Autor: Mirosław Ciesielski

Wykładowca akademicki, opisuje rynki finansowe, zmiany na rynku fintechów i startupów

Branżę zarządzania aktywami czeka uberyzacja

Pomimo dużej zmienności na światowym rynku akcji rośnie znaczenie tzw. robo-doradców, czyli cyfrowych platform inwestycyjnych. Z ich usług korzystają przede wszystkim młodsi inwestorzy, na razie głównie w USA, Francji, Wielkiej Brytanii. Biorąc jednak pod uwagę wzrost światowej klasy średniej perspektywy tej formy inwestowania uznać można za co najmniej obiecujące.
Branżę zarządzania aktywami czeka uberyzacja

Infografika: Bogusław Rzepczak

Robo-doradcy to nic innego jak zaawansowane algorytmy, które bazując na profilu inwestora proponują dopasowane do jego sytuacji i preferencji portfele funduszy inwestycyjnych oparte o światowe indeksy akcji (ETF) i obligacji. Cechą charakterystyczną rozwiązania jest więc brak doradcy zarządzającego tą pasywną formą inwestycji, której wynik odzwierciedla zmiany indeksów rynkowych. Stąd opłaty za zarządzanie kilkakrotnie niższe (np. 0,15 proc. wartości portfela) niż w tradycyjnych funduszach (średnio 3,5 proc. rocznie). Poziom innych opłat też znacznie in plus odbiega od taryf stosowanych w tradycyjnych rozwiązaniach, w niektórych przypadkach praktycznie ich nie ma.

Automatyczne inwestowanie umożliwia rebalansowanie portfela inwestycji na dany dzień, np. koniec roku, tak aby portfel zachowywał taką samą, dostosowana do profilu inwestora strukturę udziałową aktywów. Uzyskane z inwestycji dywidendy są reinwestowane zgodnie z profilem inwestora. Można też skorzystać z optymalizacji podatkowej odpowiednio rozliczając straty na inwestycjach jeśli wystąpią.

Niektórzy robo-doradcy nie wymagają minimalnej kwoty inwestycji (np. Betterment), dla innych minimum to jedynie 500 dolarów (Wealthfront), inni ograniczają ofertę do bogatszych, którzy dysponują aktywami płynnymi wielkości co najmniej 50 tys. dolarów (Vanguard Personal Advisors). W porównaniu z ofertą zarządzania aktywami w wersji tradycyjnej to i tak niski próg, bo Vanguard, gigant na rynku (aktywa 3 biliony dol.) żąda 0,5 mln dolarów.

Ciekawym rozwiązaniem jest brak wymogu transferu funduszy na konto platformy inwestycyjnej, która może mieć dostęp do konta klienta umiejscowionego praktycznie gdziekolwiek. Z kolei nieliczna grupa robotów inwestycyjnych umożliwia klientom samodzielną konstrukcję portfela aktywów – bez oparcia o algorytmy. Głównymi kryteriami wyboru firmy automatycznego inwestowania przez klienta są: wartość zarządzanych aktywów, zaawansowanie interface-u użytkownika, struktura inwestycji, ilość i zróżnicowanie aktywów, niskie opłaty, minimalne wymagania wejściowe oraz bezpieczeństwo.

Inwestycje robo-doradców oparte są na funduszach pasywnych zgodnie z filozofią guru tego obszaru rynku Burtona Malkiela, autora bestseller-u „Błądząc po Wall Street”, wykładowcy na Princeton, a przez wiele lat doradcy inwestycyjnego w Wealthfront. Był on zdania, że „co prawda można znaleźć kilku Warrenów Buffetów na świecie, ale jest to trudniejsze niż poszukiwanie igły w stogu siana, dlatego lepiej kupić cały stóg”, czyli inwestować w indeksy aktywów, a nie poszczególne akcje czy fundusze. Tym bardziej, że większość (60-70 proc.) zarządzanych aktywnie przez doradców inwestycyjnych funduszy osiąga gorsze wyniki inwestycyjne niż odpowiadający im indeks, czyli benchmark. Technologie umożliwiają natomiast robo-doradcom analizowanie nawet 28 tys. światowych funduszy i przypisanie im rangi np. z punktu widzenia ryzyka, zysku czy stopnia zmienności, co następnie dopasowywane jest do profili konkretnych inwestorów.

