Bez Ukrainy Krym czeka gospodarcza katastrofa

Inspirowane przez Kreml oderwanie Autonomicznej Republiki Krymu i Sewastopola od Ukrainy, mające ukarać ją za zmianę kursu na proeuropejski, może dla regionu zakończyć się katastrofą gospodarczą. Bez ukraińskiej wody, elektryczności i kolei dowożącej turystów półwysep nie ma szans.
Bez Ukrainy Krym czeka gospodarcza katastrofa

"Krym, region sławy partyzanckiej" (CC By NC ND Roman Kondratiew)

Rosyjskie transportery opancerzone na krymskich drogach, uzbrojeni po zęby bojówkarze okupujący siedziby władz lokalnych, blokady portów lotniczych – to wszystko ma zdaniem inicjatorów tych akcji sprawić, że wchodzące w skład Ukrainy Autonomiczna Republika Krymu i Sewastopol ogłoszą secesję oddając się pod kuratelę Moskwy.

W sporze o przyszłość Krymu i Sewastopola stronnicy Rosji zdają się zapominać o tym, że o możliwościach egzystencji i rozwoju regionu decydują dziś twarde reguły gospodarcze a wśród nich poziom rozwoju infrastruktury i stopień infrastrukturalnej niezależności – nie polityczne widzimisię.

Kreml próbuje kupić sobie przychylność 2,4 mln mieszkańców Krymu obietnicami rosyjskich inwestycji, jakie w razie oderwania regionu od Ukrainy miałyby zostać zrealizowane na półwyspie. Według stanu z września zeszłego roku ogólna wartość rosyjskich inwestycji w Autonomicznej Republice Krymu po przeszło dwudziestu latach sięgnęła 360 mln dolarów włożonych głównie w budowę hoteli i gastronomię.  Teraz miałoby tam zostać włożone 5 miliardów dolarów z czego 2 miliardy jeszcze w tym roku. Niemal z dnia na dzień. Na ile to jest możliwe? …

Rosyjskie ministerstwo gospodarki zwróciło się do przedsiębiorców zrzeszonych w Handlowo – Przemysłowej Izbie Federacji Rosyjskiej o uczestnictwo w inwestycjach na terenie Krymu, a przedstawicielstwu handlowemu Federacji Rosyjskiej w Ukrainie poleciło przygotowanie listy potencjalnych projektów inwestycyjnych. Formalnie ma to być realizacja ustaleń zawartych przez rządy Ukrainy i Rosji w grudniu zeszłego roku, ale nad Dnieprem nikt nie ma wątpliwości, że faktycznie chodzi o kupienie przychylności mieszkańców Krymu. Na liście inwestycji znalazły się m.in. magistrala drogowa Kercz – Teodozja – Dżankoj – Cherson za 1,4 mld dolarów, budowa mostu nad cieśniną Kerczeńską o wartości 1,2 mld dolarów oraz modernizacja portów w Eupatorii, Teodozji, Kerczu i Jałcie w sumie za 1,8 mld dolarów.

Zdaniem ekspertów to zapowiedzi bez pokrycia; o realnych inwestycjach nie może być mowy. Forsowana przez Kreml secesja regionu większość z nich czyniłaby kompletnie nieprzydatnymi – korytarz drogowy kończyłby się na zamkniętej granicy pomiędzy Ukrainą a zbuntowaną prowincją, a towary rozładowywane w krymskich portach nie miałyby szans na wjazd na tereny podlegające władzom w Kijowie.

Każdy dostanie po kieszeni

O ile ewentualne rosyjskie inwestycje są wątpliwe, a nawet gdyby je zrealizowano nie przyniosłyby gospodarce regionu oczekiwanych korzyści o tyle straty z tytułu ewentualnego oderwania się regionu od Ukrainy byłyby natychmiastowe i masowo odczuwalne.

Krym jest w pierwszej dziesiatce dotowanych z budżetu centralnego regionów – w pierwszym półroczu zeszłego roku Autonomiczna Republika Krymu przekazała do budżetu centralnego 1,94 mld hrywien z tytułu wpływów podatkowych otrzymując z Kijowa 5,72 mld hrywien. W skali roku daje to dotację sięgającą miliarda dolarów, z którą automatycznie trzeba byłoby się pożegnać.

PKB regionu w 2012 r. wyniósł 4,3 mld dolarów. Zdecydowaną większość z tej kwoty wypracowała szeroko pojęta branża turystyczna, która, z uwagi na gigantyczne rozmiary szarej strefy, łatwiej jednak poddaje się ocenom socjologicznym niż oficjalnej statystyce.

