Autor: Anna Wielopolska

Korespondentka Obserwatora Finansowego w USA.

Amerykańska gospodarka rozwija się lepiej, niż się wydaje

Ważne dla całej dla gospodarki wyniki produkcji wskazują, że Ameryka wprawdzie powoli, ale wychodzi z kryzysu. Produkcja rośnie stale od trzech lat, choć dysponenci kapitału inwestycyjnego pozostają w pokryzysowym szoku i nie wydają pieniędzy.
Amerykańska gospodarka rozwija się lepiej, niż się wydaje

W statystykach produkcji USA nie uwzględnia się Apple czy Nike, bo nie mają w tym kraju fabryk. (CC By Yutaka Tsutano)

W II kwartale 2014 r. wartość produkcji w Stanach Zjednoczonych wzrosła o 6,9 proc. To najwyższy wzrost od czterech lat, czyli od II kwartału 2010 r., kiedy wzrost osiągnął 11,6 proc. Również indeks Instytutu Zarządzania Dostawami – ISM Manufacturing Index –opracowany na podstawie sondażu koncentrującego się na zatrudnieniu, inwentarzu, nowych zamówieniach i dostawach wśród ponad 300 producentów wzrósł do 59, czyli najwyższego poziomu od marca 2011, a w sierpniu i wrześniu utrzymywał się na poziomie 57,9. To potwierdza najwyższe od 4 lat tempo wzrostu.

Są dwa zasadnicze powody, dla których produkcja idzie w górę: reshoring (czyli powrót do osadzania jej na rodzimym rynku) i prognoza, że USA już niebawem będą niezależne energetycznie.

Powstają nowe fabryki. W lipcu znalazło to odbicie w wyższych o 1,8 proc. wydatkach na budownictwo przemysłowe. Rosną też wydatki na wyposażenie przemysłowe, co także pokazuje ISM Index – w tej klasie zamówień wyniósł w lipcu 66,7, czyli najwięcej od kwietnia 2004 r. Te wskaźniki korespondują ze stopą wzrostu gospodarki USA w II kwartale 2014 r. – 4,2 proc. w ujęciu zaannualizowanym.

Szczupli i efektywni

Najważniejsze we wzroście produkcji jest to, iż od trzech lat jest stały i zapewnia miejsca pracy. W tym okresie w sektorze produkcyjnym przybyło ich ponad 554 tys. Dziś amerykańscy producenci zatrudniają bezpośrednio 12 mln osób (9 proc. siły roboczej USA, czyli jedno na sześć miejsc pracy w USA to praca w produkcji). Pośrednio sektor ten zapewnia miejsca pracy następnym 5,4 mln osób, czyli ponad 7,2 proc. pracujących.

Amerykańscy producenci w 2012 roku dołożyli do narodowej gospodarki 1,87 bln dol., czyli około 12 proc. PKB. W 2013 roku nawet więcej – 2,08 bln dol. (12,5 proc. PKB). To pozornie niewielki udział przy około 20 proc., które wnosi sektor finansowy. Jak jednak wskazywał w swoim artykule na łamach ObserwatorFinansowy.pl Bohdan Wyżnikiewicz, produkcja wciąż ma poczesne miejsce nawet w tak postindutrialnej strukturze PKB jak amerykańska, co wynika z wydajności i nowoczesności tejże produkcji.

Wydajność w USA jest najwyższa na świecie i od dwóch lat na najwyższym poziomie w historii. 2,08 bln dol. wkładu do PKB oznacza, że każdy dolar wydany w produkcji przyniósł gospodarce 1,32 dol. Jak oblicza Biuro Pracy i Statystyki (dzieląc produkcyjną wartość dodaną przez liczbę godzin spędzonych przy tej produkcji) w II kwartale 2014 r. wydajność osiągnęła poziom 106,01 pkt indeksowych. W latach 1950–2014 średnia wynosiła 60,61 pkt (z najniższym wskaźnikiem 27,55 pkt w I kwartale 1950 r. i najwyższym w IV kwartale 2013 r. – 106,57 pkt.). Inną miarą: w II kwartale 2014 r. wydajność podniosła się o 3,3 proc., bowiem wielkość produkcji wzrosła o 6,9 proc., a liczba godzin o 3,5 proc. W produkcji dóbr trwałych wzrost wyniósł 3,4 proc., a nietrwałych 4,7 proc. Jednocześnie koszt jednostkowy robocizny w produkcji zmniejszył się o 1,6 proc., choć jest wyższy o 0,8 proc. w porównaniu do analogicznego okresu 2013 r.

