W związku z dobrą sytuacją budżetu państwa w Polsce pojawiły się głosy, by przywrócić poprzednie niższe stawki VAT, czyli 22 proc. i 7 proc. zamiast obecnych 23 proc. i 8 proc. (podwyżkę wprowadzono 1 stycznia 2011 roku). Wiele wskazuje jednak na to, że konsumenci z ewentualnych obniżek korzystają w bardzo niewielkim stopniu.
Youssef Benzarti, Dorian Carloni, Jarkko Harju i Tuomas Kosonen przygotowali pracę „What Goes Up May Not Come Down: Asymmetric Incidence of Value-Added Taxes” (Co idzie w górę, nie musi spaść: asymetria VAT). Zbadali w niej, w jaki sposób podwyżki i obniżki VAT przekładają się na ceny. To bardzo ważne, ponieważ wpływy z podatku stanowią w UE ok. 30 proc. wszystkich wpływów podatkowych i 12 proc. PKB.
W tym celu zbadali wszystkie zmiany stawek VAT, które następowały w krajach Europy (w tym także w Polsce) od 1996 roku do 2015 roku (było tych zmian 2832). Okazuje się, że ceny reagują od trzech do czterech razy mocniej na podwyżki VAT niż na obniżki tego podatku. Autorzy opisują bardziej szczegółowo przypadek Finlandii.
W styczniu 2007 roku obniżono tam stawkę VAT na usługi fryzjerskie o 14 pkt proc. W styczniu 2012 roku stawkę podniesiono o tyle samo. Po obniżce 60 proc. fryzjerów nie zmieniło cen; zmniejszyło je tylko 40 proc. Tymczasem po podwyżce VAT 50 proc. fryzjerów podniosło ceny, zamierzając przenieść podwyżkę podatku w całości na klientów. Kolejne 25 proc. fryzjerów podwyższyło ceny, ale zamierzało przenieść na klientów do 80 proc. podwyżki podatku. Pozostałe 25 proc. fryzjerów nie zmieniło cen. Zarówno narzut, jak i zyski fryzjerów po obniżce VAT zwiększyły się.
Tym samym tematem zajmują się Youssef Benzarti i Dorian Carloni w analizie „Who Really Benefits from Consumption Tax Cuts? Evidence from a Large VAT Reform in France”. (Kto naprawdę korzysta z obniżek podatku od konsumpcji? Dowody z wielkiej reformy VAT we Francji). Przyjrzeli się oni reformie VAT we Francji w 2009 roku.
Do 2009 roku w restauracjach w tym kraju obowiązywały dwie stawki VAT – 19,6 proc. dla posiłków spożywanych w lokalu i 5,5 proc. dla tych na wynos. Prezydent Jacques Chirac, realizując obietnicę z kampanii wyborczej, złożył wniosek do Komisji Europejskiej o pozwolenie na zakwalifikowanie restauracji, w których można zjeść na miejscu, do stosowania obniżonej stawki VAT. Wniosek został najpierw odrzucony ze względu na silny opór ze strony kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera, ale 20 stycznia 2009 roku, po negocjacjach między Niemcami a Francją, osiągnięto porozumienie. W jego wyniku wszystkie państwa członkowskie UE dostały prawo zastosowania niższej stawki w swoim kraju. Francja wprowadziła ją 1 lipca 2009 roku. Celem tego działania było obniżenie cen posiłków w restauracjach, w których można było jeść na miejscu. Chciano także stymulować zatrudnienie w tych lokalach, w których w latach 1995-2009 przychody spadły o 10 proc.
Jednocześnie przedstawiciele francuskiego rządu spotkali się z reprezentantami związków restauratorów. Poproszono ich o podpisanie zobowiązania dotyczącego odpowiednich obniżek cen. Uczynili to 28 kwietnia 2009 roku, chociaż nie przewidywało ono żadnych sankcji za niewywiązanie się z niego.
