Autor: Ignacy Morawski

Ekonomista, założyciel serwisu SpotData.

Anatomia udawanych zmian

Premier Włoch, Mario Monti, musi walczyć z wizerunkiem makijażysty – człowieka, który tylko udaje, że coś zmienia. Jego walka ma znaczenie dla całej Europy, bo od sukcesu reform zależy wypłacalność Włoch i przyszłość strefy euro. Ostatni program wielkich cięć wydatków, to dobry ruch, ale wciąż nie wiadomo, czy będzie czymś więcej niż kolejnym makijażem.
Anatomia udawanych zmian

Mario Monti, premier Włoch. (CC BY-NC-ND European Parliament)

Włoski pisarz Giuseppe di Lampedusa w słynnej powieści „Lampart“ przedstawił świat chylącej się ku schyłkowi włoskiej arystokracji drugiej połowy XIX wieku. Powieść Lampedusy znalazła tak silne miejsce we włoskiej kulturze, że jej tytułu – Gattopardo – zaczęto używać jako niezależnego słowa, opisującego udawaną przemianę, próbę przejścia do nowego w taki sposób, aby utrzymać wszystko co stare.  Słowo „gattopardesco“ (lamparci)  oznacza zmianę bez zmian, reformę bez reform, nowość z pełnym bagażem tego, co stare.

Tito Boeri, włoski ekonomista, tak właśnie określił niedawno reformy premiera Mario Montiego, z którym wiązano wielkie nadzieje. Wielu wpływowych włoskich ekspertów wypowiada się w podobny sposób. Kryzys zadłużenia miał zmusić Włochy do głębokiej ewolucji systemu gospodarczego, a tymczasem podejmowane zmiany są dość powierzchowne. Monti miał być rycerzem, który odsunął od władzy złego Sylvio Berlusconiego i dał ludziom nową nadzieję, ale okazał się być jeźdźcem bez lancy. Rynki finansowe to widzą, dlatego rentowność włoskich obligacji wciąż jest bardzo wysoka.

Dopiero ostatni miesiąc przyniósł serię ustaw i projektów ustaw, które mają pchnąć Włochy na nową ścieżkę. Ale czy to wystarczy? Będzie to bardzo trudne.

(opr. DG/ CC BY-NC by Draig)

(opr. DG/ CC BY-NC by Draig)

Do przodu zbyt powoli

Pierwszy piątek lipca mocno poruszył włoską sceną polityczno-społeczno-gospodarczą. Tego dnia rząd Montiego ogłosił plan cięć wydatków na kwotę 25 miliardów euro (ok. 1,5 proc. PKB) w latach 2012-2014. Nawet bardziej niż skala cięć, debatujących poruszyły konkretne cele. Obniżone ma zostać zatrudnienie w administracji publicznej, zlikwidowane zostaną niektóre struktury samorządu terytorialnego i sądownictwa, zmniejszone wydatki na służbę zdrowia. To tylko niektóre propozycje, a wszyskie uderzają w interesy wpływowych lobby politycznych i zawodowych.

Włochy z wydatkami publicznymi mają duży problem. Sięgają one 49 proc. PKB, czyli należą do wyższych w Europie, ale co gorsze – są bardzo mało efektywne. Na przykład wydatki na sądownictwo kosztują przeciętnego Włocha 67 euro podatków rocznie, wobec 46 euro we Francji czy 22 w Wielkiej Brytanii, ale średnia długość roztrzygania sporu sądowego to … niemal cztery lata. Uprawianie biznesu we Włoszech wymaga więcej kształcenia w szkole przetrwania niż w normalnej szkole.

