Autor: Jacek Krzemiński

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta.

Danina dla budżetu zmusi Lasy do działania

Już, gdy rząd obłożył podatkiem od kopalin KGHM, a potem zaczął reformować OFE, należało oczekiwać, że następne w kolejce do wspomożenia budżetu będą Lasy Państwowe. Przedsiębiorstwo w ostatnich latach puchło od nadmiaru gotówki, ale nie dzieliło się nią z właścicielem, czyli z państwem. Teraz ma to się zmienić, co wbrew pozorom może wyjść firmie na dobre.
Danina dla budżetu zmusi Lasy do działania

Adam Wasiak, dyrektor generalny Lasów Państwowych (Fot. materiały prasowe LP)

Do Sejmu trafił rządowy projekt nowelizacji ustawy o lasach, według którego Lasy Państwowe (LP) mają wpłacać do budżetu państwa po 800 mln zł w 2014 r. i 2015 r., a potem dokonywać corocznej wpłaty w wysokości 2 proc. przychodów. Te pieniądze mają w większości trafić na rządowy program przebudowy dróg lokalnych (tzw. schetynówki).

W uzasadnieniu projektu Ministerstwo Środowiska napisało m.in., że skoro „Lasy Państwowe zarządzają i gospodarują mieniem Skarbu Państwa, to zasadnym jest, aby część zysku odprowadzały do budżetu państwa”. Resort przypomniał, że na koniec 2012 r. LP miały na kontach 3 mld zł wolnej gotówki, którą zebrały dzięki dobrym wynikom finansowym w ostatniej dekadzie. Tylko w latach 2009–2012 ich skumulowany zysk netto wyniósł 1,6 mld zł – dokładnie tyle, ile mają wpłacić do budżetu w najbliższych dwóch latach. Tak duży zysk udało się Lasom Państwowym wypracowywać przy bardzo wysokich – jak na instytucję publiczną – wynagrodzeniach pracowników (to właśnie upodabnia je do KGHM). Średnio wynoszą one 7 tys. zł brutto. Donald Tusk mógł więc na konferencji prasowej spokojnie powiedzieć:

– To, że zdecydowaliśmy się sięgnąć po te środki, które Lasy gromadziły, wynika z najgłębszego przekonania, także leśników, że to, iż LP funkcjonowały w takim aż przesadnie komfortowym kontekście finansowym, groziło coraz bardziej nieracjonalnym wydawaniem tych środków.

Premier jednocześnie uspokajał, że mimo daniny w wysokości 2 proc. przychodów, którą Lasy Państwowe zaczną płacić od 2016 r., będą one funkcjonować tak dobrze jak dotychczas.

– Ta wpłata nie zagrozi bezpiecznemu i racjonalnemu funkcjonowaniu LP. Lasy są właściwie zarządzane, są rentowne i takie pozostaną – wtórował Donaldowi Tuskowi Maciej Grabowski, minister środowiska.

Do tej opinii zdawał się przychylać Adam Wasiak, dyrektor generalny Lasów Państwowych.

– Plan jest trudny, jednak gospodarka leśna na tym nie ucierpi – powiedział. – Zrezygnujemy z niektórych inwestycji, które zaplanowaliśmy na rok 2014. Nie przewiduję radykalnych wyrzeczeń, takich jak redukcja zatrudnienia czy restrukturyzacja.

Opozycja z naukowcami

Te zapewnienia nie przekonały jednak polityków opozycji ani dużej części leśników i naukowców zajmujących się lasami, którzy bardzo krytycznie odnieśli się do rządowych propozycji. Nazwali je skokiem na kasę, stwierdzili, że mają one charakter fiskalny, a nie merytoryczny, że są ich zdaniem doraźne i nieprzemyślane. Nie zgodzili się z rządem, że szykowane przezeń zmiany nie zagrażają właściwemu funkcjonowaniu Lasów Państwowych. Głos zabrał m.in. prof. Andrzej Grzywacz z warszawskiej SGGW, prezes Polskiego Towarzystwa Leśnego i jeden z najlepszych polskich znawców leśnictwa. Przypomniał, że Lasy Państwowe są instytucją samofinansującą się, a jednocześnie już zasilają państwo i jego agendy oraz samorządy lokalne 2 mld zł rocznie. Robią to m.in. w postaci podatków leśnego (168 mln zł w 2012 r.) i dochodowego, ale także np. składek ZUS od swych pracowników.

