Larry Summers (CC BY-NC-ND 2.0 International Monetary Fund)
Summers podkreślał przy tym, że moce produkcyjne nie stanowią problemu – podobnie jak nie ograniczały one możliwości produkcji w latach 30. XX w.
Poglądy Summersa zostały szerzej przedstawione w artykule pt: Voters sour on traditional economic policy, opublikowanym w tym czasie na łamach wpływowego Financial Times. To kolejna zresztą istotna wypowiedź Summersa w tym roku. W lutym opublikował on w Foreign Affairs artykuł pt. The Age of Secular Stagnation: What It Is and What to Do About It, oraz udzielił wywiadu portalowi Washington Center for Equitable Growth (CEG) zatytułowanego Equitable Growth in Conversation: An interview with Lawrence H. Summers.
W swej ostatniej publikacji Summers stwierdza, że w trakcie niedawnego dorocznego zgromadzenia ministrów finansów i prezesów banków centralnych w Waszyngtonie nastroje zdominowało widmo sekularnej stagnacji i zbyt wolnego wzrostu gospodarczego oraz narastającego populizmu i dezintegracji gospodarki globalnej. Dominowała świadomość, iż gospodarka wkracza na niezbadane, niebezpieczne obszary. Prognozy MFW rozpowszechnione przed spotkaniem zawierały kolejną rewizję „w dół” wskaźników wzrostu gospodarczego. Wprawdzie na żadnym z większych obszarów świata nie pojawiła się groźba recesji, ale tempo wzrostu maleje w sposób niebezpieczny i zbliża się do zera.
W wywiadzie dla CEG oraz w artykule dla Foreign Affairs (FA) Summers przywołuje diagnozy Alvina Hansena z lat 30.XX w., który ówczesną sytuację opisywał jako stagnację wywołaną chronicznym nadmiarem oszczędności w stosunku do inwestycji w gospodarce (zarówno konkretnego kraju jak i gospodarki globalnej – dodaje Summers), wynikających z rosnącej skłonności do oszczędzania i malejącej skłonności do inwestowania w krajach uprzemysłowionych.
Summers wymienia przyczyny takiego stanu rzeczy: wzrost skłonności do oszczędzania jest skutkiem wzrostu nierówności ekonomicznej i zwiększenie udziału bogatych w dochodzie narodowym; wzrost niepewności co do długości czasu na emeryturze i wypłat z funduszów emerytalnych; zmniejszenie możliwości zaciągania kredytów (zwłaszcza hipotecznych) oraz zwiększona akumulacja papierów wartościowych przez banki zagraniczne i fundusze. Z kolei osłabienie dynamiki inwestycji wynika z wolniejszego wzrostu siły roboczej, osiągalności tańszych dóbr kapitałowych oraz ostrzejszych warunków udzielania kredytu.
>> Granice skuteczności polityki pieniężnej
Ponadto – co być może najważniejsze – tzw. nowa gospodarka ma tendencję do „oszczędzania kapitału”. Np. firmy Apple i Google podlegają presji podziału zysku między akcjonariuszy. Z kolei odnotować należy ograniczenie popytu inwestycyjnego w skutek pojawienia się nowych technologii. Można tu wskazać np. wpływ Airbnb na budownictwo hoteli, Ubera na popyt na samochody, Amazona na budowę centrów handlowych oraz – bardziej ogólnie – wpływ technologii informatycznej na popyt na kopiarki, drukarki i przestrzeń biurową. Niezależnie od tego w okresie silnych zmian technologicznych rozsądnym jest powstrzymanie się z inwestycjami do czasu zastąpienia starej technologii nową.
Banki centralne nie zrobią więcej niż mogą
Konsekwencją takiej sytuacji jest presja na obniżanie realnych stóp procentowych, słabość popytu i w efekcie niska stopa wzrostu gospodarczego i niska inflacja, poniżej celu inflacyjnego. Wahania koniunktury dokonują się wokół relatywnie niskiego poziomu. Jeśli nawet obserwujemy okresy znaczącego wzrostu gospodarczego (jak w USA w latach 2003-2007), to wynika on z niebezpiecznych rozmiarów pożyczek, które prowadzą do tego, że nadmierne oszczędności przeobrażają się w inwestycje, których poziomu nie da się utrzymać. Wówczas skończyło się to „bańką mieszkaniową”. Zdaniem Summersa koncepcja Hansena lepiej służy wyjaśnieniu aktualnej sytuacji niż teoria „nawisu zadłużenia” autorstwa Kennetha Rogoffa, teoria „przeciwnych wiatrów po stronie podażowej” Roberta Gordona, teoria „nadmiernego wzrostu oszczędności” Bena Bernanke oraz teoria „pułapki płynności”.
W swych wypowiedziach Summers stwierdza, iż banki centralne mają już niewiele możliwości interweniowania. Powszechnie przyjmuje się – twierdzi Summers – iż przeciwdziałanie recesji wymaga obniżenia stóp o 5 punktów procentowych. Żaden z banków centralnych w uprzemysłowionym świecie nie ma takiej możliwości, nawet jeśli uwzględnimy niekonwencjonalne środki w rodzaju „luzowania ilościowego”. I z prognoz nie wynika, by taka możliwość polityki pojawiła się w najbliższych latach.
