(©Envato)
Chyba każdy rodzic wtłacza dziecku jak mantrę konieczność rzetelnej nauki umożliwiającej znalezienie w przyszłości dobrej pracy. Niektórzy, zaprzeczają tym słowom i na dowód tego podają przykłady milionerów, którzy nie grzeszyli sumiennością w szkole i nie ukończyli wyższej uczelni. Są to jednak „wyjątki potwierdzające regułę”. Zazwyczaj bowiem rzetelna edukacja idzie w parze z zarobkami.
Dane OECD o inwestycjach w edukację
Na istnienie wyraźnej zależności między wykształceniem a dochodem w krajach rozwiniętych wskazują choćby najnowsze dane OECD.
Jeśli za punkt odniesienia przyjmiemy zarobki osób z wykształceniem średnim (i przydzielimy im wartość 100), to łatwo dojrzymy poprawę zarobków wraz ze wzrostem wykształcenia. W przypadku średniej dla OECD (najnowsze dane dotyczące grupy wiekowej 25–64 lat) odpowiadające dochodom punkty te wyglądają następująco:
- Poniżej wykształcenia średniego – 78;
- Powyżej średniego (lecz bez wyższego) – 100;
- Częściowe wyższe, ale bez licencjatu – 123;
- Licencjat lub odpowiednik – 145;
- Dyplom magistra, doktora lub odpowiednik – 195.
Sytuacja w USA
Najpotężniejsza gospodarka świata, Stany Zjednoczone, nie jest tu wyjątkiem. Według danych Scotta A. Wolla i Jessiki Sullivan z amerykańskiego FRED (Rezerwa Federalna Banku Saint Louis) mediana dochodu wśród Amerykanów wynosi:
- bez dyplomu szkoły średniej (high school) – 22 320 dol.;
- wśród osób z dyplomem szkoły średniej – 41 190 dol.;
- wśród osób z odpowiednikiem licencjatu – (76 293 dol.);
- wśród osób z pełnym wyższym wykształceniem – 116 265 dol.
Najwięcej milionerów znajdziemy w USA wśród osób z najwyższym poziomem wykształcenia. Ponadto, wraz ze wzrostem wykształcenia spada bezrobocie – czytamy w analizie FRED. Wraz z wykształceniem rośnie też poziom bogactwa do dochodu. W najniższej grupie edukacyjnej i dochodowej wynosi on 1,43, w kolejnych 2,15 i 3,45, a w najwyższej – 5,58.
Im wyższy poziom bogactwa do dochodu (B/D), tym większe znaczenie gromadzonego kapitału w porównaniu do bieżących wpływów z aktywności zawodowej. Dla przykładu u Johna z majątkiem 1 mln dol. i rocznym dochodem 100 tys. dol. poziom B/D będzie wyższy niż u Paula dysponującego majątkiem 200 tys. dol. i dochodem 50 tys. dol. To wynika z tego, że John zarabia więcej niż Paul.
Wraz z wykształceniem rośnie też poziom bogactwa do dochodu.
Wyższy poziom B/D u zamożniejszych można wyjaśnić tym, że mają oni większą skłonność do oszczędzania. Dlatego też poziom bogactwa do dochodu jest u nich wyższy. Inne wyjaśnienie to chociażby lepsza edukacja finansowa. Zamożni wiedzą, że trzeba oszczędzać. Znają też metody pomnażania kapitału, jak choćby inwestowanie w akcje. I z tej wiedzy skwapliwie korzystają.
Kolejne wyjaśnienie wiąże się z możliwością zaspokojenia podstawowych potrzeb dzięki zarobkom. Powstaje nadwyżka, którą zamożni, bez większych trudności, mogą odłożyć na jakiś cel lub zainwestować.