– Rekreacja na Krymie to priorytet. Zgodnie z badaniami socjologicznymi liczba mieszkańców regionu uważających ją za główny priorytet krymskiej gospodarki stale rośnie. Obecnie ponad 77 proc. mieszkańców autonomii uważa sferę usług za główne lub dodatkowe źródło dochodu – podsumowywał jesienią zeszłego roku zakończony sezon Aleksandr Lijew, minister kurortów i turystyki Krymu.

W sytuacji, gdy trzy czwarte mieszkańców półwyspu w sposób bezpośredni i pośredni żyje z turystyki zachwianie dopływu odwiedzających byłoby prawdziwą katastrofą.

Według danych Ministerstwa Kurortów i Turystyki AR Krymu w zeszłym roku półwysep odwiedziło 5,8 mln osób. Zdecydowana większość dotarła najtańszym transportem naziemnym – koleją, zaledwie co dziesiąty przyleciał samolotem. A to oznacza, że w przypadku zamknięcia granicy lądowej pomiędzy Krymem a pozostałym terytorium Ukrainy – niemal stuprocentowo pewnego w razie ogłoszenia secesji – branża turystyczna straciłaby większą część klientów.

Najbardziej dochodowe biznesy – luksusowe hotele pensjonaty kluby restauracje – skupiły kryminalno – biznesowe elity, które próbują przejąć władzę w autonomii. Ich, zapewne, ewentualne oderwanie półwyspu od Ukrainy nie dotknęłoby tak jak setek drobnych „biznesów”, czyli ludzi wynajmujących pokoje, prowadzących bary itp.  Klienci 5* hoteli przybywają głównie drogą lotniczą. Ale problemy z zaopatrzeniem w wodę czy energię elektryczną uderzyłyby także w nich.

Zamknięcie granicy pomiedzy Krymem a resztą Ukrainy oznaczałoby też niemal całkowitą blokadę handlową – 88 proc. przewozów towarowych Krymu odbywa się drogą kolejową. Ukraiński ekonomista Jurij Sajenko ocenia, że aż 80 proc. żywności jest obecnie sprowadzana na Krym z innych regionów Ukrainy.

Co prawda można by ją sprowadzać drogą morską z Rosji, ale przestawienie sieci handlowych na kontrahentów ze wschodu zajęłoby czas i prawdopodobnie podniosło koszty transportu, a tym samym ceny.

W kolejce do wodopoju

Jedną z najważniejszych kwestii i najważniejszych problemów jest zaopatrzenie w wodę. Z zasobów znajdujących się na półwyspie nna mieszkańca przypada zaledwie 360 metrów sześciennych rocznie – jedna trzecia średniej dla Ukrainy. W okresach suszy i tak drastycznie małe zasoby kurczą się katastrofalnie do poziomu 100 metrów sześciennych i są wówczas pięciokrotnie niższe niż średnia w takich okresach dla całej Ukrainy.

83,5 proc. zużywanej na Krymie wody pochodzi z Dniepru, a konkretnie z Kachowskiego zbiornika wodnego skąd woda dostarczana jest na półwysep kanałem Północno – Krymskim. Już i tak fatalną sytuację pogarsza fakt, że zasoby wodne rozłożone są nierównomiernie – na rolnicze obszary stepu w centralnej i północnej części półwyspu przypada zaledwie 15 proc. miejscowych zasobów wodnych a pozostałe 85 proc. na tereny nadmorskie i góry na południowym wybrzeżu. W 2003 r., z którego pochodzą ostatnie dane, pobór wody z Dniepru wynosił 1423 mln metrów sześciennych, podczas gdy z lokalnych wód powierzchniowych i podziemnych w sumie zaledwie 270 mln metrów sześciennych.

Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której po ogłoszeniu secesji przez Krym i Sewastopol Ukraina nadal dostarczałaby im wodę. Bez tych zasobów rolnictwo na półwyspie nie przetrwa. Miejscowej wody brakowałoby nawet na potrzeby mieszkańców. Jedynie właściciele winnic położonych na górzystym południu Krymu mieliby nieco lepsze warunki.

Wyprawa w XIX wiek

Działające dziś na Krymie elektrownie dostarczają w sumie zaledwie około 10 proc. zużywanej energii elektrycznej. Niemal cały zużywany w autonomi prąd pochodzi z oddalonych o pięćset kilometrów elektrowni w Zaporożu i Krzywym Rogu. Nie istnieją żadne połączenia lokalnej sieci z rosyjską a wybudowanie takiego połączenia przez cieśninę Kerczeńską oddzielającą półwysep od Rosji jest w dającej się przewidzieć perspektywie nierealne.

