Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

Dlaczego dilerzy walutowi nie krzyczą

Bo nie muszą, gdyż komunikują się za pomocą komputerów. Błyskawiczna informatyzacja bankowości i ostra konkurencja w niej panująca dały doskonałe podłoże pod kryzys z lat 2007-2009, a na tym zapewne nie koniec.
Dlaczego dilerzy walutowi nie krzyczą

Taką tezę stawia były szef globalnego działu walutowego w Deutsche Bank Kevin Rodgers w swojej książce „Why Aren’t They Shouting?: A Banker’s Tale of Change, Computers and Perpetual Crisis”.

Cisza. No, może niezupełna. Słychać szum pracującej klimatyzacji, stukot klawiszy i pokasływania. Tak wygląda od końca lat 90. XX wieku każdy trading floor (czyli pomieszczenie, w którym zawierane są transakcje) każdego banku w każdym kraju na świecie. Krzyki dilerów walutowych ucichły już dawno. Tej ciszy dziwiła się uczestniczka wycieczki, która zwiedzbankała centralę Deutsche Banku, gdy Rodgers był tam grubą rybą (i to jej pytanie stało się tytułem książki Rodgersa).

„Bank dziś to ludzie plus komputery plus umowy” – przypomina Rodgers, który ćwierć wieku spędził na wysokich stanowiskach w sektorze finansowym. Uważa on, że błyskawiczny postęp techniczny w dziedzinie informatyki nie wyszedł na dobre sektorowi finansowemu, gdyż przyczynił się do wybuchu kryzysu z lat 2007-2009. „Banki stały się zbyt duże, by je rozumieć” – uważa autor „Why Aren’t They Shouting?”.

Jak do tego doszło

Rodgers wyjaśnia to, posiłkując się cytatami z rozmów, które przeprowadził z kolegami po fachu. Zabiera czytelnika w podróż, która zaczyna się w roku 1994, gdy wymyślono systemy – takie jak Electronic Broking Services (EBS) czy Reuters Dealing 2000-2 – które umożliwiły nie tylko podglądanie tego, co dzieje się na rynku walutowym, ale również zawieranie transakcji. Następnie pojawiają się platformy gromadzące dane z dosłownie całego rynku (multi-dealer platforms, takie jak LaraFX czy FX All), a chwilę później brokerzy dla klientów detalicznych (retail aggregators).

„Gdy w 1992 roku podczas wakacji we Florencji chciałem sprawdzić, co dzieje się na rynku, musiałem zadzwonić do biura. W 2012 roku zrobiłem to przez smartfona w autobusie przemierzającym chińską prowincję” – wspomina Rodgers.

Wejście na rynek walutowy klientów detalicznych sprawiło, że „zaczął się on charakteryzować realną niebezpieczną płynnością” –mówi jeden z rozmówców Rodgersa. Przyniosło to erę handlu wysokich częstotliwości (high frequency trading, HFT), która jeszcze bardziej zdestabilizowała finansowy wszechświat.

To było jednak tylko preludium. Dzieło postępującej w piorunującym tempie komputeryzacji w pełnej krasie można było podziwiać w latach 2007-2009 – uważa Rodgers. „Oczywiście to nie komputery były przyczyną kryzysu. Ale sprawiły, że zaraza rozprzestrzeniła się bardzo szybko i miała potworną siłę” – twierdzi autor „Why Aren’t They Shouting?”.

Co robią banki, by uniknąć kolejnego kryzysu

Według Rodgersa zbyt mało. Zdradza on, że już w 2003 roku w Deutsche Banku był przycisk, który umożliwiał zniszczenie całego systemu (gdyby komputery „zwariowały”). Teraz tego rodzaju zabezpieczenie jest zapewne we wszystkich bankach. Zdradza również, że banki stosują systemy inwigilacji (pożyczone od służb specjalnych), które mają umożliwić wykrycie człowieka planującego popełnić przestępstwo lub nadużycie finansowe jeszcze zanim on się go dopuści. „Pracownicy banków są w tej chwili najbardziej szpiegowanymi ludźmi na naszej planecie” – podkreśla.

