(infografika Dariusz Gąszczyk/CC BY-NC-SA by World Economic Forum, CC BY-NC by NASA HQ PHOTO)
Dla Amerykanów, mocno przywiązanych do wolności i bardzo nie lubiących federalnego rządu, nic nie powoduje takiej awersji, jak mnożenie biurokracji. Amerykanie zwykli czerpać poczucie dumy z tego, że biznes i innowacyjność kwitły przy minimum regulacji, dając gospodarce amerykańskiej przewagę nad resztą świata.
Dziś amerykańscy podatnicy muszą płacić rekordowe kwoty za nowe federalne przepisy: rocznie przynajmniej 73 miliardy dolarów (to koszty administracyjne tworzenia i wdrażania nowych przepisów). To ponad trzykrotnie więcej niż analogiczne koszty nowych regulacji z czasów George’a W. Busha (22 miliardy dol. rocznie). Wielkości te pochodzą od agencji oceniających nowe przepisy, nie uwzględniają jednak wszystkich kosztów albowiem proces oceny nowych przepisów jest głęboko niedoskonały.
Problem ze skwantyfikowaniem rządowych regulacji zaczyna się od tego, że są ich trzy rodzaje:
• ustawy wraz z przepisami przyjmowane przez ustawodawców (Kongres i Senat),
• przepisy wydawane przez federalne agencje rządowe (ministerstwa na przykład),
• przepisy wydawane na poziomie federalnym, przez agencje federalne, ale nie rządowe (na przykład Komisja Papierów Wartościowych). Zacząć więc trzeba od tego ile ich powstaje?
2185 przepisów w 2013
Czyli blisko 6 przepisów dziennie, lub 8,5 biorąc pod uwagę tylko dni robocze.
Federal Register, czyli biuletyn rządu USA publikujący w szczegółach nowe przepisy i regulacje liczył w ubiegłym roku rekordowo 78 tysięcy stron, przez które nie sposób się przedrzeć bez ugrzęźnięcia.
Przepisy rejestrują i grupują dwie rządowe agencje — Government Accountability Office i Office of Management and Budget. Pierwsza, GAO, jest dokładniejsza, bo uwzględnia regulacje nie tylko agend rządowych, ale i niezależnych, ale również federalnych, jak na przykład Komisji Papierów Wartościowych. Domeną OMB są tylko przepisy rządu.
Według danych GAO, w tzw. prezydenckim roku 2013 (liczony od daty inauguracji prezydentury, a więc zawsze od 21 stycznia do 20 stycznia roku następnego) agencje federalne wprowadziły 2 tysiące 185 nowych przepisów i regulacji.
Dla jaśniejszego obrazu eksperci biorą zazwyczaj pod uwagę jedynie tzw. duże przepisy (major regulation). Zgodnie z definicją ustawy Congressional Review Act z 1996 roku są to takie przepisy i regulacje, których wpływ na gospodarkę albo jest większy niż 100 milionów dolarów rocznie, albo one podnoszą drastycznie koszty i ceny dla konsumentów, przemysłu, państwa, lokalnych władz czy geograficznych regionów, albo zmieniają drastycznie warunki konkurencyjności, zatrudnienia, inwestycji, produkcji czy innowacyjności amerykańskich firm operujących na rynkach krajowym i zagranicznych.
Tego rodzaju „dużych” przepisów rządy prezydenta Obamy wprowadziły przez ostatnie pięć lat 157 (przy 62 takich regulacjach wydanych przez rząd George’a Busha w identycznym czasie pierwszych pięciu lat rządów). Większość to przepisy nakazowe, zwiększające obciążenia dla prywatnego sektora; tylko 15 z całej liczby 157 zmniejsza obciążenia. Do końca prezydentury Obamy zostały 3 lata i rząd zapowiedział już kolejne 125 „dużych” regulacji. W sumie zatem, na koniec dwóch kadencji Baracka Obamy, amerykańska biurokracja ma szansę, iż będzie rozdęta o 282 nowe, duże, czyli zmieniające gospodarkę przepisy.
Za dużo do policzenia
Jaki może być ich koszt? Szacunki kosztów mają obowiązek przedstawić autorzy przepisów. Audytorem jest Biuro Informacji i Spraw Regulacyjnych (Office of Information and Regulatory Affairs, OIRA). Teoretycznie. Praktycznie bowiem nie wszystkie przepisy opatrzone są analizą zysków i kosztów. Jest ich bowiem taki gąszcz, że
• większości nie analizuje się w ogóle ponieważ są „za małe”,
• z dużych nie wszystkie podlegają rygorowi przejścia analizy kosztów i zysków,
• tych analizowanych jest na tyle dużo, że agencja akceptująca analizy nie nadąża z pracą,
• wreszcie nie ma szczegółowych przepisów jak przeprowadzać tego rodzaju analizy (są jedynie przepisy ogólne), pozostają więc one często niekompletne.
OIRA audytuje jedynie duże przepisy ale wobec ich mnogości biuro jest niewydolne: zatrudnia 50 osób, agencje, które sprawdza natomiast — 282 tysięcy pracowników. Ta proporcja, 1:5600, powoduje iż regulacje oczekują co najmniej 90 dni na zaopiniowanie, co jest niezgodne z przepisami dotyczącymi opiniowania.