Według danych z 2012 r. roczne zużycie energii elektrycznej przez stałych mieszkańców półwyspu wynosiło 2,7 miliarda kilowatogodzin (kWh) a zużycie na potrzeby sektora turystycznego dodatkowe 1,4 miliarda kWh. Przy czym z racji katastrofalnego stanu sieci skutkującymi stratami przy przesyle energii sięgającymi 30 proc. realne potrzeby mocy były znacznie wyższe.

Prognozy zużycia energii elektrycznej uwzględniające plany rozwoju regionu wskazują zaś, że łączne zapotrzebowanie na energię elektryczną może przekroczyć 8 mld kWh rocznie. Wymagałoby to gruntownej modernizacji istniejących elektrowni, budowy na terenie półwyspu źródła energii elektrycznej o mocy 600-700 MW oraz zwiększenia mocy przesyłowej linii łączących Krym z elektrowniami położonymi w innych regionach Ukrainy. To inwestycja, którą Rosjanie oczywiście mogliby wykonać, ale nie z miesiąca na miesiąc.

Lokalizacja fabryk nie oddaje nastrojów politycznych

Spójrzmy zatem w drugą stronę: czy Kijów i Ukraina Majdanu poradziłyby sobie bez uważanej za przemysłową wschodniej części kraju, gdyby doszło do jakiegokolwiek rozłamu?

Gdyby treść trwających wydarzeń sprowadzała się do kwestii etnicznych, zagrożenia praw i swobód mniejszości przez rdzennych Ukraińców opanowanych nastrojami nacjonalistycznymi, nietrudno byłoby przewidzieć, iż opór regionów, takich jak Krym byłby niezwykle silny i mógłby realnie zagrozić integralności państwa.

Referendum na Krymie nie oznacza jednak przyłączenia Krymu do Rosji, lecz raczej przypomina status mołdawskiego Naddniestrza, formalnie nie uznawanego, ale faktycznie odrębnego podmiotu politycznego.

Wydarzenia ukazują, iż kwestie narodowościowe odgrywają rolę drugorzędną. Sprawą najważniejszą jest powszechne odrzucenie przez Ukraińców systemu władzy opartego na wszechogarniającej korupcji, nepotyzmie, pełzającym ograniczaniu wolności obywatelskich, co doprowadziło państwo na skraj bankructwa.

Niezdolność elit władzy do wkroczenia na drogę reform strukturalnych, które umożliwiłyby dostosowywanie się do standardów europejskich i otwarcia ścieżki do integracji europejskiej, doprowadziła do kapitulacji władz wobec Rosji – Ukraina metodą szantażu ekonomicznego została wciągnięta do Unii Celnej.

Problem wyboru wspólnej drogi – z Rosją lub UE, stał się zewnętrznym przejawem dylematu: czy dokonywać ambitnej modernizacji państwa, czy też pozostawać peryferyjną częścią przestrzeni postsowieckiej.

Okazało się, że wprawdzie orientacja ku Zachodowi i demokracji silniejsza jest w Kijowie oraz w zachodnich regionach – we Lwowie, na Wołyniu i Podolu, ale poparcie dla Majdanu i zmian na Ukrainie szybko rozprzestrzeniają się także na regiony wschodnie i południowe. Janukowycz i Partia Regionów przeliczyli się w swych rachubach, iż polityczne zaplecze ich władzy stanowią robotnicy wielkich zagłębi przemysłowych: Doniecka, Krzywego Rogu, Dniepropietrowska.

Najważniejszą gałęzią produkcji i eksportu Ukrainy przynoszącą połowę dochodów z eksportu stanowi przemysł węglowy i metalurgiczny skoncentrowany w tych zagłębiach. Mimo głębokiej dezindustrializacji Ukrainy w ostatnim dwudziestoleciu zapewniają one zatrudnienie i dość stabilne dochody ich pracownikom, którzy z tego powodu mieli być zainteresowani w stabilności politycznej i lojalności wobec klanów oligarchicznych utrzymujących dotychczasowe władze.

Stąd też przekonanie, że oligarchowie Achmietow, Surkis, Pińczuk, Firtasz,Kołomojski są ostoją reżimu. Ich postawa wobec rewolucyjnych wydarzeń nie jest jeszcze jasna, ale nic nie wskazuje na to, że są oni specjalnie przywiązani do skompromitowanego układu i za wszelką cenę będą go bronić.

