Adam Glapiński, prezes NBP (fot. NBP)
„Rozwinięte gospodarki wciąż tkwią w kręgu: niski wzrost – niskie inwestycje – niska inflacja (…) Mówiąc wprost: wzrost był za niski, za długo i skorzystali na nim nieliczni” – te słowa Christine Lagarde, szefowej MFW przytoczyła w Warszawie Kristin Forbes z Komitetu Polityki Pieniężnej (MPC) przy Banku Anglii. Z tą diagnozą zgadzali się wszyscy. Różnie oceniali jednak skalę i trwałość zjawiska.
Sama Forbes przekonywała, że niska inflacja nie jest fenomenem globalnym, ale dotyczy „tylko” Japonii i Europy. Oznacza to, że na spadek popytu w stosunku do podaży nie jesteśmy skazani na zawsze, a polityka pieniężna nie jest bezsilna. Programy takie jak Term Funding Scheme Banku Anglii (m.in. 100 mld funtów preferencyjnych pożyczek dla banków), czy zakupu aktywów wciąż potrafią być skuteczne. Szczególnie jeśli połączyć je z odpowiednią polityką makroostrożnościową.
Mówiąc inaczej – to tylko chwilowy szok z regionalnymi wariacjami. Sama Forbes przyznała jednak, że można go również określić przymiotnikiem „dotkliwy”. Zmagamy się bowiem z następstwami światowego kryzysu finansowego, kryzysu strefy euro, nadmiernego zadłużenia i niskich cen surowców. Końca nie widać, ale w tym założeniu gdzieś być musi.
Na razie – jak zauważył prowadzący panel – Márton Nagy zastępca prezesa banku centralnego Węgier, ponad 85 proc. krajów zmaga się z niską inflacją lub deflacją. Dodawał, że społeczeństwa rozwiniętych krajów starzeją się i zmniejszają swoją liczebność, a sama polityka monetarna może być mniej skuteczna przez globalizację i rozwój techniczny, które trwale obniżają np. koszty produkcji.
Starzenie się społeczeństwa i walka z recesją to codzienność Japonii od początku lat 90 XX wieku. Mówiła o tym Sayuri Shirai, która do marca była członkiem zarządu Banku Japonii (BOJ). W jej ocenie japońskie firmy nadal nie mogą podnieść cen w trwały sposób mimo, że intensywna walka z inflacją rozpoczęła się w kwietniu 2013 roku. Wprowadzono wtedy luzowanie ilościowe i jakościowe, które rozszerzono w październiku 2014 roku. W styczniu 2016 roku dołączono negatywne stopy procentowe, w lipcu rozszerzono zakup aktywów o ETF-y, we wrześniu zapadła decyzja o wpływaniu na rentowność obligacji rządowych. Po początkowych sukcesach Japonia jest jednak nadal w punkcie wyjścia jeśli chodzi o poziom inflacji, a do tego dochodzi zmartwienie o to, że BOJ skupi wkrótce wszystkie obligacje zabierając je sprzed nosa bankom i funduszom emerytalnym.
O instrumentach banków centralnych, głównie w kontekście naszego regionu, mówił Ryszard Kokoszczyński, członek zarządu NBP.
– Cel inflacyjny nie jest najlepszym wynalazkiem ludzkości od czasu koła, ale w rzeczywistym świecie z twardymi ograniczeniami, funkcjonuje relatywnie dobrze. (…) Problem z jego faktycznymi alternatywami: celem nominalnego PKB i celem cenowym, jest taki, że po przyjrzeniu się im wciąż widzę cel inflacyjny jako najlepszą możliwą politykę – mówił.
Potrzebę stosowania konwencjonalnych instrumentów polityki monetarnej w naszej części Europy podkreślał też Adam Glapiński, prezes NBP.
– Muszę powiedzieć, że tęsknie za czasami gdy synonimy przymiotnika „normalny” takie jak „zwykły”, „przewidywalny”, „typowy” częściej pojawiały się w publikacjach ekonomicznych. Za starych dobrych czasów, za czasów starego normalnego świata mechanizmy oddziaływania polityki fiskalnej i monetarnej były skuteczniejsze, a zarazem bardziej wiarygodne – mówił prezes nawiązując do tytułu tegorocznej konferencji – Central Europe’s Growth Perspectives in a “New Normal” World.
Wicepremier, minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki dodawał zaś, że kraje naszego regionu, przynajmniej na razie, powinny pozostać przy własnych walutach.
– Gdy się ogląda strefę euro, coraz więcej ekonomistów, wbrew temu co się mówiło kilka lat temu, mówi że nie jest to optymalna strefa, że to część problemu, a nie rozwiązania – mówił wicepremier.