Po siedmiu latach nadmiernego optymizmu co do perspektyw wzrostu, narasta świadomość – stwierdza Summers – iż obecnie pojawiające się wyzwania stanowią nie tyle następstwo kryzysu finansowego, co głębokich zmian strukturalnych w gospodarce światowej. Narasta uzasadniona wątpliwość w to, że uprzemysłowiony świat jest w stanie jednocześnie utrzymać: stopy procentowe na poziomie zadowalającym oszczędzających, stabilność finansową oraz aktualny system finansowy i odpowiedni wzrost gospodarczy. Oszczędności stały się nadmiernie obfite, inwestycje niewystarczające, a stagnacja raczej chroniczna niż przejściowa.
Gdy wzrost maleje budzą się demony
Gdy wzrost gospodarczy maleje – stwierdza Summers – to jego beneficjenci stanowią drobną cząstkę społeczeństwa. W efekcie wyborcy tracą zaufanie do dotychczasowych środków polityki gospodarczej i ich zwolenników. Nie ulega wątpliwości, iż mamy do czynienia z renesansem populistycznego autorytaryzmu (Brexit, popularność Trumpa i Sandersa w USA, Putina w Rosji i spuścizny Mao w Chinach oraz wzrost znaczenia prawicowych nacjonalistów w wielu krajach europejskich).
Procesy te wzajemnie się wzmacniają. Słaba gospodarka rodzi popularność radykalnych polityków, a to powoduje wzrost niepewności, co z kolei osłabia gospodarkę. Ludzie utracili wiarę zarówno w kompetencje przywódców gospodarczych jak i w ich gotowość służby raczej społeczeństwu niż jego elitom. Nie sposób lekceważyć tych nastrojów.
A trzeba odnotować, na przykładzie 60 lat doświadczeń Ameryki Łacińskiej, iż nacjonalizm gospodarczy to nie jest dobra strategia. Trzeba międzynarodowej współpracy i skoncentrowania się na szeroko pojętej klasie średniej, a nie na elitach. Owa współpraca powinna skupić się na korzyściach dla pracy a nie – jak dotychczas – na szansach dla kapitału. Osiągnięcie tego celu wymaga wzmożonej współpracy przy zwalczaniu „czarnej strony” przepływów kapitału – prania pieniędzy, korzystania z luk w systemie (regulatory arbitrage), unikania podatków i uchylania się od ich płacenia.
Banki centralne muszą współpracować z rządami
Oznacza to konieczność odrzucenia ekonomii ograniczeń (austerity) na rzecz ekonomii inwestycji. Rynki wskazują, że inflacja jest zbyt niska – zatem banki centralne powinny współpracować z rządami. Priorytetem polityki fiskalnej powinno być powiększanie inwestycji infrastrukturalnych w sektorze publicznym i prywatnym.
Aż do lat 70.XX wieku większość ekonomistów uważała, iż jeśli rządy będą właściwie zarządzać popytem, to ich gospodarki będą charakteryzowały się niskim bezrobociem i względnie niską inflacją. Pojawienie się stagflacji w końcu lat 70. doprowadziło do powszechnej akceptacji hipotezy „naturalnej stopy” – mianowicie, że zbyt niskie bezrobocie prowadzi do przyśpieszenia inflacji. Zadaniem polityków stało się hamowanie inflacji, zwiększanie elastyczności pracy – ale bez możliwości wpływu na tempo wzrostu dochodu narodowego.
W połowie lat 80., gdy inflację zredukowano do jednocyfrowej, większość ekonomistów głównego nurtu za główny cel polityki makroekonomicznej uważała osiągnięcie niskiej i relatywnie stabilnej inflacji – ponieważ nie było żadnych korzyści z jej wyższego poziomu. Zatem postulowali oni poprzez umocnienie niezależności banku centralnego oraz ustanowienie celu inflacyjnego – dla stabilizowania oczekiwań inflacyjnych. Przyjmowano, że polityka fiskalna nie powinna odgrywać głównej roli, bo jest powolna i może działać na rzecz wzrostu stopy procentowej. A poza tym – polityka pieniężna jest wystarczająco skuteczna.
Gdy na problem patrzy się przyjmując hipotezę chronicznej stagnacji obraz wygląda inaczej: problemem polityki pieniężnej jest to, że nie jest ona w stanie zmusić bankierów do stworzenia popytu wystarczających rozmiarów, by spowodować wzrost inflacji do poziomu wyznaczonego przez cel inflacyjny. Otwiera się pole dla polityki fiskalnej – czego, niestety zdają się nie dostrzegać decydenci. Głównym problemem stagnacji jest to, że neutralne realne stopy procentowe są zbyt niskie. Polityka pieniężna nie jest w stanie jej podnieść. Trzeba polityki fiskalnej.
Głównym problemem dzisiejszych czasów nie jest (podobnie jak nie był nim w latach 20.i30.) brak mocy wytwórczych – jest nim niewystarczający popyt. Problem te trzeba rozwiązywać przy pomocy polityki fiskalnej, a banki centralne winny współpracować z rządami na rzecz przełamania chronicznej stagnacji.
dr Jerzy Kropiwnicki jest członkiem Rady Polityki Pieniężnej, w przeszłości obejmował stanowiska ministerialne, był też prezydentem Łodzi oraz doradcą prezesa NBP