Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Atomowy biznes w odwrocie

Po wybuchach w elektrowni atomowej w Fukushimie gwałtownie wzrosły w Europie obawy przed „nowym Czarnobylem”. Zdaniem komisarza UE ds. energetyki Guenthera Oettingera cała Europa powinna na nowo zastanowić się, jak zapewnić swoje bezpieczeństwo energetyczne bez atomu. Ta sytuacja oznacza, że Polsce będzie jeszcze trudniej zbudować pierwszą siłownię atomową, która ma powstać do 2020 r.
Atomowy biznes w odwrocie

(CC BY ThaRemix)

Na wieści z Japonii najsilniej zareagowano w Niemczech. Zaraz po tym jak we wtorek Niemczech rząd federalny zdecydował o wyłączeniu na trzy miesiące 7 elektrowni atomowych zbudowanych przed 1980 r., władze regionalne poinformowały, że dwie z nich zostaną wyłączone na stałe. Premier Brandeburgii Matthias Platzek zaapelował jednocześnie do Polski, by na nowo przemyślała plany budowy elektrowni jądrowej. Zareagowały również władze Szwajcarii, które nakazały wstrzymanie budowy nowych reaktorów.

– Mimo że tysiące ludzi zaginęło lub zginęło, całe dzielnice mieszkalne leżą w ruinach, a pożary ropy i gazu wymykają się spod kontroli, media relacjonujące sytuację w Japonii uznały, że centrum katastrofy stanowią kłopoty dwóch reaktorów nuklearnych – pisał we wtorkowym wydaniu „Wall Street Journal” William Tucker, ekspert propagujący zastosowanie technologii jądrowych w energetyce. O ile jednak Tucker może pozwolić sobie na używanie chłodnych argumentów, to europejscy politycy nie mogą ignorować nastrojów społecznych.

Według najnowszych sondaży ponad połowa Niemców opowiada się za jak najszybszych wyłączeniu wszystkich 17 reaktorów jądrowych. Pomysł opozycyjnej SPD, by na razie wyłączyć siedem najstarszych popiera prawie 75 proc. Niemców, a wśród nich również kanclerz Angela Merkel, która we wtorek podjęła właśnie taką decyzję. Tym samym pod wpływem opinii publicznej rząd w Berlinie wycofuje się stopniowo z przyjętego na jesieni kompromisu w sprawie energetyki jądrowej.

Przewidywał on m.in., że najstarsze elektrownie będą mogły funkcjonować jeszcze osiem lat, a te zbudowane po 1980 r. czternaście. Co prawda za trzy miesiące ma zapaść ostateczna decyzja w tej sprawie, ale ze względu na nastroje społeczne jest bardzo wątpliwe, by rządzący politycy przywrócili rozwiązania z 2010 r. Jeszcze w marcu w Niemczech odbywają się cztery bardzo ważne wybory regionalne, w tym 27 marca w najbogatszym landzie Niemiec, czyli Badenii-Wirtembergii.

Premier tego kraju związkowego Stephan Mappus ogłosił już, że jedna z elektrowni koncernu EnBW zlokalizowana w tym regionie na trwałe zostanie unieruchomiona. Jest to o tyle zaskakująca deklaracja, że krótko wcześniej szefowa jego partii (Angela Merkel) mówiła jedynie o przejściowym wyłączeniu najstarszych niemieckich siłowni jądrowych, a sam Mappus uchodził za jednego z najbardziej zagorzałych zwolenników energii atomowej. Obawa o wynik wyborów za półtora tygodnia skłoniła go jednak do radykalnych działań. Również rząd krajowy w Bawarii ogłosił, że jedna z regionalnych elektrowni jądrowych przestanie pracować już na zawsze. W wywiadzie dla radia Deutschlandfunk pochodzący z Niemiec komisarz UE ds. energii Guenther Oettinger (też z CDU) przyznał nawet, że uważa za możliwe, iż do końca roku żadna niemiecka elektrownia atomowa nie będzie czynna.

Od paru dni politycy w Europie prześcigają się w deklaracjach i zapowiedziach dotyczących energetyki jądrowej. W Berlinie było to już widać w poniedziałek, kiedy szef MSZ Guido Westerwelle z liberalnej FDP jeszcze przed decyzją rządu zwołał konferencję prasową, byle tylko uprzedzić oświadczenie kanclerz Angeli Merkel w sprawie atomówek. W Brukseli austriacki minister środowiska Nikolaus Berlakovich wezwał, by na wzór stress-testów w sektorze bankowym poddać kontroli wszystkie działające w UE elektrownie atomowe i sprawdzić ich odporność na trzęsienia ziemi oraz niezawodność systemów chłodzenia.

W Szwajcarii „do czasu ponownego dokładnego sprawdzenia standardów bezpieczeństwa oraz ewentualnego ich wdrożenia” rząd nakazał wstrzymanie prac nad budową trzech nowych reaktorów jądrowych. Na czwartek w niemieckim Bundestagu zaplanowano już debatę o bezpieczeństwie energetycznym. Podobną aktywność polityków widać również w USA. Niezależny senator Joe Lieberman oraz demokratyczny członek Izby Reprezentantów Ed Markey zaapelowali o wprowadzenie moratorium na nowe przedsięwzięcia w dziedzinie energetyki jądrowej, które wspierała administracja Baracka Obamy (według pierwszych reakcji  Białego Domu na razie nie mowy o zmianie strategii nuklearnej rządu).