Opinie o projekcie reformy fiskalnej są umiarkowanie pozytywne, choć widać w nich dużą dozę ostrożności. Wspominany Tito Boeri twierdzi, że za mało jest w tym planie szczegółów oraz brak analizy konsekwencji cięć. Znani profesorowie Uniwersystetu Bocconi i Harvardu Francesco Giavazzi i Alberto Alesina również wskazują, że kierunek jest dobry, ale plan jest zbyt mało odważny i może nie wystarczyć, żeby istotnie obniżyć obciążenie podatkowe firm i pracowników. Prezydent związku pracodawców Giorgio Squinzi uważa, że projekt to tylko pierwszy krok i zdecydowanie brakuje mu rozwiązań zwiększających efektywność wydatków. Kluczowym problemem może być jednak nie sam kształt reformy fiskalnej, ale determinacja do przepchnięcia jej przez parlament. Większość komentatorów przyznaje, że będzie to bardzo trudne, ze względu na opór różnych wpływowych lobby.

– Teraz nadeszła chwila prawdy. Kiedy rząd próbuje ograniczyć wydatki publiczne, kraj się buntuje. I rzeczywiście, związki zawodowe już zapowiedziały, że we wrześniu może dojść do strajku generalnego – pisze Angelo Panebianco, komentator „Corriere della Sera“.

Los reformy fiskalnej jest zatem bardzo niepewny. A niepewność tę wzmagają losy innych reform, którze przeprowadza rząd Montiego. Są one dośc płytkie, czego najlepszym przykładem jest reforma rynku pracy, należąca do najważniejszych celów Montiego. Włochy zmagają się bowiem z trzema poważnymi problemami, które mocno ograniczają potencjał tamtejszych pracowników i tym samym wzrost PKB. Po pierwsze, zbyt wiele osób pozostaje zupełnie poza rynkiem pracy. Dotyczy to osób młodych i starych, tych poniżej 26 roku życia i powyżej 55 roku życia. Po drugie, firmy mają zbyt mało swobody w regulowaniu warunków zatrudnienia, co utrudnia im dostosowanie płac i liczby zatrudnionych do warunków gospodarczych i w efekcie ogranicza popyt na pracę. Najważniejszą formą regulowania stosunku zatrudnienia są wciąż negocjacje między związkami zawodowymi i organizacjami pracodawców na poziomie krajowym. Po trzecie, potężne obciążenia fiskalne utrudniają życie i firmom i pracownikom.

Pod koniec czerwca włoski parlament przyjął reformę rynku pracy, będącą efektem gorączkowych i wielomiesięcznych negocjacji na linii rząd, związki zawodowe, organizacje pracodawców, partie polityczne. I niestety trudno mieć nadzieję, że trafi ona w sedno problemów. Nieznacznie zwiększona została elastyczność firm w zwalnianiu pracowników, utrudnione zostało nadużywanie kontraktów śmieciowych, duży nacisk położono na staże i edukację pracowników. Ale czy to może odmienić włoski rynek pracy? Tito Boeri, największy włoski znawca tych kwestii, twierdzi, że odpowiedź jest negatywna.

Inną ważną reformą Montiego miał być pakiet zmian pobudzających wzrost gospodarczy, pod nazwą „dekretu wzrostowego“ („Il Decreto Sviluppo“). Został on przyjęty w czerwcu i dotyczy bardzo wielu dziedzin – od kwestii budownictwa i zwiększenia nakładów na inwestycje publiczne, zwolnień podatkowych dla firm, zmian w sądownictwie, po prywatyzację i cięcie niektórych wydatków administracyjnych. Paolo Manasse z Uniwersytetu Bolońskiego twierdzi, że ten dekret to „okruchy“.  Jest krokiem w dobrym kierunku, ale zdecydowanie zbyt małym, aby mógł pchnąć włoską gospodarkę na nowe tory. Tych „okruchów“ za rządów Montiego jest bardzo dużo – wszystkie zbyt małe, żeby coś zmienić.

W obronie Montiego

Problem Włoch jest w pewnym sensie symboliczny dla wyzwania, przed jakim stoi cała południowa Europa: jak ruszyć wzrost gospodarczy z miejsca? Wspomniany już Paolo Manasse pokazał, że dwa czynniki najlepiej tłumaczą nieufność rynków wobec krajów strefy euro: wzrost PKB i bezrobocie. Remedia podawane przez ekspertów są wszędzie dość podobne: liberalizacja rynków pracy i usług, zmniejszenie biurokracji, cięcie wydatków socjalnych. Niewiele osób zadaje jednak pytanie: dlaczego tak trudno jest te reformy przeprowadzić, skoro mają przynieść tak dobre rezultaty?