Zasadniczo w ciągu 4 lat funkcjonowania tego rynku uformowały się trzy wyraźne segmenty robo-doradców:

– czyste aplikacje webowe, pozbawione aktywnego doradztwa, gdzie inwestorzy przechodzą proces inwestycji bez jakiegokolwiek wsparcia (Motif Investment i Jemstep);

– firmy oferujące inwestycyjne algorytmy, ale komunikujące się z klientem via Internet, a czasem telefon – ta forma związana jest z potrzebą budowy większego zaufania miedzy firmą prowadzącą usługi robo-doradcze a inwestorem szczególnie rozkwitła w ciągu ostatnich miesięcy, a więc pojawienia się na rynkach bessy;

– uznane firmy brokerskie i inwestycyjne o znanych brandach, które do swojego portfolio usług dodały automaty inwestycyjne (Charles Schwab, Vanguard, Edelman Online).

Wydaje się jednak, że przyszłość rynku to model hybrydowy – połączenie algorytmów z limitowanym obszarem personalnego doradztwa online, z pewnością za dodatkową opłatą.

Standardem w branży jest umożliwienie inwestorom dostępu online do swoich inwestycji za pomocą smartfonów. Jak może wyglądać proponowany portfel inwestora w średnim wieku oferowany przez jednego z kluczowych graczy czyli firmę Wealthfront?

Po podaniu danych dochodowych i majątkowych (fikcyjnych – dochód roczny 60 tys. dol.), demograficznych (np. wiek, ilość osób na utrzymaniu), określeniu celu inwestycji (emerytura) oraz profilu ryzyka (zachowawczy) algorytm proponuje nam następująca strukturę inwestycji: 35 proc. fundusz ETF akcji amerykańskich, 20 proc. ETF akcji zagranicznych, 15 proc. ETF akcji rynków wschodzących, 7 proc. amerykańskich spółek dywidendowych, 5 proc. akcji firm surowcowych oraz 18 proc. funduszy obligacji komunalnych.

Co ciekawe żaden element proponowanej inwestycji nie jest prowadzony przez Wealthfront, większość (akcje) przez konkurencyjnego, istniejącego też w realu Vanguarda. Stąd można powiedzieć, że Wealtfront to typowy fintech umożliwiający jedynie dostęp do inwestycji, a firma przecież biorąc pod uwagę wartość zainwestowanych aktywów – nieco ponad 3 mld dolarów – należy do czołówki branży robo-doradców.

Wspomniana kwota to według analityków brytyjskiego The Economist wartość wciąż zbyt skromna, aby zatrudniając ok. 100 specjalistów; generować przy niskich opłatach przyzwoite zyski. Wobec powyższego większość z 200 amerykańskich robo-doradców pozostaje nierentowna z uwagi na zbyt małe aktywa. Poza tym warto w tym miejscu przywołać obowiązującą w Dolinie Krzemowej zasadę, że startup powinien mieć rozwiązania 10-krotnie lepsze niż funkcjonujące dotąd firmy. Stąd z pewnością rynek czeka konsolidacja branży. Apetyty na rozwój są jednak ogromne.

Łącznie aktywa powierzone w automatyczne zarządzanie w USA nie przekraczały na koniec 2015 roku wartości 100 mld dol – to niecałe dwa razy więcej niż wartość polskiego rynku funduszy inwestycyjnych i kropla w porównaniu z aktywami zarządzanymi za oceanem – 30 bilionów dolarów. Firma konsultingowa Deloitte szacuje jednak, że do roku 2025 aktywa zarządzane przez robo-doradców urosną do 5-7 bln dolarów. AT Kearney mówi natomiast o 68 proc. wzroście rocznie w ciągu najbliższych 5 lat.

