Autor: Daniel Gros

Dyrektor brukselskiego think tanku Ośrodek Badań Polityki Europejskiej, publicysta Project Syndicate.

Cicha śmierć nadzoru nad strefą euro

Czasami najważniejszym z wydarzeń jest to, do którego nie dochodzi. To wydarzenie podwójne: najpierw Komisja Europejska nie zareagowała wobec Hiszpanii i Portugalii na łamanie warunków Paktu Stabilizacji i Wzrostu, później nikt nie zareagował na ten brak reakcji.
Cicha śmierć nadzoru nad strefą euro

Według reguł Paktu [Stability and Growth Pact, SGP] Komisja powinna zaproponować nałożenie na Hiszpanię i Portugalię grzywny za odstępstwo – i to znaczne – od celów w zakresie deficytu fiskalnego. Byłaby to kara głównie symboliczna, ale wygląda na to, iż Komisja uznała, że symbolami nie ma się co zajmować.

Zresztą nie tylko Komisja zdecydowała się nie szczekać: reszta Europy też jest cicho. Nawet nie drgnęły Niemcy, czołowy unijny strażnik surowych reguł. Są wręcz doniesienia, że niemiecki minister finansów, Wolfgang Schäuble, lobbował u kilku komisarzy za nienakładaniem grzywien na Hiszpanię czy Portugalię. Krytykująca często Komisję Europejską za zbytnią pobłażliwość niemiecka prasa finansowa ledwie zauważyła tę decyzję.

Jak wyjaśnić tę ciszę? Fiskalna wyrozumiałość ma już w UE precedens. W 2003 roku wszystkie trzy duże kraje strefy euro (Francja, Niemcy i Włochy) miały deficyt przekraczający 3 proc. PKB, czyli górny pułap ustanowiony przez SGP. Pod koniec tegoż roku stało się jasne, że Francja i Niemcy (mające wówczas rekordowo wysokie bezrobocie) nie wypełniają swoich zobowiązań co do obniżenia deficytu.

Wtedy jednak Komisja – inaczej niż dzisiaj – naprawdę szczeknęła (choć ugryźć przecież nie mogła). Zaproponowała uruchomienie zawartej w Pakcie tak zwanej procedury nadmiernego deficytu. Taka propozycja nie wiązała się z nakładaniem jakichkolwiek kar. Koncentrowała się raczej na okresie poprzedzającym ewentualne ich nałożenie. A mimo to europejscy ministrowie finansów stanowczo się jej przeciwstawili, głównie z powodów politycznych.

Spór ten zajmował frontowe strony gazet w całej Europie, zwłaszcza w Niemczech, gdzie prasa – podobnie jak opozycja polityczna – skłonna była do ostrej reprymendy wobec rządu kanclerza Gerharda Schrödera za to, że nie udało mu się utrzymać rzetelności fiskalnej. Były gorące dyskusje o regułach fiskalnych i o roli Komisji we wcielaniu ich w życie. Krótko mówiąc – wył każdy.

Pomimo tego oporu Komisja postanowiła robić, co do niej należy i zganić Niemcy i Francję. Decyzja ta oznaczała wyraźny sygnał, iż obowiązek nadzorowania realizacji traktatów UE Komisja traktuje poważnie. Do tego stopnia poważnie, że będzie wymuszać stosowanie nawet tych przepisów, z którymi niekoniecznie się zgadza. Romano Prodi, ówczesny przewodniczący Komisji, ostro skrytykował sztywność Paktu Stabilizacji i Wzrostu. Ostatecznie jednak interesy polityczne wzięły górę i ministrowie finansów UE odrzucili propozycję Komisji.

Ministrowie zajęli się następnie reformą Paktu, przesuwając nacisk z samego wskaźnika deficytu na ocenę sytuacji budżetu przy uwzględnieniu stanu gospodarki. Komisja zaakceptowała reformę, a od tego czasu dokonała w Pakcie jeszcze kilku zmian – za każdym razem ogłaszając z dumą, że teraz jest on bardziej „elastyczny” a także bardziej „inteligentny” niż przedtem.

Dziś Hiszpania i Portugalia nie przestrzegają nawet tych nowych, elastycznych reguł. A mimo to obecna Komisja, kierowana przez przewodniczącego Jeana-Claude’a Junckera, była podzielona co do tego, czy należy wymuszać przestrzeganie tych reguł, a niektórzy komisarze opowiadali się za pobłażliwością. Sprawę, jak się wydaje, przesądziła interwencja Schäuble’a.

Jeśli więc chodzi o dopuszczanie, by względy polityczne wpływały na stosowanie przepisów, to niewątpliwie niewiele się zmieniło. A przecież tym razem Komisja dysponowała większą możliwością przezwyciężenia oporu ministrów finansów. Po kryzysie finansowym z 2008 roku Europa wprowadziła zasadę „odwróconej większości kwalifikowanej”, zgodnie z którą każda propozycja Komisji o nałożeniu grzywny jest ostateczna – chyba, że ministrowie finansów zdołają skrzyknąć przeciw niej większość dwóch trzecich. I na tym właśnie polega kluczowa różnica między dniem dzisiejszym a rokiem 2003: rozwiała się zdecydowanie determinacja Komisji do stosowania reguł Paktu Stabilizacji i Wzrostu.

Dobitnie uwydatnia ten fakt stosunkowa cisza w społeczeństwie i w mediach na ten temat. Poparcie dla reguł fiskalnych zanikło. Być może po nasileniu ataków terrorystycznych obywatele i przywódcy, zwłaszcza w Niemczech i we Francji, są zbyt zajęci kwestiami bezpieczeństwa. Mnóstwo uwagi pochłania również nadchodzący Brexit Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Ponadto w wielu krajach utrzymanie wysokiego zatrudnienia może się wydawać pilniejszym problemem gospodarczym niż zmniejszanie deficytu.

Spadek poparcia dla europejskich reguł fiskalnych niesie jednak poważne zagrożenia. Skoro najbardziej konkretne elementy schematu zarządzania strefą euro nie są rygorystycznie stosowane, to co zmusi kraje członkowskie do podejmowania reform i ustabilizowania poziomu zadłużenia? Niezobowiązujące upomnienia nie zadziałają. Wydaje się że kryzys został już zapomniany, podobnie jak ogromne, wręcz nie do uniesienia, premie za ryzyko, jakie w jego następstwie musiały płacić mocno zadłużone rządy.

Oficjalnie Komisja wciąż pracuje nad przygotowaniem projektu „prawdziwej” Unii Gospodarczej i Walutowej. W efekcie jednak decyzji Komisji o niestosowaniu Paktu prace stają się nieistotne. Dziś bowiem wyraźniej niż kiedykolwiek widać, że państwa UE przedkładają wewnętrzne imperatywny polityczne nad wspólne reguły – i nad wspólne dobro Europy.

© Project Syndicate, 2016

www.project-syndicate.org


Tagi