Wróćmy jednak do problemu edukacji i zamożności. Jest on w pewnym sensie pokrewny do odwiecznego problemu co było pierwsze – jajko czy kura. Co zatem było pierwsze: edukacja czy zarobki? A może też mamy tu do czynienia jedynie z korelacją bez związku przyczynowo-skutkowego? Scott A. Wolla i Jessica Sullivan wśród przyczyn lepszej sytuacji osób wykształconych wymieniają m.in. naturalne zdolności, poślubianie osób podobnych sobie, dziedziczenie oraz kwestie zdrowotne.
Na szczęście cechy sprzyjające budowaniu dobrej przyszłości finansowej nie są zastrzeżone tylko dla elit. Inne grupy społeczne również mogą przejąć nawyki budujące zamożność. Chodzi tu o troskę o utrzymanie płynnych aktywów, możliwość ich dywersyfikacji, a także utrzymywania niskiego poziomu długu w porównaniu do majątku. Dzięki temu odsetki kumulują się od majątku, a nie od długu. Efekt kuli śnieżnej działa wówczas na naszą korzyść.
Edukacja a nierówności w Australii
Również dane z Australii wskazują na różnorakie korzyści z edukacji. Badania Australijskiego Departamentu Edukacji pokazały, że „wyższe osiągnięcia edukacyjne prowadziły do większych całkowitych dochodów, większego zróżnicowania źródeł dochodów oraz mniejszego polegania na świadczeniach emerytalnych”.
Wśród 10 proc. Australijczyków z najwyższymi dochodami znajdowało się 4 proc. osób z wykształceniem podstawowym; 15 proc. z licencjatem i aż 28 proc. z doktoratem. W przypadku 10 proc. najmniej zarabiających relacja ta wyglądała odwrotnie.
Wyższe osiągnięcia edukacyjne prowadziły do większych całkowitych dochodów, większego zróżnicowania źródeł dochodów oraz mniejszego polegania na świadczeniach emerytalnych.
Casus Nowej Zelandii
Z kolei David Scott z nowozelandzkiego ministerstwa edukacji w opublikowanym w czerwcu 2021 r. raporcie wskazuje na podobną zależność.
Wynika z niego, że mediana dochodów tygodniowych dla dorosłych w wieku od 25 do 64 lat z wykształceniem wyższym była około 40 proc. wyższa niż mediana osób z wykształceniem podstawowym i około 23 proc. wyższa w stosunku do osób z wykształceniem średnim.
Przykład Nowej Zelandii jest ciekawy o tyle, że dysproporcje dochodowe związane z wykształceniem są względnie niewielkie. Jak jednak zauważa autor analizy, wynika to z ogólnie wysokiego poziomu zarobków w Nowej Zelandii oraz z rozwiniętej sieci wsparcia społecznego. Kolejnym atutem jest tu także ogólnie wysoki poziom edukacji. Mimo to również w Nowej Zelandii widać istotne powiązanie między edukacją a zarobkami.
Nad Wisłą też warto się uczyć
Polska pod względem aspiracji edukacyjnych nie odbiega od krajów zachodnich. Poziom wykształcenia w naszym kraju systematycznie rośnie. Wszak w latach od 2016 do 2020 liczba osób z wykształceniem wyższym wzrosła łącznie o 2,9 punktów procentowych. W 2020 r. dyplomem wyższej uczelni mogło pochwalić się 22 proc. polskich mężczyzn oraz 29,1 proc. polskich kobiet. Mogłoby się więc wydawać, że skoro wykształcenie jest tak powszechne, to staje się już mniej istotne. Trzeba przyznać, że utyskujący na nadwiślańskie „fabryki magistrów” mają nieco racji. Mimo wszystko twarde dane temu przeczą. Wszak według raportu GUS „Kapitał ludzki w Polsce w latach 2016–2020” opublikowanego w grudniu 2021 r.:
„dane […] obrazują bezpośredni związek pomiędzy poziomem wykształcenia a wysokością wynagrodzenia brutto. Zależność ta jest tym bardziej widoczna, im wyższy jest formalny poziom wykształcenia. Mniejsze zróżnicowanie płac w grupie osób z wykształceniem średnim i niższym może wskazywać na fakt, że większą rolę odgrywają tu posiadane przez pracowników umiejętności”. Osoby z wykształceniem na poziomie doktoratu lub wyższym stanowiły grupę o najwyższym poziomie dochodów. „W populacji mężczyzn wynagrodzenie to wyniosło 8532,93 zł i było wyższe od średniej dla kraju o 70,5 proc., podczas gdy w tej samej grupie wynagrodzenie kobiet przewyższało średnią o 36,1 proc.” – podaje GUS.