Prof. Grzywacz ostrzegł, że nałożenie na Lasy Państwowe proponowanej przez rząd dodatkowej daniny na rzecz państwa zahamuje ich rozwój (poprzez ograniczenie inwestycji) i pozbawi je rezerw finansowych na wypadek sytuacji nadzwyczajnych – pustoszących drzewostany klęsk żywiołowych: huraganów, susz, powodzi, wielkich pożarów i plag szkodników. W lasach dochodzi do nich często, nie sposób ich przewidzieć, a koszty usuwania skutków takich katastrof są olbrzymie. Z tego powodu lasów na świecie się nie ubezpiecza. Ich zarządcy muszą więc tworzyć coś w rodzaju własnego funduszu reasekuracyjnego sami, ze swoich środków, (tak jest w Polsce) albo koszty takich nadzwyczajnych szkód pomaga im pokryć państwo, dopłacając do utrzymania lasów (to model panujący m.in. w Niemczech).

Rządowy projekt nowelizacji ustawy o lasach przewiduje jednak, że Lasy Państwowe w razie klęski żywiołowej czy innego nagłego zdarzenia skutkującego wielkimi zniszczeniami drzewostanów tylko w 2015 r. będą mogły wystąpić o zwolnienie lub ulgę we wpłacie do budżetu państwa. Prof. Jan Szyszko, polityk PiS, leśnik i były minister środowiska, widzi jeszcze inne zagrożenie. Powtarza, że wpłata LP ma być podatkiem obrotowym niezależnym od wyników finansowych przedsiębiorstwa.

– Skąd pewność, że LP znajdą te pieniądze? – zapytał prof. Szyszko w wywiadzie dla „Naszego Dziennika”.

Wskazał, że bywały lata, gdy zysk LP nie przekraczał 100 mln zł. Przy pogorszeniu dobrej dziś koniunktury na rynku drewna może wrócić do tego poziomu. Tymczasem wpłata na rzecz budżetu w wysokości 2 proc. przychodów to przy obecnych obrotach LP kwota rzędu 150 mln zł. Jest więc możliwe, że danina przewyższy ich zysk netto. Wtedy zdaniem prof. Szyszki Lasy Państwowe będą ciąć wydatki, a to pogorszy ich funkcjonowanie. Prof. Szyszko wskazuje jako przykład utworzony przez LP tzw. fundusz leśny, który wspomaga słabsze finansowo lub wręcz nierentowne nadleśnictwa (np. takie, których drzewostany są w bardzo dużej części chronione jako tereny cenne przyrodniczo, co pociąga za sobą dodatkowe wydatki, a jednocześnie nie pozwala w nich rąbać tyle drzew, ile w zwykłym lesie). Fundusz leśny jest zasilany m.in. z zysku Lasów Państwowych. Gdy cały zysk zje wpłata do budżetu państwa, wiele nadleśnictw ucierpi, bo dostanie mniejsze wsparcie.

To dlatego inny poseł PiS – Dariusz Bąk, leśnik i członek sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa – postuluje, żeby wpłatę LP do budżetu liczoną od ich przychodów zastąpić czymś w rodzaju dywidendy, czyli częścią zysku. Rząd brał pod uwagę takie rozwiązanie, ale nie zdecydował się na nie. Zdaniem posła Bąka dlatego, że chciał zmaksymalizować wpłaty LP do budżetu. Być może tak było, ale rząd mógł się także obawiać, że wpłata od zysku mogłaby zachęcać Lasy Państwowe do jego minimalizowania poprzez zawyżanie kosztów, które już dziś są w tym przedsiębiorstwie bardzo wysokie.

