Cristian Popa: Chcemy dołączyć do strefy euro, ale euro nie jest lekarstwem na wszystko

Chcemy w przyszłości wejść do strefy euro, ale mamy jeszcze wiele rzeczy do zrobienia  – mówi Cristian Popa, członek Zarządu Banku Narodowego Rumunii.

Grzegorz Jeż, Obserwator Finansowy: Czy Rumunia nadal planuje wejście do strefy euro?

Cristian Popa, członek Rady Dyrektorów, Narodowy Bank Rumunii: Odpowiadając na pana pytanie, powiedziałbym, że jako obywatele Rumunii uważamy, że w tej kwestii mamy inną perspektywę przyjęcia euro niż Polacy. Jesteśmy, powiedzmy, większymi optymistami co do przyjęcia euro. Jednocześnie wiemy, że to nie panaceum. Wiemy, że przyjęcie euro nie rozwiąże problemów stojących przed rumuńską gospodarką, jeśli sami tego nie dokonamy. Wiemy też, że ten proces jest złożony. I wiemy, że strefa euro też ma kilka spraw do rozwiązania, do zmiany, takie jak unia fiskalna, konsolidacja fiskalna, czy unia rynków kapitałowych. Ale nasz optymizm musi być, powiedzmy, realistyczny. Nadal wierzymy, że przyjęcie euro byłoby dla Rumunii dobrym krokiem. Jesteśmy na to gotowi. To nie jest tylko przekaz naszego banku centralnego, ale to samo usłyszałby Pan od zwykłego Rumuna na ulicy. Jednocześnie wiemy, że musimy spełnić wymagania, musimy zostać zakwalifikowani, musimy spełnić kryteria akcesyjne. A to jest dłuższy proces. Bardziej złożony. Wiemy, że im większy kraj, tym bardziej złożony jest proces akcesyjny do UE. Dlaczego tak się dzieje? Weźmy przykładowo Bukareszt. W Bukareszcie średni poziom PKB mierzony parytetem siły nabywczej jest powyżej średniej europejskiej. Kiedy jednak spojrzymy na inne rejony kraju, na rozbieżności między stolicą a innymi miastami, te różnice mogą być znaczące. I na tym polega trudność. Musimy to brać pod uwagę. Prezes Narodowego Banku Rumunii przedstawił publicznie stanowisko w tej sprawie. Powiedział coś takiego: jeśli pominąć twórców strefy euro, to potem wchodziły do niej tylko małe kraje. Tak więc nie istnieje precedens, by do strefy euro dołączały duże kraje. W zasadzie powiedział on coś takiego: jeśli wydzielisz strefę miasta Bukareszt, gdzie mieszka ok. 4 miliony ludzi, to wejście do strefy euro jest łatwe. Ale co zrobić z resztą kraju?

Tak, rozumiem. Istotnie, trzeba by uwzględnić konsekwencje dla całego kraju. Ogólnie mówiąc, jakie byłyby pańskie oczekiwania co do potencjalnego przejścia na euro? Z pańskiej perspektywy, po co wchodzić do strefy euro?

Przede wszystkim, ze względu na uczciwą konkurencję, płynniejszą wymianę handlową. Zasadniczo eliminujemy ryzyko walutowe z obrotu handlowego. To jeden aspekt. Drugim są koszty finansowania. Uważamy, że gdybyśmy stosowali euro, moglibyśmy uzyskać niższe koszty finansowania. Wiemy, że to nie jest idealne rozwiązanie. Wiemy, że wymaga kompromisów. Wiemy, że decyzje z zakresu polityki pieniężnej nie będą podejmowane tylko przez jeden zarząd banku, przez rumuński bank centralny, ale przez Radę Prezesów na skalę całej Europy. Wiemy to, ale uważamy, że ten kompromis się opłaca. Uważamy, że posiadanie tej przyszłej ścieżki to dla nas dobry plan.

Czy uważa Pan, że poszerzanie strefy euro to proces, który nadal trwa? Czy strefa euro będzie przyjmować coraz więcej państw?

Biorąc pod uwagę najnowszą historię, odpowiedziałbym twierdząco. Mamy Chorwację, która właśnie wchodzi do strefy. Są nasi sąsiedzi, jak Bułgaria, która ma wkrótce dołączyć, która jest w trakcie procesu przystępowania do mechanizmu kursowego ERM2. No więc wydaje się, że strefa euro to żywy organizm. I ewoluuje, nasze podejście do tej kwestii jest konstruktywne.

Zmieńmy na chwilę temat. Nadal trwa wojna Rosji z Ukrainą. To już prawie rok. Cały czas istnieją różne scenariusze zakończenia tej wojny. Co według Pana może się stać, jeśli przeciągnie się ona na następne lata? I co to oznacza dla Europy, dla ludzi i dla gospodarki? Czy możemy coś przewidywać? Wiem, że to trudne, ale czy możemy założyć, co się stanie?

