Bez konsolidacji finansów nie będzie szybszego rozwoju

Wielu ekspertów w Europie zajmuje się przyszłością strefy euro, zaś znacznie mniej liczna grupa gospodarką Europy Środkowo-Wschodniej. Tymczasem według grudniowego raportu ZEW-Erste Group Bank perspektywy rozwoju sytuacji ekonomicznej w regionie są lepsze niż te w eurolandzie. Rozmawiamy na ten temat z Rainerem Singerem, ekspertem ds. Europy Środkowo-Wschodniej w Erste Group Bank w Wiedniu.
Bez konsolidacji finansów nie będzie szybszego rozwoju

Rainer Singer (c) Erste

Obserwator Finansowy: Według co trzeciego analityka z 10 krajów, uczestniczących w przygotowaniu raportu, koniunktura gospodarcza w Europie Środkowo-Wschodniej poprawi się, podczas gdy w stosunku do rozwoju w strefie euro podobnie pozytywne opinie wyraża tylko co piąty z analityków. Czy rzeczywiście możemy aż z takim optymizmem patrzeć w nowy rok?

W Europie Środkowo-Wschodniej można zasadniczo wyróżnić dwie grupy państw. Pierwszą stanowią kraje, które już dłuższy czas znajdują się na ścieżce wzrostu po kryzysowym roku 2009 – są to Polska, Czechy i Słowacja. Druga grupa to państwa, które bardzo powoli wychodzą z recesji – mam tu na myśli głównie Chorwację, Węgry i Rumunię. W przypadku tych pierwszych krajów należy oczekiwać stabilnego wzrostu PKB na dotychczasowym poziomie, przy czym zapewne w większym niż do tej pory stopniu przyczyni się do tego prywatna konsumpcja. Większy popyt na rynku krajowym pojawi się prawdopodobnie szczególnie w Polsce i Czechach (na Słowacji wzrośnie on nieznacznie), co powinno zrekompensować tym krajom nieco wolniejsze niż dotąd tempo rozwoju eksportu.

Co prawda zdecydowana większość ankietowanych przez państwa ekspertów (blisko 60 proc.) uważa, że sytuacja ekonomiczna regionu pozostanie stabilna, to jednak zmniejszyło się grono analityków, którzy spodziewają się, że w najbliższych miesiącach koniunktura w tych państwach poprawi się (w okresie listopad-grudzień ubyło ich o 13 pkt. proc.). To przynajmniej łyżka dziegciu w tej beczce miodu.

Przypuszczam, że jest to efekt zaostrzenia się sytuacji w strefie euro późną jesienią 2010 r. Sprawiło to, że niektórzy z analityków zaczęli również nieco krytyczniej oceniać uwarunkowania w Europie Środkowo-Wschodniej. Jednak kolejne dane statystyczne nadchodzące z regionu potwierdzają, że koniunktura gospodarcza w tych państwach poprawia się. Co prawda te pozytywne trendy ujawniają się z różną intensywnością w różnych krajach, jednak teraz nie mógłbym podać żadnego państwa, gdzie negatywne wskaźniki makroekonomiczne miałyby zwiastować jakiś niekorzystny scenariusz.

Jakie są pańskim zdaniem główne wyzwania w polityce gospodarczej dla tych państw? A może nie ma to żadnego znaczenia, ponieważ cały region jest bardzo blisko powiązany ze strefą euro i nasz dobrobyt zależy wyłącznie od tego, co dzieje się w 17 krajach unii walutowej?

Nadal istotna jest narodowa polityka gospodarcza i w tej dziedzinie poszczególne kraje mają sporo do zrobienia. Przy czym główne zadanie pozostaje takie samo jak w wielu innych państwach w Europie i na świecie – jest nim konsolidacja finansów publicznych. Różna jest jednak skala tego wyzwania. W tej grupie państw Polska jest krajem, który zrobił najmniej na rzecz redukcji deficytu i zadłużenia.  Zapewne główne działania rządu nastąpią dopiero po wyborach parlamentarnych. Nieco podobnie wygląda sytuacja na Słowacji, chociaż rząd w Bratysławie już podjął twarde decyzje, które mają w przyszłym roku obniżyć deficyt. Natomiast zupełnie inna jest pozycja Rumunii. Tamtejszy rząd od kilku miesięcy prowadzi działania konsolidacyjne, ale równocześnie musi się zmagać z bardzo słabą dynamiką rozwoju gospodarczego.

Prawie 60 proc. ankietowanych przez państwa ekspertów ocenia sytuację ekonomiczną Rumunii jako złą – to najgorszy wynik w regionie. Czy ten kraj może się o własnych siłach wydźwignąć z kryzysu?

Własne siły już od dawna Rumunii nie wystarczają – gdyby nie finansowe wsparcie Międzynarodowego Funduszu Walutowego nie byłoby nawet nadziei na jakąkolwiek poprawę. Jednak nie można się spodziewać jej szybko, ponieważ prywatna konsumpcja nadal pozostanie na niskim poziomie. Redukcja pensji w sektorze publicznym aż o 25 proc. sprawiła, że znacznie zmniejszyła się siła nabywcza obywateli, co jeszcze pogorszyło i tak trudną sytuację firm w Rumunii. Oznacza to, że potrzeba będzie jeszcze dużo czasu, zanim konsumenci i przedsiębiorcy na nowo nabiorą zaufania w lepszy rozwój sytuacji ekonomicznej, zaczną więcej wydawać i tym samym istotnie zwiększy się popyt na rynku wewnętrznym, a wraz z nim koniunktura gospodarcza..

