(©Envato)
Działający pod egidą ONZ Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) opublikował kolejny, szósty raport nt. obecnej sytuacji klimatycznej na Ziemi. Sekretarz generalny organizacji António Guterres uznał raport za „potępiający osąd dotyczący przegranego przywództwa klimatycznego”.
Kilkudziesięciu znanych ekspertów z całego świata oraz wszyscy członkowie IPCC przedłożyli 4 kwietnia 2022 r. liczący 17 rozdziałów i 2913 stron raport (ogólnie w tym projekcie bierze udział ponad 200 naukowców z 69 krajów świata), który jest wielkim alarmem, a zarazem dowodem naszych (jak to komunikują autorzy raportu) zaniechań i nieodpowiedzialności.
Dzwon na trwogę
W ocenie Guterresa, z wnikliwych badań i ustaleń ekspertów IPCC wynika, że „prawie połowa ludzkości żyje już teraz w strefach zagrożonych, wiele ekosystemów znajduje się w punkcie krytycznym i stanie bez odwrotu, a niekontrolowana emisja węglowodorów prowadzi najbardziej wrażliwych na świecie na zagładę”. Stąd jego dramatyczny apel, by działać natychmiast, nie zwlekać, gdyż „dalsza zwłoka to śmierć”.
W Polsce, gdzie kwestia zmian klimatycznych nie znajduje się w centrum debaty publicznej, ten kluczowy i dramatyczny w wymowie raport, a raczej alarm i dzwon na trwogę przeszedł w mediach praktycznie bez echa, podobnie jak na świecie, przykryty wojną na Ukrainie, pandemią (lockdown w Szanghaju) i innymi sprawami bieżącymi.
Tymczasem treści tego obszernego i miażdżącego w swej wymowie dokumentu oraz pokazane w nim dane mówią same za siebie: żyjemy i postępujemy nieodpowiedzialnie, na koszt przyszłych pokoleń, grożąc dalszemu przetrwaniu życia na naszej planecie.
Raport IPCC interpretuje fakty jako niepodważalne. Stężenie dwutlenku węgla na Ziemi jest najwyższe od 36 mln lat. Krzywa Keelinga, wykazująca stężenie gazów cieplarnianych w atmosferze, sięga aktualnie 418,8 ppm, podczas gdy dziesięć lat temu wskaźnik ten wynosił 394,1 ppm, a za dopuszczalny poziom, bez niebezpiecznych skutków ubocznych dla życia na Ziemi naukowcy wskazali poziom 350 ppm.
Według badań klimatycznych gwałtowne przyspieszenie zmian klimatu nastąpiło od lat 80. i 90. minionego stulecia, czyli w ramach najnowszej fali globalizacyjnej, gdy silnie rosły obroty handlowe i ruszyła masowa turystyka, nie mówiąc o rozwoju motoryzacji i próbie dojścia do poziomu państw rozwiniętych ze strony „wschodzących rynków”, w tym organizmów najludniejszych na globie, jak Chiny, Indie, Indonezja czy Brazylia. Jeździliśmy i lataliśmy coraz więcej i nawet pandemia niewiele nas pod tym względem wyhamowała.
Gwałtowne przyspieszenie zmian klimatycznych nastąpiło od lat 80. 90. minionego stulecia, czyli w ramach najnowszej fali globalizacyjnej, gdy silnie rosły obroty handlowe, wymiana osobowa i ruszyła masowa turystyka, nie mówiąc o motoryzacji i próbie dojścia do poziomu państw rozwiniętych ze strony „wschodzących rynków”.
Jesteśmy – niestety – na najlepszej drodze, by przekroczyć punkty krytyczne wskazane w głośnym porozumieniu paryskim z końca 2015 r. (COP-15), czyli przed dojściem do poziomu 450 ppm oraz przekroczeniem do 2040 r. wzrostu średniej temperatury na planecie Ziemia o 1,5 ºC. To – zdaniem ekspertów IPCC – grozi nadmiernymi upałami na wielu obszarach planety, niepohamowaną erozją ekosystemów oraz wzrostem poziomu mórz zagrażających wielu obszarom na lądzie.
Do tego dojdą dalsze, trudne do zahamowania pożary (ich ostatnio notowana liczba jest pięciokrotnie większa niż w latach 70. minionego stulecia, na co zwracała uwagę w głośnej książce Naomi Klein), a w ślad za tym chroniczny głód milionów ludzi (już dziś skrajnym ubóstwem, głównie w Afryce, zagrożonych jest około 200 mln osób).
Co robić?
Jeden z promyków nadziei zawartych w tym dewastującym raporcie to stwierdzenie, że wzrost emisji gazów cieplarnianych w ostatniej dekadzie (2010-2019) był mniejszy niż w poprzedniej (2000-2009), co oznacza, że powoli zaczynamy przechodzić na alternatywne źródła energii. Jednakże robimy to zbyt wolno, niezdecydowanie i nadal jesteśmy zbyt mocno uzależnieni od surowców spalanych, jak ropa, węgiel i gaz.
Inna pozytywna tendencja, to po 2010 r. stały spadek cen produkowanych źródeł odnawialnych (paneli słonecznych, turbin wiatrowych, itp., a oczekuje się dość szybkiej rewolucji również w produkcji samochodów elektrycznych – i będących największą przeszkodą kosztową pod tym względem – baterii). To one wraz z szybko postępującą digitalizacją naszego życia (połączenia wirtualne i zdalne) stają się poważną nadzieją na poprawę.