Próbuję być optymistą w tej sprawie. I ujmę to inaczej. Jeśli konflikt zakończy się wcześnie, jeśli wcześnie nastanie pokój, to uważam, że w zasadzie wyeliminowalibyśmy jeden ważny czynnik po stronie podażowej, który oddziałuje na cały świat, na ceny, ceny energii. Tak więc, uważam, że bylibyśmy w lepszej sytuacji, nie tylko my, jako Rumunia, ale my jako szefowie banków centralnych, jako europejskie gospodarki i, zasadniczo cały świat. Dlaczego to mówię? Otóż dlatego, że główny koszt – mam na myśli, oprócz ludzkiej traumy i kosztu ludzkiego – jeśli mówimy o koszcie gospodarczym, wtedy cały ten wstrząs inflacyjny powodowany podażą jest powiązany z cenami energii. Gwałtowny wzrost cen energii ma związek z wojną. Tak więc, gdyby wojna wkrótce się skończyła, to uważam, że wtedy mielibyśmy niższe ceny energii. W zasadzie – jak w przypadku pandemii, o której już nie rozmawiamy – pewne negatywne skutki nadal byłyby odczuwalne, ale ruszylibyśmy do przodu. Z listy spraw w zasadzie spadłaby jedna kwestia. A to oznaczałoby niższe ceny energii oraz otoczenie bardziej sprzyjające zmniejszaniu inflacji. A więc to byłby „plus”. Kiedy wojna się skończy? Trudno mi powiedzieć. Na pewno jako człowiek, jako ekonomista chciałbym, by się szybko skończyła, żeby szybko osiągnięto pokój. Ale niestety nie mam wpływu na ten konflikt. Ceny energii są na pewno dużym problemem.

Uważa Pan, że ceny energii oraz, ogólnie mówiąc, kryzys energetyczny, to – z perspektywy ekonomicznej – największy problem, przed którym stoimy?

One są powiązane. Zwykle to ich kombinacja. I zwykle ich skutki się kumulują, w sensie negatywnym. Tak więc mamy ceny energii. One powodują niższy wzrost gospodarczy w Europie. Europa jest naprawdę na skraju recesji. Chodzi mi o to, że kraje takie jak Rumunia czy Polska to duzi partnerzy handlowi Europy. ujemny wpływ cen energii poprzez relacje gospodarcze z Europą, dotyka także nas. I na pewno nie tylko cen energii. Mieliśmy zakłócenia w łańcuchach dostaw. Mieliśmy do czynienia ze skutkami pandemii. Wszystkie te czynniki sumują się i kreują otoczenie inflacyjne, dla którego, niestety, banki centralne nie mają idealnego rozwiązania. Mówiłem o inflacji powodowanej podażą. Niestety w bankach centralnych mamy instrumenty, które oddziałują głównie na stronę popytową, nie podażową. A to z powodu strony podażowej mamy inflację. Mervyn King, były prezes Banku Anglii, zwykł w prosty sposób opisywać taką sytuację. „Czym jest inflacja? To zbyt dużo pieniądza, który goni za zbyt małą ilość dóbr.” Obecny problem polega na tym, że jest zbyt mało dóbr. W banku centralnym nie możemy produkować gazu ani produkować ropy. Możemy tylko wpływać na stronę popytową. Byłoby nam znacznie łatwiej, gdybyśmy mieli wpływ na czynniki podażowe.

Można by powiedzieć, że obecnie banki centralne są w centrum uwagi, ale czy można powiedzieć, że w istocie nie one są głównym adresatem tego problemu? Problem bowiem wykracza, w bardzo dużym stopniu, poza zakres polityki finansowej.

W bardzo dużym stopniu. Uważam, że to właściwe określenie, ponieważ jednocześnie nie możemy powiedzieć, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Jeśli bowiem nie podejmiemy działań – a robimy to już od ponad roku – jeśli nie będziemy działać, ludzie nie będą nam ufać. Wówczas stracimy wiarygodność. Wtedy oczekiwania inflacyjne wzrosną i będziemy mieli jeszcze większy wstrząs. I wtedy będziemy musieli jeszcze bardziej podnosić stopy procentowe. Ale to co nam się udało w Rumunii, i w całym regionie, to moim zdaniem osiągnięcie równowagi. Wykonywanie stopniowo ruchów w dobrym kierunku, podejmowanie działań, a zarazem przypominanie, że wstrząs inflacyjny spowodowany jest stroną podażową. A więc działanie, mając na uwadze to, by nie zaszkodzić gospodarce, nie wystraszyć zbytnio inwestorów. Robienie tego co jest naszym obowiązkiem. Zgodnie z mandatem w zakresie stabilności cen; nasz cel inflacyjny wynosi 2,5%. Obecnie inflacja jest znacznie wyższa. Tak więc miało miejsce 11 kolejnych spotkań zarządu banku centralnego, na których głosowano za podwyżką stóp procentowych. Po 11 spotkaniach odbyło się jedno spotkanie, na którym powiedzieliśmy: „Wystarczy, przynajmniej na razie. Zakończmy podwyższanie stóp  i przeanalizujmy wszystko na nowo. Mamy teraz znacznie lepsze dane o inflacji.” Właśnie opublikowaliśmy nową prognozę inflacji. Widzimy, że ona spada, powiedziałbym nawet, że bardzo radykalnie. Chcę powiedzieć, że odchodzi tak jak przyszła, szybko i z powodu czynników zewnętrznych.

 

Wywiad został przeprowadzony 20 lutego 2023 r.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Strefa euro wykazuje w obecnym kryzysie energetycznym całkiem dużą odporność

Kategoria: Trendy gospodarcze
Głęboka i długotrwała recesja w strefie euro, której towarzyszyłby istotny wzrost bezrobocia nie jest obecnie scenariuszem bazowym na kolejne kwartały – uważa dr Piotr Żuk, p.o. zastępca dyrektora Departamentu Analiz i Badań Ekonomicznych NBP.
Strefa euro wykazuje w obecnym kryzysie energetycznym całkiem dużą odporność

Sandra Švaljek: Wejście do strefy euro było naszym celem

Kategoria: Trendy gospodarcze
Chorwacja zawsze była państwem silnie związanym ze strefą euro i ten czynnik stanowił ważny element w naszej decyzji o przystąpieniu do strefy euro – mówi Sandra Švaljek, zastępca prezesa Narodowego Banku Chorwacji.
Sandra Švaljek: Wejście do strefy euro było naszym celem