Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Altruiści zyskują najwięcej

To do niego dzwonią z koncernu Google, kiedy „mają jakiś duży problem do rozwiązania”. Ma 31 lat i jest najmłodszym etatowym i najlepiej ocenianym przez studentów profesorem w Wharton School University of Pennsylvania. Właśnie wydał swoją pierwszą książkę „Give and Take: A revolutionary approach to success”.
Altruiści zyskują najwięcej

„Ta teoria może zmienić sposób, w jaki świat prowadzi biznes” – oświadczył Willie Geist, prowadzący Today’s Show w telewizji NBC, gdy zapowiadał materiał o Adamie Grancie i jego książce „Dawaj i bierz: rewolucyjne podejście do sukcesu”, która wdarła się na szczyty list biznesowych bestsellerów w USA. W 2011 r. magazyn „Fortune” umieścił Granta na liście 40 najlepszych na świecie profesorów biznesu przed czterdziestką, a w 2012 r. tygodnik „Businessweek” zaliczył Granta do najbardziej cenionych przez studentów wykładowców akademickich w USA.

31 marca 2013 r. „The New York Times Magazine” opublikował okładkowy artykuł na temat teorii Granta i o nim samym zatytułowany „Is Giving the Secret To Getting Ahead” („Czy dawanie to sekret sukcesu w życiu”). W artykule autorka opisuje, jak za Grantem podąża grupka studentów z pytaniami prawie na każdy temat, a on zawsze ma odpowiedź popartą badaniami naukowymi. Jest jak rabin, do którego wszyscy przychodzą z prośbą o radę, kiedy mają jakiś problem.

>>czytaj: Ekonomia wg przyszłego papieża Franciszka

Dawcy i biorcy

W książce Grant pisze, że są dwa skrajne typy osobowości: dający (ang. givers), czyli ci, którzy skupiają się na dawaniu innym nie oczekując natychmiastowego odwdzięczenia się i biorcy (ang. takers), czyli ci, którzy pilnują, by wziąć od innych zdecydowanie więcej, niż im sami dają. Większość z nas stara się zachować równowagę, czyli jeżeli daje innym coś, to oczekuje czegoś w zamian (ang. matchers). Z badań, na które powołuje się Grant, wynika, że ci co dają najwięcej są nadreprezentowani w grupie tych, którzy mało osiągają w życiu. Ale, co najciekawsze – również wśród tych, którzy osiągają najwięcej.

Profesor cytuje m.in. badanie przeprowadzone wśród sprzedawców. Wynika z niego, że ci najmniej efektywni mają o 25 proc. wyższe oceny od przeciętnych, jeżeli chodzi o to, w jakim stopniu pomocni są dla innych. Ale najlepsi sprzedawcy także należeli do tych, którzy zdecydowanie chętniej niż przeciętnie pomagali innym. I sprzedawali o 50 proc. więcej, niż wynosiła średnia.

Powstaje pytanie: czym różnią się dawcy, którzy osiągają sukces, od tych, którzy nie radzą sobie w życiu. Zadaniem Granta różnica polega na tym, że ci którzy dają najwięcej i mają największe osiągnięcia dbają również o własny interes. Wygląda więc na to, że kluczem do sukcesu jest szczodre dawanie wszystkim, z wyjątkiem biorców, którzy zwykle wykorzystują ludzi i doprowadzają do tego, że część dawców ląduje na dnie społecznej hierarchii.

>>czytaj też: Polska powinna pomagać innym

Paradoksalnie altruizm się opłaca, ponieważ większość ludzi (z wyjątkiem właśnie biorców) stara się odwdzięczyć za wyświadczone im przysługi, nawet gdy tego od nich nie wymaga się. Im więcej dajemy z siebie, tym więcej otrzymujemy. A w sumie dostajemy znacznie więcej, niż wówczas gdy domagamy się przysługi za przysługę. Bezinteresowna pomoc często bowiem budzi w ludziach potrzebę rewanżu, bez pilnowania czy korzyści z odwdzięczenia się nie przekraczają pożytków z pierwotnej przysługi.