Z racji dość jednoznacznej oceny sytuacji – strategiczne cele postawione w tym raporcie są ambitne i jasne: obniżenie emisji o 45 proc. do 2030 r. i zero emisji do 2050 r.
Z racji dość jednoznacznej oceny sytuacji – strategiczne cele postawione w tym raporcie są ambitne i jasne: obniżenie emisji o 45 proc. do 2030 r. i zero emisji do 2050 r. Tylko to, zdaniem ekspertów, może nas uratować przed katastrofą – trudną do przewidzenia w jej ostatecznych skutkach. Tymczasem aktualne plany i zamiary rządzących mówią o tendencji dokładnie odwrotnej, a więc wzroście emisji o 14 proc. do końca tej dekady. Albo zmienimy myślenie i plany, albo się pogrążymy.
Albowiem raport otwarcie przestrzega – jesteśmy w newralgicznym punkcie: teraz, albo nigdy. Ponadto dodaje, że aktualne tendencje i planowane spożycie surowców grozi tym, że temperatura na Ziemi może wzrosnąć do końca bieżącego stulecia nawet o 3 ºC, a konsekwencje – i koszty – takiego wzrostu są niewyobrażalne i trudne do oszacowania.
Trzeba natychmiast zmienić nasze postępowanie. Co w zamian? Główne zalecenia raportu są następujące:
- węgiel musi być wyeliminowany z miksu energetycznego przed przekroczeniem wzrostu przeciętnej temperatury na planecie o 1,5 ºC;
- kluczowe jest przejście na alternatywne źródła energii, tymczasem inwestycje w niskoemisyjną energię są aż sześć razy mniejsze od wymaganego poziomu;
- uwalniający się coraz częściej metan, gaz o wiele groźniejszy od dwutlenku węgla (dający aż 28-krotnie większe ocieplenie niż dwutlenek węgla), którego emisja jest obecnie najwyższa od 800 tys. lat, musi być zredukowany minimum o jedną trzecią;
- wskazane jest dalsze zalesianie terenów, bo od 1990 r. świat stracił ponad milion km kwadratowych lasów, w tym tych najcenniejszych – tropikalnych, nawet jeśli nie będzie ono decydujące w toczącym się boju ze zmianami klimatycznymi;
- wymagane są natychmiastowe zmiany w kluczowych sektorach gospodarki, takich jak przemysł spożywczy (odejście od wołowiny, zagospodarowywanie psującego się jedzenia, itp.), systemy energetyczne, transport czy budownictwo.
Wiadomo, jaki jest mniej więcej rozkład przyczyn emisji: 31 proc. wytwórstwo rzeczy (budownictwa, stal, plastik), 27 proc. energia elektryczna, 19 proc. uprawy (rośliny i zwierzęta), 16 proc. transport, 7-8 proc. klimatyzacja, chłodzenie itp. To tutaj, właśnie w tych dziedzinach i branżach trzeba dokonywać najgłębszych ingerencji i zmian.
Koniec gadania
Kluczem do przyszłości staje się energia. Bez głębokiej restrukturyzacji w tej dziedzinie katastrofa klimatyczna, w jakiej już tkwimy, jedynie się pogłębi – przestrzegają autorzy opracowania. Nie da się jednak tego zrobić bez zdecydowanych działań, wyobraźni i woli politycznej, których na razie wyraźnie brak – dodają. Podobnie jak w przypadku słynnego raportu sir Nicholsa Sterna mamy do czynienia bardziej z zaniechaniem niż jakimkolwiek zdecydowaniem. Mówi się czasami nawet dużo, robi się mało.
Największa odpowiedzialność spada na kraje najbardziej rozwinięte (ustalono, że największymi emitentami w skali światowej jest 10 proc. gospodarstw domowych o największych dochodach) oraz największe państwa. Wiadomo, że wszelka walka ze zmianami klimatycznymi nie zakończy się sukcesem bez należytej woli politycznej w USA, Chinach, Indiach czy Indonezji, a nie tylko w państwach Unii Europejskiej czy – najbardziej zaawansowanych pod tym względem – skandynawskich.
Największa odpowiedzialność spada na kraje najbardziej rozwinięte (ustalono, że największymi emitentami w skali światowej jest 10 proc. gospodarstw domowych o największych dochodach) oraz państwa największe.
Nie wiemy, czy furtką i rozwiązaniem staną się zaawansowane eksperymenty, głównie w Chinach i w Europie (projekt ITER) z fuzją jądrową, a więc odtwarzaniem procesów występujących w jądrze Słońca (50 mln ºC i więcej). Jesteśmy bowiem w tej dziedzinie jedynie w sferze eksperymentalnej, skąd jeszcze daleko do przejścia do strefy użytkowej. Tymczasem, jak podkreślają autorzy najnowszego raportu IPCC, powołujący się na twarde dane i zestawienia, czas nieubłaganie goni.
Być może w dużym stopniu dzięki naszemu beztroskiemu – jak również, przyznajmy, płynącemu z wygodnictwa – postępowaniu klimat na Ziemi się ociepla. Jesteśmy w epoce antropogenu, czyli zwiększającej się aktywności człowieka, którego wpływ na ekosystemy i klimat staje się coraz gorszy. Jeśli nie zmienimy naszego myślenia i postępowania, to będzie katastrofa – uznają fachowcy z IPCC z całego świata.