Deficyt finansów wyższy, niż chce rząd

Prawie nikt nie wierzy w zmniejszenie deficytu finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB już w 2012 roku – czyli do poziomu, jaki zadeklarował rząd w ostatnim programie konwergencji. Spowolnienie gospodarki w przyszłym roku prawdopodobnie spowoduje uszczuplenie dochodów. Rezygnacja z prób obniżania deficytu mogłaby jednak kosztować Polskę utratę wiarygodności na rynkach finansowych.
Deficyt finansów wyższy, niż chce rząd

( CC BY Images_of_Money)

Finanse publiczne
Pulpit
Analizy
Deficyt finansów może być wyższy, niż chce rząd
Nikt prawie nie wierzy w zmniejszenie deficytu finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB już w 2012 roku – czyli do poziomu, jaki zadeklarował rząd w ostatnim programie konwergencji. Spowolnienie gospodarki w przyszłym roku prawdopodobnie spowoduje uszczuplenie dochodów. Rezygnacja z prób obniżania deficytu mogłaby jednak kosztować Polskę utratę wiarygodności na rynkach finansowych.
Plan rządu nie zmienia się: Polska w przyszłym roku okiełzna deficyt finansów publicznych i to na tyle skutecznie, by ubiegać się o wyjście z procedury nadmiernego deficytu, nałożonej na nas przez Komisję Europejską. Minister finansów Jacek Rostowski jest dobrej myśli, choć – jak mówił ostatnio w TVP Info – polska gospodarka wchodzi w niebezpieczne czasy, bo mogą przyjść do niej wstrząsy z zewnątrz. O poziom deficytu jednak się nie martwi.
– Wyniki II kwartału [2011 roku – przyp. MCh] potwierdzają, że jesteśmy na dobrej drodze z zejściem [z deficytem poniżej 3 proc. PKB – przyp. MCh], bez podnoszenia podatków – mówił w tym samym wywiadzie.
Deficyt będzie wyższy
Optymizmu ministra nie podzielają ekonomiści. Zwracają przede wszystkim uwagę, że trudna do obrony będzie rządowa prognoza przyszłorocznego wzrostu gospodarczego na poziomie 4 proc.
– Głównym czynnikiem ryzyka od strony założeń makroekonomicznych jest skala spowolnienia, które nas czeka w 2012 roku. Trudno oczekiwać, że będziemy mieli wyższy wzrost PKB, niż w tym roku. To oczywiście oznacza niższe wpływy z podatków pośrednich, jak też i z dochodowych – mówi Dariusz Winek, ekonomista BGŻ. I dodaje, że jego prognoza przyszłorocznego wzrostu to 3,7 proc. Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK dodaje, że nawet przy założeniu, ze PKB wzrośnie o 4 proc., zrealizowanie planu zejścia z deficytem poniżej 3 proc. PKB już w przyszłym roku było mało prawdopodobne.
– A ponieważ wzrost gospodarczy będzie niższy to tym bardziej nie uda się zrealizować tego planu. Trudno w tej chwili powiedzieć, ile wyniesie deficyt, bo jesteśmy w okresie, w którym przewidywania rozwoju sytuacji fiskalnej są podwójnie trudne. Do wyborów konkretnych nowych propozycji rządu raczej nie zobaczymy, choć wiadomo, że projekt przyszłorocznego budżetu będzie wymagał jakiejś korekty – uważa ekonomista. Jego zdaniem sukcesem będzie samo utrzymanie się na ścieżce ograniczania deficytu – a nie jest to wcale takie pewne.
– Jeśli wzrost gospodarczy zejdzie poniżej 3 proc. PKB to jest w ogóle pytanie, czy będziemy w stanie utrzymać ścieżkę zmniejszania deficytu fiskalnego – mówi Piotr Bielski.
Dynamika wzrostu na poziomie zbliżonych średnio do 3 proc. w latach 2012-2013 to najnowsza prognoza zawarta w lipcowej projekcji Instytutu Ekonomicznego NBP.