Takie wyniki są efektem ostatnich trudnych lat, kiedy każdy musiał ciąć koszty, aby przetrwać. W ten sposób amerykańscy producenci stali się szczupli i efektywni. Lepsza wydajność pozwala im obecnie na podwyżki płac, lecz również – co jest bardziej widoczne – na zwiększanie nakładów na rozwój. To producenci w USA opłacają 2/3 całego prywatnego sektora badań i rozwoju i wprowadzają więcej innowacji niż jakakolwiek inna dziedzina gospodarki. To wskazuje, że w rozwoju polegają na samych sobie – banki, firmy i fundusze inwestycyjne wciąż nie mogą otrząsnąć się z szoku kryzysu i pozostają bardzo konserwatywne. Ich wydatki na inwestycje kapitałowe są rekordowo niskie. W ostatnich latach dokładanie netto do aktywów kapitałowych w USA było ujemne, podczas gdy w latach 1947–2008 średnia wynosiła 3,3 proc. PKB (aktywa kapitałowe rosną, kiedy pojawiają się nowe inwestycje netto, co wymaga, aby nakłady inwestycyjne brutto były wyższe niż konsumpcja kapitału).

Wracają do domu

Do wzrostu produkcji USA, zwłaszcza w minionych dwóch latach, dokłada się także reshoring. To między innymi powód wzrostu wydatków na budownictwo i wyposażenie przemysłowe. Jeszcze nie wszyscy ekonomiści są przekonani, że skala zjawiska jest znacząca, ale według danych podatkowych wartość offshoringu spadła pomiędzy rokiem 2003 i 2013 o ponad 70 proc., podczas gdy liczba „powracających” miejsc pracy wzrosła o 1500 proc. Według organizacji Reshoring Initiative w 2013 około 150 firm przywróciło miejsca pracy w USA.

Dlaczego wracają? Koszty produkcji na świecie są coraz wyższe, a w USA – dzięki boomowi na ropę i gaz łupkowy – spadają. Jednocześnie troska o wysoką jakość wymaga bezpośredniej kontroli produkcji, co jest możliwe na miejscu, w USA, a najdalej w sąsiednim Meksyku. Jednocześnie nie ma tu problemów z ochroną własności intelektualnej, jak w innych rejonach świata.

Wracają także dlatego, że są zmęczeni nieefektywnością łańcucha dostaw poza USA. Dostawa surowców np. w Azji może trwać kilka tygodni, a nawet miesięcy, z powodu przerw w pracy, strajków czy obfitych opadów deszczu. Amerykańscy dostawcy reagują w ciągu godzin, bowiem wszyscy mają tu świadomość, że na rynku trwają jedynie najlepsi z najlepszych. Nieterminowość jest wykluczona.

Jakie sektory produkcji rozwijają się najszybciej? Mozna to oceniać nie tylko wg danych statystycznych, lecz również po zapotrzebowaniu firm na pracowników ze znajomością sektora energetycznego, zwłaszcza wydobywczego i przetwórczego ropy naftowej i gazu ziemnego, zaawansowanych materiałów (jak metastabilne struktury, płynne kryształy, pół- i superprzewodniki, lasery, sensory, materiały optyczne, magnetyczne, emitujące światło, folie, koloidy i inteligentne, czyli stopy z pamięcią kształtu), zróżnicowanej produkcji i nowoczesnej produkcji żywności.

