Autor: Adam Gwiazda

ekonomista i politolog, prof. zwyczajny

Amerykańska ropa z łupków ustabilizuje światowy rynek surowca

Stany Zjednoczone posiadają jedne z największych na świecie złóż ropy naftowej w skałach łupkowych. Zwiększenie wydobycia z tych źródeł może przyczynić się do stabilizacji światowego rynku ropy i uniezależnienia od kartelu OPEC. Zależy na tym nie tylko USA.
Amerykańska ropa z łupków ustabilizuje światowy rynek surowca

W ostatnich kilku latach zmniejsza się stopniowo znaczenie krajów OPEC i Rosji, jako największych producentów i eksporterów ropy naftowej. Zwiększa się natomiast udział w światowym rynku ropy i gazu ziemnego krajów niezrzeszonych w tym quasi-kartelu. Szczególne zainteresowanie budzi dziejący się stopniowo od 2012 r. powrót Stanów Zjednoczonych na czołową pozycję w gronie największych na świecie producentów ropy naftowej i gazu ziemnego. Stało się to możliwe dzięki uruchomieniu w tym kraju wydobycia obu tych surowców ze źródeł nie- konwencjonalnych, czyli ze skał łupkowych. Ropa z łupków jest tańsza, czystsza i łatwiejsza do przerobienia niż ropa o wysokiej zawartości siarki z Arabii Saudyjskiej, Iranu czy Wenezueli.

Prawdopodobnie największe na świecie, dotychczas słabo rozpoznane, zasoby ropy w skałach łupkowych znajdują się w Rosji. W przeciwieństwie jednak do Rosji, Stany Zjednoczone dysponują odpowiednią technologią do eksploatacji tych zasobów (niepowodującej ogromnych szkód w środowisku naturalnym).

Inną przyczyną braku zainteresowania Rosji eksploatacją skał łupkowych jest dostępność sporych jeszcze konwencjonalnych zasobów ropy naftowej, których eksploatacja jest tańsza i umożliwia firmom wydobywczym realizację sporych zysków. A to ma znaczenie, bo ok. 40 proc. dochodów budżetowych Federacji Rosyjskiej pochodzi z podatków i różnych opłat uzyskiwanych od sektora naftowo-gazowego.

Co innego motywuje do eksploatacji ropy z łupków firmy amerykańskie, które w ogromnej większości nie mają już dostępu do tańszych w eksploatacji konwencjonalnych zasobów ropy w swoim kraju. Od początku obecnej dekady Stany Zjednoczone dążą do uzyskania samowystarczalności w zakresie zaopatrzenia w ropę naftową i gaz ziemny i w dalszej perspektywie dołączenia do grona największych eksporterów tych nośników energii. Amerykanie są bowiem największym na świecie użytkownikiem tego paliwa i aby uniezależnić się od importu ropy muszą zwiększać jej wydobycie u siebie.

Okazało się jednak, że przy światowej cenie ok. 30 dol. za baryłkę ropy jej wydobycie z trudniejszych złóż jest ekonomicznie nieopłacalne. Przykładowo, pokłady ropy i gazu ziemnego w eksploatowanych na początku obecnej dekady skałach łupkowych w Dakocie Północnej znajdują się na głębokości około 3 km. W trakcie hydraulicznego szczelinowania tych pokładów nie dochodzi wprawdzie do skażenia gleby, ale skażenie środowiska ma miejsce zarówno przed szczelinowaniem jak i po nim, zwłaszcza podczas przewozu i składowania ogromnych ilości odpadów chemicznych.

Według obliczeń Anthony’ego Ingraffa z Uniwersytetu Cornella, eksploatacja jednego szybu naftowego przy zastosowaniu hydroszczelinowania w Dakocie Północnej wymaga 20 mln litrów wody, 235 ton piasku i 1,2 mln litrów dodatków chemicznych – w celu zwiększenia lepkości wody. Po wpompowaniu pod wysokim ciśnieniem tego koktajlu (tzw. slick water) na powierzchnię, wraz z ropą naftową wypływa płynny odpad, który składa się m.in. z węglowodorów, promieniotwórczych metali ciężkich i solnych warstw wodonośnych. W 2013 roku Stany Zjednoczone codziennie wytwarzały aż 2,5 mld baryłek tego odpadku nazywanego potocznie solanką. Tylko niewielka część tej solanki była następnie wykorzystywana do szczelinowania skały, a resztę składowano w różnych miejscach, z których często następują wycieki. To z kolei wywołuje coraz większe protesty mieszkańców tych terenów, na których składowane są te odpady.