Zmniejszenie deficytu konieczne
Dariusz Winek ocenia, że przy wzroście gospodarczym rzędu 3,7 proc. deficyt finansów publicznych powinien wynieść około 3,6 proc. PKB. Ekonomista zastrzega, że to przybliżone szacunki.
– Z punktu widzenia stabilności finansów publicznych nie ma większego znaczenia, czy to będzie 3 czy 3,6 proc. PKB. Ale to już maksymalny pułap. Nie jesteśmy na tyle bezpieczni, by pozwolić sobie na większy deficyt – mówi analityk.
Dlaczego? Większa dziura w finansach oznaczać będzie wzrost zapotrzebowania na dług. Dla rządu przekroczenie tzw. drugiego progu ostrożnościowego wielkości długu – czyli 55 proc. PKB – byłoby katastrofą. Gdyby do tego doszło, z mocy ustawy trzeba by równoważyć budżet, co oznaczałoby radykalne cięcie wydatków i podwyżkę podatków. Na razie dług jest o kilka pkt. proc PKB poniżej tej bariery.
Jest też jednak drugi aspekt zgody na zbyt wysoki deficyt. Jeśli kraje strefy euro wdrożą – jak to dziś deklarują – programy konsolidacji finansów publicznych, zaniechanie podobnych działań w Polsce byłoby źle postrzegane przez rynek.
– Chodzi o naszą wiarygodność, która w tej chwili jest wysoko oceniana. Uda się ją utrzymać tylko wówczas, gdy nie będziemy szli pod prąd ogólnoeuropejskim tendencji. Jeśli kraje UE rzeczywiście narzucą sobie dużą dyscyplinę fiskalną to zbyt duże rozluźnienie u nas mogłoby być ryzykowne – mówi Dariusz Winek.
Potrzebne wyższe podatki?
Nasi rozmówcy zwracają jednocześnie uwagę, że rząd dysponuje stosunkowo niewielkim arsenałem w walce z deficytem. Proste rezerwy – jak zmniejszenie składki do OFE – już się wyczerpały. Aby skutecznie ograniczać deficyt trzeba albo sięgnąć po dodatkowe dochody, albo ciąć wydatki.
– Ciągle nad nami wisi kolejna podwyżka VAT, która miała zostać wprowadzona na wypadek kłopotów ze zbyt dużym przyrostem długu publicznego. Być może teraz rząd sięgnie po ten instrument – mówi Piotr Bielski. I dodaje, że rząd staje przed wyborem mniejszego zła: albo podwyższać podatki, co może ograniczyć konsumpcję prywatną w warunkach spowolnienia gospodarczego, albo zrezygnować z obniżania deficytu fiskalnego ze wszystkimi tego negatywnymi skutkami.
Podobnego zdania jest Dariusz Winek. Uważa on, że podwyżka podatków może okazać się niezbędna – choć dziś minister finansów jednoznacznie się od niej odżegnuje.
– Nie będzie to nic dobrego, nie pomoże koniunkturze, ale jest pytanie – co w zamian. Obecne deklaracje o braku podwyżek podatków są też w kontekście obecnej kampanii wyborczej. Wydaje mi się, że jeśli przy niższym tempie wzrostu gospodarczego będziemy mieli kłopot w uzyskaniu deficytu na poziomie 3,6 proc. PKB to już teraz trzeba o tym mówić – mówi ekonomista BGŻ. Zwraca też uwagę, że nie ma na razie żadnych nowych propozycji w sprawie ograniczeń wydatków.
– Teoretycznie po wyborach będzie najlepszy moment aby prowadzić konsolidacje fiskalną, bo rząd będzie miał zaplecze, które będzie  w stanie to przegłosować te trudne decyzje. W tej chwili jednak nikt tego nie sygnalizuje w kampanii wyborczej – mówi ekonomista.
Czytaj też Budżet 2012: co trzeba będzie zmienić
https://www.obserwatorfinansowy.pl/2011/08/23/budzet-2012-spowolnienie-nizsze-dochod/?k=analizy
Marek Chądzyński