Według prof. Andrzeja Grzywacza istnieją inne rozwiązania, np. podniesienie stawki podatku leśnego. Dlatego domaga się on publicznej debaty na ten temat, nazywając propozycje rządowe „zbyt pochopnie podjętą decyzją, bez uwzględnienia szerszego tła społecznego, gospodarczego i środowiskowego”. Politycy PiS w swej krytyce poszli dużo dalej, strasząc, że dodatkowa danina nałożona na Lasy Państwowe to wstęp do ich prywatyzacji. Według PiS obowiązkowa wpłata zrujnuje je, a to z kolei umożliwi ich prywatyzację. Donald Tusk odparował, że proponuje dopisanie do Konstytucji RP, iż Lasów Państwowych nie można prywatyzować. Zadeklarował też, że jego partia zagłosuje za takim zapisem.

Straszenie prywatyzacją Lasów Państwowych to demagogia i polityczna gra. Ani ten rząd, ani kolejny na tak niepopularny krok (grożący masowym grodzeniem lasów i zakazywaniem wstępu do nich) się nie zdecyduje.

Historia może uczyć

Obłożenie Lasów Państwowych podatkiem obrotowym może im wbrew pozorom pomóc. W jaki sposób? Warto zacząć od tego, jak LP funkcjonowały przed II wojną światową. Lasy Państwowe powstały w 1924 r., a nieco później przekształcono je w skomercjalizowane przedsiębiorstwo. Dzięki temu zyskały dużą samodzielność, mogły rozwijać inne – poza gospodarką leśną – rodzaje działalności gospodarczej. Ówczesne Lasy Państwowe wspaniale te możliwości wykorzystały, współtworząc polski przemysł drzewny i przeistaczając się w okresie międzywojennym w prężną, sprawną, nowoczesną i silną firmę, jednego z największych płatników do budżetu państwa (wpłacały do niego do 80 proc. swego zysku). Budowały dziesiątki własnych tartaków i zakładów przerobu drewna. To z ich inicjatywy powstały port drzewny w Gdyni oraz zajmująca się eksportem polskiego drewna firma PAGED.

Za sprawą Lasów Państwowych w latach 30. XX w. drewno stało się jednym z naszych najważniejszych towarów eksportowych. Wyniki ekonomiczne LP były w tym czasie imponujące. W latach 1931–1938 ich czysty zysk bilansowy zwiększył się ponad czterokrotnie, a wpłaty do budżetu państwa sześciokrotnie. Ówczesne tartaki Lasów Państwowych uchodziły za najnowocześniejsze w Polsce, były stawiane za wzór, tak samo jak ich gospodarka leśna. W 1938 r. udział drewna użytkowego w pozyskanym surowcu drzewnym w LP wynosił 68 proc., podczas gdy w lasach prywatnych dużej i średniej własności nie przekraczał 56 proc., a u drobnych posiadaczy leśnych – ledwie 25 proc. Do 1939 r.

LP nie tylko znacząco poprawiły stan publicznych drzewostanów leśnych, lecz również zwiększyły ich powierzchnię. Wcale nie goniły wyłącznie za zyskiem. Ich priorytetem w tamtym czasie było przestrzeganie zasad rozważnej, odpowiedzialnej gospodarki leśnej, w której nie wycina się więcej, niż przyrasta. Kładły więc już wtedy podwaliny pod coś, co dziś nazywamy zrównoważoną gospodarką leśną, starały się chronić cenne przyrodniczo kompleksy leśne. To one jeszcze w 1924 r. utworzyły w Puszczy Białowieskiej Nadleśnictwo „Rezerwat”, które osiem lat później zostało przekształcone w pierwszy polski park narodowy.

Dlaczego to ważne? Bo LP pokazały już wtedy, że da się w nich pogodzić interes ekonomiczny ze społecznym, że mogą zasilać budżet państwa dużymi kwotami, przyczyniać się do rozwoju gospodarki bez uszczerbku dla poziomu ich funkcjonowania, bez pogarszania stanu lasów. To jest możliwe i dziś, ale najpierw musi się w Polsce zmienić obecny model gospodarki leśnej i funkcjonowania Lasów Państwowych. Takie zmiany może wymusić właśnie nałożenie na LP podatku obrotowego lub innej dodatkowej daniny.