Rewolucyjność teorii Granta polega na tym, że w szczególności w USA, silne jest przywiązanie do tego, by ściśle przestrzegać doprowadzenia bilansu przysług na zero (często słyszymy to nawet w amerykańskich filmach: „you owe me” (jesteś mi winien przysługę). Niektórzy nawet promują agresywne branie jako sposób na osiągnięcie sukcesu w biznesie. We wspomnianym wcześniej reportażu o Adamie Grancie w telewizji NBC, autorzy zwrócili uwagę, że skupienie się na dawaniu jest dokładną odwrotnością popularnego od lat 80. podejścia, które czarny charakter filmu „Wall Street”, specjalista giełdowy Gordon Gekko (grany przez Michaela Douglasa), określił jako „chciwość jest dobra”.

W życiu jak w nauce

W życiu Grant stosuje się do teorii, które głosi w swojej książce i daje z siebie innym więcej, niż ktokolwiek inny.

Jeden z jego studentów opowiadał, że napisał do Granta maila, by wyrazić mu swoje uznanie i zapytać, jak daje radę tak dużo publikować (jego dotychczasowe kilkuletnie osiągnięcia naukowe są porównywalne do dorobku całego życia innych akademików), jednocześnie robiąc tak wiele innych rzeczy. Dostał odpowiedź, że jak ma ochotę, to mogą na ten temat przez telefon podyskutować.

Wszystkim swoim studentom Grant daje numer prywatnego telefonu komórkowego. Pisze też około 100 rekomendacji rocznie i codziennie odpowiada na ok. 200 maili (ma zasadę, by wysyłać odpowiedź w ciągu maksymalnie 24 godzin od otrzymania listu). Dziennikarce z „The New York Times Magazine”, która pisała o nim tekst, Grant przesłał 41 maili z podziękowaniami, jakie otrzymał od różnych ludzi w ciągu jednego tylko tygodnia.

„Give and Take” pełne jest anegdot i ciekawych wyników badań naukowych. Grant uzasadnia nimi m.in. twierdzenie, że potrzeba dawania innym dużo z siebie jest zakorzeniona w naszej naturze, i tak naprawdę, to ona jest najlepszą motywacją do pracy.

Opisuje, jak w czasie studiów na Harvardzie podjął pracę akwizytora reklam dla serii książek podróżniczych „Let’s go”. Twierdzi, że zupełnie mu to nie wychodziło. Ale pewnego dnia spotkał studentkę, która powiedziała mu, że dzięki pieniądzom zarabianym w tej firmie jest w stanie opłacić sobie czesne za studia. Wówczas zdał sobie sprawę, że bez przychodów z reklam firma nie byłaby w stanie osiągać zysków, a zatem nie mogłaby dać pracy jego kolegom, którzy tak bardzo jej potrzebowali.

Jego motywacją do pracy stała się pomoc studentom i reprezentowanie ich interesów, stał się twardszym negocjatorem. Po zmianie nastawienia sprzedał najwięcej reklam w historii firmy, niecały rok później, miał wtedy 19 lat, mianowano go szefem sprzedaży reklam zarządzającym budżetem miliona dolarów.

Kiedy Grant miał 22-lata, i był doktorantem na Uniwersytecie w Michigan, postanowił wykorzystać swoje doświadczenia w uniwersyteckim call-center, zbierającym fundusze dla uczelni. Menadżer Howard Heevner był jednak sceptykiem. Wiele lat zarządzał różnymi call-center i wielokrotnie próbował zwiększyć efektywność i satysfakcję pracowników nagrodami, konkursami czy premiami.

