Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Drobny biznes myśli mało, bo pracuje

Polacy radzą sobie w działalności gospodarczej. Świadczy o tym wielki dorobek ostatniego ćwierćwiecza. Z drugiej strony są problemy czekające rozwiązania. Pytani jak do nich podejść, Polacy powtarzają niestety banalne zaklęcia. Czasu na zgłębianie tajników jednak nie mają, a w mediach nie znajdują wsparcia, bo tam albo poradnik dla emeryta, albo chaos informacyjny.
Drobny biznes myśli mało, bo pracuje

(infografika Dariusz Gąszczyk/ CC BY-NC-SA by Rantes)

Obserwator Finansowy zamówił dwa badania ankietowe. Pytania zadane zostały przedsiębiorcom działającym na niedużą skalę oraz Polakom zajmującym się czymkolwiek. Firma PBS przepytała 500 właścicieli lub dyrektorów firm prywatnych zatrudniających do 49 osób, natomiast w badaniu TNS Polska wzięło udział 1000 rodaków w wieku powyżej 15 lat, stanowiących tzw. próbę reprezentatywną. [Zainteresowanych szczegółowymi wynikami badań zapraszamy do kontaktu z redakcją].

Najsolidniejszy wniosek ogólny, jaki daje się wyciągnąć z obu przepytywanek wskazywać mógłby, że tak jak w zwykłym życiu zwykłych ludzi chciałoby się, żeby także w interesach było i działo się po prostu lepiej. Przydatnej wiedzy konstatacja taka wnosi bardzo mało, bo definicji szczęścia, tyle ile ludzi, ale wiadomo przynajmniej, że nastroje zdecydowanej większości drobnych przedsiębiorców są chłodne, a nawet zimne.

Około trzech czwartych respondentów PBS uważa, że prowadzenie biznesu jest w Polsce trudne i bardzo trudne, a opinia ta podzielana jest w takim samym stopniu niezależnie od czasu funkcjonowania firmy na rynku. Jest też podobno gorzej niż kiedyś, bo dwie trzecie właścicieli lub dyrektorów jest zdania, że warunki do robienia interesów są trudniejsze niż 5 lat temu.

Wskazywane przyczyny krytycznych ocen rzeczywistości trącą niestety infantylnością. Jak bowiem ocenić inaczej, że w odpowiedziach na pytanie dotyczące największych wyzwań przed polskim biznesem prowadzonym w skali drobnej dominuje obawa o możliwość sprostania konkurencji, która otrzymała najwięcej, tj. 16 proc. wskazań. Konkurencja to podstawowa cecha gospodarki rynkowej, więc bojaźń związana z rywalizacją odczytywać można w kategorii mrzonek o monopolu dla samego siebie lub pogoni za jakimś niezapamiętanym w całości marzeniem sennym. Z drugiej wszakże strony drobni przedsiębiorcy nie mają ani czasu, ani wiedzy na solidniejsze analizy czynników mających wpływ na ich sytuację zaś na trafne podpowiedzi nie mogą liczyć.

Następna w kolejności troska drobnych przedsiębiorców dotyczy rozliczeń podatkowych (14 proc. wskazań), a na trzecim miejscu jest niepokój o podołanie wysokim kosztom pracy (12 proc.). Wobec powszechnych i uzasadnionych – co gorsza – pretensji o bałagan w prawie podatkowym i. sobiepaństwo fiskusa (np. interpretacyjne), odsetek odpowiedzi wskazujących na trudności z rozliczaniem podatków jest jednak zastanawiająco mały. Ponieważ pytanie zadawane było małym przedsiębiorcom, to wyjaśnienie może być proste – podatkami zajmuje się księgowa, więc w obliczu innych problemów generalnych i codziennych nie zawracam sobie tym głowy. Można też interpretować ten wynik w taki sposób, że drobny biznes chce głównie świętego spokoju, jest uczciwy, nie prowadzi skomplikowanych interesów i nie buduje wyrafinowanych konstrukcji podatkowych, więc pole zmagań z fiskusem ma już oswojone.