Drugi problem to kryteria — wobec różnorodności przepisów, brakuje norm i jednolitych wymogów, OIRA musi zatem często przyjmować „dobrodziejstwo inwentarza”, co powoduje bałagan. Na przykład jak wskazują ekonomiści z Heritage Foundation, która monitoruje amerykańską red tape (rozdęta, czasochłonna biurokracja) i publikuje doroczne raporty na ten temat, w ubiegłym roku agencje wydające regulacje nie przedstawiły analizy kosztów 7 z 26 dużych regulacji, a w 9 przypadkach (na 19 zbadanych) analizy nie zawierały kluczowych elementów. Na przykład ministerstwo energii przedstawiło iż roczny koszt administracyjnej pracy dotyczącej wdrożenia regulacji o bezpieczeństwie cybernetycznym będzie wynosił 56 mln dol., ale nie uwzględniło w szacunku kosztów materiałów i sprzętu koniecznych aby regulacja była przestrzegana (np. nowych oprogramowani).
Wreszcie trzeci problem – koszty, których nie ma jak skwantyfikować — jeśli bank z powodu nadmiaru regulacji przestaje uważać biznes za swój priorytet, traci i bank, i biznes, i indywidualny konsument, u którego i bank i biznes będą szukać rekompensaty za straty spowodowane spowolnieniem, jakie powodują nowe przepisy.
Przepisy zjadają biznes
Choć zazwyczaj najwięcej przepisów wydaje Agencja Ochrony Środowiska (w czasie pierwszej kadencji Obamy wydała 21 dużych regulacji o rocznym koszcie 37,8 miliarda dolarów) większość nowych przepisów jest jednak konsekwencją dwóch ustaw: Ustawy o Ochronie Pacjenta i Przystępnej Opiece powszechnie zwanej Obamacare, i Ustawy o Reformie Wall Street i Ochronie Konsumenta, zwanej ustawą Dodda-Franka. Obie przyjęte były przez Kongres jako ramy wielkich reform, zostawiając szczegóły do opracowania ekspertom. Szczegóły mnożą bezpośrednie i pośrednie koszty jak na przykład hamowanie biznesu.
W ramach tego co można skwantyfikować, w minionym roku najbardziej kosztowne były przepisy Obamacare, wydane łącznie przez federalny Urząd Podatkowy oraz ministerstwa Pracy i Zdrowia i Opieki Społecznej. Wymagają na przykład aby ubezpieczyciele dostarczali ubezpieczonym ten sam poziom usług w zakresie zdrowia psychicznego i leczenia nadużyć i uzależnień (odwyków), jaki dostarczają w zakresie innych usług medycznych. Koszt tego wymogu oszacowano na 1 miliard dolarów rocznie, a jest to tylko jeden z wielu w szeroko krytykowanym pakiecie Obamacare.
Ambicją ustawy Dodda-Franka jest okiełznanie rynku finansowego w USA.
Nowe przepisy mają m.in. podnieść bezpieczeństwo – i konsumenta, i samych rynków finansowych m.in. poprzez wyższe rygory kapitałowe dla banków i całe multum drobiazgowych wymagań, jak na przykład nowe przepisy Biura Finansowej Ochrony Konsumenta (Consumer Financial Protection Bureau) o udzielaniu kredytów mieszkaniowych.
Przepisy te dotykają przede wszystkim regionalną i lokalną bankowość i już spowodowały drastyczne zmiany — według według Wayna Abernathy’ego, wiceprezydenta Amerykańskiego Stowarzyszenia Banków, około 75 procent pracy w małych bankach obecnie to dopełnianie wymogów Dodda-Franka, oraz przygotowywanie dokumentacji kredytów (indywidualna dokumentacja refinansowania liczy obecnie blisko 300 stron a regulacje federalne przynoszące ulgi dla refinansujących spowodowały boom na refinansowanie). Tradycyjnie małe banki obsługiwały głównie mały biznes, dla którego powstawały. Obecnie biznes pozostaje na co najmniej 3 jeśli nie dalszym miejscu na liście priorytetów banków.
Skwantyfikowanie kosztów takich zmian wychodzi poza zadania OIRA a ponieważ nie sposób przewidzieć nawet w najlepszej analizie wszystkich kosztów, niezależni eksperci mówią, iż mogą one sięgać nawet setek miliardów.
Zdaniem autorów przepisów podnoszą one bezpieczeństwo konsumentów — od rynków finansowych, przez ubezpieczenia zdrowotne do produkcji żywności i ochrony środowiska naturalnego. Ich rosnąca mnogość odpowiada także coraz bardziej złożonej rzeczywistości zglobalizowanego świata. Z drugiej strony jednak wśród sześciu kluczowych dokumentów na stronie biura OIRA trzy mają tytuły, które mogłyby się spodobać Cyrylowi Northcote Parkinsonowi, którego imieniem nazwano prawo mówiące iż biurokracja jest samonapędzającym się, stale rosnącym i proporcjonalnie coraz mniej skutecznym molochem, a instrumentem tej aberracji są przepisy mnożone przez urzędników. W randze prezydenckiego dekretu są trzy: Executive Order numer 12866 jest o poprawie planowania i koordynacji federalnych przepisów, numer 13563 — o poprawie systemu oceny przepisów i 13609 — o promocji międzynarodowej współpracy w dziedzinie przepisów.
OF