Według danych Międzynarodowej Agencji Energetyki na świecie działają dziś 442 elektrownie atomowe, a 65 kolejnych znajduje się w budowie. Tylko w zeszłym roku zaczęto budować 14 nowych reaktorów, m.in. w Chinach, Rosji, Indiach i Japonii (w 2005 r. rozpoczęto tylko trzy takie inwestycje). Niektórzy z ekspertów mówili nawet o „nuklearnym renesansie”, ponieważ ze względu na rosnące potrzeby energetyczne i konieczność redukcji emisji CO2 kolejne kraje ogłaszały plany rozwoju energetyki jądrowej. W tym gronie znalazła się nie tylko Polska, ale i Stanu Zjednoczone, które od czasu awarii reaktora Three Mile Island w 1979 r. nie zbudowały żadnej nowej siłowni.

Po katastrofie w Fukushimie znacznie trudniej znaleźć polityków, którzy nadal publicznie deklarują przywiązanie do atomu. Wśród tych wyjątków znajduje się prezydent Chile Sebastian Pinera, który mimo trzęsień ziemi regularnie nawiedzających jego kraj, już po katastrofie w Japonii mówił w telewizyjnym wywiadzie, że nowoczesne technologie jądrowe są bezpieczne i Chile nie może z nich zrezygnować. W Niemczech tylko politycy średniego szczebla związani ze środowiskami gospodarczymi przestrzegają przed pochopnymi decyzjami.

Z nieco innych powodów podobne głosy słychać we Francji. Francja to kraj, który aż 80 proc. swojej energii elektrycznej pozyskuje z elektrowni atomowych i której koncerny Électricité de France (EdF) i Areva eksportują technologie jądrowe do Południowej Afryki, Indii, Chin i Arabii Saudyjskiej. EdF ma też nadzieję na budowę elektrowni w Polsce. Przedstawiciele tych koncernów przekonują, że ich technologie są najbardziej zaawansowane na świecie i znacznie bardziej bezpieczne niż te, które są używane w Japonii i zupełnie inne niż te stosowane w Czarnobylu. Ich zapewnienia wsparli teraz publicznie minister środowiska Nathalie Kosciusko-Morizet i jeden z głównych doradców prezydenta Sarkozy’ego Henri Guaino.

Czy to jednak wystarczy i czy podobnie jak ekipa Angeli Merkel nie zmienią oni zdania? Francuski europoseł z Partii Zielonych Daniel Cohn-Bendit, legenda studenckiej rewolty z 1968 r., już zapowiedział, że wraz z wyborami prezydenckimi w maju 2012 roku będzie chciał zorganizować we Francji referendum w sprawie elektrowni atomowych. Może to się mu udać, jeśli jego postulaty poprą socjaliści, którzy do tej pory w imię obrony pracowników elektrowni jądrowych bronili interesów całej branży atomowej. Gdyby powstał taki wielki lewicowy obóz przeciw atomowi, to w czasie kampanii wyborczej Nicolas Sarkozy miałby poważne trudności, by skutecznie obronić własny urząd i branżą jądrową.

Niechęć opinii publicznej i coraz większy sceptycyzm wśród elit politycznych to nie jedyne kłopoty koncernów produkujących energię atomową. Do tej pory należały one do ulubieńców rynków finansowych, ponieważ inwestycje w ten sektor były uznawane za bezpieczny i intratny biznes. Według ekspertów reaktor jądrowy działający w Niemczech przynosił dziennie milion euro zysku, a wartość na przykład niemieckiego koncernu E.on aż w jednej trzeciej zależała od produkcji prądu w elektrowniach atomowych. Po katastrofie w Japonii i bardzo prawdopodobnych ograniczeniach działalności, które narzucą władze publiczne, może się to trwale zmienić. Dlatego notowania firm działających w energetyce jądrowej spadły na giełdzie we Frankfurcie nad Menem znacznie bardziej niż indeks DAX.

– Ponieważ Niemcy jako wielki kraj członkowski UE na nowo zastanawiają się nad przyszłością energetyki atomowej, może to mieć konsekwencje dla całej Unii – mówił cytowany już komisarz Oettinger. Regionalni politycy w Niemczech mówią jeszcze prostszym językiem i swoje oczekiwania adresują m.in. wprost do Polski. Premier sąsiadującej z Polską Brandenburgii Matthias Platzek publicznie wyraził nadzieję, że Polska zrezygnuje teraz z planów budowy elektrowni atomowej. Podobnie wyraził się rzecznik władz Berlina. Polskie plany budowy siłowni jądrowej z krytycznym dystansem relacjonowała korespondentka lewicowo-liberalnego tygodnika „Die Zeit”. Można się spodziewać, że w najbliższych tygodniach presja z Niemiec będzie narastała – tym bardziej, że jeszcze przed wakacjami rząd w Warszawie miał zdecydować o ramach prawnych energetyki jądrowej w Polsce.

Bardzo możliwe, że w kwestiach energetyki atomowej Warszawa nie będzie mogła liczyć na wielu silnych sojuszników w Europie. Ze względu na francuskie nadzieje na kontrakt z EdF będzie można spodziewać się pewnego wsparcia Paryża, o ile oczywiście istniejący tam konsensus elit politycznych w sprawie atomu nie zostanie doszczętnie zburzony. Możliwe, że rodzaj „entente atomique” uda się jeszcze stworzyć z Londynem, który chce zrealizować bardzo ambitny program energetyki jądrowej. Już w najbliższy poniedziałek premier Donald Tusk leci na spotkanie z szefem rządu Wielkiej Brytanii Davidem Cameronem i konsekwencje katastrofy w Japonii będą jednym z kluczowych tematów rozmów polityków.

(CC BY ThaRemix)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Atom daje tanią energię i niskie emisje

Kategoria: Ekologia
Uranu wystarczy na co najmniej 200 lat, a może nawet na dziesiątki tysięcy lat – mówi dr inż. Andrzej Strupczewski, profesor Narodowego Centrum Badań Jądrowych.
Atom daje tanią energię i niskie emisje