Przemysł narzeka, że nie znajduje specjalistów. Według Stowarzyszenia Zarządzania Zasobami Ludzkimi 67 proc. zatrudniających obecnie firm nie może znaleźć odpowiednich kandydatów. (>>czytaj o tym, jakie będą kompetencje przyszłości) Niektórzy reagują na konieczność wypełnienia luki. Gubernator stanu Pensylwania zainicjował program dofinansowywania nauki w dziedzinach potrzebnych miejscowemu przemysłowi. Inicjatywa nazywa się Skill Up, jest prowadzona wspólnie z najlepszą w tym stanie wyższą szkołą technologii i jak dotąd dofinansowała ponad 1,2 tys. studentów, którzy uczą się m.in., że przemiana martenzytyczna jest konieczna do osteosyntezy, czyli na przykład skręcania złamanych kości, a także jak przeprowadzić hartowanie stali, aby uzyskać tenże martenzyt.

Apple i Nike to nie producenci

Warto pamiętać, że w statystykach produkcji USA nie uwzględnia się kojarzonych jako amerykańskie produktów, jak te firmy Apple czy Nike. Obaj wytwórcy nie są w obecnej klasyfikacji producentami, bowiem nie posiadają fabryk. Większość takich wytwórczych firm znajduje się w klasie hurtowników, zarządzania firmą albo komputerowego programowania czy inżynierii, czyli kategoriach pozostających w ramach usług przemysłowych, a nie produkcji (>>czytaj więcej o reindustrializacji).

Dwie główne amerykańskie agencje statystyczne Office of Management and Budget i North American Industry Classification System złożyły propozycję zmiany definicji i klasyfikacji produkcji i usług, które m.in. zakwalifikowałyby takich wytwórców jako producentów. Propozycja jest dalszym ciągiem zmian statystycznych standardów produkcji i handlu ISIC4, SNA 2008 i BPM6 i obejmuje także przesunięcie dużej części „towarów importowanych” do rubryki „usługi importowane”. Zmiany, które miałyby wejść w życie od 2017 roku, nie tylko podniosłyby oszałamiająco wielkość amerykańskiej produkcji, lecz również zmniejszyłyby deficyt USA w handlu towarami (bez zmiany wielkości całego deficytu handlowego USA).

Dlatego właśnie krytycy tej propozycji oskarżają ją o to, że zmiany ukrywałyby prawdziwy problem, czyli utratę od 1997 roku 5,5 mln miejsc pracy, w znacznej mierze z powodu wzrostu deficytu USA w handlu towarami z Chinami, Bangladeszem, Wietnamem i innymi lokalizacjami amerykańskich inwestycji offshorowych. Manipulacja statystyczna pozwoli według nich na zaniechanie koniecznych zmian w polityce federalnej wobec producentów i w handlu zagranicznego.

Problematyczne regulacje

Ewentualne zmiany w standardach statystycznych i wzrost wydajności nie powinny maskować problemów. Komentując trzyletnią prognozę swojej firmy dla amerykańskich producentów, szef globalnego KPMG John Veihmeyer wskazał, że najważniejsza będzie konieczność przekształcenia firmy nie tylko z powodu agresywnie wchodzących na amerykański rynek nowych technologii, ale także z powodu nadchodzących nowych regulacji. Antony Davies z Centrum Mercatus przy George Mason University dowiódł ostatnio, że regulacje krępują wzrost produkcji i wydajności.

W latach 1997–2010 produkcja w najmniej regulowanych dziedzinach rosła prawie dwukrotnie szybciej niż w tych z mnogością regulacji (w sektorach nieregulowanych o 63 proc. na osobę albo 64 proc. na godzinę, a jednostkowy koszt robocizny spadł o 4 proc., zaś w regulowanych odpowiednio 33 proc. i 34 proc., a jednostkowy koszt robocizny wzrósł o 20 proc.). Jak Davies to zbadał? Przy pomocy oprogramowania badającego gęstość regulacji poprzez analizę tekstów tychże regulacji i wychwytywanie słów i zwrotów „musi”, „nie może”, „zabronione”, „wymagane” i shall (jako determinacja instruktażowa regulatora).

OF

W statystykach produkcji USA nie uwzględnia się Apple czy Nike, bo nie mają w tym kraju fabryk. (CC By Yutaka Tsutano)

Otwarta licencja


Tagi