Od lewej: Leszek Skiba, Paweł Wojciechowski, Ignacy Morawski, Foto Marek Pielach
Na nieprzejrzystość budżetową są na szczęście rozwiązania. Fundacja Fundament przedstawiła jedno z nich. Po wizycie na stronie www.mojepanstwo.pl/podatki każdy może zrozumieć budżet na swoim przykładzie. Wystarczy wpisać miesięczne wynagrodzenie aby dowiedzieć się na co idą nasze pieniądze co do złotówki.
Gdy wpiszemy 4351 złotych – czyli przeciętne wynagrodzenie brutto w marcu 2016 roku według GUS, okaże się, że podatki i daniny publiczne pochłaniają łącznie 2593 złote. Aż 818 złotych z tej kwoty zostanie wydane na ubezpieczenia społeczne, 312 złotych na edukację, 279 złotych na ochronę zdrowia, 174 złote na drogi, a 168 złotych na odsetki od długu publicznego. Zaskoczeniem może być tylko 110 złotych wydatków na administrację publiczną (w tym ledwie 3 złote na Kancelarie Sejmu, Senatu, Prezydenta, premiera oraz dotacje dla partii politycznych).
W porównaniu do innych państw regionu stosunkowo dużo wydajemy na obronę narodową, edukację i zabezpieczenia społeczne, a stosunkowo mało na zdrowie, administracje publiczną i obsługę długu.
Na stronie www.mojepanstwo.pl/finanse można zaś prześledzić to wszystko na wielkich liczbach. Są tam dane o wydatkach, dochodach i deficycie budżetu państwa od 1990 do 2015 roku. W pierwszej z wymienionych dat, za premierostwa Tadeusza Mazowieckiego, wydatki państwa wynosiły tylko 19,6 mld złotych i na tyle samo zaplanowano dochody. W 2015 roku, gdy za budżet odpowiadała premier Ewa Kopacz wydatki przekroczyły 343 mld złotych (w tym 82,8 mld złotych pochłonęły ubezpieczenia społeczne; 30,2 mld złotych obrona narodowa i aż 92,8 mld złotych dział „Różne rozliczenia”), a dochody to lekko ponad 297 mld złotych. Deficyt wyniósł więc 46 mld złotych i stanowił 15,5 proc. dochodów.
Na wykresie zbiorczym widać też dokładnie kiedy deficyt przekraczał 25 proc. dochodów lub był tej wartości bliski. – w 1992 roku gdy premierem był Jan Olszewski i od 2002 do 2004 roku gdy premierem był Leszek Miller. Często przywoływana w debacie publicznej stymulacja fiskalna rządu Donalda Tuska po światowym kryzysie gospodarczym z 2008 roku rzeczywiście jest widoczna, ale nie osiągnęła aż takich rozmiarów. W 2009 roku deficyt wynosił 9,96 proc. dochodów budżetowych, a w 2010 roku 20,97 proc. Także w 2013 roku deficyt wyniósł 21,48 proc dochodów.
Jakub Sawulski, ekonomista z Instytutu Badań Strukturalnych, zwracał przy tym uwagę, że od 2009 roku zmagamy się z załamaniem dochodów publicznych związanym ze zmianami w wysokości opodatkowania oraz pogorszeniem ściągalności podatków. Przy wysokim deficycie strukturalnym przed eskalacją problemu długu publicznego ratuje nas tylko szybkie tempo wzrostu PKB.
Znaczenie wzrostu PKB i lepszej ściągalności podatków podkreślał też wiceminister finansów Leszek Skiba.
– Jak rozmawia się z inwestorami spoza Europy, czyli z ludźmi, którzy mają inną perspektywę niż unijna, to kluczowe dla równowagi finansów publicznych nie jest dla nich to jaki jest poziom deficytu, ale jaki jest wzrost gospodarczy. (…) Wzrost gospodarczy pokazuje zrównoważenie i sensowność inwestowania w obligacje danego kraju – oceniał wiceminister.
Co do ściągalności podatków ocenił, że problem leży w administracji, która jest gorzej zorganizowana niż np. szajki wyłudzające podatek VAT. Rozwiązaniem ma być zatem powołanie Krajowej Administracji Skarbowej.
W upublicznionej dzień po konferencji Aktualizacji Programu Konwergencji, Ministerstwo Finansów zakłada, że uszczelnienie systemu podatkowego może do 2019 roku przynieść łącznie od 21,7 do 33,4 mld złotych (w samym 2017 roku od 6,5 do 16,7 mld zł).
Jeszcze bez znajomości tych liczb Ignacy Morawski, z WISE Europa ocenił, że poprawienie ściągalności podatków jest zadaniem bardzo ambitnym.
– Średnia luka w VAT w Unii Europejskiej to około 15 proc. wpływów teoretycznych. My mamy lukę na poziomie około 25 proc. Przyjmijmy naprawdę ambitne założenie, że zejdziemy o 10 punktów procentowych do poziomu średniej unijnej – to będzie dodatkowe 15 mld złotych czyli poniżej 1 proc. PKB. To wystarczy na sfinansowanie programu 500+ jeżeli doliczymy jeszcze podatek bankowy i podatek handlowy, ale na pewno nie wystarczy na inne zmiany obciążające finanse publiczne jak obniżka wieku emerytalnego, podwyższenie kwoty wolnej itd. – mówił Ignacy Morawski.