Administracja jako uosobienie słabości państwa

Względnie mały odsetek odpowiedzi obwiniających wysokie koszty pracy można natomiast próbować wyjaśniać w ten sposób, że w firmach jednoosobowych i niewielkich koszty pracy są relatywnie łatwe do uprzedniego ustalenia i kontroli. Koszty pracy są zatem dopustem uświadomionym i przyjętym z dobrodziejstwem inwentarza. Poza tym, pytani byli pracobiorcy, których trudno posądzać o zrozumienie dla narzekań na nadmiernie wysokie płace, w sytuacji gdy wielu jest zapewne zdania, że zostaje im dla siebie z biznesu zbyt mało. Wobec ostatnich dyskusji w sprawach emerytalnych wzrosło też być może zrozumienie istoty składkowego finansowania emerytur.

Mali przedsiębiorcy mają zdrowy pogląd na dylemat trapiący ich jajogłowych ziomków. Uważają mianowicie, że sposobem na braki finansowe w państwie jest ograniczanie wydatków oraz prywatyzacja własności państwowej i samorządowej. Podnoszenie podatków i składek tylko dopuszczają, ale w drugiej kolejności i znacznie mniej licznie. Również przy tej kwestii widać zastanawiającą bezradność, bowiem aż jedna trzecia pytanych nie widzi żadnej dobrej odpowiedzi, albo przyznaje, że nie wie, co należałby robić. Niemal identyczne zdają się być poglądy w tej materii tzw. zwykłych Polaków i to jest już zastanawiające.

Ciekawa jest niechęć do administracji, bo aż 48 proc. pytanych przez TNS Polska właśnie w cięciach wydatków na tę dziedzinę szukałoby możliwości stabilizacji sytuacji finansowej w Polsce.

(infografika DG)

(infografika DG)

Sytuacja-finansowa-w-PolsceInfografika: Darek Gąszczyk

Administracja służy w kraju za wroga publicznego. Dzieje się tak w dużej mierze niezasłużenie, bo urzędnik działa w ramach prawa i jak mu jego władza zwierzchnia każe. Autorska propozycja interpretacji wskazuje, że krytyka administracji to zbiorczy substytut złej opinii o państwie w rozumieniu władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Nie podejmują one skutecznych, a często jakichkolwiek działań zmierzających do naprawy dziedzin źle funkcjonujących i spraw irytujących ludzi od wielu lat codziennie, i coraz bardziej. Skoro państwo nie ma ochoty zmieniać się na lepsze, to czy byłby jakiś sens przekazywać mu większe podatki na niechybne w dużej części zmarnowanie?

Obrzydzone ludziom euro

Waluta europejska jest dla najmniejszego polskiego biznesu niczym wilk dybiący na babcię oraz Czerwonego Kapturka. Jedynie 9 proc. respondentów PBS zadeklarowało, że w ogóle nie boi się wprowadzenia euro w Polsce. Reszta obawia się skokowego wzrostu cen w sklepach (33 proc.), nacisku pozostałych państw UE na wzrost stawek podatku CIT w Polsce (22 proc.), że kredyty pozostaną u nas droższe niż w państwach już należących do strefy euro (21 proc.) oraz że bardzo szybko doszlusujemy do reszty Unii pod względem wysokości wynagrodzeń (16 proc.).

Postawy niechęci wygasają w istotnym zakresie, gdy każe się respondentom założyć, że domniemany przez nich konkretny efekt negatywny z pewnością nie nastąpi. Wówczas odsetek warunkowych i bezwarunkowych zwolenników euro rośnie do 50 proc. i nieco więcej. Sterowana zmiana postaw pokazuje wyraźnie, że ludzie mają duże obawy, mało wiedzy i podzielają opinie dominujące w otoczeniu. Pytanie zasadnicze brzmi, czy obawy te są uzasadnione, czy też są z gatunku bajek o żelaznym wilku, którego wprawdzie nikt nie widział, ale mądrzy ludzie mówią przecież, że istnieje.

Skołowanie jest efektem jawnych lub zawoalowanych deklaracji przeciwnych wprowadzaniu euro wygłaszanych przez niemal wszystkich przywódców i wszystkie partie polityczne. Zwolennicy wprowadzenia waluty europejskiej w Polsce, a także orędownicy merytorycznej dyskusji są pasywni, bowiem uznają realia polityczne (warunek zmiany konstytucji) i nie chcą tracić czasu na jałowe tymczasem zajęcie. Skutek jest jednak taki, że ankietowani powtarzają podsuwane im w ankietach wytrychy, zapewniając nieskorym do wprowadzenia euro politykom dodatkowe argumenty.