Jeden z nich „czekoladowy król”, Poroszenko, od początku był przeciwnikiem reżimu i finansowo popierał Majdan. Równocześnie ludzie ci nie pretendują do zajmowania stanowisk rządowych, zatem filtr personalny Majdanu nie powinien ich szczególnie niepokoić. Wydaje się, że ludzie którzy osiągnęli taki sukces gospodarczy dowiedli swych zdolności menedżerskich i mogą właściwie funkcjonować także w transparentnym systemie gospodarczo-finansowym, o ile uda się go stworzyć na Ukrainie.

Generalnie w przemyśle Ukrainy, z którym Janukowycz zgodnie z sowiecką tradycją wiązał nadzieje na poparcie swej władzy zatrudnionych jest tylko 18,5 proc. siły roboczej, podczas gdy w rolnictwie 15,8 proc. a ponad 65 proc. pracuje w usługach.

Jeśli przyjrzymy się rozmieszczeniu przemysłu w przekroju terytorialnym i branżowym to zobaczymy, że nie jest on bardzo silnie skoncentrowany, a duże zakłady znajdują się w różnych regionach.

Najlepiej rozwiniętymi ekonomicznie regionami są Donbas (obwód Doniecki i Ługański), Naddnieprze (obwód Diepropietrowski  i Zaporoski) oraz miasta Kijów, Charków, Odessa i Lwów ale np. przemysł materiałów budowlanych rozwinięty jest w Kijowie, Sumach, Chmielnickim, Czerniowcach, Czernichowie, Bałakłai, Amwrosjewce,Bachczysaraju i Nikołajewie; przemysł konstrukcji żelbetonowych w Charkowie, Dniepropietrowsku, Zaporożu, Krzywym Rogu, Czernichowie, Kijowie, Doniecku, Kachowce, szklarski w Kijowie, Stryju, Konstantinowce, Lwowie, Biereżanach, Buczaczu.

Prócz potężnego przemysłu wydobywczego i metalurgicznego (produkującego m.in. rury stalowe o wielkim przekroju do budowy rurociągów dla transportu ropy i gazu, na deficyt których przez długie dziesięciolecia cierpiała Rosja) w Ukrainie dobrze rozwinięta jest elektroenergetyka (kaskada hydroelektrowni na Dnieprze) oraz kilka elektrowni atomowych, a także przemysł chemiczny.

Gospodarka w buszu

Mimo sporych możliwości ekonomicznych kraju, władze, przy znanej polityce Rosji ustanawiającej dla Ukrainy najwyższe w Europie ceny na gaz, doprowadziły państwo na skraj bankructwa. W 2011 roku „Forbes” umieścił Ukrainę na 4 miejscu (za Gwineą) na liście dziesięciu najgorszych gospodarek świata.

PKB per capita jest znacznie niższy niż np. w Bułgarii i Serbii, a za największe jej słabości uznano skomplikowane ustawodawstwo, złe zarządzanie, słabą realizację przez sądy prawa dotyczącego wykonywania umów i szczególnie korupcję.

Nowy premier Ukrainy Arsen Jaceniuk powiedział publicznie, że skarb państwa został rozkradziony. W ostatnich dniach oddziały samoobrony uniemożliwiły wywóz znacznych sum pieniężnych z banków państwowych. Chodzi już nawet nie o rozmiary deficytu budżetowego do końca roku, ale zobowiązania na najbliższe tygodnie.

USA, Wielka Brytania i UE zadeklarowały udzielenie kredytu na 20 mld euro za pośrednictwem MFW, ale przedstawiciele MFW, nie posiadając odpowiednich gwarancji, nie potwierdzają gotowości przekazania tych środków. Według obliczeń ekonomistów dla uniknięcia bankructwa i ustabilizowania sytuacji ekonomicznej Ukraina potrzebuje 35 mld dol. na najbliższe dwa lata, a 25 mld dol. do końca tego roku. Znany ekonomista ukraiński Piekar uważa jednak, że jeśli nowe władze będą działać skutecznie, to Ukraina posiada jednak szanse uniknięcia bankructwa. Na arenie międzynarodowej pojawiają się też egzotyczne propozycje formułowane np. przez Zbigniewa Brzezińskiego przekazania niezbędnych środków nowemu rządowi przez ukraińskich oligarchów.
Autorem pierwszej części tekstu jest Michał Kozak, dziennikarz relacjonujący wydarzenia na Krymie. O przemyśle Ukrainy pisze zaś Wiktor Ross, znawca Wschodu, wykładowca UW, były ambasador RP w Mołdawii.

 

"Krym, region sławy partyzanckiej" (CC By NC ND Roman Kondratiew)

Otwarta licencja


Tagi