Największą premię za wykształcenie odnotowano w województwie mazowieckim, w którym mężczyźni legitymujący się przynajmniej stopniem doktora zarabiali przeciętnie 10 036,82 zł. To o 29,8 proc. więcej od średniej dla kraju w tej grupie. Premia za wykształcenie doktorskie lub wyższe okazała się zaś najmniejsza w województwie kujawsko-pomorskim (6835,67 zł mężczyźni i 5437,36 zł kobiety).
W 2020 r. dyplomem wyższej uczelni mogło pochwalić się 22 proc. polskich mężczyzn oraz 29,1 proc. polskich kobiet.
Ponadto według wspomnianego raportu GUS przewaga pod względem zarobków u Polaków z wykształceniem magisterskim lub równorzędnym nad osobami z wykształceniem średnim ogólnokształcącym wynosiła 68,4 proc. W przypadku mężczyzn różnica ta wynosiła 85 proc., a kobiet – 64,3 proc. Z kolei osoby z wykształceniem średnim zawodowym zarabiały (w 2018 r.) o 17,2 proc. więcej niż osoby legitymujące się wykształceniem zasadniczym zawodowym.
Nie wszystko jest takie oczywiste
Choć edukacja przyczynia się zazwyczaj do wzrostu dochodów, to jak zauważają Anthony P. Carnevale, Ban Cheah i Emma Wenzinger w raporcie „The College Payoff. More Education Doesn’t Always Mean More Earnings”, nie zawsze się tak dzieje .
Według badania posiadacze dyplomu magistra zarabiają w USA średnio w ciągu życia 3,2 mln dol. i 80 tys. dol. rocznie. To o 14 proc. więcej niż posiadacze dyplomu licencjata. Z kolei osoby ze stopniem doktora zarabiają w ciągu życia średnio 4 mln dol., co oznacza roczny zarobek w wysokości 100 tys. dol. Natomiast posiadacze profesjonalnych dyplomów (professional degree holders), tak jak lekarze czy prawnicy zarabiają najlepiej – średnio 4,7 mln dol. rocznie i 117 500 dol. miesięcznie. To o 68 proc. więcej niż pracujący ze stopniem licencjata. Przynajmniej co czwarty „professional degree holder” zarabia więc lepiej niż magister na poziomie mediany.
Warto pamiętać, że autorzy tego raportu uznali „profesjonalne dyplomy”, łączące wykształcenie wyższe z uprawnieniami zawodowymi, za wyższy poziom edukacji nawet od doktoratu. Gdyby założyli, że jednak doktorat stoi oczko wyżej, to okazałoby się, że istnieje wyjątek od reguły jakim jest związek między wykształceniem a dochodem. Wszak analiza pokazuje, że dyplom profesjonalny jest powiązany z wyższym dochodem niż dyplom doktorski.
Według badania posiadacze dyplomu magistra zarabiają w USA średnio w ciągu życia 3,2 mln dol. i 80 tys. dol. rocznie. To o 14 proc. więcej niż posiadacze dyplomu licencjata.
Im wyższe wykształcenie, tym wyższy wzrost zarobków. U progu kariery osoby z dyplomem profesjonalnym (traktowanym w tym raporcie jako najwyższy poziom wykształcenia) ustępują w zarobkach doktorom. Jednak już w wieku 30 lat wychodzą na prowadzenie, a następnie tę przewagę zwiększają. Wzrost zarobków tej grupy jest najwyższy od początku życia zawodowego (25 lat) do ukończenia 40 lat i wynosi 131 proc. Dla porównania dochody osób nieposiadających nawet dyplomu liceum rosną jedynie około 20 proc. między 25 a 40 rokiem życia.