Amerykanie stale doskonalą technologię wydobywania ropy naftowej i gazu ziemnego ze skał łupkowych oraz metody względnie bezpiecznego składowania i utylizacji odpadów. Do tego potrzebne są jednak coraz większe kapitały, podobnie, jak i do zwiększenia wydobycia ropy naftowej z łupków. Te ostatnie trudno było uzyskać w okresie taniej ropy naftowej od banków i innych instytucji finansowych. Dlatego od 2015 roku do wiosny tego roku prawie połowa z 1200 amerykańskich firm zajmujących się eksploatacją ropy i gazu ziemnego ze skał łupkowych zbankrutowała.

Majowa podwyżka cen ropy naftowej aż do 80 dol. za baryłkę (najwyższy wzrost od 2014 roku) i w następnych miesiącach do 75-70 dolarów za baryłkę rozbudziła w USA nadzieję na kolejny boom w sektorze łupkowym. Wydobycie ropy naftowej w tym kraju z łupków jest opłacalne przy cenie 60 dolarów za baryłkę. Zdają sobie z tego sprawę kraje OPEC i Rosja, które 22 czerwca postanowiły znieść obowiązujące od ponad 16 miesięcy limity i zwiększyć wydobycie o 1 mln baryłek ropy dziennie. Porozumienie to tylko na krótko obniżyło ceny na świecie – na początku lipca osiągnęły one poziom sprzed tego porozumienia (74 dol. za baryłkę ropy Arabian Light i 77 dol. za baryłkę Brent).

Kuriozalna może wydawać się presja wywierana przez prezydenta Donalda Trumpa na Arabię Saudyjską, który domagał się od króla Abd-al-Aziza Salmana zwiększenia wydobycia o 2 mln baryłek ropy naftowej dziennie ze względu na „zakłócenia” w Wenezueli i Iranie. Saudowie jako jedyni na świecie, posiadają możliwości zwiększenia wydobycia ropy o około 1,9 mln baryłek dziennie. Trumpowi chodziło zaś o przyhamowanie podwyżek cen tego paliwa na rynku amerykańskim – z dwóch powodów. Po pierwsze, w sytuacji zbliżających się wyborów uzupełniających do Kongresu wysokie ceny mogłyby zmniejszyć liczbę zwolenników prezydenta i Republikanów. Po drugie, w sytuacji, gdy Fed podnosi stopy procentowe, wyższe ceny ropy mogą doprowadzić do szybkich podwyżek wielu towarów i usług, co mogłoby spowodować znaczne pogorszenie koniunktury przed kolejnymi wyborami prezydenckimi.

Donald Trump chce jednocześnie zyskać na czasie, bo firmy amerykańskie potrzebują go, by uruchomić wiele zamkniętych w minionych latach szybów eksploatujących ropę z łupków.

Trudno jest zrozumieć nie tylko politykę naftową prezydenta Donalda Trumpa, który sam przecież sprokurował obecną sytuację na światowym rynku ropy, wycofując się z porozumienia nuklearnego z Iranem. W wyniku nałożenia na ten kraj przez USA sankcji ekonomicznych ze światowego rynku może zniknąć 1,5 mln baryłek ropy naftowej dziennie. A może być jeszcze gorzej, jeśli w odwecie za zablokowanie przez Waszyngton eksportu irańskiej ropy władze w Teheranie uniemożliwią eksport surowca z sąsiednich krajów w Zatoce Perskiej. Wystarczy, że zablokują cieśninę Ormuz. Prezydent Iranu Hassan Rowhani wcale nie ukrywa, że o tym wie.

Od wielu lat Arabia Saudyjska rywalizuje z Iranem o wpływy w regionie Zatoki Perskiej i całego Bliskiego Wschodu. Władze w Waszyngtonie liczą więc na to, że w zamian za poparcie, jakiego od dawna udzielają Arabii Saudyjskiej kraj ten znacznie zwiększy wydobycie ropy, co pomoże w obniżeniu cen surowca. Mogą się niestety przeliczyć, gdyż w interesie rządu w Rijadzie, który realizuje szereg bardzo kosztownych projektów inwestycyjnych (budowę mega miasta i w najbliższej perspektywie także elektrowni atomowej), jest na rękę uzyskiwanie większych dochodów z eksportu droższej ropy naftowej.

Arabii Saudyjskiej i pozostałym krajom OPEC, a także Rosji i innym eksporterom netto ropy odpowiadają obecne ceny. A te trudno byłoby utrzymać, gdyby Saudyjczycy zwiększyli produkcję i eksport o 2 mln baryłek dziennie. Można więc założyć, że władze w Rijadzie nie ulegną presji ze strony prezydenta Trumpa.

Nie ma też co liczyć na wzrost eksportu ropy przez Wenezuelę, mimo że 30 czerwca Chiny udzieliły 250 mln dol. pożyczki na zwiększenie wydobycia ropy państwowemu koncernowi PDVSA.

Popyt na ropę naftową na świecie wzrasta z roku na rok o około 3-4 mln baryłek dziennie.