Ostatecznie jednak w ciągu trzydziestu miesięcy po obniżce podatku ceny spadły jedynie o 2 proc. Koszt pracowników i dóbr materialnych zwiększył się odpowiednio o 3,9 proc. i 4,4 proc. Zyski właścicieli restauracji wzrosły o 10 proc.
Autorzy konkludują, że wpływ obniżki VAT na klientów restauracji był niewielki. Pracownicy przejęli 25 proc. zysków z obniżki podatku, a dostawcy 16 proc. Ponad połowę korzyści z niższego VAT wzięli restauratorzy.
Anna Raute przygotowała pracę „Can Financial Incentives Reduce the Baby Gap? Evidence from a Reform in Maternity Leave Benefits” (Czy finansowe bodźce mogą zachęcić wykształcone kobiety do rodzenia większej liczby dzieci. Dowody z reformy wypłat z tytułu urlopu macierzyńskiego). Autorka postanowiła sprawdzić, czy państwo może zachętami finansowymi sprawić, by zmniejszała się różnica między liczbą dzieci rodzonych przez dobrze i słabiej wykształcone kobiety.
Okazją do zbadania sprawy okazała się reforma przeprowadzona w Niemczech. Jej celem było, według kanclerz Niemiec Angeli Merkel, właśnie zwiększenie wskaźnika dzietności u wykształconych Niemek. Wynosi on 1,33 dziecka, podczas gdy u Niemek, które mniej czasu spędzały w szkole – 2,06.
Co więcej, jedna trzecia Niemek z wyższym wykształceniem urodzonych w latach 1963-1967 w ogóle zrezygnowała z posiadania dzieci, podczas gdy wśród tych po szkole średniej taka decyzje podjęło tylko 18 proc. Podobna zależność obowiązuje w większości państw rozwiniętych. Na przykład w USA kobiety z dyplomem urodzone w latach 1965-1969 urodziły średnio 1,81 dziecka, podczas gdy te, które nie skończyły szkoły średniej – 2,56.
W 2007 roku w Niemczech istotnie zmieniono warunki przyznawania zasiłku macierzyńskiego. Wcześniej stawka była jedna bez względu na dochody kobiety, co było korzystniejsze dla słabiej zarabiających, a zatem najczęściej słabiej wykształconych kobiet. Średnio wypłacano 4 tys. euro miesięcznie przez dwa lata po urodzeniu dziecka i stawka ta była niezależna od wcześniejszych dochodów kobiety.
Po reformie kobiety dostawały przynajmniej 67 proc. wcześniejszych zarobków, ale nie więcej niż 3,6 tys. euro miesięcznie w przypadku tych, które wcześniej nie pracowały. W efekcie lepiej wykształcone kobiety zyskały w sumie nawet 21 tys. euro, podczas gdy te mniej wyedukowane znacznie mniej, a w niektórych przypadkach nawet straciły.
Reforma spowodowała wzrost urodzin w dziewięć miesięcy od jej wprowadzenia o 4 proc., co przełożyło się na 2350 dodatkowych dzieci rocznie. Autorka wyliczyła, że każdy dodatkowy 1 tys. euro w świadczeniach wypłacanych przez państwo po urodzeniu dziecka zwiększał prawdopodobieństwo urodzenia dziecka średnio o 2,1 proc. Dzietność kobiet wykształconych zwiększyła się o 8,5 dziecka na 1 tys. kobiet w ciągu pięciu lat po reformie.
Dlaczego jest to istotne z punktu widzenia państwa, by dzietność dobrze kobiet wykształconych nie była niższa niż słabo wykształconych? Otóż dzieci kobiet wykształconych są przeciętnie lepiej wykształcone i więcej zarabiają. Szacuje się, że urodzone w 2000 roku dziecko zarabiające 150 proc. średniej wpłaci do niemieckiego systemu zabezpieczenia społecznego o 220 tys. euro więcej niż taki sam obywatel zarabiający średnią krajową.