Plan rządu nie zmienia się: Polska w przyszłym roku okiełzna deficyt finansów publicznych i to na tyle skutecznie, by ubiegać się o wyjście z procedury nadmiernego deficytu, nałożonej na nas przez Komisję Europejską. Minister finansów Jacek Rostowski jest dobrej myśli, choć – jak mówił ostatnio w TVP Info – polska gospodarka wchodzi w niebezpieczne czasy, bo mogą przyjść do niej wstrząsy z zewnątrz. O poziom deficytu jednak się nie martwi.

– Wyniki II kwartału [2011 roku – przyp. MCh] potwierdzają, że jesteśmy na dobrej drodze z zejściem [z deficytem poniżej 3 proc. PKB – przyp. MCh], bez podnoszenia podatków – mówił w tym samym wywiadzie.

Deficyt będzie wyższy

Optymizmu ministra nie podzielają ekonomiści. Zwracają przede wszystkim uwagę, że trudna do obrony będzie rządowa prognoza przyszłorocznego wzrostu gospodarczego na poziomie 4 proc.

– Głównym czynnikiem ryzyka od strony założeń makroekonomicznych jest skala spowolnienia, które nas czeka w 2012 roku. Trudno oczekiwać, że będziemy mieli wyższy wzrost PKB, niż w tym roku. To oczywiście oznacza niższe wpływy z podatków pośrednich, jak też i z dochodowych – mówi Dariusz Winek, ekonomista BGŻ. I dodaje, że jego prognoza przyszłorocznego wzrostu to 3,7 proc. Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK dodaje, że nawet przy założeniu, ze PKB wzrośnie o 4 proc., zrealizowanie planu zejścia z deficytem poniżej 3 proc. PKB już w przyszłym roku było mało prawdopodobne.

– A ponieważ wzrost gospodarczy będzie niższy to tym bardziej nie uda się zrealizować tego planu. Trudno w tej chwili powiedzieć, ile wyniesie deficyt, bo jesteśmy w okresie, w którym przewidywania rozwoju sytuacji fiskalnej są podwójnie trudne. Do wyborów konkretnych nowych propozycji rządu raczej nie zobaczymy, choć wiadomo, że projekt przyszłorocznego budżetu będzie wymagał jakiejś korekty – uważa ekonomista. Jego zdaniem sukcesem będzie samo utrzymanie się na ścieżce ograniczania deficytu – a nie jest to wcale takie pewne.

– Jeśli wzrost gospodarczy zejdzie poniżej 3 proc. PKB to jest w ogóle pytanie, czy będziemy w stanie utrzymać ścieżkę zmniejszania deficytu fiskalnego – mówi Piotr Bielski.

Dynamika wzrostu na poziomie zbliżonych średnio do 3 proc. w latach 2012-2013 to najnowsza prognoza zawarta w lipcowej projekcji Instytutu Ekonomicznego NBP.

Zmniejszenie deficytu konieczne

Dariusz Winek ocenia, że przy wzroście gospodarczym rzędu 3,7 proc. deficyt finansów publicznych powinien wynieść około 3,6 proc. PKB. Ekonomista zastrzega, że to przybliżone szacunki.

– Z punktu widzenia stabilności finansów publicznych nie ma większego znaczenia, czy to będzie 3 czy 3,6 proc. PKB. Ale to już maksymalny pułap. Nie jesteśmy na tyle bezpieczni, by pozwolić sobie na większy deficyt – mówi analityk.

Dlaczego? Większa dziura w finansach oznaczać będzie wzrost zapotrzebowania na dług. Dla rządu przekroczenie tzw. drugiego progu ostrożnościowego wielkości długu – czyli 55 proc. PKB – byłoby katastrofą. Gdyby do tego doszło, z mocy ustawy trzeba by równoważyć budżet, co oznaczałoby radykalne cięcie wydatków i podwyżkę podatków. Na razie dług jest o kilka pkt. proc PKB poniżej tej bariery.