Popyt na ropę naftową na świecie wzrasta z roku na rok o około 3-4 mln baryłek dziennie i obecnie wynosi ponad 99 mln baryłek dziennie. Stwarza to dobre perspektywy dla producentów i eksporterów ropy naftowej, w tym także dla takich krajów, jak USA, które posiadają duże zasoby tego surowca w skałach łupkowych. Najbardziej więc realistycznym rozwiązaniem dla USA byłoby przyśpieszenie rozwoju sektora wydobycia ropy naftowej ze skał łupkowych i jak najszybsze uniezależnienie się tego kraju od importu tego surowca z krajów OPEC, a w dalszej perspektywie dołączenie do grona eksporterów netto tego paliwa. Stany Zjednoczone powinny więc wykorzystać obecną sytuację na światowym rynku i utrzymywanie się na nim umiarkowanie wysokich, lecz nie przekraczających 100 dol. za baryłkę cen dla intensyfikacji wydobycia tego surowca ze skał łupkowych. Przyczyniłoby się to również do zniwelowania zakłóceń w światowej podaży ropy naftowej i związanych z nimi szoków cenowych.

Ponadto, osiągnięcie samowystarczalności w zakresie zaopatrzenia w ropę naftową i w dalszej perspektywie statusu eksportera netto tego surowca dałoby Stanom Zjednoczonym możliwość prowadzenia bardziej stanowczej polityki zagranicznej, chociaż oby nie tak nieprzewidywalnej, jaką prowadzi administracja prezydenta Donalda Trumpa. Priorytetem przestałoby być wspieranie – kosztem pogorszenia relacji z innymi państwami – Bliskiego Wschodu, bo priorytetowe nie byłoby już zapewnienie dostaw ropy z niestabilnego politycznie regionu.

Firmy amerykańskie zaciągnęły w minionych kilku latach ogromne kredyty w wysokości 265 mld dol. na sfinansowanie eksploatacji zasobów ropy naftowej ze skał łupkowych. Połowa z nich bankrutowała, gdy cena baryłki spadła z prawie 135 dol. w 2014 roku do 32 dolarów w styczniu 2016 roku. Obecny poziom cen, który może nie utrzymać się zbyt długo, daje sporą szansę „starym” i „nowym” firmom amerykańskim w tym sektorze na podjęcie eksploatacji ropy ze skał łupkowych i znaczne zwiększenie jej wydobycia do ponad 12 mln baryłek ropy dziennie. Dla porównania w 2008 roku USA wydobywały tylko 4 mln baryłek ropy, a w połowie 2018 roku 10,1 mln baryłek dziennie.

Według danych Energy Information Administration (EIA) w ubiegłym roku wydobywano 4,67 mln baryłek ropy z łupków, co stanowiło 50 procent całkowitego wydobycia w USA. W tym roku wydobycie ropy z łupków już zwiększyło się do 6,95 mln baryłek dziennie, tj. o 25 procent w porównaniu z analogicznym okresem w 2017 roku. Wzrost wydobycia ropy z łupków nastąpił we wszystkich siedmiu złożach, chociaż najwięcej (80 tys. baryłek dziennie) wydobywa się ze złoża Permiańskiego (the Permian Basin) w Teksasie i Nowym Meksyku.

Zwiększenie wydobycia ropy naftowej stało się możliwe także dzięki opracowaniu i wdrożeniu bardziej efektywnej techniki wydobycia ze skał łupkowych, zwanej wierceniem multipadowym. Polega ona na tym, że z jednego punktu na powierzchni, tak zwanego padu, wychodzi dziesiątek szybów, które równolegle szczelinują skałę na długość kilku kilometrów. Metoda ta umożliwia znaczne zwiększenie skali wydobycia, a korzyści z większej skali przekładają się także na niższe koszty wydobycia. Zdaniem niektórych ekspertów amerykańskich już w 2020 roku rentowność wydobywania ropy naftowej ze skał łupkowych w USA będzie zapewniona nie tylko przy cenie 60 dolarów za baryłkę, jak obecnie, lecz już przy znacznie niższej cenie. Większy napływ ropy z tego źródła może już za 2-3 lata przyczynić się do spadku cen i stabilizacji światowego rynku naftowego.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Stany Zjednoczone walczą o obniżenie globalnych cen ropy naftowej

Kategoria: Analizy
Administracja prezydenta J. Bidena zaproponowała największy w historii plan uwolnienia około 180 mln baryłek ropy naftowej z posiadanych rezerw strategicznych. Dla silniejszego spadku cen ropy pomocne byłoby podobne przedsięwzięcie ze strony innych krajów.
Stany Zjednoczone walczą o obniżenie globalnych cen ropy naftowej

Co z tą ropą?

Kategoria: Analizy
Po ataku Rosji na Ukrainę cena ropy naftowej przebiła barierę 100 dolarów za baryłkę po raz pierwszy od 2014 r. Obecny wzrost cen powodują przede wszystkim czynniki podażowe.
Co z tą ropą?