przekonaniu ten cel można osiągnąć, ale w długim okresie, w ciągu 20–30 lat. Ci, którzy sądzą inaczej, ulegają złudzeniom”.

Profesor przyznaje się też do błędów i zaniechań. Jego zdaniem za zły pomysł można po latach uznać prywatyzację, zresztą z jego inicjatywy, przy pomocy Narodowych Funduszy Inwestycyjnych. – Początkowo myśleliśmy o bardziej masowej prywatyzacji. Skończyło się na ograniczonym programie. Ale z drugiej strony, był przecież silny opór ze strony przedsiębiorstw. Tam rządził nie minister, ale zarządy i rady nadzorcze, w których siedzieli przedstawiciele „Solidarności” – tłumaczy dziś Gomułka.

Żałuje, że do dziś nie przeprowadzono reprywatyzacji, choć przypomina, że była o tym mowa od początku powstania rządu. – Nikt nie miał pomysłu, jak ją skutecznie przeprowadzić.

– Jedno jest pewne: żeby próbować cały ten okres sprawiedliwie ocenić. potrzebny był tak długi dystans czasowy – podsumowuje profesor. Bo dopiero z takiej perspektywy wyraźniej widać na co odważyli się w 1989 roku jego rodacy.

Otwarta licencja


Artykuły powiązane

Wojna nie zatrzyma Fit for 55

Kategoria: Analizy
Rosyjska agresja przeciw Ukrainie może doprowadzić w UE do zwiększenia spalania węgla z uwagi na konieczność ograniczenia zużycia gazu. Jednak konieczność uniezależnienia się od surowców energetycznych ze Wschodu w średniej perspektywie może nawet przyspieszyć dekarbonizację gospodarki unijnej.
Wojna nie zatrzyma Fit for 55