Autor: Kenneth Rogoff

Profesor ekonomii i polityki publicznej na Uniwersytecie Harvarda, publicysta Project Syndicate

Bestii wydatków na usługi publiczne nie da się zagłodzić

Chociaż podczas walki z klifem fiskalnym w USA mnóstwo dyskutuje się  o tym, jak ciąć wydatki rządowe, to kwestii co zrobić, żeby były one bardziej efektywne, prawie się nie porusza. A przecież bez bardziej twórczego podejścia do dostarczania usług publicznych, ich koszt wciąż będzie nieubłaganie rósł.
Bestii wydatków na usługi publiczne nie da się zagłodzić

Ronald Reagan swoje podejście do polityki budżetowej określał jako „zagłodzenie bestii”. (CC By edalisse)

Obserwowane przez świat zmagania USA o przyszłość budżetową to starcie ogólniejszych zresztą podziałów socjologicznych i filozoficznych W nadchodzących dziesięcioleciach w różnej formie ujawnią się zapewne na całym świecie.

Każda „usługochłonna” (ang. service-intensive) branża napotyka na te same wyzwania. Już w latach 60. XX wieku ekonomiści William Baumol i William Bowen pisali o nękającej te branże „chorobie kosztowej”. Słynny stał się przytaczany przez nich przykład kwartetu smyczkowego Mozarta, który do gry potrzebuje w czasach współczesnych tylu samo muzyków i instrumentów co w dziewiętnastym wieku. Również nauczycielowi ocenianie wypracowania ucznia zajmuje tyle samo czasu, co sto lat temu. Dobrym hydraulikom płaci się niemal fortunę, bo i w tej dziedzinie technologia rozwija się bardzo wolno.

Dlaczego powolny wzrost wydajności przekłada się na wysokie koszty? Problem polega na tym, że w ostatecznym rozrachunku branże usługowe muszą konkurować o pracowników z tego samego krajowego zasobu, z którego czerpią sektory o szybkim wzroście wydajności, jak finanse, przetwórstwo przemysłowe oraz technologie informacyjne. Nawet jeśli ten zasób pracowników jest w jakimś stopniu podzielony na segmenty, to poszczególne z nich zachodzą na siebie na tyle, że wymusza to na sektorach „usługochłonnych” wyższe płace, przynajmniej w długim okresie.

Sektor rządowy jest usługochłonny w najwyższym możliwym stopniu. Wśród pracowników publicznych są przecież nauczyciele, policjanci, śmieciarze i personel wojskowy.

Współczesne szkoły o wiele bardziej przypominają te sprzed 50 lat niż współczesne zakłady przemysłowe swoich poprzedników. Nawet sektor wojskowy, w którym miały miejsce spektakularne innowacje, nadal pozostaje bardzo pracochłonny.

Dlatego jeśli ludzie chcą, żeby zakres i poziom usług publicznych był ciągle taki sam, to wydatki rządowe z upływem czasu będą mieć coraz większy udział w produkcji krajowej.

W rzeczywistości rośnie nie tylko udział wydatków rządowych w dochodzie, ale i wydatki w licznych sektorach usługowych. Obecnie w większości krajów rozwiniętych na cały sektor usługowy, wraz z usługami publicznymi, przypada ponad 70 proc. dochodu narodowego.

Dla porównania: jeszcze w XIX wieku udział rolnictwa w dochodzie narodowym przekraczał 50 proc., dziś skurczył się do zaledwie paru procent. Gwałtownie zmalało także zatrudnienie w przemyśle przetwórczym, na który przed drugą wojną światową przypadała jedna trzecia miejsc pracy — a może i więcej. Dziś w USA sektor przetwórczy zatrudnia niespełna 10 proc. pracowników.

Tak więc choć gospodarczy konserwatyści domagają się cięć wydatków, to istnieją mocne siły działające w odwrotnym kierunku.

W sektorze publicznym problemy są większe niż w innych branżach usługowych, gdyż wzrost wydajności jest tu wolniejszy. Choć może to odzwierciedlać szczególny zestaw usług, których dostarczania wymaga się od rządu, takie stwierdzenie nie wyjaśnia jednak wszystkiego.

Z pewnością część problemu stanowi to, iż rząd wykorzystuje zatrudnienie w sektorze publicznym nie tylko żeby dostarczać usługi, ale także po to, by dokonywać pośrednich transferów. Co więcej, w wielu dziedzinach agendy rządowe stykają się z niewielką konkurencją — zatem i presja na innowacje jest w nich niewielka.

Dlaczego zatem nie wprowadzić większego zaangażowania sektora prywatnego — a przynajmniej konkurencji — do usług publicznych? Dobrym miejscem do zapoczątkowania tego procesu byłaby oświata, gdzie na razie prawie się nie odczuwa, mogącego zakłócić spokój, wpływu nowoczesnej techniki. Tymczasem wymyślne programy komputerowe stają się przecież całkiem skuteczne w ocenie esejów w szkole średniej — choć może jeszcze nie dorównują wymogom najlepszych nauczycieli.

Kolejnym oczywistym polem zwiększania zaangażowania sektora prywatnego wydaje się infrastruktura. Kiedyś na przykład rozpowszechnione było przekonanie, że na drogach w gestii prywatnych zarządców kierowcy będą musieli ciągle czekać, z powodu płacenia za przejazd. Po zastosowaniu nowoczesnych transponderów oraz zautomatyzowanych systemów opłat te problemy w ogóle zniknęły.

Nie powinno się jednak przyjmować, że zwrot w stronę większego udziału usług prywatnych to jakieś panaceum na zracjonalizowanie wydatków. Nadal istnieć będzie potrzeba regulacji, zwłaszcza tam, gdzie w grę wchodzi monopol czy quasi-monopol. Nadal też trzeba będzie decydować, jak przy dostarczaniu usług zapewnić równowagę między efektywnością i równością dostępu. Oświata to oczywiście dziedzina, w której zapewnienie wszystkim równych szans leży w interesie każdego kraju.

W latach 80. XX wieku prezydent USA Ronald Reagan — ikona konserwatystów — swoje podejście do polityki budżetowej określał jako „zagłodzenie bestii”. Przyjął, że obniżenie podatków zmusi w końcu ludzi do zaakceptowania mniejszych wydatków rządowych. To podejście pod wieloma względami przyniosło ogromny sukces. Wydatki rządowe stale jednak rosną, gdyż wyborcy wciąż chcą usług, jakich dostarcza państwo.

Dziś jest już jasne, że przykrócenie cugli rządowi wymaga również znalezienia takich sposobów kształtowania bodźców, żeby innowacje w sektorze publicznym dotrzymywały tempa innowacjom w innych sektorach usługowych.

Jeśli nie pojawi się więcej pomysłów co do tego, jak pobudzać innowacyjność w usługach publicznych, to starcia takie jak to, które rozgrywa się właśnie w USA, jeszcze się zaognią, gdyż od wyborców będzie się coraz częściej żądać, żeby za mniej płacili więcej. Politycy mogą obiecać, że będą lepiej pracować, ale nie uda się im osiągnąć sukcesu, jeśli nie znajdziemy sposobu na pobudzenie skuteczności i wydajności usług publicznych.

©Project Syndicate, 2012

www.project-syndicate.org

Ronald Reagan swoje podejście do polityki budżetowej określał jako „zagłodzenie bestii”. (CC By edalisse)

Tagi