Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Chińska polityka schładzania rynku nieruchomości

Jeszcze rok temu sytuacja na chińskim rynku nieruchomości przypominała tę znaną z Polski sprzed ok. 4 lat, kiedy ceny rosły w szalonym tempie. Spekulacyjna bańka w końcu pękła i ceny gwałtownie spadły. U nas o wszystkim zdecydował rynek, w Chinach posunięcia administracyjne mające na celu jego schłodzenie.
Chińska polityka schładzania rynku nieruchomości

Miasto Tianjin (CC BY-SA mararie)

Różnie to wyglądało w różnych miastach i częściach kraju, ale generalnie sprowadzało się do obostrzeń w uzyskaniu kredytu hipotecznego na kupno więcej aniżeli jednego lokalu, podwyższenia wysokości wkładu własnego, wzrostu oprocentowania kredytów oraz innych limitów. Ograniczenia były tym bardziej rygorystyczne im bardziej „rozbuchany” był rynek nieruchomości w danym mieście. Najbardziej spekulowano mieszkaniami i działkami w Pekinie i Szanghaju. Tam osiągały one najwyższe ceny.

W tych dwóch metropoliach rynek był i jest nadal najbardziej oderwany od rzeczywistości, zaś popyt, zwłaszcza na nowe lokale, związany jest wyłącznie ze spekulacją nimi lub traktowaniem ich jako lokaty dla wielkich, pochodzących często z szarej strefy pieniędzy. Ludzie młodzi, którzy faktycznie nie mieli gdzie mieszkać, albo gnieździli się przy rodzinie, gdy ceny osiągnęły absurdalnie wysoki poziom, o własnym mieszkaniu nie mogli marzyć, nawet jeśli posiadali tzw. zdolność kredytową. Faktem jest, że odgórna polityka uspokojenia sytuacji przyniosła efekty. Pytanie tylko na jak długo?

Chińskie Narodowe Biuro Statystyczne monitoruje ceny nowych mieszkań w 70 dużych i średnich miastach i co pewien czas w oficjalnych komunikatach informuje o sytuacji na rynku. Generalnie można powiedzieć, że rynek przyhamował i panuje na nim stan wyczekiwania. Ceny przestały ostro rosnąć, ale też znacząco nie spadły. Analitycy rynku nieruchomości uważają, że wyraźniejszy spadek cen dopiero nastąpi.

Spekulujący mieszkaniami na 20-30 procentowe zyski w skali roku nie mają obecnie co liczyć. Gdy ponad dwa lata temu przyjechałem do Pekinu, w peryferyjnej zachodniej dzielnicy miasta gdzie mieszkam i która dynamicznie się rozwija, średnia cena metra kwadratowego mieszkania w nowym bloku – bo takie budownictwo dominuje w Pekinie – wynosiła ok. 10 tys. juanów za metr kwadratowy. W rok później było już prawie 15 tys. za metr. Teraz ceny oscylują tu wokół 20 tys. juanów, lekko nawet spadły, w każdym razie nie rosną już w takim tempie jak dotąd. (1 juan to ok. 50 polskich groszy; w przeszłości bywał znacznie tańszy).

Oczywiście w lepszych dzielnicach miasta ceny są wyższe i dochodzą nawet do ok. 30 tys. juanów za m2. Ich wysokość zależy też od położenia budynku, standardu mieszkania, bliskości od stacji metra, widoku za oknem itd. – słowem tego wszystkiego co na całym świecie decyduje o wartości lokalu. Według najnowszych danych, średnia cena zakupu m2 mieszkania w stolicy Chin w okresie styczeń-październik tego roku kształtowała się na poziomie około 14 tys. juanów – spadek ceny rok do roku wyniósł 5,1 proc.

Pamiętać trzeba jednak, że owa średnia trochę zaciemnia obraz sytuacji na rynku, bowiem standard nawet nowych mieszkań w Pekinie jest bardzo zróżnicowany. Zdecydowanie droższe są mieszkania luksusowe, lub eleganckie apartamenty, ale ten rynek rządzi się zupełnie innymi regułami. W Pekinie czy Szanghaju nie brakuje budynków dawno już ukończonych, w których praktycznie nikt nie mieszka.

Czasem całe piętra wykupili w nich chińscy nowobogaccy lokując w ten sposób swe kapitały, licząc na szybki zarobek. Jeśli nawet nie zarobią teraz szybko na ich sprzedaży lub wynajmie, to na razie na nich nie tracą. Liczą oczywiście po cichu na to, iż rynek znowu ożyje, a popyt na nowe mieszkania wraz z bogaceniem się ludzi, będzie dalej rósł, a ceny wraz z nim. Bywało też tak, że na mieszkania w bardziej atrakcyjnych miejscach Pekinu obowiązywały zapisy i listy społeczne bo sama walizka z pieniędzmi nie wystarczała.

