Autor: Paul De Grauwe

Ekonomista, prof. London School of Economics i były członek belgijskiego parlamentu

Credit default swaps służą spekulacji, trzeba to ukrócić

Do Fed i Komisji Europejskiej, które prowadzą już dochodzenie w sprawie użycia credit default swaps w celach spekulacyjnych, dołączyła Wielka Brytania. Według „Financial Times” banki inwestycyjne spodziewają się obostrzenia przepisów regulujących rynek instrumentów pochodnych. Choć banki inwestycyjne rzeczywiście spekulowały na greckim długu, winę za kryzys ponosi rząd Grecji i EBC.
Credit default swaps służą spekulacji, trzeba to ukrócić

Copyrifht by BELGA/PAP/

Grecki rząd ogłosił w środę kolejną wersję pakietu reformującego finanse publiczne. Oszczędności mają wynieść 4,8 miliarda euro. Czy nie są to spóźnione działania?

Właśnie na to czekaliśmy. Mam nadzieję, że teraz także europejscy liderzy zrobią to, co do nich należy, i pomogą Grecji. Wtedy będzie szansa na zażegnanie kryzysu.

Ale według dziennika „Financial Times” zwiększa się poziom zaangażowania funduszy hedgingowych przeciwko euro. Może to, co robi grecki rząd, jest niewystarczające?

Fundusze hedgingowe wyczuwają, że grożą im w Unii Europejskiej zmiany przepisów. Może właśnie z tego strachu przed ściślejszą kontrolą, tak się uaktywniają. Będą prawdopodobnie zmuszone do wysyłania raportów na temat swojej działalności, co nie może się im przecież specjalnie podobać. Ale nie ma wątpliwości, że trzeba uregulować rynek credit default swaps, bo one mają w sobie element spekulacyjny. W dodatku, dla ewentualnych spekulacji nie ma żadnych ograniczeń, a to może doprowadzić do ataków spekulacyjnych nawet na państwa, które nie mają problemów z finansami publicznymi. Coś z tym trzeba zrobić. Tzw. czyste credit default swaps powinny być wręcz zakazane, bo zawieranie takich kontraktów, to tak jakby ktoś ubezpieczał przed pożarem dom…sąsiada.

Wygląda na to, że w strefie euro jest teraz niebezpiecznie. To chyba dobrze, że Polski tam jeszcze nie ma?

Myślę, że powinniście poczekać kilka, może nawet 5 lat poza unią walutową. Aż zostanie to wszystko posprzątane.

Sprzątanie trzeba zacząć od  pytania, kto właściwie odpowiada za greckie problemy z długiem.

Oczywiście przede wszystkim zawinił grecki rząd, który po prostu oszukał własne społeczeństwo i europejskich partnerów. Część odpowiedzialności ponoszą również najwyższe instytucje Unii Europejskiej, no i oczywiście Europejski Bank Centralny.

Niektórzy komentatorzy większą winę przypisują amerykańskim bankom inwestycyjnym. Komisja Europejska i amerykański Fed już prowadzą w tej sprawie dochodzenie.

Transakcje z udziałem np. Goldman Sachs poprawiały wskaźniki o zaledwie kilka procent, tymczasem rząd grecki pozwalał sobie na kilkakrotne pomniejszanie wielkości deficytu. Banki inwestycyjne na pewno brały udział w upiększaniu wyników finansowych Grecji, ale nie można ich obarczać główną odpowiedzialnością za kryzys.

A czym zawinił EBC?

Europejski Bank Centralny zapewnia kredyt pod zastaw obligacji skarbowych. Tak też było w przypadku pożyczki dla Grecji. Sęk w tym, że agencje ratingowe obniżyły ocenę greckich obligacji do B+, a EBC ogłosił, że przyjmie tylko papiery, których rating wynosi co najmniej A-. I to był błąd. Takie postępowanie spowodowało jeszcze większy niepokój na rynku. EBC powinien był ogłosić, że nadal będzie przyjmować pod zastaw kredytu dla Grecji rządowe obligacje. Nie zrobił tego i dlatego moim zdaniem ponosi część odpowiedzialności za kryzys, z którym mamy obecnie do czynienia. EBC powinien też skończyć z posługiwaniem się agencjami ratingowymi i przeprowadzać analizy kredytowe poszczególnych krajów samodzielnie.