Jeśli to nastąpi branżę czeka uberyzacyjny szok, bo według PWC (Asset Management 2020: A Brave New World) nawet 35 proc. rynku zarządzania aktywami zdominują rozwiązania automatyczne. Jakie mogą być źródła tego wzrostu?

– Przyrost światowego bogactwa – 17,5 biliona dolarów w 2015 roku (w tym 60 proc. z regionu Azji i Pacyfiku, gdzie według badań Capgemini ok. 75 proc. inwestorów wyraża zainteresowanie rozwiązaniami automatycznymi wobec tylko 33 proc. w USA);

– Wzrost liczby zamożnych gospodarstw domowych – według McKinsey na świecie jest ich ok. 42 mln i dysponują one aktywami 13,5 bln dolarów oraz rocznymi przychodami 66 mld dolarów z czego 20-30 proc. może być otwartych na nowe, online-owe, nie wymagające obsługi formy inwestowania. Dotyczy to szczególnie Skandynawii i Azji, gdzie do klasy średniej zaliczać się będzie w 2020 roku 1,7 mld ludzi;

– Bolesne straty giełdowe indywidualnych inwestorów w Chinach, którzy poszukiwać będą stabilniejszych i łatwiejszych w obsłudze instrumentów inwestycyjnych;

– Włączenie rozwiązań automatycznych do pracowniczych planów emerytalnych w USA (tzw. plan 401(k) – firmy Betterment i Bloom już oferują pracodawcom takie rozwiązania;

– Osiąganie przez pokolenie millenialsów wyższych dochodów i ich skłonność do życia on-line (60 proc. dotychczasowych klientów robo-doradców to osoby poniżej 35 lat);

– Doskonalenie technologii automatycznego inwestowania w oparciu o dane aktuarialne, np. stan zdrowia, oczekiwane trwanie życia; większa transparentność opłat i możliwość lepszego porównywania wyników inwestycji, komunikacja w oparciu o media społecznościowe;

– Wdrażanie oszczędności w bankowych działach doradztwa inwestycyjnego – zastąpienie 550 doradców rozwiązaniami automatycznymi zapowiedział niedawno Royal Bank of Scotland;

– Wreszcie nie bez znaczenia jest wkroczenie na rynek znanych finansowych marek jak choćby Bank of America.

Póki co robo-doradcy w Polsce to dopiero przyszłość. A mogłyby one zmienić rynek funduszy inwestycyjnych oparty dziś o jedne z najwyższych w Europie stawek opłat dystrybucyjnych i zarządczych. Same fundusze indeksowane powinny stać się podstawowym narzędziem oszczędzania na emeryturę, chociażby w ramach IKE, tym bardziej, że rzadko kto zarządza swoim portfelem emerytalnym w sposób aktywny. Robo-doradcy uwolniliby więc swoich klientów od stresu wyboru i emocji, dając często wyższe stopy zwrotu i znacznie niższe koszty niż fundusze aktywnie zarządzane.

Liczba IKE opartych o fundusze to jedynie 205 tys. rachunków (24 proc. wszystkich kont IKE). Prowadzące je TFI praktycznie nie oferują klientom funduszy typu ETF, których oferta na rynku łącznie (poza IKE) nie przekracza kilkunastu (głównie w portfelu ING BSK, Ipopema oraz Quercus TFI) opartych głównie o krajowe indeksy giełdowe. Rynek jest więc zbyt mały po stronie podaży i popytu.

Może jednak właśnie dlatego jest szansa na jego rozruszanie? Rozwój technologii prędzej czy później znajdzie na to swoje rozwiązanie, chociażby w ramach wspólnego rynku europejskiego i możliwości świadczenia finansowych usług transgranicznych.

Autor jest dr. nauk ekonomicznych, wykłada w Wyższej Szkole Bankowej, Uniwersytecie Gdańskim i Gdańskiej Fundacji Kształcenia Menedżerów

Infografika: Bogusław Rzepczak

Otwarta licencja


Tagi