W Chinach cudzoziemcy mogą bez problemu nabywać mieszkania. Cena jest jedna dla Chińczyków i dla przybyszy i są tacy co kupują, ale w obecnej sytuacji traktowanie takiej transakcji w kategoriach pewnego i szybkiego zarobku może okazać się dość ryzykowne. Pamiętać trzeba o tym, że kupując mieszkanie nie kupujemy prawa do ziemi, na której stoi budynek, bowiem nie istnieje w Chinach jej własność prywatna.

Ci których w Państwie Środka nie stać na kupno nowego mieszkania mogą próbować je wynająć, o ile jest ich na to stać. Rynek najmu oraz sprzedaży lokali opanowały w chińskich miastach większe lub mniejsze agencje, przy czym charakterystycznym tutaj obrazkiem jest widok ich punktów i biur dosłownie na każdym kroku. W typowym, dajmy na to pekińskim, pasażu handlowym, spotkamy najwięcej salonów fryzjerskich, sklepów z papierosami i alkoholem, punktów gastronomicznych oraz właśnie biur pośrednictwa sprzedaży i najmu mieszkań. W mojej okolicy w promieniu pół kilometra naliczyłem takich punktów, obklejonych szczelnie ofertami, aż 12.

Koszt wynajęcia ok. 50 – 60 metrowego mieszkania w Pekinie, w dobrym, ale nie jakimś szczególnie prestiżowym miejscu, to obecnie wydatek około 4 tys. juanów. Na przestrzeni ostatniego półtora roku ceny wzrosły blisko o 40 proc. Pobierana przez pośrednika prowizja równa jest wysokości miesięcznej opłaty za wynajęty lokal. Zdecydowana większość wynajmowanych mieszkań wymaga zainwestowania, jeżeli nie w remont, to przynajmniej w generalne sprzątanie, odmalowanie ścian itp.

Ogromna liczba agencji mieszkaniowych świadczyć może o tym, że w Chinach jest to świetny biznes. Tak do tej pory rzeczywiście było. Odgórna polityka schładzanie rynku mocno uderzyła jednak także w ten biznes. Jak podał ostatnio pekiński Urząd ds. mieszkalnictwa i rozwoju miasta, władze zamierzają cofnąć licencje 477 agencjom, które nie złożyły wniosków o przedłużenie. Wiele z agencji wobec zastoju na rynku spowodowanego spadkiem liczby zawieranych transakcji zwinęło interes, albo wyczekuje co będzie dalej. Ogółem w 2011 r. tylko z pekińskiego rynku  zniknęło blisko 1000 punktów pośrednictwa najmu lub sprzedaży mieszkań. Największe agencje mieszkaniowe jednak trwają, a nawet liczą, że kryzys uporządkuje rynek i znikną z niego agencje, które go psują, nie płacą podatków, działają na dziko i bez licencji.

Nie brakuje w Chinach głosów, że „zamrożenie” rynku na dłuższą metę źle odbije się na gospodarce kraju bowiem rynek nieruchomości w dużym stopniu ją napędzał. Lobbują, oprócz agencji mieszkaniowych, także deweloperzy. Uruchomiono wprawdzie dotowane przez państwo i lokalne rządy programy budownictwa – nazwijmy to społecznego – ale z pewnością nie zrekompensują one strat poniesionych przez „rekiny” chińskiej branży nieruchomości. Władze jednak nie zamierzają zmieniać szybko nowej polityki mieszkaniowej, która powstrzymała, szybki wzrost cen mieszkań, grożący krachem na rynku.

Państwowy interwencjonizm gospodarczy jest tu uznawany za cnotę, jako przeciwwaga dla rozwiązań czysto rynkowych, które czasem, o czym w Chinach często się przypomina, prowadzą do wynaturzeń. Tu padają najczęściej przykłady z zachodniego „podwórka”. Jak poinformowała właśnie państwowa Agencja Informacyjna Xinhua, polityka interwencji na rynku nieruchomości będzie kontynuowana, aż ceny spadną do, jak to określono, „rozsądnego poziomu”. Gdzie przebiega ta granica rozsądku, nikt nie podał.

Miasto Tianjin (CC BY-SA mararie)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Mieszkania do wynajęcia drożeją i znikają

Kategoria: Analizy
Od początku wojny w Ukrainie z polskiego rynku wyparowało aż dwie trzecie ofert. Czynsze podskoczyły od 20 do nawet 40 proc. Napływ uchodźców gwałtownie przyspieszył procesy, które i tak już następowały.
Mieszkania do wynajęcia drożeją i znikają