W Polsce chodzi w polityce o władzę, a nie o dobro kraju i ludzi, zaś waluta narodowa pozwala na chwilowe manipulacje stanowiące jakiś tam substytut wyrozumowanych zmian w systemie gospodarczym. Sprzeciw polityków wobec euro jest więc racjonalny, choć czy jest on z korzyściami dla biznesu, ludzi i długofalowego interesu państwa, to kwestia nadal otwarta.

Kłopot z brakiem pomysłów na swój biznes

W badaniu TNS Polska, na pytanie dlaczego nie prowadzą własnej firmy, po 30 proc. ankietowanych odpowiedziało, że nie ma dobrego pomysłu na biznes, a także że nie ma dostatecznego kapitału własnego. Na kolejnych miejscach są odpowiedzi dotyczące dużej konkurencji (19 proc. – tu ta obawa nie dziwi, bo zaczynając musieliby sprostać firmom od dawna zasiedziałym na rynku), zniechęcających przepisów ogólnych (14 proc.) oraz skomplikowania podatków i braku wiedzy dotyczącej zakładania firmy (po 12 proc.).

Gdyby zwykli Polacy mieli wyobrazić siebie w roli przedsiębiorców, to największy kłopot mieliby ze znalezieniem pomysłu na biznes (37 proc.), ze sprostaniem konkurencji (32 proc.), z podołaniem wysokim kosztom pracy (26 proc.) i odłożeniem własnych środków na rozwój firmy (20 proc.). Znamienna jest ostrożność Polaków zakładających budowanie firmy z oszczędności i odrzucających mrzonki o pomocy ze strony państwa oraz Unii, a także banków. Jest to ostrożność ze wszech miar słuszna, bo są to frukta zarezerwowane przede wszystkim dla biegłych praktyków biznesu lub firm ze sporym mieszkiem na opłacenie doradców.

Choroba zwana zdrowiem

Zdroworozsądkowe jest podejście do problemów zdrowia, czyli de facto choroby. 52 proc. wskazań uzyskało w badaniu TNS Polska sugestia „upaństwowienia szpitali” (przy 34 proc. głosów przeciw), a połowa odpowiedzi aprobujących padła w pytaniu dotyczącym wprowadzenia systemu dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych z zachowaniem bezpłatnego dostępu do podstawowych świadczeń medycznych (tu przeciw było 38 proc.). Zdecydowany był natomiast sprzeciw wobec prywatyzacji szpitali, podniesienia składki zdrowotnej, wprowadzenie odpłatności za wizyty u lekarzy oraz podniesienie podatków.

Zdrowie, jak mówią słusznie, nie ma ceny, więc preferowanym w ogólnym rozrachunku rozwiązaniem okazuje się podejście wykluczające zmiany rewolucyjne. Jeśli nie wiem co przyniesie zmiana, to wolę poruszać się małymi krokami, zachowując w większości status quo, bo ze znanym bałaganem jakoś sobie jednak radzę. Polacy wybierają w tej kwestii wróbla w garści, niż gołębia na dachu. Część z nich wie, że niemal całkowicie tam prywatna ochrona zdrowia pochłania w USA niemal jedną piątą PKB rocznie, a daleko nie wszyscy są z niej zadowoleni. Z drugiej strony wiedzą też, że w polskim szpitalu „państwowym” wydać można każde pieniądze, nie osiągając widocznej poprawy. Dostrzegają także, że NFZ to nie zbiornica mądrości i wiedzy, a przede wszystkim parawan i mur, za którym chowają się kolejne rządy i ministrowie zdrowia.

Wyższe składki i podatki na ochronę zdrowia to zatem temat niemal tabu. Przestrzegane ono będzie dopóty, dopóki nie zaczną się procesy zmieniające marne oceny publicznej służby zdrowia, bo kłopoty finansowe mamy niemal wszyscy, a radzić sobie musimy (także ciężką pracą) więc brak dostatecznych pieniędzy nie jest wystarczającą wymówką. Problemy potęgujemy przez zaniechania w dziedzinie profilaktyki i wymuszanie zachowań dobrych dla zachowania zdrowia, co jest w Polsce w powijakach.

Młody chce wyrugować starego

Bezrobocie, zwłaszcza chroniczne, to objaw strukturalnej nieporadności na linii państwo-społeczeństwo-gospodarka. Dopóki dominował w świecie kapitalizm określany wilczym mówiło się trudno – nie każdy może się załapać. Dziś chciałoby się pracy i szczęścia dla wszystkich, ale brakuje porozumienia i wiedzy, jak do tego dojść. Zagubieni są nie tylko politycy, biznes i eksperci, ale także zwykły lud, który niby się odżegnuje, ale jest jednak za prawem silniejszego.