Rodgers przypomina jednak, że komputeryzacja postępuje, a konkurencja nie maleje, bo ludzi pracujących w bankach – tak jak i tych z innych sektorów gospodarki – napędza nie tylko chciwość, ale również chęć bycia lepszym od konkurentów.

„Czy zabezpieczenia wprowadzone przez regulacje Bazylea III są wystarczające? Wydają się takie. Czy stress testy mają sens. Tak. Czy sektor finansowy może spać spokojnie? Nie, bo kryzysy mają to do siebie, że nadchodzą ze strony, z której się ich nikt nie spodziewa, i są silniejsze, niż można przypuszczać, że będą” – uważa były szef globalnego działu walutowego w Deutsche Bank.

Autor „Why Aren’t They Shouting?” nie ogranicza się do opisu historii informatyzacji bankowości i bieżącej sytuacji. Próbuje przedstawić również własne recepty na poprawę i odnowę sektora. Jedna z nich – związana ze zwiększeniem zakresu kompetencji nadzoru – zjeży włosy na głowie każdego prezesa banku. Inna to bardzo konkretna propozycja wprowadzenia… podatku bankowego (powiązanego z ryzykiem, jakie dana instytucja podejmuje). Zachęcam, by zerknąć po szczegóły do książki.

Rodgers kończy swoją publikację ciekawą konstatacją. Uważa on, że lepiej dla bankowości byłoby, gdyby banki były mniejsze (czyli ani „too big to fail” – zbyt duże, by upaśc, ani „too big to understand” – zbyt duże, by je zrozumieć). Przyznaje, że nie wie, czy nadzory wymuszą podziały, ale wskazuje, że może się to stać w sposób oddolny (samorzutny) – na przykład na drodze kryzysu (który uzmysłowi właścicielom banków, że są one zbyt duże), lub „demokratyzacji” bankowości (której pierwsze oznaki, pod postacią internetowych serwisów pożyczkowych, już są).

Rodgers okazuje się całkiem sprawnym narratorem, który z gracją prowadzi czytelnika przez meandry świata finansów. W fascynujący sposób opisuje tajniki trading floor, racząc czytelników na przykład obrazowym opisem kodu gestów używanego przez dilerów jeszcze w epoce prekomputerowej. W przystępny sposób wyjaśnia, czym są instrumenty finansowe, takie jak CDO (collateralized debt obligation, czyli obligacja zabezpieczona długiem) i CDS (credit default swap, czyli swap ryzyka kredytowego).

Potrafi opowiedzieć ciekawą anegdotę (jak ta o dilerze walutowym, który miał doktorat z fizyki kwantowej, a szwedzkiego nauczył się z nudów), zaskoczyć tytułem podrozdziału („Procter&Gambling” – o tym, jak firma Procter&Gamble straciła w 1994 roku 157 mln dol. na opcjach walutowych) albo malowniczym porównaniem (np. mechaniczno-elektronicznego brokera o nazwie Clackatron do praptaka Archeopteryksa), co zdecydowanie ubarwia jego publikację.

Dla osób od wielu lat interesujących się rynkiem finansowym nużące mogą być długie opisy najważniejszych wydarzeń (np. bankructwo funduszu LTCM i banku Lehman Brothers) czy dokładne objaśnianie poszczególnych terminów. Trudno mieć jednak pretensje do autora o to, że takowe fragmenty w książce zamieścił. Dzięki temu mogą po nią sięgnąć również osoby zupełnie ze światem finansów nie obeznane. I nie będą tego żałowały – „Why Aren’t They Shouting?” to pozycja obowiązkowa, bo stawiająca ważne pytania o przyszłość krwioobiegu światowej gospodarki, a przy tym napisana z polotem.

Otwarta licencja


Tagi