Wykształcenie wykształceniu nierówne. Według wspomnianego raportu na czele najlepiej opłacalnych dyplomów magistra znajdują się: architektura, inżynieria, statystyka komputerowa oraz matematyka i biznes.
Jednak absolwenci mniej zyskownych kierunków nie muszą się załamywać. Pod warunkiem że są naprawdę dobrzy. Najlepiej radzący sobie w gorzej płatnych dziedzinach zarabiają lepiej od przeciętniaków z bardziej cenionymi dyplomami. Na przykład co najmniej 1/4 najlepiej zarabiających absolwentów kierunku „komunikacja i dziennikarstwo” radzi sobie lepiej niż architekci czy inżynierowie zarabiający na poziomie mediany.
Znaczenie szkoleń zawodowych
Wykształcenie formalne jest korzystne, lecz równie istotne, (a może jeszcze bardziej), jest szkolenie zawodowe. Anu Madgavkar i Sven Smit z McKinsey przeanalizowali dane z 4 mln miejsc pracy ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Wielkiej Brytanii oraz Indii.
Eksperci przekonują, że firmy, stawiające naukę i rozwój zawodowy na poczesnym miejscu korzystają na tym bez względu na to, czy konkretny pracownik w pełni rozwinie swój potencjał. Ich szacunki pokazują, że dwie trzecie przeciętnego bogactwa jednostki to tzw. kapitał ludzki. Co najmniej połowa z tego przypada na doświadczenie zawodowe, a nie formalną edukację. U osób mniej wykształconych, doświadczenie zawodowe okazuje się jeszcze istotniejsze.
„Wzrost dochodu pracownika zmywaka, który potem zostaje młodszym kucharzem w restauracji, następnie starszym kucharzem i ewentualnie szefem kuchni jest niemal całkowicie zasilany przez techniki branżowe, których uczy się w pracy” – podkreślają analitycy.
Doświadczenie zawodowe wpływa na 40–43 proc. średniorocznych zarobków w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Z kolei w uboższych i słabiej wykształconych Indiach jest to aż 58 proc.
Zdaniem autorów raportu doświadczenie zawodowe wpływa na 40–43 proc. średniorocznych zarobków w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Z kolei w uboższych i słabiej wykształconych Indiach jest to aż 58 proc.
Doszkalanie pracowników przynosi konkretne zyski
Opłacalność kursów zawodowych potwierdza też obejmujące lata 1996–1998 badanie American Society for Training and Development (ASTD) pokazało, że współczynnik TSR (całkowity zysk udziałowca) wynosił w przypadku firm wydających więcej niż mediana na kształcenie pracowników był o 86 proc. wyższy niż TSR firm wydających mniej.
Firmy nieszczędzące środków na edukację pracowników „pokonały rynek” o 45 proc.
Wskaźnik S&P 500 w latach 1996–1998 wyniósł 25,5 proc., co oznacza, że firmy nieszczędzące środków na edukację pracowników „pokonały rynek” o 45 proc. Co więcej, firmy z górnych 25 proc. badanej grupy (pod względem wydatków na doszkalanie zawodowe) cechowały się wyższym dochodem na pracownika. Różnica okazała się niebagatelna i wyniosła 218 proc. Edukacja i szkolenie zawodowe nie są, oczywiście, jedynym warunkiem sukcesu. Związek między nimi nie wydaje się jednak wynikać wyłącznie z przypadkowej korelacji. Edukacja, szczególnie praktyczna, sprzyja bowiem zarówno rozwojowi myślenia, jak i dyscypliny. Pomaga też nabywać konkretne umiejętności ważne w zawodzie. Oczywiście wiele zależy od branży i kierunku kształcenia. Nie powinno nam to jednak przesłaniać zasadniczego wniosku. Uczyć się warto, podobnie jak warto doszkalać pracowników.