Młody chce wyrugować starego, a leciwy broni się jak może. Na pytanie TNS Polska, jakie rozwiązania mogą być receptą na bezrobocie młodych było 76 proc. wskazań na obniżenie wieku emerytalnego i 61 proc. wskazań na ograniczenie tzw. umów cywilnoprawnych. 51 głosów padło na liberalizację kodeksu pracy, a 31 proc. na większy nabór do administracji państwowej, nawet kosztem podniesienia podatków.

Respondenci TNS Polska (i PBS) zdani byli na warianty odpowiedzi zaproponowane w wywiadach, więc nie do nich pretensja o niedostrzeganie, że każde z tych rozwiązań to ćwierć-środek łagodzący na krótko jeden ból, ale wywołujący zaraz ostre zapalenie gdzie indziej. Ankieterzy też nie do końca winni, skoro nawet w elitach prawie nikt nie dostrzega, że najlepszy dziś w Polsce środek na mniejsze bezrobocie to elementarne porządki w każdej dziedzinie mającej wpływ na przewidywalność i sprawność w obrocie gospodarczym: jasne prawo, jednoznaczne interpretacje obowiązujące w całym kraju, rozumne i sprawne sądy, urzędy stosujące, a nie zasłaniające się prawem, sejm i rząd reagujące (po namyśle, ale nie wiecznym) na problemy w kraju i gospodarce, w polityce – rywalizacja na programy i przedsięwzięcia, a nie kalumnie i wyzwiska. Zwykli ludzie nie doceniają potencjalnie zbawiennego wpływu stopniowej realizacji tego rodzaju postulatów na gospodarkę i powstawanie nowych miejsc pracy, bo niemal nikt im tego nie tłumaczy.

Główne media nie stoją na wysokości zadania

Mali przedsiębiorcy umieją liczyć pieniądze, obserwować nieodległe rejony rynku i radzić sobie w codziennych zmaganiach z przeciwnościami. Nie mają wiedzy ekonomicznej i nie są (jeszcze ?) gotowi ruszyć ze swoim towarem w szerszy świat, gdzie lepsze rozeznanie w prawidłach byłoby niezbędne. Popyt na pogłębioną informację gospodarczą jest w tej sytuacji znikomy.

Badanie PBS i TNS Polska zgodnie potwierdziły, że „wiedzę” o gospodarce respondenci czerpią z telewizji. W przypadku samych tylko przedsiębiorców (PBS) na telewizję wskazało 45 proc. ankietowanych. Taki sam udział uzyskał Internet rozumiany jako portale ogólnoinformacyjne. Zgodnie z oczekiwaniami, jeszcze wyższy odsetek (71 proc.) zdaje się na telewizję w badaniu TNS Polska. Z Internetu do pozyskiwania informacji gospodarczych korzysta według TNS 31 proc. ogółu Polaków. Na szarym końcu, ze śladową liczbą wskazań, jest prasa branżowa i książki.

Wertowanie programów TV potwierdza, że w telewizji rolnik może wprawdzie znaleźć żonę, lecz nawet od oglądania tzw. wiadomości mądrości mu niestety nie przybędzie. Słyszą w TV i czytają w sieci banały i androny, więc je powtarzają. Nie ma z tego dobrego chleba i nie będzie, choć tragedii nie ma, bo jeść można i ten kiepski, licząc że coraz więcej drobnego biznesu zacznie jednak sięgać po dostępne przecież bułeczki, na których lepiej wyrośnie.

Badanie opinii przedsiębiorców na zlecenie Obserwatora Finansowego przeprowadziła firma badawcza  PBS sp. z oo we wrześniu 2014 r. Badanie odbyło się metodą CAPI i objęło 500 właścicieli firm lub osoby zarządzające firmą zatrudniających do 49 zatrudnionych.

Badanie opinii społecznej na zlecenie Obserwatora Finansowego przeprowadziła firma badawcza TNS Polska w końcu sierpnia 2014 r. metodą CAPI na reprezentatywnej ogólnopolskiej próbie 1000 mieszkańców Polski w wieku 15 i więcej lat.

 

(infografika Dariusz Gąszczyk/ CC BY-NC-SA by Rantes)
(infografika DG)
Sytuacja-finansowa-w-Polsce

Otwarta licencja


Tagi