Nie dawało to większych efektów. Grant miał inny pomysł. Ponieważ część pieniędzy zebranych od donatorów wydawano na stypendia dla studentów, zaprosił jednego z nich, by opowiedział jak stypendium zmieniło jego życie. I że to dzięki niemu mógł teraz pracować jako nauczyciel, w ramach programu „Teach for America”. W ciągu kolejnego miesiąca pracownicy spędzili 142 proc. więcej czasu na dzwonieniu i zebrali 171 proc. więcej pieniędzy.

Co ciekawe, Grant rozmawiał później z pracującymi w call-center i mało kto przypisywał lepszy wynik prezentacji wdzięcznego stypendysty. Twierdzili, że był to efekt większej praktyki, albo zwykłego farta. Grant powtórzył eksperyment pięć razy, by wyeliminować wpływ przypadkowych czynników i kiedy także za piątym razem odnotował podobny wzrost, mógł być pewnym, co go spowodowało.

Zdemaskować biorcę

Wyjątkowo ciekawy jest także rozdział o tym, jak rozpoznać biorców. Profesor przytacza życiorys człowieka, który urodził się w ubogiej rodzinie na farmie w stanie Missouri. Od najmłodszych lat pracował na roli by pomóc rodzinie. Dostał się na Uniwersytet Missouri, gdzie zdobył dyplom a potem doktorat z ekonomii.

Był oddany służbie publicznej. Odbył służbę wojskową w marynarce wojennej, został odznaczony. Zbudował własną firmę, którą kierował przez 15 lat. Kiedy odchodził z niej była warta 115 mld dol., zatrudniała ponad 20 tys. ludzi w czterdziestu krajach. Przez pięć kolejnych lat magazyn „Fortune” określał ją mianem „Najbardziej Innowacyjnej Firmy Ameryki” oraz jednym z dwudziestu pięciu najlepszych w kraju miejsc do pracy. Biznesmen pytany o sekret sukcesu odpowiadał, że „prawość” i podkreślał, że ma prywatny zestaw reguł, którego zawsze przestrzega. Oddawał 1 proc. zysków firmy organizacjom charytatywnym. Zwrócił tym uwagę byłego prezydenta George`a W. Busha, który mówił o nim, że to „dobry i hojny człowiek”.

Ten człowiek nazywał się Kenneth Lay i był głównym oskarżonym w skandalu związanym z bankructwem firmy Enron. Zdaniem Granta Lay był „biorcą” w przebraniu „dawcy”. Dawał tylko wtedy, kiedy mógł z tego odnieść korzyści. Na przykład odmówił pomocy Georgowi W. Bushowi, gdy ten brał udział w wyborach na gubernatora Teksasu, ponieważ uważał, iż nie ma on szans na wygraną. Gdy okazało się, że jest przeciwnie, szybko tej pomocy udzielił.

Zdaniem Granta w biznesie łatwo można rozpoznać biorcę. W rozmowach o osiągnięciach firmy znacznie częściej używa on słów „ja”, „moje” i „mnie” niż „my, „nasze” i „nam”. W raportach rocznych jego zdjęcia zajmują nieproporcjonalnie dużo miejsca (w książce są zabawne fotografie pokazujące, jak duże były zdjęcia Kennetha Laya w raportach Enronu). Dostają też nieproporcjonalnie wyższe pensje, niż inni zarządzający w firmie. Biorcy, paradoksalnie, robią najczęściej bardzo dobre pierwsze wrażenie, bo zależy im na tym, by manipulować ludźmi dla swoich korzyści.

O tym, że teoria propagowana przez Granta jest warta uwagi świadczy już początek książki. 27 różnych osób, głównie znanych autorów innych książek, biznesmenów i naukowców poleca czytelnikom „Give and Take” i przyznaje jej najwyższe noty. Oczywiście można powiedzieć, że to standardowa grzeczność wyświadczana przez znajomych, ale takiej liczby pozytywnych recenzji nie widziałem jeszcze w żadnej książce.

OF

Otwarta licencja


Tagi