Pierwszą barierę stanowią wpływowe grupy interesu, które przy użyciu dość brutalnych metod – jak strajki, blokady itd. – walczą o swoje przywileje. Poważniejsza może być jednak druga bariera – brak wiary w zdolność reform do szybkiego wyprowadzenia kraju z kryzysu. Łatwo jest formułować ogólne opinie dotyczące pożądanych reform, jednak brak jest przekonujących dowodów, jakie konkretnie zmiany są konieczne do przyspieszenia wzrostu PKB. Można zupełnie zliberalizować rynek pracy, zderegulować gospodarkę, ograniczyć wydatki publiczne, pytanie tylko: czy to jest konieczne, czy nieunikniony bunt wyborców zostanie na pewno zgaszony przez przyspieszający wzrost gospodarczy?

Niektórzy marzą o kimś na miarę Margharet Tatcher. Ale słuchając kakofonii głosów proreformatorskich można wpaść w schizofrenię. Przecież kraj powszechnie uważany za najsilniejszy strukturalnie w Europie – czyli Niemcy – ma wysoki poziom wydatków publicznych, rozbudowany system opieki społecznej i przeregulowany sektor usługowy. Findlandia, Holandia i Austria – kraje o najniższym bezrobociu w Europie – mają wyższy poziom wydatków publicznych niż Włochy. To kto ma być w końcu modelem: Tatcher czy Merkel? A jeżeli Tatcher, to dlaczego tak dobrze radzą sobie kraje nie pasujące do tego modelu?

Wydaje się, że wiara w szybkość i sprawność mechanizmu reformy-wzrost jest nieco naiwna. Bardzo wiele badań (m.in. Barego Eichengreena, Daniego Rodrik itd.) pokazywało, że dość łatwo znaleźć receptę na wzrost gospodarczy, kiedy wychodzi się z biedy, ale trudniej, kiedy przechodzi się z jednego pułapu zamożności na kolejny. Tatcher? Pamiętajmy, że Wielka Brytania za jej czasów skorzystała z przyspieszenia globalnego wzrostu po załamaniu lat 70., a także miała do wykorzystania pół-elastyczny kurs funta. Obecnie kraje strefy euro mają sztywne kursy walut (przynajmniej wobec innych krajów euro), nie kontrolują swojej polityki pieniężnej i działają w warunkach globalnego spowolnienia wzrostu.

Wszystko to nie oznacza oczywiście, że Monti nie mógł zrobić więcej, że Włosi nie powinni domagać się więcej. Jeżeli jednak z perfekcyjnymi reformami nie radzi sobie najbardziej zagorzały euroentuzjasta Włoch i dobry ekonomista, to może jest to sygnał, że wobec wielkiego słowa reformy formułuje się w Europie zbyt wielkie oczekiwania.

Ignacy Morawski

Mario Monti, premier Włoch. (CC BY-NC-ND European Parliament)
(opr. DG/ CC BY-NC by Draig)
monti Wzrost-PKB-Włoch-i-trend

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają

Kategoria: Analizy
Jesteśmy sceptyczni wobec płacenia podatków a jednocześnie oczekujemy dużego zaangażowania państwa w sprawy socjalne i gospodarkę – i nie widzimy w tym sprzeczności.
Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają

Krótkoterminowe trudności, długoterminowe szanse

Kategoria: Trendy gospodarcze
Napływ imigrantów z Ukrainy w czasie obecnej wojny krótkoterminowo powoduje trudności, natomiast w długim terminie jest szansą na uzupełnienie polskiego rynku pracy - mówi Obserwatorowi Finansowemu Beata Javorcik, Główna Ekonomistka EBOR.
Krótkoterminowe trudności, długoterminowe szanse