Potrzebna jest reforma EBC?

W sumie EBC wykonuje dobrą robotę, ale własna analiza kredytowa to niezbędny warunek, który musi spełnić, żeby nie powtórzył się przypadek Grecji. Z tego, co słyszę, to EBC już rozważa taką możliwość.

Wróćmy na chwilę do zachowania greckich rządów. Kraje wstępujące do strefy euro powinny ograniczyć swój deficyt budżetowy do 3 proc. PKB. W ciągu kilkunastu lat Grecja spełniła ten warunek tylko raz, w 2006 roku, a w roku ubiegłym prognozowała swój deficyt na poziomie 3,7 procent, po czym okazało się, że w rzeczywistości wynosi on 13 procent. Jak to możliwe, że pod nosem Eurostatu i innych unijnych instytucji można było tak kłamać?

Wszyscy byliśmy zaskoczeni. Rzeczywiście, nikt nie spodziewał się, że rząd Grecji tak bezczelnie koloryzuje sytuację finansową swojego kraju. Na szczęście w przyszłości trudniej będzie oszukiwać na taką skalę. Do tej pory Eurostat nie miał prawa sprawdzać danych, które przekazują mu poszczególne kraje, teraz takie uprawnienia będzie miał. Zresztą przedstawiciele Eurostatu już są w tej chwili w Atenach.

A co z innymi krajami, które nie spełniały kryteriów członków strefy euro? Będzie powtórka z Grecji?

Myślę, że inne kraje także mogły oszukiwać. W każdym razie upiększały nieco swoje wyniki, np. przez sekurytyzację długu. W latach 2004-2005 zdarzało się, że takie instrumenty, które pomagały wykazać się lepszymi wynikami, były nawet akceptowane przez Eurostat, co uważam za poważny błąd. Z pewnością jednak nikt nie kłamał na taką skalę, jak robiła to Grecja.

Według Jean-Pierre Jouyeta, szefa francuskiego urzędu nadzoru nad rynkami kapitałowymi, unijnym instytucjom brakuje narzędzi, by przywołać do porządku kraje, które nie utrzymują odpowiednio niskich deficytów budżetowych. Czy potrzebne są sankcje?

To zły pomysł. Nikt nie robi takich rzeczy. Nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie przewiduje kar. Doradzałbym raczej poprawę działania instytucji demokratycznych w krajach członkowskich. Byłoby dobrze, gdyby na przykład grecki urząd statystyczny uniezależnił się od polityków.

Czy Pana zdaniem istnienie strefy euro jest zagrożone?

Można sobie oczywiście wyobrazić upadek wspólnej waluty, ale jest to mało prawdopodobne. Hiszpania ma poważne problemy, ale trudno je porównać do sytuacji w Grecji. Zresztą jest wiele krajów poza unią monetarną, np. Wielka Brytania, które mają równie poważne problemy z długiem publicznym, tylko nikt się nimi tak bardzo nie przejmuje, co więcej nie są celem ataków spekulacyjnych, nie interesują się nimi fundusze hedgingowe i nie mają problemów z derywatami.

Dlaczego nie?

Bo agencje ratingowe są nieobiektywne, stronnicze. To przecież przede wszystkim organizacje o korzeniach anglosaskich. Może dlatego bardziej życzliwie traktują takie kraje jak Wielka Brytania, zakładając, że tam rządzi się sprawniej niż gdzie indziej. A przecież deficyt budżetowy Wielkiej Brytanii to istna bomba zegarowa.

Copyrifht by BELGA/PAP/

Tagi