Jak? Za PRL traktowano lasy publiczne przede wszystkim jako źródło surowca, czyli drewna. Po upadku komunizmu nowe solidarnościowe władze, przejęte kwestią ochrony środowiska, postanowiły to zmienić i przyjęły za sprawą ustawy o lasach z 1991 r. nowy model gospodarki leśnej. Lasy Państwowe przeszły pod zarząd Ministerstwa Ochrony Środowiska, oddzielono je organizacyjnie od przemysłu i zmieniono ich statut. Ich głównym celem stało się – zamiast jak największej produkcji drewna – powiększanie zasobów i poprawa stanu lasów, przemyślana ochrona ich trwałości. LP zreorganizowano w kierunku proekologicznej i zrównoważonej ekonomicznie wielofunkcyjnej gospodarki leśnej. Miały one odtąd godzić produkcję drewna z funkcjami przyrodniczymi i społecznymi (np. rekreacyjnymi) lasu.

Problem polega na tym, że to ogranicza wyręby, czyli ilość pozyskiwanego drewna. I to w takim stopniu, że zdaniem wielu ekspertów w tej „ekologizacji” gospodarki leśnej, a wraz z nią Lasów Państwowych, poszliśmy za daleko. Prawie połowa drzewostanów LP to tzw. lasy ochronne (wodochronne, wiatrochronne, glebochronne itd.) oraz znajdujące się w rezerwatach, otulinach parków narodowych, obszarach Natura 2000 i innych terenach chronionych, czyli tam, gdzie gospodarcza rola lasów musi ustąpić innym jego funkcjom i gdzie wyręby podlegają ograniczeniom. W rezultacie takiej polityki w Polsce pozyskuje się obecnie tylko 55 proc. rocznego przyrostu drewna w lasach, podczas gdy w wielu innych krajach unijnych (np. w Finlandii, Szwecji, Słowacji czy Czechach) ten wskaźnik sięga 70–85 proc.

Dzięki temu średnia wieku naszych lasów ciągle rośnie, ich zasobność w drewno należy do najwyższych w UE, a nasze Lasy Państwowe stawia się za wzór proekologicznej gospodarki leśnej. Efektem ubocznym takiej polityki przy dominacji LP na polskim rynku drewna (przypada na nie 90 proc. krajowej podaży tego surowca) są jednak wysokie ceny drewna w Polsce. To z kolei hamuje rozwój niektórych gałęzi polskiego przemysłu, obniża ich konkurencyjność.

Ograniczanie wyrębów prowadzi też do tego, że mamy już 100 mln m sześc. drewna (ich rynkowa wartość przy dzisiejszych cenach to mniej więcej 15 mld zł) w tzw. drzewostanach przeszłorębnych. To lasy, które nie zostały wycięte w ich wieku rębnym, a więc wtedy, gdy były w dobrej kondycji, a drewno osiągnęło najlepszą jakość. Drzewostany przeszłorębne już nie mają takiego przyrostu jak lasy młodsze, są od nich słabsze, mniej odporne na susze, szkodniki, zaczynają próchnieć. To była przyczyna wymierania ogromnych połaci lasów w Beskidach czy Sudetach – nie wycięliśmy ich w porę, zastępując młodszymi drzewostanami. Nie mówiąc już o tym, że na drewno z drzewostanów przeszłorębnych trudniej będzie znaleźć zbyt.

Przemysł chce bowiem drewna jak najbardziej jednorodnego, z równomiernym przekrojem słojów, czego surowiec z drzewostanów przeszłorębnych nie zapewnia. To dlatego na światowych rynkach najwyższe ceny osiągają kłody do 35 cm średnicy. Jeśli mają więcej, ich cena zaczyna spadać z wyjątkiem drewna najwyższej klasy.