Jest też jednak drugi aspekt zgody na zbyt wysoki deficyt. Jeśli kraje strefy euro wdrożą – jak to dziś deklarują – programy konsolidacji finansów publicznych, zaniechanie podobnych działań w Polsce byłoby źle postrzegane przez rynek.

– Chodzi o naszą wiarygodność, która w tej chwili jest wysoko oceniana. Uda się ją utrzymać tylko wówczas, gdy nie będziemy szli pod prąd ogólnoeuropejskim tendencji. Jeśli kraje UE rzeczywiście narzucą sobie dużą dyscyplinę fiskalną to zbyt duże rozluźnienie u nas mogłoby być ryzykowne – mówi Dariusz Winek.

Potrzebne wyższe podatki?

Nasi rozmówcy zwracają jednocześnie uwagę, że rząd dysponuje stosunkowo niewielkim arsenałem w walce z deficytem. Proste rezerwy – jak zmniejszenie składki do OFE – już się wyczerpały. Aby skutecznie ograniczać deficyt trzeba albo sięgnąć po dodatkowe dochody, albo ciąć wydatki.

– Ciągle nad nami wisi kolejna podwyżka VAT, która miała zostać wprowadzona na wypadek kłopotów ze zbyt dużym przyrostem długu publicznego. Być może teraz rząd sięgnie po ten instrument – mówi Piotr Bielski. I dodaje, że rząd staje przed wyborem mniejszego zła: albo podwyższać podatki, co może ograniczyć konsumpcję prywatną w warunkach spowolnienia gospodarczego, albo zrezygnować z obniżania deficytu fiskalnego ze wszystkimi tego negatywnymi skutkami.

Podobnego zdania jest Dariusz Winek. Uważa on, że podwyżka podatków może okazać się niezbędna – choć dziś minister finansów jednoznacznie się od niej odżegnuje.

– Nie będzie to nic dobrego, nie pomoże koniunkturze, ale jest pytanie – co w zamian. Obecne deklaracje o braku podwyżek podatków są też w kontekście obecnej kampanii wyborczej. Wydaje mi się, że jeśli przy niższym tempie wzrostu gospodarczego będziemy mieli kłopot w uzyskaniu deficytu na poziomie 3,6 proc. PKB to już teraz trzeba o tym mówić – mówi ekonomista BGŻ. Zwraca też uwagę, że nie ma na razie żadnych nowych propozycji w sprawie ograniczeń wydatków.

– Teoretycznie po wyborach będzie najlepszy moment aby prowadzić konsolidacje fiskalną, bo rząd będzie miał zaplecze, które będzie  w stanie to przegłosować te trudne decyzje. W tej chwili jednak nikt tego nie sygnalizuje w kampanii wyborczej – mówi ekonomista.

Czytaj też Budżet 2012: co trzeba będzie zmienić

( CC BY Images_of_Money)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Tydzień w gospodarce

Kategoria: Raporty
Przegląd wydarzeń gospodarczych ubiegłego tygodnia (04–08.04.2022) – źródło: dignitynews.eu
Tydzień w gospodarce

Mieszkania do wynajęcia drożeją i znikają

Kategoria: Analizy
Od początku wojny w Ukrainie z polskiego rynku wyparowało aż dwie trzecie ofert. Czynsze podskoczyły od 20 do nawet 40 proc. Napływ uchodźców gwałtownie przyspieszył procesy, które i tak już następowały.
Mieszkania do wynajęcia drożeją i znikają

Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają

Kategoria: Analizy
Jesteśmy sceptyczni wobec płacenia podatków a jednocześnie oczekujemy dużego zaangażowania państwa w sprawy socjalne i gospodarkę – i nie widzimy w tym sprzeczności.
Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają