Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Brexit może kosztować Polskę 0,2-0,5 pkt proc. PKB

Wzrost rentowości obligacji, osłabienie złotego i niepewność wśród przedsiębiorców i konsumentów – takie są pierwsze efekty zaskakującego referendum w Wielkiej Brytanii. Nawet jeśli jego długofalowe skutki będą jeszcze poważniejsze polska gospodarka powinna sobie z nimi poradzić.
Brexit może kosztować Polskę 0,2-0,5 pkt proc. PKB

Fot. Kancelaria Premiera

„Polska gospodarka ma solidne fundamenty makroekonomiczne – jest zrównoważona zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Tempo wzrostu gospodarczego jest jednym z najwyższych w Unii Europejskiej przy niskim poziomie deficytu budżetowego i braku inflacji. Po okresie podwyższonej zmienności na rynkach, silne fundamenty polskiej gospodarki będą miały coraz większe znaczenie przy podejmowaniu decyzji przez inwestorów” – uspokajał dziś rano Narodowy Bank Polski.

„My nie jesteśmy jedynym rynkiem, który reaguje i zareagowaliśmy (…) relatywnie stabilnie, relatywnie łagodnie” – mówił wicepremier Mateusz Morawiecki.

Niemniej jeszcze w marcowym „Raporcie o inflacji” przygotowywanym przez Instytut Ekonomiczny NBP wymieniono Brexit jako czynnik zagrażający ówczesnej projekcji inflacji i PKB zakładającej wzrost PKB o 3,8 proc. w tym i przyszłym roku oraz inflację odpowiednio na poziomie -0,4 proc. i +1,3 proc.

„Konsekwencją niższego tempa wzrostu w Chinach i Stanach Zjednoczonych byłoby pojawienie się zaburzeń na globalnych rynkach finansowych oraz spowolnienie wzrostu w światowej gospodarce zarówno poprzez kanał handlowy, jak również w wyniku pogorszenia nastrojów wśród konsumentów i przedsiębiorców. Wpływ ten byłby znacznie silniejszy w przypadku zakończenia członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej (tzw. Brexit), które jeszcze bardziej ograniczyłoby aktywność w gospodarce strefy euro” – czytamy w ostatnim, marcowym raporcie.

Dalej ekonomiści NBP przedstawiali hipotetyczny scenariusz reakcji na spowolnienie (który być może teraz się zrealizuje) – podwyższona niepewność przekłada się na spadek tempa wzrostu PKB i niższą presję inflacyjną. Pogorszenie koniunktury przyczynia się zaś do wyższego deficytu budżetowego i być może rewizji w dół ratingów, co z kolei przekładałoby się na wzrost rentowności obligacji skarbowych. To zaś zmuszałoby rząd do zacieśnienia polityki fiskalnej. Szczególnie, że występujące jednocześnie osłabienie złotego zwiększałoby relację zadłużenia publicznego do PKB.

Każdy medal ma jednak dwie strony – słaby złoty poprzez poprawę konkurencyjności cenowej eksportu i wzrost kosztu importu byłby czynnikiem łagodzącym. Do tego doszłaby prawdopodobnie aktywna polityka monetarna, na którą Polska – w przeciwieństwie do innych krajów – wciąż ma możliwości. Wszystko to sprawiłoby, że Brexit przeszlibyśmy nieporównywalnie łagodniej niż np. upadek banku Lehman Brothers w 2008 roku.

W ogóle powyższy scenariusz jest tym najczarniejszym, bo wśród analityków dominuje umiarkowany optymizm.

„Brexit oznacza, że policy-mix w Polsce – konserwatywna polityka pieniężna połączona z wyraźną stymulacją fiskalną jest optymalny” – uważa Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. To on przedstawił przed referendum najdalej idącą prognozę w przypadku Brexitu – spadku polskiego PKB o 0,5 pkt. proc. w ciągu roku. Warto jednak zauważyć, że był to spadek z wysokich 4 proc. wzrostu do 3,5 proc.

Bank Nomura w piątkowy ranek ogłosił, że w wyniku Brexitu o 0,5 pkt. proc. spadnie PKB Czech i Węgier, a Polski tylko o 0,25 pkt. proc.

Określania konkretnej liczby nie podejmuje się mBank.

„Skala niepewności co do nawet samego kierunku zmian jest zbyt duża. Polska może być również postrzegana, jako kraj, gdzie dojdzie do eskalacji nastrojów kwestionujących architekturę UE. Reakcja rynków (natychmiastowa) będzie natomiast bardzo negatywna. W naszym regionie, gdzie Brexit wiąże się (mechanicznie) z mniej hojną UE (zagrożenie modeli wzrostu opartych na współfinansowanych inwestycjach, pogorszenie rachunków bieżących), dojdzie do znaczących spadków wartości walut i wzrostów rentowności obligacji” – przewidują jego analitycy.

Najbardziej brzemienny w skutkach dla polskiej gospodarki może być podział Unii Europejskiej na bloki o różnej prędkości.

Nie da się ukryć, że Wielka Brytania jest trzecim po Niemczech i Francji największym płatnikiem netto, a Polska największym beneficjentem funduszy unijnych. Mająca trwać ponad dwa lata procedura wyjścia z UE grozi zatem renegocjacją wieloletnich ram finansowych na lata 2014-2020. Szczególnie jeśli chęć zerwania więzów z Unią Europejską poczułyby też inne kraje.

Wielka Brytania jest także drugim po Niemczech krajem gdzie najwięcej eksportujemy – w zeszłym roku odpowiadała za 6,7 proc. polskiego eksportu. Pocieszające jest jedynie, że do Niemiec eksportujemy wielokrotnie więcej – 27,2 proc., a polskie firmy już po konflikcie ukraińskim wykazały się dużą elastycznością w szukaniu nowych rynków.

Pozostaje jeszcze kwestia Polaków mieszkających na Wyspach. Według różnych szacunków jest ich od 700 do 800 tysięcy. Zgodnie z brytyjskim prawem o stały pobyt mogą ubiegać się imigranci, którzy są w tym kraju legalnie minimum pięć lat. Oznaczałoby to, że wszyscy którzy przyjechali później niż w 2011 roku być może będą musieli starać się o brytyjską wizę lub wrócić do Polski. Ten dylemat może dotyczyć od 120 do 400 tysięcy osób.

Najbardziej brzemienny w skutkach dla polskiej gospodarki może być jednak podział Unii Europejskiej na bloki o różnej prędkości. Na niedzielę zapowiedziano w Berlinie spotkanie sześciu państw założycielskich UE: Niemiec, Francji, Włoch, Belgii, Holandii i Luksemburga. Być może to pierwszy krok na drodze do stworzenia rdzenia, który pójdzie np. w kierunku wspólnej polityki fiskalnej. Będziemy to musieli brać pod uwagę, tak samo jak fakt, że wszystkie te kraje posługują się euro.

Fot. Kancelaria Premiera

Tagi