Marnowanie potencjału

– Dziś zdajemy się zapominać, że głównym celem lasu powinna być produkcja drewna – mówi szef dużej polskiej firmy zajmującej się wyrębem na zlecenie Lasów Państwowych, leśnik z wykształcenia. – Gdzieś przecież musimy je produkować. O tym bez zahamowań mówi się w bardzo proekologicznych Niemczech. U nas, niestety, jest inaczej, jakbyśmy się wstydzili tego, że chcemy wycinać drzewa, a przecież w normalnej gospodarce leśnej ów pożytek pobiera się i odtwarza, na miejscu wyciętych drzew sadzi się nowe. Tam, gdzie się da, produkujmy więc dużo drewna. Co nie znaczy, że nasze lasy powinny być sprowadzone do roli fabryki drewna. Potrzebna jest tylko racjonalizacja obecnego modelu.

Dziś obowiązuje w Lasach Państwowych model tzw. leśnictwa wielofunkcyjnego, ale czy to oznacza, że każdy hektar lasu musi być wielofunkcyjny? Czy musimy ładować ogromne pieniądze w ekologizację gospodarki leśnej w drzewostanach, które głównie powinny pełnić rolę lasów produkcyjnych? Czy nasi leśnicy, prowadząc gospodarkę leśną, dostosowują ją do potrzeb przemysłu drzewnego?

Takich pytań pada z ust mojego rozmówcy więcej. Twierdzi on, że uzyskujące najwyższe ceny drewno tartaczne powinno być podstawą przychodów LP. Tymczasem w Polsce nie wykreowaliśmy na nie dostatecznie dużego rynku. W niektórych regionach, np. w Wielkopolsce, jest problem z jego zbytem. Dlaczego? Nasze tartacznictwo jest rozdrobnione, większość tartaków to prymitywne, małe, proste zakładziki, które tną tylko drewno na deski. Eksportujemy dużo surowego lub nisko przetworzonego drewna, np. w postaci palet, a za mało mamy głębokiego przetwórstwa tego surowca, które daje o wiele więcej miejsc pracy. Taki przerób jest silnie rozwinięty w Niemczech, gdzie są olbrzymie i nowoczesne tartaki, także przy granicy z Polską. To one ściągające od nas surowiec. Zajmują się np. dostarczaniem gotowych elementów do budownictwa szkieletowego w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych czy Korei.

– Dlaczego nie robi tego nasz kraj? – pyta mój rozmówca. –Przecież warunki do tego mamy. Zamiast je wykorzystać, bardzo ekstensywnie wykorzystujemy nasze państwowe lasy zajmujące 1/4 powierzchni Polski. Czy przy naszym wysokim bezrobociu, tysiącach ludzi wyjeżdżających za chlebem za granicę, problemach budżetowych, braku wystarczających środków na służbę zdrowia czy oświatę, możemy sobie pozwolić na to, żeby ekstensywnie wykorzystywać tak dużą część naszego kraju? Na to, żeby Lasy Państwowe nie wykorzystywały w większym stopniu swojego potencjału ekonomicznego, przyczyniały się bardziej do rozwoju gospodarczego Polski?

Podobne pytania zadają nawet niektórzy pracownicy Lasów Państwowych, którzy także uważają, że to przedsiębiorstwo i cały polski model gospodarki leśnej wymagają poważnych zmian. Nałożenie na LP podatku obrotowego może je wymusić, a przynajmniej wywołać publiczną debatę na ten temat. Mając bowiem takie dodatkowe obciążenie, przy pogorszeniu koniunktury na rynku drewna, które prędzej czy później nastąpi, Lasy Państwowe będą musiały wycisnąć ze swego majątku dużo więcej niż dotąd.

To zaś może okazać się niemożliwe bez głębszej zmiany sposobu ich funkcjonowania, co z kolei będzie wymagało korekty polityki leśnej naszego kraju i regulujących ją przepisów. Decyzja o nałożeniu na LP podatku obrotowego, choć rzeczywiście będąca przejawem dokręcania przez rząd fiskalnej śruby, może więc wbrew pozorom okazać się w dłuższej perspektywie dobroczynna w skutkach dla nas wszystkich.

OF

Adam Wasiak, dyrektor generalny Lasów Państwowych (Fot. materiały prasowe LP)

Otwarta licencja


Tagi