Niewiele lepiej eksperci oceniają obecną sytuację na Węgrzech, które jeszcze nie tak dawno uchodziły za lidera gospodarczego regionu. Zaskakujące jest również to, że węgierskie perspektywy ekonomiczne w opinii analityków są jeszcze gorsze od rumuńskich. Dlaczego eksperci nie wierzą, że rząd Viktora Orbana jest w stanie doprowadzić do ożywienia gospodarczego na Węgrzech?

W drugiej połowie 2006 r., a więc jeszcze za poprzedniego rządu i przed międzynarodowym kryzysem finansowym, Węgry rozpoczęły już konsolidację finansów publicznych. Jednak do jesieni 2008 r., kiedy upadał bank Lehman Brothers, nie byli wystarczająco zaawansowani, by przekonać rynki co do skuteczności swojej polityki ekonomicznej. Aktualny problem Węgier polega teraz na tym, że w 2011 r. mają one zanotować co prawda dość niski deficyt (rzędu 3 proc. PKB), ale część środków, która doprowadzi do tego celu, będzie działać jedynie krótkoterminowo. Gdyby nie brać ich pod uwagę, to deficyt budżetowy rośnie natychmiast do poziomu 5-5,5 proc. PKB, co już nie jest dobrym wynikiem. Oczywiście, nie jest to też wynik katastrofalny. To, czego oczekują rynki, to środki funkcjonujące nie przejściowo, lecz trwale. Tego jeszcze brakuje Węgrom. Na luty zapowiedziano już nowe działania, których teraz nie znamy, ale które być może będą bardziej przekonujące.

Czyli jednak Orban może doprowadzić do jakiegoś ekonomicznego przełomu?

Jeszcze nie utraciliśmy w to wiary, mimo że dotychczasowa polityka komunikacji rządu w Budapeszcie z rynkami nie była szczególnie korzystna. Dziś na rynkach finansowych nie ma niepokoju co do oceny sytuacji budżetowej Węgier w 2011 r., ale dostrzegane są pewne ryzyka związane z uwarunkowaniami w latach 2012 i 2013, kiedy wygasną obowiązujące teraz środki. Dlatego konieczne są decyzje władz, które to uwzględnią.

W opinii 40 proc. ankietowanych ekspertów sytuacja Polski w najbliższych miesiącach poprawi się (50 proc. nie spodziewa się zmian). Tymczasem pańskim zdaniem konsolidacja finansów publicznych nie może ominąć Polski, co jednak zapewne nie wydarzy się przed wyborami parlamentarnymi. Czego konkretnie oczekują od naszego kraju międzynarodowe rynki finansowe?

Oczywiście, chodzi przede wszystkim o zmniejszenie zadłużenia i deficytu. Przy czym liczy się nie tylko ten deficyt mierzony bezwzględnie, ale również ten ciągle wysoki deficyt strukturalny. Polska gospodarka może realnie rosnąć o około 3,5 proc. rocznie. Mimo to nadal utrzymuje się znaczący deficyt budżetowy, co świadczy o tym, że nie da się już go obniżyć poprzez wzrost gospodarczy i ma on podłoże strukturalne. Właśnie dlatego konieczne są zasadnicze decyzje rządu w Warszawie.

Co ma Pan na myśli? Wzrost podatków, dalsze cięcia wydatków socjalnych, a może coś innego?

Jest wiele na to sposobów. To, co teraz wiemy, to fakt, że problem zadłużenia i deficytu sam się już nie rozwiąże.

Podsumowując: gdy analizuje pan na to, co może wydarzyć się środkowoeuropejskiej gospodarce w nowym roku, odczuwa pan więcej optymizmu czy pesymizmu? Czy kryzys euro pojawi się z nową siłą i zniszczy także nadzieje na stabilny rozwój w Europie Środkowej?

Nie wydaje mi się, by to ostatnie miało się ziścić. Oceniam, że dla regionu rok 2011 będzie pod względem gospodarczym nieco lepszy niż rok 2010. Nawet jeśli miałyby się pojawić kolejne kłopoty w peryferyjnych krajach strefy euro, to kluczowa jest sytuacja ekonomiczna Niemiec. Teraz wszystko wskazuje na to, że będzie ona stabilna i gospodarka niemiecka w nowym roku nadal będzie się rozwijać. W dziedzinie eksportu Niemcy nie mają szczególnie znaczącej  tzw. ekspozycji na Irlandię, Portugalię, czy Hiszpanię, czyli kraje, które teraz przeżywają największe trudności. Ważniejsza dla niemieckich przedsiębiorstw jest sytuacja w USA, Azji, Holandii, czy Austrii, gdzie jak na razie rozwój gospodarczy jest względnie pozytywny. Uwzględniając te okoliczności wątpię więc, by kryzys w strefie euro miał się na tyle zaostrzyć, by pociągnął w dół całą Europę.

Rozmawiał: Andrzej Godlewski

Rainer Singer jest ekspertem ds. Europy Środkowo-Wschodniej w Erste Group Bank w Wiedniu

Rainer Singer (c) Erste

Tagi